Lawendowa Łapa wzięła głęboki wdech, nacieszając się czystym powietrzem i pięknem leśnego krajobrazu. Czuła nieopisaną ulgę. Miała wrażenie, że czas w podziemiach ciągnął się w nieskończoność i zdążyła bardzo stęsknić się nad nawierzchnią. Starała się odciągnąć myśli od swojego zbeszczeszczonego piachem i kurzem futra oraz faktu, że tak teraz będzie wyglądać co drugi dzień jej życia. Musiała myśleć pozytywnie – zaraz wróci do obozu i pochwali się wszystkim tym, że w końcu miała trening z samą liderką.
– Tędy – miauknęła nagle Szakala Gwiazda i gdy tylko jej uczennica poderwała się, liderka ruszyła przed siebie.
Zmęczona kotka podążyła za swoją mentorką, dodając sobie otuchy poprzez myśli o ciepłym legowisku, które na nią czekało.
Ku jej zaskoczeniu, wkrótce wyszły na otwartą polanę, pozostawiając za sobą iglasty las. Lawendowa Łapa posłała starszej kotce zdziwione spojrzenie. Obóz Klanu Wilka był z każdej strony pokryty drzewami, a kotka nie przypominała sobie, by mijała jakąkolwiek otwartą przestrzeń ani podczas pamiętnej nocy, ani teraz. Z daleka widoczny był duży pień starego drzewa, na którym nie było ani jednego listka mimo kwitnącej pory nowych liści. Dookoła niego rozlegał się cierniowy żywopłot. Uczennica poczuła się nieswojo na sam widok. Ku jej uldze, Szakala Gwiazda zatrzymała się w miarę komfortowej odległości od drzewa, ruchem ogona zatrzymując również swoją podopieczną. Całe szczęście. Nie dość, że nie miała najmniejszej ochoty podchodzić do tej niezachęcająco wyglądającej rośliny, to była wykończona. Gdy zatrzymała się, zaczęła od razu łapczywie łapać oddech.
– Stoimy właśnie przed Ciernistym Drzewem. To miejsce, gdzie chowamy naszych zmarłych. Chociaż teraz, w dzień, może nie wyglądać zbyt groźnie, nocą robi się tu niebezpiecznie. Zapewne słyszałaś już opowieści o tym, że drzewo to tak naprawdę jest żywe i karmi się krwią zabłąkanych. Kto wie, może są one prawdziwe? Chcesz to sprawdzić? – uśmiechnęła się wyzywająco.
– Niekoniecznie, proszę pani… – wydukała wystraszona.
Jej mentorka ponownie się uśmiechnęła.
Kotka przełknęła. Jej mama wspominała kiedyś o tym miejscu. Lawendowa Łapa nie sądziła jednak, że spotka to drzewo na pierwszym dniu swojego szkolenia. Było naprawdę przerażające. Ale, co ważniejsze, co ona robiła tutaj, słuchając tych niepokojących legend, zamiast kierować się do obozu? Była wykończona po wędrówce po tunelach i żyła przekonaniem, że to było jedyne, co Szakala Gwiazda zaplanowała na ich pierwszy trening. Czy liderka zamierzała również oprowadzić ją po nie-podziemnych terenach? I do tego jeszcze ją straszyć? Czy ona oszalała?!
– Dalej, za drzewem, znajduje się rzeka. Widzisz ją? – zapytała mentorka, w końcu zmieniając temat.
Kotka pokiwała głową potakująco, próbując ukryć zmęczenie i chęć wykrzyknięcia o pragnieniu natychmiastowego powrotu do domu. Za ponurą polaną była w stanie dostrzec niebieskie pasmo, które z tej perspektywy było dość małe i cienkie. To był jednak pierwszy raz, gdy zobaczyła rzekę. Podobała jej się, zwłaszcza w kontraście z ponurą aurą Ciernistego Drzewa i otaczających go cierni.
– Zaraz za nią mieszczą się tereny Klanu Klifu. Tym bardziej nie mamy potrzeby, żeby się tam zbliżać. – Szakala Gwiazda przemilczała dłuższą chwilę, jak gdyby chcąc, by jej uczennica wchłonęła otaczający ich krajobraz, aż w końcu się odezwała. – Dobrze, ruszamy dalej. Teraz idziemy do Potwornej Przełęczy.
Chwila, co. Jak to szły gdzieś jeszcze? Liderka naprawdę chciała ją teraz oprowadzać po terenach? I czemu wszystkie ważne punkty na terytorium Klanu Wilka musiały mieć tak nieprzyjemne nazwy?! Lawendowa Łapa, wydobywając z siebie cichy jęk, obróciła się na obolałych łapach i podążyła za mentorką. Jej otępienie musiało przykuć jej uwagę.
– Już zmęczona? To dopiero początek szkolenia, nie poradzisz sobie, jeśli po tak krótkim wysiłku będziesz łaknęła odpoczynku. Musisz zbudować kondycję – miauknęła, cały czas idąc do przod. Zwolniła jednak nieco swój krok, by młodszej kotce było łatwiej nadążyć.
Po kolejnym etapie morderczej wędrówki, którą Lawendowa Łapa ledwo wytrzymała, w końcu dotarły do Potwornej Przełęczy. Ku zdziwieniu kotki, nie wydawała się wcale potworna, przynajmniej w porównaniu z ledwo co odwiedzonym cmentarzem. Była interesująca. Między dwiema wielkimi skałami mieścił się dziwny obiekt, przypominający nieco płaską skałę, swoim kolorem jednak przypominał bardziej biało-rudego kota – był biały w liczne, rdzawe plamy. To zdecydowanie nie była skała. Zmęczenie brało jednak górę nad jakąkolwiek ciekawością, co chwila o sobie przypominając. Zamiast więc zapytać, co to, Lawendowa Łapa poczekała, aż Szakala Gwiazda zacznie opowieść.
– Pewnego dnia sztuczny ptak Dwunożnych spadł na tereny zamieszkiwane przez klany, zostawiając na nich swoje wieczne ciało. To bardzo ciekawy organizm. Nie gnije, ale wygląda na to, że rozkłada się w inny sposób. Widzisz te rude plamki? Gdy byłam młoda, było ich znacznie mniej, a ciało kruszeje w miejscach, w których się pojawiają. – Podczas swojego monologu co i raz zerkała na uczennicę. – Niezbyt rozmowna, co?
– Przepraszam panią! – Od razu się rozbudziła. – Dwunożni mają swoje ptaki? – dodała, by pokazać, że słucha, co się do niej mówi.
– To potwory, tak jak te, które poruszają się po Drodze Grzmotu, o których na pewno słyszałaś, ale one dla odmiany szybują w przestworzach. Dwunożni są naprawdę zadziwiający, prawda?
– Prawda – przytaknęła cicho.
– No dobrze, teraz dojdziemy do kawałka Drogi Grzmotu przy rzece i zawrócimy do Wierzbowej Zatoczki. Tam możesz chwilę odpocząć przed powrotem do obozu. Już widzę, że musimy popracować nad twoją wytrzymałością.
– Dobrze, przepraszam…
– Nie przepraszaj, po prostu pokaż mi swoimi czynami, że potrafisz. A teraz za mną, nie zostało nam już dużo – miauknęła zachęcająco.
Lawendowa Łapa, chcąc wierząc jej słowom, ponownie wstała i ruszyła za nią.
Gdy w końcu dotarły do wymarzonej przez uczennicę zatoczki, ta natychmiast położyła się na ziemi, nie mając najmniejszej ochoty wstawać. Mentorka obiecała jej, że tu będzie mogła odpocząć, więc kotka zamierzała skorzystać z każdej sekundy tego. Kątem oka ujrzała, jak Szakala Gwiazda siada blisko niej, bacznie obserwując.
– W porządku? Napij się wody, poczujesz się lepiej. Jeszcze nigdy nie piłaś wody bezpośrednio z zatoczki, prawda? Zaufaj mi, jest dużo lepsza, niż taka przyniesiona na mchu.
Lawendowa Łapa, choć z niechęcią, powoli podniosła się na łapy. Nie chciała odmówić, to byłoby niegrzeczne, a poza tym, faktycznie była mocno spragniona. Przykucnęła przy brzegu zatoczki, podpierając się o przednie łapy i zaczęła chłeptać. Woda była słodka, delikatna, bez mchowego posmaku, do którego kotka została przyzwyczajona przez swoje całe, krótkie życie. A może smakowała tak dobrze tylko dlatego, bo jej organizm był wycieńczony? W każdym razie, zaczęła pić tak, jakby nie piła nic od trzech dni. Choć jej łapy dalej były obolałe tak, jakby miały zaraz odpaść, czuła się trochę lepiej. W głowie pojawiła się nawet myśl, aby skoczyć do wody i obmyć swoje futro, a tym samym pozbyć się tego okropnego dyskomfortu powodowanego przez piach. Powstrzymała się jednak, pamiętając, że mama ją ostrzegała, że od bezpośredniego kontaktu z wodą jej futro schnęłoby okropnie długo i kotka czułaby się nieprzyjemnie.
To miejsce było bardzo przyjemne i już wiedziała, że będzie do niego sama wracać. Szkoda tylko, że przyszły tu na końcu oprowadzki po terenach, a nie chociażby w jej środku… Lawendowa Łapa nigdy nie zmęczyła się tak bardzo, nawet podczas nocy przed zostaniem uczniem. A to dopiero pierwszy dzień szkolenia! Szakala Gwiazda chyba chciała ją zabić.
***
Minęły cztery księżyce, nic się nie zmieniło. Szakala Gwiazda chyba naprawdę chciała ją zabić.
Tak jak obiecała, co drugi dzień zaprowadzała swoją uczennicę do tuneli, gdzie rozdrapywały nasadę stalaktytu. Lawendowa Łapa tak jak nie znosiła tuneli tak nie znosiła ich dalej, jednakże teraz przynajmniej przyzwyczaiła się do ich krajobrazu i starała się jakoś znosić tą żmudną robotę. Ale to oczywiście nie koniec. Liderka dbała o to, by jej podopieczna codziennie wylewała z siebie siódme poty na treningu i zawsze miała jakieś zajęcie. Kotka nie lubiła się przemęczać, a mimo to robiła to każdego dnia. Dlaczego? Jeszcze bardziej od przemęczania się nienawidziła zawodzenia innych. Musi pokazać, że potrafi. Że przyda się na coś Klanowi Wilka. Tak więc harowała każdego dnia. Bywały dni, kiedy od razu po powrocie do obozu szła spać, nie jedząc nawet kolacji.
Dzisiejszy dzień nie miał być jednym z nich. I to z zupełnie innego powodu, niż Lawendowa Łapa by chciała.
Gdy po zdawałoby się krótszym, niż zazwyczaj treningu kotki wróciły do obozu, Szakala Gwiazda zatrzymała swoją uczennicę z informacją, że o zachodzie słońca mają spotkać się przy wyjściu z obozu. Wydawała się dziwnie podekscytowana. Kotkę bardzo zaskoczyło to polecenie, ale nie miała przecież nic do gadania. Wolny czas spędziła na pielęgnacji i posiłku, zastanawiając się ciągle, co też jej mentorka miała na myśli.
Punktualnie, jak (prawie) zawsze stawiła się w wyznaczonym miejscu. Wkrótce pojawiła się Szakala Gwiazda i kotki bez słowa ruszyły w głąb terenów klanu. Szybkość i wytrzymałość Lawendowej Łapy wciąż nie dorastały do pięt tych jej mentorki, ale nie było aż tak źle, jak na początku. Dzięki temu przedzierały się przez las sporo szybciej, niż podczas pierwszego obejścia terytorium. Liderka wciąż jednak nie mogła rozpędzać się do swojego maksimum, jeśli nie chciała, by jej uczennica została daleko w tyle.
– Przepraszam, pani Szakalo Gwiazdo, dokąd my tak właściwie idziemy? – zapytała po dłuższej wędrówce. Las został już niemal ogarnięty przez mrok i Lawendowej Łapie zdecydowanie nie uśmiechało się mknięcie po nim w nocy.
– Niedługo zobaczysz – zamruczała tylko, nie zwalniając.
W końcu kotki opuściły las, wydostając się na otwartą przestrzeń. Uczennica zmrużyła oczy, próbując dostrzec, gdzie są. Gdy podążała szybko za mentorką, nie przykładała dużej wagi do orientacji w terenie. Ujrzała duży, powyginany kształt na środku pustej polany. Dookoła rozpościerała się mgła, nieobecna w lesie. Oh. Cierniste Drzewo. Lawendowa Łapa jeszcze nie widziała go nocą i niekoniecznie chciała widzieć.
– No – odezwała się Szakala Gwiazda. Po jej głosie można było wnioskować, że jest dziwnie zadowolona. – Pewnie zastanawiałaś się, dlaczego cię tu zaprowadziłam o tej porze. Otóż postanowiłam przeprowadzić ci test odwagi. Przy okazji może sprawdzić prawdziwość legend.
Uczennicy przełknęła. Nie podobało się jej, w jaką stronę to zmierza.
– Spędzisz samotną noc tutaj, przy Ciernistym Drzewie. Bez opuszczania polany, bez powrotu do obozu. Wierzę, że możesz to zrobić. A może za bardzo się boisz? – zachichotała beztrosko. – Zostawiam cię tutaj. Tereny znasz, dasz radę nad ranem samodzielnie wrócić do obozu. Powiesz mi wtedy, co ciekawego zobaczyłaś. Powodzenia – zamruczała i już się odwróciła, jakby gotowa tak o zostawić Lawendową Łapę.
– …niech pani poczeka! Jest pani pewna, że to konieczne? – wydukała, czując ogarniające ją przerażenie. Co to w ogóle za pomysł?!
– Każdy wojownik Klanu Wilka powinien cechować się odwagą i zimną krwią w sytuacjach kryzysowych. Przeżyłaś noc w lesie przed mianowaniem na ucznia, więc teraz też na pewno dasz radę.
“Tak, ale wtedy, choć było strasznie byłam z rodzeństwem i nie byłam nawet blisko Ciernistego Drzewa” przeszło jej przez myśl, ale nie powiedziała tego głośno. Widząc, że dyskusja nie ma sensu, a zresztą jest nie na miejscu, pożegnała mentorkę i z każdym włoskiem stającym dęba patrzyła, jak ta się oddala, aż kompletnie zniknęła w ciemnej gęstwinie lasu.
– …co teraz? – mruknęła sama do siebie Lawendowa Łapa.
Dopiero teraz słowa Szakalej Gwiazdy zaczęły do niej naprawdę docierać. Zszokowana kotka potrząsnęła głową i przełykając, odwróciła się w stronę drzewa. Było duże. I niepokojące. Jego poskręcane gałęzie wrogo pięły się ku rozgwieżdżonemu niebu, a ciernie pod nim rozpościerały się dookoła, nie pomagając wrogiemu wyglądowi. Wahając się dłuższą chwilę, w końcu ruszyła kilka kroków do przodu i rozejrzała się dookoła. Wokół niej rozciągała się goła polana, nie było tu żadnego miejsca, w którym mogła się schronić i spokojnie przeczekać noc. Wygląda więc na to, że będzie musiała stać na warcie aż do świtu. Odetchnęła ciężko i w końcu usiadła, nie spuszczając oka z drzewa, jak gdyby myślała, że to zaraz się poruszy.
Minęło kilkadziesiąt minut, choć dla Lawendowej Łapy czas ten zdawał się trwać wieczność. Dalej nie spuściła wzroku z drzewa, a za każdym razem, gdy nocną ciszę przerywało pohukiwanie sowy, zaczęła się jeżyć. Chciała do obozu. Ale nie mogła nie posłuchać Szakalej Gwiazdy. Jedyny plus mrocznej atmosfery tego miejsca był taki, że skutecznie tłumiła jakiekolwiek poczucie senności u kotki. Adrenalina nie pozwoliła jej nawet myśleć o zaśnięciu. Pogoda też o dziwo sprzyjała. Temperatura mimo braku słońca była akceptowalna. Jedynym, co mierzwiło kotkę w tej pogodzie była ta tajemnicza mgła okrywająca cały teren. Mimo to, nie było tragedii. Jakoś przeżyje tą noc.
A może i nie.
Nagle zobaczyła ruch w mgle. Natychmiast stanęła na równe łapy, jeżąc całą sierść i wysuwając pazury, choć nie mając jakiejkolwiek ochoty na walkę. Nieznany kształt przesunął się. Mgła skutecznie go maskowała. Lawendowa Łapa czując, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi, cofnęła się o kilka kroków do tyłu. Nieznajomy powolutku przesunął się w jej stronę.
– Kto tam? – Z trudem zdobyła się na wyzywający ton głosu, licząc, że to tylko jakiś zawieruszony samotnik bez złych zamiarów. Nie potrzebowała dzikich zwierząt. Duchów nie potrzebowała jeszcze bardziej.
Na dźwięk jej głosu nieznajomy wyskoczył jak z procy w jej stronę. Nie czekając ani sekundy, kotka krzyknęła i rzuciła się do ucieczki, nie przypatrując się nawet napastnikowi. Zaczęła pędzić przed siebie, w stronę lasu, wyjątkowo ignorując zalecenia Szakalej Gwiazdy. Liczyła, że zdoła zgubić nieznajomego w gęstwinie lasu, w końcu on z pewnością znał go gorzej niż ona. Przeliczyła jednak swoje umiejętności. Nieznajomy okazał się przerażająco szybki, doganiając ją, zanim zdążyła wbiec między sosny. Zdążyła jedynie wydobyć z siebie przeraźliwy pisk, zanim została powalona na grzbiet i przyciśnięta łapami z boku. Ułamek świadomości, który nie został zajęty przez strach, pozwolił jej spróbować odepchnąć napastnika, jednak bez skutku. Uświadomiła też sobie wtedy, że jego ciało jest obrzydliwie śliskie i mokre. Odważyła się otworzyć oczy i odkryła, że powalił ją drugi kot, o ciemnym, ociekającym czymś futrze. W napadzie paniki próbowała jeszcze raz się uwolnić, z całej siły uderzając go tylnymi łapami w brzuch, jednak znowu nic to nie dało.
– Jestem twoim przodkiem, Lawendowa Łapo. Przychodzę, by zabrać twoją krew na rzecz naszego Ciernistego Drzewa. Wiedziałaś, że my, dusze, żyjemy dzięki temu drzewu, a to drzewo żyje dzięki krwi? – zahuczał niskim głosem.
To koniec. Równie dobrze kotka mogła już nigdy nie wrócić do obozu, zostać tu, na cmentarzu Klanu Wilka, głęboko pod ziemią, a karmicielki zaczęłyby straszyć niegrzeczne kocięta historią o uczennicy, która umarła ze strachu.
– Dzień dobry panie przodku, t-to miło, że p-pana spotykam. – Z każdym słowem myślała, że zaraz zemdleje. – M-może p-pogadamy. N-nie musi pan od r-razu brać mojej k-k-krwi.
Chciała wierzyć, że legendy o duchach wychodzących nocą w tym miejscu to tylko legendy. Otóż nie. Zaraz umrze z łap swojego przodka. Czy Szakala Gwiazda o tym wiedziała? Może zrobiła to celowo, może była zawiedziona swoją uczennicą i chciała się jej pozbyć…
– Pogadamy? Dobre żarty. Drzewo dawno nie było nakarmione, a ty będziesz dla niego idealną ofiarą, więc zamilcz i pozwól mi… hahahah… HAHAHA! – Duch nagle zaniósł się śmiechem, nie mogąc przestać.
Śmiech ten nie był jednak… demoniczny. Był szczery, pochodził od kogoś, kto nie mógł wytrzymać z absurdu sytuacji, w której się znajdował. Mózg Lawendowej Łapy był jednak zbyt przebodźcowany, żeby to zarejestrować.
– Hahahah… ale się najadłaś stracha. No już już, nie mdlej mi tu, nie potrzebuję do niczego twojej krwi. – Próbując złapać oddech w przerwach od śmiechu, “duch” poluźnił ucisk, a następnie odszedł na bok, by kotka mogła wstać.
Natychmiast z tego korzystając, podniosła się na cztery łapy, z trudem łapiąc oddech, ale bynajmniej nie przez rozbawienie. Jej serce nie zwolniło, ba, zdawało się przyspieszać. Długą chwilę zajęło jej chociaż delikatne uspokojenie się, by mogła, choć powierzchownie, zebrać myśli. Przecież znała głos “ducha”. Znała również kogoś tak szybkiego jak on. Podczas chwilowego powrotu świadomości, udało jej się połączyć kropki.
– Sz-szakala G-gwiazda?
Nie zdążyła doczekać się odpowiedzi. Przebodźcowana, przerażona, na skraju kompletnego załamania, zemdlała.
Ups.
<Szakal? Gratuluję, wystraszyłaś swoją uczennicę na śmierć>
[2504 słowa]
[Przyznano 40%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz