Powoli zaczynała się uspokajać. Kawczemu Sercu nic się nie stało. Nie wiedziała, czemu to jest takie dla niej ważne. Kiedy usłyszała, co się stało, chciała rzucić wszystko i pomóc czarnej.
- Jest jeszcze coś. Spodziewam się kociąt, Księżycowy Blasku. – miauknęła kotka. Księżycowy Blask zaniemówiła. Nie. Nie, nie, nie. Dlaczego? No oczywiście. Kawcze Serce była wspaniała. Zasługiwała na partnera i kocięta. Ale… Żałowała, że nie mogła być kocurem. Żałowała, że nie mogła dać jej tego szczęścia. Kochała kocięta. Spędzały mnóstwo czasu razem. Księżycowy Blask nie chciała, żeby pojawił się jeszcze jakiś kocur. Kto to mógł być? Chyba zauważyłaby, gdyby Kawcze Serce się zakochała?
- Jesteś pierwszą, która o tym wie, nie licząc medyków. Mogłabyś na razie nikomu o tym nie mówić, dobrze? Sama jeszcze nie oswoiłam się z tymi wieściami... Czy kiedy już się urodzą... chciałabyś razem ze mną je wychowywać? – zapytała Kawcze Serce niepewnie. Te słowa ją zaskoczyły. Ona? Wychowywać? Decyzja trudna do podjęcia tu i teraz. Dla Kawczego Serca zrobiłaby wszystko, ale…
- A co z ojcem? Kto nim jest? – zapytała lekko zdziwiona.
- Uh Poranny Ferwor. – dostała odpowiedź.
- Ja nie zauważyłam… - miauknęła. Dogadywali się, ale chyba nic więcej?
- W porządku. – miauknęła. – To… jak? – słychać było, że te słowa przeszły jej z trudem przez gardło. Czemu? Czy robiła to tylko z poczucia winy? Jakiegoś obowiązku?
- Pewnie. Z przyjemnością pomogę ci je wychowywać. – miauknęła, chociaż wcale tego nie chciała. To znaczy, chciała, ale nie w taki sposób. Nie chciała nic na kotce wymuszać. W odpowiedzi Kawcze Serce przytuliła się do niej. Księżycowy Blask poczerwieniała. Było to wspaniałe uczucie.
- Idziemy coś zjeść? – zapytała się kotka. Patrzyła się w jej oczy i próbowała sklecić jedno sensowne zdanie. Musiała pamiętać o oddychaniu. Miała takie piękne oczy. Wyszło jej coś niezwykle inteligentnego typu „Ehem” i poszły. Nie mogła się powstrzymać gapienia na czarną. Czemu to musi być jakiś kocur? Czemu nie… Nie odważyła się dokończyć jej myśli. Nie miała żadnego prawa do Kawki. Była przecież też Słoneczna Łapa i Poranny Fewor. Usiadły i podzieliły się rybą na pół. Chciała się zapytać, ale za bardzo się bała. W końcu zebrała się na odwagę. Czy ja cię, czy ty mnie? Jak miała się zapytać?
- Czy to możliwe, że ja cię… - zaczęła, a z kociarni rozległ się pisk.
- Eh te kocięta. Spokoju nie dają. – westchnęła i popędziła sprawdzić co u Piórolotka. Została sama z nadgryzioną rybą do towarzystwa. Niechętnie dokończyła piszczkę i powlekła się za Kawką do żłobka.
- Jest jeszcze coś. Spodziewam się kociąt, Księżycowy Blasku. – miauknęła kotka. Księżycowy Blask zaniemówiła. Nie. Nie, nie, nie. Dlaczego? No oczywiście. Kawcze Serce była wspaniała. Zasługiwała na partnera i kocięta. Ale… Żałowała, że nie mogła być kocurem. Żałowała, że nie mogła dać jej tego szczęścia. Kochała kocięta. Spędzały mnóstwo czasu razem. Księżycowy Blask nie chciała, żeby pojawił się jeszcze jakiś kocur. Kto to mógł być? Chyba zauważyłaby, gdyby Kawcze Serce się zakochała?
- Jesteś pierwszą, która o tym wie, nie licząc medyków. Mogłabyś na razie nikomu o tym nie mówić, dobrze? Sama jeszcze nie oswoiłam się z tymi wieściami... Czy kiedy już się urodzą... chciałabyś razem ze mną je wychowywać? – zapytała Kawcze Serce niepewnie. Te słowa ją zaskoczyły. Ona? Wychowywać? Decyzja trudna do podjęcia tu i teraz. Dla Kawczego Serca zrobiłaby wszystko, ale…
- A co z ojcem? Kto nim jest? – zapytała lekko zdziwiona.
- Uh Poranny Ferwor. – dostała odpowiedź.
- Ja nie zauważyłam… - miauknęła. Dogadywali się, ale chyba nic więcej?
- W porządku. – miauknęła. – To… jak? – słychać było, że te słowa przeszły jej z trudem przez gardło. Czemu? Czy robiła to tylko z poczucia winy? Jakiegoś obowiązku?
- Pewnie. Z przyjemnością pomogę ci je wychowywać. – miauknęła, chociaż wcale tego nie chciała. To znaczy, chciała, ale nie w taki sposób. Nie chciała nic na kotce wymuszać. W odpowiedzi Kawcze Serce przytuliła się do niej. Księżycowy Blask poczerwieniała. Było to wspaniałe uczucie.
- Idziemy coś zjeść? – zapytała się kotka. Patrzyła się w jej oczy i próbowała sklecić jedno sensowne zdanie. Musiała pamiętać o oddychaniu. Miała takie piękne oczy. Wyszło jej coś niezwykle inteligentnego typu „Ehem” i poszły. Nie mogła się powstrzymać gapienia na czarną. Czemu to musi być jakiś kocur? Czemu nie… Nie odważyła się dokończyć jej myśli. Nie miała żadnego prawa do Kawki. Była przecież też Słoneczna Łapa i Poranny Fewor. Usiadły i podzieliły się rybą na pół. Chciała się zapytać, ale za bardzo się bała. W końcu zebrała się na odwagę. Czy ja cię, czy ty mnie? Jak miała się zapytać?
- Czy to możliwe, że ja cię… - zaczęła, a z kociarni rozległ się pisk.
- Eh te kocięta. Spokoju nie dają. – westchnęła i popędziła sprawdzić co u Piórolotka. Została sama z nadgryzioną rybą do towarzystwa. Niechętnie dokończyła piszczkę i powlekła się za Kawką do żłobka.
<Kawcia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz