Dopiero skończył swój posiłek. To było coś pięknego, bo być może Judasz długo po tej ziemi nie stąpał, ale ta pora zielonych liści... Coś więcej niż ideał. Zwierzyna była tak gruba, że nawet nie miała siły na ucieczkę. Widział na własne oczy jak fatalna była jesień i zima. Ten dobrobyt był niewątpliwie nagrodą od Klanu Gwiazdy. Wylegiwał się leniwie, przeciągając przy niesprzątniętych resztkach.
— Hej, jesteś zajęty? — otworzył jedno oko i gdy zobaczył przy sobie oblicze medyczki czym prędzej się wyprostował i pokręcił głową. — Chciałbyś może pomóc mi w zbieraniu ziół?
Nie — chciał odpowiedzieć, ale jednak przełknął te słowa wraz ze śliną. No cóż... gwiezdni nie byliby najbardziej zadowoleni, gdyby zauważyli jego obijanie się. A medyków zwłaszcza musiał szanować.
— Pewnie — odparł, potrząsając jeszcze głową, jakby chciał z siebie zrzucić resztki zmęczenia i wstał, nie bez widowiskowego przeciągnięcia się z ziewnięciem. Był gotowy.
Liściaste Futro wyglądała na zadowoloną, Judaszowcowa Łapa również. W końcu medyczka wybrała akurat jego. A widział w oddali obalających się Szarą Łapę i Zieloną Łapę, dogryzających sobie nawzajem przy piszczce. O, tam jeszcze dalej ucinała sobie drzemkę w kącie Bożodrzew (czy to jakieś zaskoczenie?). A jednak podeszła do niego. Musiała być zaskoczona jego niezwykłymi umiejętnościami! Uśmiechnął się tylko na samą myśl. W końcu ktoś go zauważał.
— Czego potrzebujemy? — zapytał Liściastego Futra, wychodząc z obozu. Głośny szum wodospadu zagłuszył jego głos, więc powtórzył głośniej: — Czego potrzebujemy?!
— Trybula jest na wyczerpaniu. Wiesz jak wygląda, prawda? To...
— Nie musisz mnie pouczać — zaprotestował czekoladowy, drgając z rozbawieniem wąsami. Wiedział więcej niż jej mogło się wydawać! — Trybula ma liście podobne do paproci i takie białe kwiaty w skupiskach na górze. Należy wydobyć najlepiej jej korzeń, ale liście też się nadają — mruknął z poczuciem, jakby wiedział już zupełnie wszystko.
Liściaste Futro otworzyła nawet pysk ze zdumienia (albo zwyczajnie żeby mu odpowiedzieć? trudno stwierdzić) i machnęła ciekawsko końcówką ogona.
— Doprawdy? A sitowiec? Też się nam przyda.
Kocur zamrugał.
— Takie zioło nie istnieje — parsknął, dalej brnąc przed siebie, wypatrując uprzednio wspomnianej przez kocicę trybuli.
— Och, wielu rzeczy jeszcze nie wiesz — pokręciła głową Liściaste Futro, śmiejąc się. Wyprzedziła ucznia, który tylko podniósł na nią brew i zmusiła tym do stanięcia w miejscu. — Hm... krostawiec? Mewi kwiat? Pietruszka?
— Pietruchę to myszy gryzą... — mruknął tylko, przewracając oczami. No oczywiście, że nie znał ziół wyciągniętych z samego końca jej pamięci. Duh, był tylko uczniem, i to nawet nie medyka! Liściaste Futro słysząc jego odpowiedź nie pisnęła ani słowem, a zamiast tego odeszła na lisią odległość, grzebiąc w kupkach dłuższej trawy. Pszczoły zamieszkały w jej mózgu? — chciał zapytać, ale tylko się przyglądał, jak niebieska wypatruje czegoś w ziemi. W końcu obrała miejsce i delikatnie podkopawszy ziemię pod rośliną, wyciągnęła ją w prawie nienaruszonym stanie, łącznie z korzeniem. Nie zauważył jej tu wcześniej. Liściaste Futro musiała mieć sprawne oko.
— Trybula. Pojedyncza, częściej są w skupiskach... — pokręciła lekko zrezygnowana głową. — Ale do tego potrzebujemy pójść do lasu. Tam najczęściej się znajduje. Trzymaj — wcisnęła mu ją w pysk bez ostrzeżenia, odbierając umiejętność mowy. — Wiesz na co działa trybula? Czy jak się jej używa?
Chętnie bym ci odpowiedział, babo — pomyślał, przekładając sobie ziele językiem, które pachniało słodziej niż smakowało. — Gdybym tylko mógł!
— Czereśniowa Gałązka dawała ją Białej Zamieci przy porodzie, więc z tym pomaga — mruknął, nieco sepleniąc przez ciągłą obecność zielska w jego buzi.
— Byłeś przy tym? — zdziwiła się asystentka wspomnianej szylkretki.
— Nie — odparł Judaszowiec. — Ale mówiła mi.
Na chwilę ponownie zapadła cisza – uczeń słyszał tylko odgłosy stawianych na suchej trawie kroków, szelestu liści w oddali i przyśpiewek ptaków. Czasami zdarzyło mu się wypatrzeć schowane w zaroślach ciekawe zawiniątko, ale szli za szybko, by umiał się mu dokładniej przyjrzeć, albo od razu zauważał, że to jakiś chwast. Jak mieli cokolwiek zebrać, jeśli tylko bezmyślnie pokonywali tereny Klanu Klifu? Bez sensu... Wolał Czereśniową Gałązkę. Była jakaś... starsza, mądrzejsza. Łatwiej mu było załapać z nią jakiś wspólny język. Wielkie umysły w końcu myślą podobnie.
— O! Wrotycz. Też się przyda — miauknęła Liść, zatrzymując się przy kępie wysokiego zioła, które akurat kwitło żółtymi kwiatami. Judaszowiec siedział cicho, nie przyznając, że wcześniej go nie znał, choć jego nazwa obiła mu się o uszy. — Widziałam, jak Prószący Śnieg kaszlał, ale byłam zbyt zajęta, by spytać się go, czy nie potrzebuje pomocy. Jak wrócimy, to mu to podam, świeże zioła w końcu działają najlepiej. Z resztą powinni się sami zgłaszać, jak mają jakieś problemy. Ehh... — mruknęła ze zrezygnowanym kiwaniem głowy, ale po chwili zachichotała. — Ciężko próbować zająć się klanem, kiedy nikt z tobą nie współpracuje.
— Tja — odpowiedział tylko i po chwili znowu dostał w pysk następną porcję cuchnących jarzyn.
Nareszcie wypluł to wszystko na ziemię. Czuł się, jakby zioła, które musiał nieść ze sobą tą całą drogę rozciągnęły mu pysk. Siedział od dłuższej chwili przy tej kupie przed niewielkim laskiem, jedynym na terenie Klanu Klifu, czego żałował, bo kochał otoczenie drzew. Nieco zazdrościł wilczakom, że po same skrawki ich ziemi ta była pokryta gęsto zbitym lasem. W cieniu drzew czuł się bezpieczniej. Bardziej przytulnie, niż pod gołym niebem i groźbą bycia łatwym kąskiem dla sokoła...
Liściaste Futro natomiast szperała w zaroślach, wyciągając z nich po chwili korzeń trybuli, o której rozmawiała wcześniej.
— Nie musisz tak pilnować tych ziół. Wątpię, że akurat się tu znajdzie jakaś ogromna głodna mysz i to wszystko nam zje — uśmiechnęła się, odkładając na ich kupkę również zebraną przed chwilą roślinę. — Możesz mi pomóc szukać trybuli. I innych ziół. Wszystko się przyda.
— Czereśniowa Gałązka mówiła coś ostatnio, że kończy się wam pokrzywa — mruknął, powtarzając właściwie to, co ta powiedziała do niego parę wschodów słońca temu.
— Och, lepiej się za zbieranie tego nie bierz — przestrzegła go Liściaste Futro. — Pokrzywę się trudno zbiera. Może cię poparzyć, jeśli nie umiesz, a do tego potrzeba nauki...
— To mnie naucz — przerwał jej, wpatrując się głęboko w jej błękitne oczy. — Chcę wiedzieć, jak się to robi.
Medyczka zamrugała nieco zdziwiona, ale nie protestowała.
— W sumie mamy sporo czasu — odpowiedziała, wzruszając ramionami. Ucieszony poszedł przodem, by znaleźć gdzieś pokrzywę. Nie było to zbyt trudne, bo roślin w lesie było naprawdę wiele, a pokrzywa była wyjątkowo pospolita. Podszedł do jednej, samotnej rośliny, bo zdawało mu się być łatwiejsze zebranie jej pojedynczej, a nie w całym skupisku. Liściaste Futro stanęła przy nim i zaczęła mu pokazywać, jak zebrać to ziele bez pokaleczenia się. — Są różne szkoły. Jedni zbierają pokrzywy całe, inni odrywają same listki. Jedni obijają, drudzy idą na żywca. Wolę to pierwsze — miauknęła, chwytając leżący przy niej patyk, jednak widząc, że jest cały w ziemi odrzuciła go i wzięła inny, czysty. — Widzisz te włoski na jej liściach? To one powodują pieczenie i swędzenie. Trzeba się ich pozbyć i już pokrzywa będzie bezbronna. — Po tych słowach niebieska poczęła energicznie uderzać w roślinę, która kładła się na ziemi i równie szybko prostowała. Judaszowcowa Łapa nie spodziewał się, że kotka podzieli się z nim takim... dziwnym sposobem. Sądził, że będzie to coś bardziej przyziemnego. Ale chyba działało, bo po chwili kotka podeszła do ziela i oderwała je, nie pokazując po sobie żadnego bólu ani strachu przed nim. — Proszę bardzo. Chcesz sam spróbować?
— Chyba już wszystko wiem — odparł, niechętny do powtórzenia takiego aktu. — Ale dziękuję.
Liściaste Futro zmierzyła go wzrokiem.
— Co ci tak spieszno do tej całej wiedzy, jeśli mogę spytać? — zapytała, a czekoladowy spojrzał się w bok, przez chwilę wahając, czy jej odpowiedzieć. Przez chwilę walczył sam ze sobą w głowie, aż w końcu jedna z jego stron dała za wygraną. Była medyczką, zrozumie! Szkoda było mu tylko, że usłyszy to najpierw Liściaste Futro, a nie Czereśniowa Gałązka...
— Cóż... Wyznam ci coś, jeśli wcześniej tego nie słyszałaś — odpowiedział tajemniczo, zachęcając kotkę ruchem łapy, aby nachyliła się, by ten mógł jej przekazać wiadomość na ucho. Nigdy nie wiedział, kto się kryje w cieniu. Kotka z małym zdziwieniem to zrobiła i łaskocząc ją po policzku wąsami wyszeptał: — Medycy to linia kontaktu nas, żywych, z Klanem Gwiazdy. Dlatego próbuje posiąść ich umiejętności, zbliżyć się. Ponieważ... jestem wybrańcem. Wybrańcem Klanu Gwiazdy.
<Liściaste Futro?>
[trening medyka; 1296 słów]
[Przyznano 26%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz