Kiedy piłka ponownie do niego wróciła, skoczył w jej kierunku. Pochwycił ją w łapki i przewrócił się na trawę, tak jak i szylkretka.
— Łap! — zawołał, odpychając przedmiot ponownie do kotki, chcąc naśladować każdy ruch matki — Hihi! — wyszczerzył się w momencie, w którym matka złapała piłeczkę
Śmiejąc się i dokazując wymieniali między sobą zabawkę. Nawet zaciekawione rodzeństwo skore do zabawy dołączyło do burego kocurka i rodzicielki, ciesząc się miło spędzonym razem czasem.
***
Może Skaza i Szczekuszka się odnaleźli, ale jak na złość teraz cioteczka Sroka przepadła jak kamień w wodę. Może i Jerzyk nie raz pod nosem życzył białej, aby zniknęła, bo kto to widział, aby wiecznie chodzić naburmuszonym, ale w głębi serca nie chciał tracić kolejnego członka rodziny. Co to, to nie! Tak więc, gdy posłuchał w nocy rozmowę matki z resztą członków rodziny o utworzeniu grup poszukiwawczych, z trudem mógł wysiedzieć spokojnie.
Zeskoczył z legowiska, na którym to pozostała trójka rodzeństwa sobie smacznie spała wtulona w siebie, grzejąc się nawzajem. Cicho przemknął po drewnianych deskach w stronę rozmawiającej mamy z babcią. Przysłuchiwał im się przez chwilę w ciszy, aż wreszcie wyskoczył z cienia, znajdując się tuż obok kotek.
— Ja też chcę pomóc! Chce brać udział w poszukiwaniach cioci Sroki! — odezwał się podskakując na swych łapkach, chcąc dorównać im wielkością, a przede wszystkim swojej matce — Rozpocząłem trening, więc mogę wam pomóc!
— J-Jerzyku? Czemu ty nie śpisz?
— Bo się martwię. — wymiauczał, po tym jak w końcu się usadowił na deskach. — Cześć babciu! — podjął zwracając się do burej kotki, której kiwnął łebkiem. Mama nie lubiła, jak ta do nich wpadała w odwiedziny. Nie bardzo rozumiał dlaczego tak było. Babcia była bura tak samo jak i on to musiała być spoko! A mimo to wyczuwał jakieś takie bliżej nieokreślone napięcie pomiędzy rodzicielką, a starszą kocicą. Przyglądał im się w ciszy przez chwilę, po czym wlepił na dłużej spojrzenie w szylkretową kotkę — Ciocia Sroka może i nie jest fajna, ale nie możemy jej zostawić tak samej! Nie ma jej już od trzech dni! A Betonowy Świat dla pojedynczego samotnika jest niebezpieczny, sama tak mówiłaś mamo! Dlatego musimy się trzymać razem. A w tej chwili ciocia Sroka może być w niebezpieczeństwie, może ją hycel porwał, może... — nie dokończył, bo matka przysłoniła mu pyszczek ogonem, najpewniej nie chcąc słyszeć najgorszego z ust tak małego kociaka
— Zdajemy sobie z tego sprawę Jerzyku. — podjęła łagodnie babka — Dlatego jutro z samego rana zajmiemy się zbieraniem informacji. Może ktoś ją widział i wie co się stało... Im nas będzie więcej, tym sprawniej pójdą poszukiwania. — Zmierzyła wzrokiem swojego wnuka. — Wyśpij się, bo czeka nas pobudka skoro świt. Tylko masz się nas słuchać, rozumiesz?
— Serio?!
— Mamo... — Jeżyk spojrzała się na Krokus karcąco. Dostrzegłszy entuzjazm swojego synka, na jej pysku pojawił się słaby uśmiech. Nachyliła się do swojej pociechy i przejechała językiem po jego burym futerku — No dobrze, będziesz mógł z nami iść. Tylko pamiętaj, że to nie zabawa. Musisz być grzeczny. Musisz się nas słuchać i na pewno nie wyzywać innych samotników. Będziemy potrzebować ich pomocy.
— Dobrze, postaram się ich nie wyzywać... o ile ci nam faktycznie pomogą
Po dokładnym ustaleniu planu jutrzejszych działań, szylkretka ponagliła kociaka do pójścia spać. Zagoniła go z powrotem do legowiska. Niechętnie ułożył się u boku swoich sióstr. Ze względu na podekscytowanie jutrzejszym dniem, z trudem mógł zasnąć.
***
Czuł się jak pan i władca Betonowego Świata, kiedy przemierzał go wraz z rodzeństwem. Właśnie, z rodzeństwem. Oni też musieli zostać wzięci na misję poszukiwawczą Sroki. Kocurek wolał się sam wykazać, by później mógł się przechwalać co on to nie widział i co nie zrobił. Miał nadzieję, że cioteczka znajdzie się cała i zdrowa. Pewnie po prostu się gdzieś schowała przed nimi. Przykre myśli o tym, że mogło się jej coś stać wyleciały w momencie co kocurek potrząsnął swym puchatym łebkiem.
— Mogę też wejść na dach? Będę więcej widzieć! — zawołał do matki, spoglądając w kierunku przemieszczających się na górze kotów. Wśród nich była babcia i Skowronek.
— Dopiero co rozpocząłeś trening... — westchnęła kocica kręcąc głową. Pewnie nie dowierzała w to jaki urwis jej się trafił, który z trudem mógł usiedzieć w miejscu. Niby był grzeczny, a tak naprawdę był wcieleniem diabła. I te wywinięte uszy zakończone pędzelkami do złudzenia przypominają rogi. — Jerzyku, mówiłam ci, że to nie zabawa. Jeśli będziesz przeszkadzać, wrócisz do szopy — mówiąc to zerknęła na grupę kotów, które kręciły się w jednej z uliczek przy koszach na śmieci
Buremu ani trochę nie podobała się wizja powrotu do domu Cynamonki, a dokładniej szopy w której przyszło im pomieszkiwać. Tak też, gdy matka rozmawiała z obcymi kotami, on sam grzecznie usiadł na uboczu. Lekko szturchał łapa papierek po cukierku, którego jakiś dwunożny nie był w stanie wrzucić do kosza. Jednym uchem rejestrował to o czym Jeżyk rozmawia z kocurem o imieniu Nemo. Wyglądało na to, że się chyba znali. Niestety kocur nie wiedział nic na temat ciotki Sroki, tak też ferajna ruszyła dalej. Młodzi uczniowie dokazywali, starając się samemu wywęszyć zapach białej kotki. Mogła tu być, tu gdzie teraz się znajdowali, jednak przez zapach spalin i minione dni trudno było wyczuć jej zapach.
Na poszukiwaniach spędzili prawie cały dzień. Kamienna Sekta otrzymała od samotników dużo informacji, za dużo. Niektóre się pokrywały z innymi, że ktoś faktycznie widział kocicę, inny kręcili łbem i ukrywali temat. Przy rozmowie z tym drugim typem kotów Jerzyk z trudem się powstrzymywał, aby nie wygarnąć im dlaczegóż są tacy tępi i nie potrafią pomóc zmartwionej rodzinie. Szylkretka musiała go mocno trzymać za ogon, kiedy to zaczął wydzierać się na jakąś liliowa kocice.
Poszukiwania zakończyły się fiaskiem, ale to nie ostudziło zapału kotów. Musieli dowiedzieć się tego jaki los spotkał Srokę.
***
Zaginięć w bliskim gronie ciąg dalszy. Tym razem to pieszczoch zaginął, a dokładniej syn Cynamonki, po tym jak ta dwójka miała między sobą ponoć małą sprzeczkę. Nie wnikał o co poszło, miał to gdzieś. Z dzieci Cynamonki to tylko go interesował Duszek i Miedź. To była jego dwójka ulubionych pieszczochów!
Jednak nie mógł zrozumieć jak Kos mógł doprowadzić do płaczu swoją mamę. To jak pieszczoszka płakała w ramie Jeżyk, z trudem będąc się wysłowić, łamało buremu serduszko. Gdyby łaciaty wpadł w jego łapska, sprałby go na kwaśne jabłko. Jerzyk miał swoje za uszami, ale nigdy by nie pozwolił, aby przez niego mama płakała.
— Spokojnie, znajdziemy go! Na pewno! — zawołał w pewnym momencie Jerzyk wybiegając naprzód zbiorowiska kotów
Wypiął dumnie pierś zerkając na rodzeństwo uciekiniera. Niech wiedzą, że to właśnie on, a nikt inny znajdzie ich brata. Od poszukiwań cioteczki Sroki podszkolił się, a poza tym znalezienie głupiego pieszczocha nie powinno być takie trudne jak znalezienie samotnika. W końcu pieszczochy musiały się trzymać blisko ludzi, jeśli chciały przeżyć.
W pewnym momencie i stąd nie zowąd, przed kocurkiem została postawiona pluszowa krówka przez jedną z sióstr Kosa.
— Pomogę go szukać! — oznajmiła pewnym siebie głosem, zerkając na matkę — Weźmiemy Łaciatkę ze sobą. To ulubiona zabawka Kosa. Myślę, że dzięki niej szybciej go znajdziemy... — wyjaśniła płowa szylkretka, na co okrągła liliowa koteczka podśmiechując przytaknęła siostrze na zasłyszana informację
Niewiele myśląc, utworzyli grupę poszukiwawczą. Tym razem było więcej kotów, dzięki czemu na pewno musieli odnaleźć zaginionego kota. Prawda?
***
Jerzyk przeczesywał sam zaułki. Obiecał mamie uważać na hycla, jak i również nie wdawać się w dyskusję z groźnie wyglądającymi kotami. Przytaknął jej łebkiem i grzecznie oddalił się od reszty grupy, która przeczesywała inne zakamarki Betonowego Świata. Był pewien, że wieczorem wrócą z Kosem do domu. A dodatkowo Jerzyk miał zamiar dać mu porządnego kuksańca za karę. Za to jego okropne zachowanie!
— Odechce mu się uciekania... Ugh, głupek. Przez niego Cynamonka nie pozwoli Duszkowi być samotnikiem — bąknął pod nosem zaglądając do jednego z śmietników, a nuż może zmarzł mu tyłek i postanowił się schować przed śniegiem — Ej, brzydalu? Jesteś tu może. Cała rodzina cię szuka, martwią się o ciebie! — wydarł się na całe gardło. Na dobrą sprawę nie tylko rodzina go szukała, ale cała Kamienna Sekta. — No już, wyłaź Kosie!
Zero odpowiedzi. Westchnął kręcąc głową. Miasto nie było tak duże, więc nie powinien być to problem by znaleźć jednego kota. I to w dodatku pieszczocha, którego szyję zdobiła obroża.
Zeskoczył z obudowy śmietnika, kierując się w stronę skrzyżowania. Już miał opuścić alejkę, gdy z jednej skrzyń znajdującej się przy ścianie odezwał się zachrypnięty głos.
— Co ty się tak wydzierasz szczylu?! Życie ci niemiłe, chcesz je wcześniej zakończyć?!
Jerzyk nic nie zrobił sobie z uwagi staruszka, któremu zakłócił spokój. Zamiast tego splunął, pokazując co sądzi o jakimś obcym przybłędzie, któremu zakłócił sen.
— Szukam kogoś. Dlatego się wydzieram... KOSIE! PRZESTAŃ SIĘ CHOWAĆ, BO JAKIEMUŚ STARUCHOWI PRZESZKADZA TO, ŻE CIĘ NAWOŁUJĘ!
— Ta dzisiejsza młodzież... słuchał no młody, żadnego Kosa tu nie było, więc idź go szukaj gdzie indziej. I błagam nie wydzieraj się tak, jak będziesz stary jak ja, to zrozumiesz mnie. — zakasłał. — No już zmiataj stąd. Mówiłem, ci że żadnego Kosa tu nie było. No chyba, że ten co go szukasz to ten kociak, co go potwór zmiótł wczoraj... Okropny widok. Dwunóg nawet nie zatrzymał tej swojej olbrzymiej bestii. — pokręcił głową, po czym machnął łysiejącą kitą i zachęcił kocurka, by ten za nim ruszył. Jerzyk przełknął ślinę słysząc co ten dziadek papla. Ruszył powoli za nim, a starszy zaprowadził go kawałek dalej za skrzyżowanie. — Czy to ten, którego szukasz? Twój kolega? — zapytał wskazując łapą na czarno-białe futerko, które było pozostałością po kociaku
Jerzyk tępo wpatrywał się w ciałko kota, który do złudzenia wygląda jak kocur, którego szukali. Pyska nie widział, tak też trudno mu było to określić. Na dobrą sprawę nie chciał mu się przyglądać. A co do zapachu futra... był przesiąknięty krwią, wilgocią i spalinami. Czy to był czysty przypadek, że kocur łudząco przypominający syna pieszczoszki to był właśnie on we własnej osobie? Czy ta kupa futra bez życia to był Kos?
<Jeżyk? Proszę określić tożsamość kupy futra>
[Trening 1602 słów]
[Przyznano 32%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz