Słowa kotki wciąż odbijały się echem w jej głowie. Czuła jak dusiła się tym. Niechęcią i zmieszaniem jakie ujrzała w jej oczach. Zabierały jej oddech. Przyprawiały o bóle serca. Nieustanne potworne kucie, które nie chciało jej zostawić.
Patrzyła pusto na szare ogołocone gałęzie. Świat stracił barwy, pogrążając się we smutku wraz z nią. Nieważne na co spojrzała - wszystko przypominało jej o kotce, która ją złamała. Zdruzgotała. O kotce, której uwagi i ciepła tak łapczywie pragnęła. Żałowała, tak strasznie żałowała. Co uderzenie serca przeklinała się w myślach. Zniszczyła. Wszystko zniszczyła. Zawiniła. Zepsuła wszystko co miała. Teraz został jej tylko płacz. Nie mogła nic więcej zrobić. Nie mogła jej do niczego zmusić, nieważne jak bardzo pragnęłaby to wszystko potoczyło się inaczej.
Jej największy błogostan zamienił się w najgorszy koszmar.
— Traszko...? Traszko...? — czuły głos matki dobijał się do niej.
Zacisnęła mocniej ślepia, by ukryć łzy.
— Tak? — słaby głos wydobył się z jej gardła.
Poczuła ciepło rozchodzące się po jej boku. Mak przysiadła się do niej.
— Co tam się stało? Ktoś zrobił ci krzywdę? Proszę, powiedz mi. — błagała zaniepokojona rodzicielka. — Nigdy nie widziałam cię takiej smutnej...
Traszka schowała pysk za łapami. Nie chciała sprawiać kotce przykrości. Nie chciałaby ta cierpiała przez nią. Chciała móc się wysilić na nieszczery uśmiech. Skłamać o tym, że wszystko w porządku. Lecz bezkresny żal, który wciąż się w niej przelewał uniemożliwiał to. Nawet najmniejsze kłamstwo.
— Nic... po prostu nic. — miauknęła cicho, kuląc się bardziej na legowisku.
Chcąc schować się przed tym całym światem. Zapaść się głęboko pod ziemię. Tam gdzie nie dosięgną jej morskie ślepia. Poczuła jak znów łzy moczą jej poliki. Miała tak strasznie tego dość. Oddała by wszystko by cofnąć czas. Cofnąć ten błąd. Trwać w dalej w tej sielance. Idealnym świecie, gdzie Lis nie jest nią obrzydzona. Gdzie wciąż ją lubi. Gdzie nie patrzy na nią takim spojrzeniem.
Poczuła jak stłumiony jęk przechodzi przez jej ciało. Dreszcz żalu przeszedł przez jej grzbiet, zmuszając napuchnięte ślepia do dalszego płaczu.
— Zostaw mnie samą... — poprosiła cicho.
— Traszko...? Traszko...? — czuły głos matki dobijał się do niej.
Zacisnęła mocniej ślepia, by ukryć łzy.
— Tak? — słaby głos wydobył się z jej gardła.
Poczuła ciepło rozchodzące się po jej boku. Mak przysiadła się do niej.
— Co tam się stało? Ktoś zrobił ci krzywdę? Proszę, powiedz mi. — błagała zaniepokojona rodzicielka. — Nigdy nie widziałam cię takiej smutnej...
Traszka schowała pysk za łapami. Nie chciała sprawiać kotce przykrości. Nie chciałaby ta cierpiała przez nią. Chciała móc się wysilić na nieszczery uśmiech. Skłamać o tym, że wszystko w porządku. Lecz bezkresny żal, który wciąż się w niej przelewał uniemożliwiał to. Nawet najmniejsze kłamstwo.
— Nic... po prostu nic. — miauknęła cicho, kuląc się bardziej na legowisku.
Chcąc schować się przed tym całym światem. Zapaść się głęboko pod ziemię. Tam gdzie nie dosięgną jej morskie ślepia. Poczuła jak znów łzy moczą jej poliki. Miała tak strasznie tego dość. Oddała by wszystko by cofnąć czas. Cofnąć ten błąd. Trwać w dalej w tej sielance. Idealnym świecie, gdzie Lis nie jest nią obrzydzona. Gdzie wciąż ją lubi. Gdzie nie patrzy na nią takim spojrzeniem.
Poczuła jak stłumiony jęk przechodzi przez jej ciało. Dreszcz żalu przeszedł przez jej grzbiet, zmuszając napuchnięte ślepia do dalszego płaczu.
— Zostaw mnie samą... — poprosiła cicho.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz