*przed wojną, bardzo dawno*
Wcześnie rano weszła do legowiska wojowników. Strzyżykowy Promyk i Muchomorzy Jad jeszcze spali, nie musiały więc nawet wymienić spojrzeń. Mogła spokojnie pójść uzupełnić zapasy ziół. Oznaczało to jednak obudzenie Jagodowego Gąszczu i znoszenie jego humorów, ale zdecydowanie wolała je, zamiast medyków.
Kiwnęła głową kotu pilnującemu obozu, nawet nie zwracając uwagi kto to i poprowadziła ich dalej. Cele miała zlokalizowane, bo brała medykamenty zawsze z tych samych miejsc. Czasami chodziła bez celu, to przy okazji szukała nowych, ale z towarzystwem wojownika, nie chciała marnować jego czasu. Musiałaby szukać nowego pomocnika, gdyby Jagodowy Gąszcz zbuntował się i odmówił. A nie pamiętała za bardzo kotów w klanie. Wszyscy byli tak samo beznadziejni.
Nie pamiętała dostania się do poszukiwanego miejsca, ale nie miało to znaczenia w ogólnym obrazie. Dotarli.
Weszła sprawnie na drzewo i uczepiona gałęzi, zaczęła odplątywać powój z niższej gałęzi. Czy było to trochę więcej roboty niż szarpanie go z dołu? Pewnie tak, ale przez to był dłuższy, więc mogli na spokojnie go dzielić na potrzebne rozmiary i robiło to mnie hałasu. Gotową łodygę zrzuciła na dół, a towarzyszący jej kocur zajął się ściąganiem go z reszty pnia. Gdy uznała, że mają wystarczająco, zeskoczyła na dół i obwinęła się rośliną. Wygodniejszy sposób niż przenoszenie, bo mogła trzymać w pysku coś więcej, a srebrny był wolny do ewentualnej walki. Taki mały system sobie wypracowali przez księżyce współpracy. A potrzebowali jeszcze poszukać pewnych niebieskich kwiatków.
Ich umiejscowienia nie była pewna, ale znała okolicę, w której były. Powoli machając ogonem, poprowadziła ich w tamtą stronę.
Naprawdę myślała, że do tego czasu wojownik odmówi pomagania jej. Sądziła też, że sama będzie miała do niego urazę przez tamto wydarzenie z topielcem. Ale na razie działali. To dobrze. Cieszyła się. Nawet trochę go lubiła. Na tyle ile była w stanie kogoś lubić, chyba znajdował się na podium.
Kocur wiedząc czego szukają, zauważył roślinę pierwszy. Czasami się tak zdarzało. Podziękowała mu i pobiegła przodem, by przykucnąć przy kwiatkach. Pod koniec, gdy miała już prawie wystarczającą ilość, usłyszała szelest. Wierząc, że Jagodowy Gąszcz powiadomiłby ją, gdyby było to coś pilnego, spokojnie skupiła się na zrywaniu liści ogórecznika dla Błotnistej Plamy. Dopiero gdy skończyła urywać gałązkę, uniosła głowę, by napotkać spojrzeniem siostrę zielonookiego.
<Mak?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz