*wojna*
W klanie atmosfera była dość napięta. Podobno niedługo miała wybuchnąć wojna między klanami. Koty były poddenerwowane.Skoczek nieco żałowała, że nie mogła pójść na tę wojnę ze względu na swój wiek i brak wyszkolenia. Nawet gdyby ją już teraz mianowali, wiedziała, iż nie możliwym było przygotowanie jej wystarczająco do bitwy, nim ta na nadejdzie. Mimo tej chęci pokazania innym, że potrafiła być przydatnym członkiem Klanu Klifu, ogarniała ją znacząca dawka strachu na myśl o walce. W końcu, Skoczek była jeszcze kocięciem, już nieomal w wieku uczniowskim, ale nadal kocięciem.
Niebieska akurat jadła sobie spokojnie mysz przed kociarnią, gdy nagle do obozu wparowała zdyszana uczennica, pachnąca lasem. Z tego co pamiętała srebrna z opowieści, tak miał pachnieć ich sojusznik.
Od razu ktoś podszedł do szylkretowej kotki i zaprowadził ją do lidera. Atmosfera w obozie stała się napięta, a wszyscy wyczekiwali, co się wydarzy.
I podejrzenia kotów rozeznanych w stanach między klanami się potwierdziły.
Klan Wilka został zaatakowany przez Burzaki i Nocniaki. Mieli iść na wojnę. Córka Piegowatej Mordki czuła stres, ale także ulgę, że nie idzie wraz z resztą na przelew krwi. Za owe drugie uczucie skarciła się. Powinna być odważna i nie stronić od obrony klanu, nawet, jeśli nie była jeszcze uczniem, być gotową wskoczyć w wir walki dla społeczności klifiaków. Tak przynajmniej osobiście uważała.
Obserwowała, jak koty zostają wywołane, a potem tłumnie wychodzą z obozu.
Miała nadzieję, iż jej znajomi wrócą z tego żywi. Obserwowała wejście do obozu, nim ostatnia kita nie zniknęła za rogiem.
***
Nie było ich już jakiś czas, a atmosfera obozu coraz bardziej się zagęszczała. Szepty wypełniały jaskinię za wodospadem. Zmartwionym spojrzeniom i pomrukom nie było końca, koty raz po raz zerkały na wejście, przed którym stali wartownicy. Było ich więcej niż zazwyczaj, ze względu na sytuację. Nie wiadomo było, czy ich wrogowie… nie przypuszczą ataku również na nich. Będą zmęczeni po walce, ale nawet wtedy, gdyby nikt nie przyszedł kotom pozostałym na terenach klifiaków z pomocą, padliby łupem kilka razy liczniejszych kotów.
Skoczek siedziała wraz ze Srebrną Łapą i Dzwonkową Łapą. Wnuczka Miętowej Gwiazdy siedziała sobie, patrząc na przejście do obozu, nieomal nie mrugając, zaklęta niczym skała. Dzwonek zaś machał ogonem na boki, łażąc w te i we wtę, jednak nie oddalając się od dwójki kotek za bardzo.
– Nie pojmuję, czemu nie wzięli mnie do bitwy! – warknął rozsierdzony – Powinienem bronić Klanu Klifu, a nie sterczeć tu! Co to za kocur, co nie walczy!
– Raczej nie tylko kocur, a wojownik czy też uczniowie szkolący się na niego ogółem – zwróciła na to uwagę Skoczek.
– Racja, racja. – burknął tylko point.
Szadź nie zwróciła na ową wymianę zdań uwagi, jak to ona żyjąc trochę w swoim świecie.
– Jak sądzicie, kiedy wrócą? – spytała Szadź, wbijając pazurki w ziemię. Ta niewiedza o stanie współklanowiczy ją denerwowała, choć starała się na zbytnio jej nie okazywać.
– Nie mam pojęcia – odparł niebieski, zatrzymując się – Jak sądzicie, czemu zostawili aż trzech uczniów w obozie? Przecież mogliśmy pomóc, nie jesteśmy już kociakami! Każda para łap się liczy na wojnie.
Skoczek nie odpowiedziała, wbijając spojrzenie na moment w ziemię. Żałowała, iż nie mógł powiedzieć „czterech”, czy tam sześciu, licząc jej rodzeństwo.
Dzwonek jednak nie zauważył jej ruchu, powracając do chodzenia.
Skoczek przybliżyła się do szylkretowej terminatorki, po czym uniosła na nią spojrzenie pomarańczowych oczu, by następnie spytać:
– Martwisz się?
Córka Oszronionego Słońca przez chwilę nie odpowiadała, aby w końcu powoli skinąć głową. Na jej ruch Skoczek oparła się o futro koleżanki, chcąc dodać otuchy jej, jak i sobie samej.
Nie mogła sterczeć bezczynnie, gdy było tyle do zrobienia.
– Mogę pomóc! – miauknęła do kotek – Będę podawać wam zioła ze składzika!
Morskie Oko pewnie normalnie by się nad tym zastanawiała, ale w obecnej sytuacji po prostu skinęła głową. Skoczek poczekała, aż wejdą do środka, po czym wskoczyła do wnętrza jamy medyków za resztą kotów, natychmiast podskakując do składzika z ziołami.
– Potrzebna pajęczyna! – usłyszała głos Czereśni. Szybko znalazła wspomniany przedmiot, tak przydatny w tamowaniu krwawienia. Najszybciej jak mogła dostała się do córki Fiolet i jej pacjenta, podając jej materiał na opatrunek.
– Będzie potrzebne więcej.
– Szczaw i rumianek! – miauknęła zajmująca się innym wojownikiem Morskie Oko, używając przy tym jeszcze innego zioła, które miała przy sobie jeszcze z pośród tych zabranych na pole bitwy.
Trzy rzeczy na raz. Szybko odwróciła się, a przyskakując do ziół wywaliła, na szczęście tylko trochę niszcząc poukładane kupki roślin. Znalazła znajome z wizyt u medyczek leki oraz wzięła pajęczą sieć na patyk. Trudno by było to wszystko utrzymać, więc tylko patyk i rumianek znalazły się w jej pyszczku. Pochyliła się, by stanąć na przednich łapkach, a następnie popychając szczaw przed siebie wrócić do kotek. Musiała wyglądać nieco komicznie, ale miała to gdzieś.
– Teraz nawłoć i trybula – usłyszała następne polecenie. Natychmiast wróciła się do składziku, szukając spojrzeniem wspomnianych medykamentów.
Trybula, trybula, trybula… gdzie mogła być trybula.
– Więcej pajęczyny!
– Skrzyp!
Kolejne dwie potrzebne rzeczy zostały wymienione. Uznała, że po pajęczynę wróci się zaraz po oddaniu reszty. Wzięła w pysk skrzyp i nawłoć, a słodko pachnącą trybulę podniosła swymi przykrótkimi przednimi łapkami, następnie niczym kangurek przyskakując z powrotem do potrzebujących.
– Już wystarczy, słoneczko. – usłyszała głos Morskiego Oka, gdy przeszukiwała zioła.
– Co miałam znaleźć, co miałam znaleźć, co ja miałam znaleźć… – mruczała pod nosem zaabsorbowana poszukiwaniami.
– Nic nie miałaś znaleźć.
Uniosła pysk z nad wonnych ziół, następnie zerkając przez ramię na liliową.
– Nie muszę jeszcze kończyć! Mam jeszcze dość siły, żeby…
– Nie ma już kogo leczyć. – przerwała jej główna medyczka, uśmiechając się. – Wykonałaś kawał dobrej roboty.
Młoda kotka rozejrzała się zaskoczona, następnie przyskakując do liliowej i widząc, że wszystkie koty były już zaopiekowane i wypoczywały w najlepsze.
– A teraz idź już odpocząć. Niezdrowo jest się przemęczać. – stwierdziła dziko pręgowana, trącając ją nosem w stronę wyjścia. Skoczek jednak obróciła się natychmiast w jej stronę, zamiast wyjść.
– Dzięki.
– Za co? – spytała skonfundowana medyczka.
– Że pozwoliłaś mi pomóc. – odpowiedziała Skoczek, po czym jak samo jej imię wskazuje przyskoczyła do wyjścia.
I wtedy dostrzegła, że słońce już zachodziło. Koty zebrane były na środku obozu.
Czuwanie.
Znała je już. Gdy zmarła Marchewkowa Natka, siedziała nad jej ciałem póki Zajęczy Ogon i Niedźwiedzi Pazur jej stamtąd nie zabrali.
Postanowiła, iż mimo zmęczenia podejdzie. Trzeba było okazać szacunek zmarłym… i dowiedzieć się, kto nie wrócił do domu żywy.
Od razu w oczy rzuciła jej się płacząca postać podstarzałej, znanej z bycia nerwową i obłąkaną wojowniczki – Łabędziej Pieśni. Biała łkała nad ciałem swego brata, Wężowej Łuski. Po chwili siostrzenica Jaśminowej Gwiazdy dostrzegła iż Aksamitna Chmurka leżała na ciele Iglastego Pędu, opłakując swą siostrę. Wilcza Pogoń stała tuż obok niej, również roniąc łzy. Skoczek patrzyła na to smutnymi oczyma. Nie znała wyłysiałej za dobrze.
Po krótkiej modlitwie do Klanu Gwiazdy za dusze Węża i Igły przecisnęła się przez koty dalej. Osmolona Dusza leżała a nad nią pochylała się jej siostra, mrucząc ciche pożegnanie. Przeszła dalej i wtedy zobaczyła pyski, które znała znacznie lepiej.
Śniąca Kołysanka i Gawronie Skrzydło polegli na polu bitwy. Skoczek zdarzało się odwiedzać szylkretową, by posłuchać o plotkach, których ta znała całą masę. Sen parę razy wpadał do żłobka wraz ze swym bratem, który teraz opłakiwał go.
Ale największy żal ścisnął jej serce, gdy dostrzegła Srebrną Łapę i Paprotka wtulonych w ciało Zajęczego Ogona. Córka Miętowej Gwiazdy karmiła Skoczek i jej rodzeństwo, po tragicznej śmierci ich matki swym własnym mlekiem. Opiekowała się nimi. Mimo iż nie była jej rodzicem, zajmowała specjalne miejsce w jej życiu. Młoda pierwszy raz widziała Szadź tak smutną i ekspresyjną. Klasycznie pręgowana przysunęła się powoli do ciała brązowookiej, roniąc kilka łez. Po paru uderzeniach serca zatopiła się u boku Szadzi w futro martwej kocicy.
Skoczek siedziała wraz ze Srebrną Łapą i Dzwonkową Łapą. Wnuczka Miętowej Gwiazdy siedziała sobie, patrząc na przejście do obozu, nieomal nie mrugając, zaklęta niczym skała. Dzwonek zaś machał ogonem na boki, łażąc w te i we wtę, jednak nie oddalając się od dwójki kotek za bardzo.
– Nie pojmuję, czemu nie wzięli mnie do bitwy! – warknął rozsierdzony – Powinienem bronić Klanu Klifu, a nie sterczeć tu! Co to za kocur, co nie walczy!
– Raczej nie tylko kocur, a wojownik czy też uczniowie szkolący się na niego ogółem – zwróciła na to uwagę Skoczek.
– Racja, racja. – burknął tylko point.
Szadź nie zwróciła na ową wymianę zdań uwagi, jak to ona żyjąc trochę w swoim świecie.
– Jak sądzicie, kiedy wrócą? – spytała Szadź, wbijając pazurki w ziemię. Ta niewiedza o stanie współklanowiczy ją denerwowała, choć starała się na zbytnio jej nie okazywać.
– Nie mam pojęcia – odparł niebieski, zatrzymując się – Jak sądzicie, czemu zostawili aż trzech uczniów w obozie? Przecież mogliśmy pomóc, nie jesteśmy już kociakami! Każda para łap się liczy na wojnie.
Skoczek nie odpowiedziała, wbijając spojrzenie na moment w ziemię. Żałowała, iż nie mógł powiedzieć „czterech”, czy tam sześciu, licząc jej rodzeństwo.
Dzwonek jednak nie zauważył jej ruchu, powracając do chodzenia.
Skoczek przybliżyła się do szylkretowej terminatorki, po czym uniosła na nią spojrzenie pomarańczowych oczu, by następnie spytać:
– Martwisz się?
Córka Oszronionego Słońca przez chwilę nie odpowiadała, aby w końcu powoli skinąć głową. Na jej ruch Skoczek oparła się o futro koleżanki, chcąc dodać otuchy jej, jak i sobie samej.
***
Przybyli. Wszystkie spojrzenia skierowały się na koty wchodzące do jaskini. Na czele szedł lider z zastępczynią, a za nimi paru wojowników niosących rannych i medyczki. Skoczek gdy tylko kotki zbliżyły się do legowiska medyków, podskokami zbliżyła się do nich.Nie mogła sterczeć bezczynnie, gdy było tyle do zrobienia.
– Mogę pomóc! – miauknęła do kotek – Będę podawać wam zioła ze składzika!
Morskie Oko pewnie normalnie by się nad tym zastanawiała, ale w obecnej sytuacji po prostu skinęła głową. Skoczek poczekała, aż wejdą do środka, po czym wskoczyła do wnętrza jamy medyków za resztą kotów, natychmiast podskakując do składzika z ziołami.
– Potrzebna pajęczyna! – usłyszała głos Czereśni. Szybko znalazła wspomniany przedmiot, tak przydatny w tamowaniu krwawienia. Najszybciej jak mogła dostała się do córki Fiolet i jej pacjenta, podając jej materiał na opatrunek.
– Będzie potrzebne więcej.
– Szczaw i rumianek! – miauknęła zajmująca się innym wojownikiem Morskie Oko, używając przy tym jeszcze innego zioła, które miała przy sobie jeszcze z pośród tych zabranych na pole bitwy.
Trzy rzeczy na raz. Szybko odwróciła się, a przyskakując do ziół wywaliła, na szczęście tylko trochę niszcząc poukładane kupki roślin. Znalazła znajome z wizyt u medyczek leki oraz wzięła pajęczą sieć na patyk. Trudno by było to wszystko utrzymać, więc tylko patyk i rumianek znalazły się w jej pyszczku. Pochyliła się, by stanąć na przednich łapkach, a następnie popychając szczaw przed siebie wrócić do kotek. Musiała wyglądać nieco komicznie, ale miała to gdzieś.
– Teraz nawłoć i trybula – usłyszała następne polecenie. Natychmiast wróciła się do składziku, szukając spojrzeniem wspomnianych medykamentów.
Trybula, trybula, trybula… gdzie mogła być trybula.
– Więcej pajęczyny!
– Skrzyp!
Kolejne dwie potrzebne rzeczy zostały wymienione. Uznała, że po pajęczynę wróci się zaraz po oddaniu reszty. Wzięła w pysk skrzyp i nawłoć, a słodko pachnącą trybulę podniosła swymi przykrótkimi przednimi łapkami, następnie niczym kangurek przyskakując z powrotem do potrzebujących.
***
Była już zmęczona, ale dalej przynosiła potrzebne medykamenty medyczką, nie pozwalając sobie na dłuższe chwile wytchnienia, mimo namów części obecnych. Coraz częściej się wywalała, ale nie przejmowała się tym, z uporem wykonując swe zadanie najlepiej, jak umiała.– Już wystarczy, słoneczko. – usłyszała głos Morskiego Oka, gdy przeszukiwała zioła.
– Co miałam znaleźć, co miałam znaleźć, co ja miałam znaleźć… – mruczała pod nosem zaabsorbowana poszukiwaniami.
– Nic nie miałaś znaleźć.
Uniosła pysk z nad wonnych ziół, następnie zerkając przez ramię na liliową.
– Nie muszę jeszcze kończyć! Mam jeszcze dość siły, żeby…
– Nie ma już kogo leczyć. – przerwała jej główna medyczka, uśmiechając się. – Wykonałaś kawał dobrej roboty.
Młoda kotka rozejrzała się zaskoczona, następnie przyskakując do liliowej i widząc, że wszystkie koty były już zaopiekowane i wypoczywały w najlepsze.
– A teraz idź już odpocząć. Niezdrowo jest się przemęczać. – stwierdziła dziko pręgowana, trącając ją nosem w stronę wyjścia. Skoczek jednak obróciła się natychmiast w jej stronę, zamiast wyjść.
– Dzięki.
– Za co? – spytała skonfundowana medyczka.
– Że pozwoliłaś mi pomóc. – odpowiedziała Skoczek, po czym jak samo jej imię wskazuje przyskoczyła do wyjścia.
I wtedy dostrzegła, że słońce już zachodziło. Koty zebrane były na środku obozu.
Czuwanie.
Znała je już. Gdy zmarła Marchewkowa Natka, siedziała nad jej ciałem póki Zajęczy Ogon i Niedźwiedzi Pazur jej stamtąd nie zabrali.
Postanowiła, iż mimo zmęczenia podejdzie. Trzeba było okazać szacunek zmarłym… i dowiedzieć się, kto nie wrócił do domu żywy.
Od razu w oczy rzuciła jej się płacząca postać podstarzałej, znanej z bycia nerwową i obłąkaną wojowniczki – Łabędziej Pieśni. Biała łkała nad ciałem swego brata, Wężowej Łuski. Po chwili siostrzenica Jaśminowej Gwiazdy dostrzegła iż Aksamitna Chmurka leżała na ciele Iglastego Pędu, opłakując swą siostrę. Wilcza Pogoń stała tuż obok niej, również roniąc łzy. Skoczek patrzyła na to smutnymi oczyma. Nie znała wyłysiałej za dobrze.
Po krótkiej modlitwie do Klanu Gwiazdy za dusze Węża i Igły przecisnęła się przez koty dalej. Osmolona Dusza leżała a nad nią pochylała się jej siostra, mrucząc ciche pożegnanie. Przeszła dalej i wtedy zobaczyła pyski, które znała znacznie lepiej.
Śniąca Kołysanka i Gawronie Skrzydło polegli na polu bitwy. Skoczek zdarzało się odwiedzać szylkretową, by posłuchać o plotkach, których ta znała całą masę. Sen parę razy wpadał do żłobka wraz ze swym bratem, który teraz opłakiwał go.
Ale największy żal ścisnął jej serce, gdy dostrzegła Srebrną Łapę i Paprotka wtulonych w ciało Zajęczego Ogona. Córka Miętowej Gwiazdy karmiła Skoczek i jej rodzeństwo, po tragicznej śmierci ich matki swym własnym mlekiem. Opiekowała się nimi. Mimo iż nie była jej rodzicem, zajmowała specjalne miejsce w jej życiu. Młoda pierwszy raz widziała Szadź tak smutną i ekspresyjną. Klasycznie pręgowana przysunęła się powoli do ciała brązowookiej, roniąc kilka łez. Po paru uderzeniach serca zatopiła się u boku Szadzi w futro martwej kocicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz