*Trochę wcześniej*
Nie mogła powiedzieć, że była długo w Owocowym Lesie. Zeszłą Porę Nagich Drzew spędzała jeszcze w mieście. Ale zdążyła przywiązać się do członków tej społeczności i bolały ją wydarzenia w niej.
Na początku miała nadzieję, że będzie tu spokojnie. Było spokojnie, dopóki ktoś nie napadł Fretki. Może szczególnie ją to dopadło przez to, że znalazła ją pierwsza. Stresowała ją po tym świadomość wychodzących pojedynczo kotek z obozu i rzucała się, by im towarzyszyć, jakikolwiek obowiązek zamierzały wykonywać poza. Między innymi, tak zaprzyjaźniła się z Winogronem, która potem przedstawiła ją Cyprys. Lubiła je obie; oprócz charakterów, były też miłe dla oka. Tutaj nie musiała się martwić o sabotaż, ale księżyce pracy kazały jej zwracać na to uwagę. Podobało jej się futro Cyprys, zielone oczy, opiekuńczość do partnerki i rodziny. Zazdrościła jej tego, że potrafiła wspierać. Zbierały razem kwiatki i zioła, gdy było spokojnie i nie miały obowiązków. Poza tym obie były beznadziejne w walce. Z kłuciem w sercu obserwowała, jak dogadują się z burą, jakie są dla siebie. Też chciała coś takiego. Z Winogronem obok kremowa nie wyróżniała się ze swoimi uszami i była to ulga. Nie była pewna, czy kotka jej ufała, bo w końcu była obca, a ona dbała o społeczność, ale była świadoma, że na to za wcześnie. Brak krzywych spojrzeń i szukania drugiej strony jej działań na razie wystarczał. Ironią losu był brak wiary w choroby Winogrona do tego, jak zginęła ruda. Jeszcze w najbardziej nielubianą porę roku. Nim spełniły się ich plany posiadania dzieci.
Od wrócenia z feralnego patrolu obserwowała je z daleka, niepewna, czy powinna się wtrącać. Jeśli Cyprys nie poznawała partnerki, dodatkowa obecność będzie ją tylko stresować.
W nocy nastąpiło tamto pogorszenie i teraz Cyprys siedziała w dziurze, kłapiąc zębami, a bura płakała w legowisku, nie mogąc wisieć nad więzieniem. Krucha po niepewnym krążeniu wokół, tylko częściowo subtelnym, zdecydowała się przysiąść obok, wspierająco opierając swój bok o jej plecy, gdy zwinęła się w kulkę. Zmusiła się do uspokajających pomruków, chociaż wiedziała, że nie przyniosą skutków. Winogrono powtarzała, że Cyprys nie jest chora. Ale nie była w stanie powiedzieć co takim razie się z nią działo.
Niepokoiło ją to, co wywnioskowała z plotek. Lis z pieniącym się pyskiem ugryzł Cyprys i Borówka. W podobnym stanie kotka pogryzła starszych. Kruchej przeszło przez myśl, że główne motywy i schematy są tu widoczne, ale też podważało to zachowanie Borówka. Było normalne. Nie szalał. Poza tym, medyczki na pewno by zauważyły, gdyby sprawcą było ugryzienie. A nikogo nie odseparowano, czyli to była bardziej skomplikowana sprawa, nie na jej prostą logikę.
Słysząc jednego dnia głośny lament, wiedziała, co się stało. Na szczęście większość była na patrolach i nie widziała pierwszej reakcji, choć nadrobiło to potem.
Zaczynała się bać, że Winogrono coś sobie zrobi. Od początku chudła i chudła do granic możliwości, i tylko bardziej zaskakiwała, gdy te granice coraz bardziej się przesuwały. Przychodziły do niej zwiadowczynie, wyraźnie jej bliskie przyjaciółki, więc nie była sama. Krucha nie chciała się wtrącać za bardzo, bojąc się, że coś zepsuje. Przynosiła więc jedzenie dla burej, bo nawet jeśli nie chciała, to jeśli zechce, a nie będzie go miała blisko, to może zrezygnować. A tak będzie mieć coś pod łapą. Troszkę próbowała pomóc jej z ogarnięciem sierści, gdy nie była odtrącana i nie czuła się, że naciąga jej granice. Brudne futro tylko dobija.
By sprawdzić jej stan, pytała o to, czy chce pójść oglądać wiewiórki. Liczyła, że kiedyś uda jej się dostać pozytywną odpowiedź.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz