BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Społecznością wstrząsnęła nagła i drastyczna śmierć Morelki. Jak donosi Figa – świadek wypadku, świeżo mianowanemu zwiadowcy odebrały życie ogromne, metalowe szczęki. W związku z tragedią Sówka zaleciła szczególną ostrożność na terenie całego klanu i zgłaszanie każdej ze śmiercionośnych szczęki do niej.
Niedługo później patrol składający się z Rokitnika, Skałki, Figi, Miodka oraz Wiciokrzewa natknął się na mrożący krew w żyłach widok. Ciało Kamyczka leżało tuż przy Drodze Grzmotu, jednak to głównie jego stan zwracał na siebie największą uwagę. Zmarły został pozbawiony oczu i przyozdobiony kwiatami – niczym dzieło najbardziej psychopatycznego mordercy. Na miejscu nie znaleziono śladów szarpaniny, dostrzeżono natomiast strużkę wymiocin spływającą po pysku kocura. Co jednak najbardziej przerażające – sprawca zdarzenia w drastyczny sposób upodobnił wygląd truchła do mrówki. Szok i niedowierzanie jedynie pogłębił fakt, że nieboszczyk pachniał… niedawno zmarłą Traszką. Sówka nakazała dokładne przeszukanie miejsca pochówku starszej, aby zbadać sprawę. Wprowadziła także nowe procedury bezpieczeństwa: od teraz wychodzenie poza obóz dozwolone jest tylko we dwoje, a w przypadku uczniów i ról niewalczących – we troje. Zalecana jest również wzmożona ostrożność przy terenach samotniczych. Zachowanie przywódczyni na pierwszy rzut oka nie uległo zmianie, jednak spostrzegawczy mogą zauważyć, że jej znany uśmiech zaczął ostatnio wyglądać bardzo niewyraźnie.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Miot w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)

Zmiana pory roku już 3 sierpnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

09 maja 2023

Od Kwitnącego Łosia

tw: przekleństwa, przemoc

Pierwsze promyki zbliżając się wiosny skalały zalane wcześniej polany. Młode i zielone źdźbła trawy przedzierały się przez błotnistą ziemię. Drobne pąki usiane na gałęziach sprawiały, że trudno było przejść obok nim obojętnie. Kwitnący Łoś nie mógł doczekać się pierwszych kwiatów. Kochał wiosnę ponad życie. Widok usianej kwiatami polany był najpiękniejszą rzeczą w jego życiu. Kurczowo wbijał swoje łapki w mokrą ziemię, nie przejmując się nią.
— Będzie dobrze, wiesz o tym doskonale. — ciepły głos Tulipanowego Płatka dodawał mu otuchy.
Uśmiechnął się do niej nieśmiało. Ona i Popielaty Świt zawsze były dla niego w kimś rodzaju matki. Wspierającej i kochającej. Kompletnym przeciwieństwem pozbawionej duszy Kruczej Gwiazdy. Na myśl o rodzicielce nagły dreszcz przeszedł przez niego grzbiet.
— Szkoda, że Popielatego Świtu już z nami nie ma. — ledwo zdołał to powiedzieć.
Kotka zginęła na wojnie. Nie umiał tego wybaczyć Daliowej Gwieździe. Nie przejmowała się nimi. Widział to. Udawała. Tylko ona się liczyła w swojej marnej grze. Łaknął odegrania się na niej bardziej niż mógł się spodziewać. Niezdrowe i straszne uczucie rosło się w nim za każdym razem, gdy szylkretka pokazywała się w polu widzenia.
Pewnie dlatego rozmowa z Pustką przyniosła mu tyle radości. Radości, której się wstydził. Niegodnej i chorej. 
— Na pewno nas obserwuje. — odparła Tulipan. 
Jej uśmiech był ciężki. Też to przeżywała. Czuł gorycz w jej sercu. Lecz radziła sobie lepiej z nią niż on. Miała rodzinę. Została babcią. On miał tylko ją i Popielatą. Na swoje rodzeństwo już dawno przestał liczyć. 
Stali się potworami, jak ich matka. 
— No dalej. Dalej. — zachęcała go srebrna. 
Kocur przełknął ciężko ślinę. Uśmiechnął się lekko do kotki. Musiał działać. 
— Życz mi szczęścia. — miauknął jedynie, zbierając się. 

* * *

— Nie sądziłem, że mnie zaprosisz. — miauknął bury, uśmiechając się szczerze. 
Łoś położył uszy. To było takie dziwne? Podejrzewał coś? A może go nie lubił i męczył się z nim z uprzejmości? Spuścił ogon. Speszył się.
— To źle, że cię zaprosiłem...? — zapytał słabo, bojąc się odpowiedzi. 
Turzyca zaśmiał się. Jego szczery uśmiech sprawił, że lęk Łosia trochę osłabł. 
— Nie no co ty. Myślałem, że mnie nie lubisz... — wyznał, zerkając na płynącą powoli rzekę. — Zawsze mnie zbywałeś, jak się do ciebie odzywałem. Albo milczałeś. 
Arlekin zakłopotany spuścił wzrok na własne łapy. 
— Przepraszam. — wydusił cicho, uciekając przed spojrzeniem tych zielonych ślepi, które wodziły po jego sylwetce. 
Czuł na sobie jego czujne spojrzenie. Długo obserwował Turzycę. Jego przelotne znajomości. Kłótnie z rodzeństwem. Wieczorne rozmowy z ojcem. Wzloty i upadki miłosne, których obserwowanie za każdym razem tak strasznie bolało. Widział, jak naprawdę samotny jest. Jak skryty i niedostępny. Mimo tylu księżycy zdawało mu się, że prawie go nie znał. Tego prawdziwego Turzycę. A nie rozrywkowego kocura, którym zazwyczaj był wśród rówieśników. 
— Nic się nie stało. Nie musisz przepraszać. — odpowiedział bury. 
Łoś uśmiechnął się słabo. Gdyby tylko Turzyca znał prawdę o nim. Gdyby tylko wiedział jaki jest naprawdę. Na pewno teraz by z nim nie rozmawiał. 
Jego niezdrowa obsesja na punkcje burego trwała zbyt długo. Dobrze czuł jak go niszczyła. Dzień po dniu. Lecz nie potrafił przestać go od tak kochać. Nie potrafił wyrzucić go z łba. Jego skryta miłość do Turzycy była jedynym trwałym elementem w jego życiu. Znajomym i stałym. Czymś z czym dorastał i żył do dziś. 
Nie mógł od tak zaprzestać. 
— Turzycowy Kłączu, ja muszę coś ci p-powiedzieć... — zaczął niepewnie, unikając spojrzenia kocura.
Bury przybrał tajemniczy wyraz pyska. Łoś czuł, jak serce podchodzi mu do gardła. 
— Zamieniam się w słuch. — mimo uśmiechu poczuł w tym zmęczenie.
Zaczerpnął mocniej powietrza. Nie mógł dalej uciekać przed tym. Musiał się tym zmierzyć. Może to sprawi, że jego wieczna farsa się zakończy.
Dobrze albo źle. 
— No proszę, Kwitnący Łoś we własnej osobie. — szyderczy głos dobiegł za trzcin. — Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. — para ciemnych ślepi pojawiła się przed nimi. 
Widział, jak Turzyca napiął się. Jego spojrzenie jedynie na uderzenie serca zatrzymało się na Łosiu, który spuścił wzrok. Czuł chaos i niepokój jaki go ogarnia. Zacisnął łapy. To nie mogło dziać się naprawdę. Pustka obiecał dyskrecję. 
— Czego chcesz? — warknął bury, wysuwając pazury. — Naruszyłeś tereny Klanu Nocy...
Obcy podszedł do nich. Nie zdawał się przejęty. Sprawiał wrażenie wyluzowanego. Jakby dobrze wiedział, że nic mu nie grozi. 
— Jedynie rozmowy. Z Daliową Gwiazdą. — odparł. — Jej stary znajomy bardzo za nią tęskni... — dodał z udawanym przejęciem. 
Łoś zadrżał. Nie umiał wydać z siebie dźwięku. Jedynie obserwował toczącą się obok rozmowę niezdolny do zaczerpnięcia tchu.
— I co myślisz, że tak po prostu cię do niej zaprowadzimy? — zakpił Turzyca nastroszony. — Wynoś się. Już. 
— Nerwy są zbędne. Przekażcie jej moje słowa. "Samuraj będzie na nią czekał, gdy księżyc wespnie się na niebo w Brzozowym Zagajniku". Na pewno nie będzie wobec tego obojętna. — stwierdził, odwracając się do niej tyłem. — Tyle możecie dla mnie zrobić? Prawda, Łosiu? — zaśmiał.
Kocur skupił się całkowicie na oddychaniu. Rozbiegane spojrzenie starało się utrzymać na drżących łapach. Kołatające serce głośno krzyczało o tlen. Szum wypełnił go całego. Stał, lecz czuł, jak zapada się w sobie. Coraz głębiej i głębiej. 
— Coś w ty się wpakował? — głos Turzycy nie ukrywał lęku. — Kwitnący Łosiu? Halo? Ej. Wszystko w porządku?
Poczuł, jak łzy mimowolnie moczą mu poliki. Szybko je starł i zapłakany spojrzał się na burego.
— Nie wiem. 

* * *

Siedział skryty wśród młodych brzóz z Turzycowym Kłączem. Koszmar nie miał końca. Wszystko działo się szybciej niż był wstanie pojąć. Gniew Daliowej Gwiazdy. Stres, który promieniował z jej pomarańczowych ślepi. Szum szeptów w obozowisku. Skrawki rozmowy liderki z zastępczynią, które wpadły mu do uszu. Obydwie się bały. Czuł to. Lecz zamiast satysfakcji jedynie lęk przeszywał go na skroś. Mdliło go na samą myśl o tym co miało się wydarzyć. Żałował każdej sekundy. Był taki głupi. Klan Gwiazd karał go, karał za jego głupie zachowanie. Za obrzydliwą i niegodną chęć zemsty, która tkwiła gdzieś głęboko w nim. Teraz to wszystko wydawało się nieważne. 
— Skup się. Musimy trzymać się planu. — Turzyca próbował go sprowadzić na ziemię. 
Nieskutecznie.
— Łosiu. — jego głos brzmiał wyjątkowo oschło. — Nie chciałem tego mówić przy Daliowej Gwieździe, lecz... skąd on zna twoje imię? Musisz mi powiedzieć. 
Jego zapłakane spojrzenie próbowało uciec przed tą parą zielonych ślepi. 
Nieskutecznie. 
— Nie wiem... Ja naprawdę nie wiem... — wymamrotał jedynie łamiącym się głosem.
Turzyca westchnął. Jego ogon niespokojnie się kręcił. Nie tylko on się denerwował. Daliowa Gwiazda stała sama wśród brzozowego zagajnika. Gotowa zmierzyć się ze znaną tylko jej przeszłością, którą zataiła przed klanem. Ukryci wśród drzew wojownicy czekali na jej znak. Pułapka na wroga zdawała się najlepszym rozwiązaniem jakie mieli w tej sytuacji. 
— Mógłbyś choć raz być ze mną szczery. — mruknął bury, spoglądając gdzieś w dal. 
Łoś nie odpowiedział. Zniszczył wszystko. Wszystko nad czym tak długo pracował. Przepadło w nicość. Czuł obrzydzenie wobec siebie. Tyle starał się być kimś lepszym niż jego matka. A był jeszcze gorszy. Zdradził ich. Ich wszystkich. Własny klan. Tak prosto i tak chętnie. Gdyby tylko nie odpowiedział na zaczepkę tamtego kocura. To wszystko teraz nie miało by miejsca.
— Ktoś idzie. — głos Mysiego Okruchu dotarł do jego uszu.
Z zagajnika wyłonił się kocur. Biały niczym księżyc. Wyróżniał się. Błękitne przeszywające ślepia lustrowały otoczenie. Chłód jaki od niego bił wprawiał w niepokój.
Przypominał mu kogoś. Znał tylko jednego kocura o takich futrze i ślepiach. 
Pchli Nos. 
— Zjawiłaś się. — miauknął cicho. — Na dodatek sama? To niepodobne do ciebie. Zawsze wolałaś się wysługiwać się innymi. 
Daliowa Gwiazda drżała. Lecz nie dało się od niej wyczuć strachu. Cała gama emocji przepełniała smukłe ciało liderki. Wbiła nienawistne spojrzenie w kocura.
— Mów czego chcesz, Samuraju. — syknęła jedynie oschle. 
Biały podszedł bliżej niej. Jego krok zdawał się nieporadny. Różnił się od całej postawy Samuraja. Zaburzał jego mrok. Brak tylnej łapy wrzucał się w oczy. Sprawiał wrażenie nieporadnego.
— Żebyś poczuła to co ja. Ten ból i strach, gdy najbliżsi skazują cię na piekło. — miauknął ze smutnym uśmiechem. — Zbyt długo bawiłaś się w szczęśliwą rodzinkę... 
Dalia zjeżyła się. 
— Odczep się od mojego klanu. — warknęła. — To sprawa pomiędzy nami. Nie rozumiem czemu nękasz moich wojowników. 
Biały udawał przejętego. Gdyby nie żarząca się w ślepiach nienawiść, Łoś skłonny byłby mu uwierzyć. 
— Nie pomyślałaś nigdy, że może chciałbym poznać nasze kocięta...? — zapytał, podchodząc bliżej. — Zawsze byłaś taka... egoistyczna. Zawsze tylko myślałaś o sobie. Więc nie udawaj, że obchodzi cię twój klan. — syknął. 
Szylkretka nie wytrzymała, uderzyła kocura.
— Dość tego! Klanie Nocy do ataku! — krzyknęła liderka. 
Wojownicy wyskoczyli z ukrycia by podbiec do Daliowej Gwiazdy. Zmieszane spojrzenia jakimi została obdarowana tylko podjudziły kotkę. Jedynie Łoś wciąż zbyt sparaliżowany strachem obserwował to z leśnej gęstwiny. 
— Właśnie o tym mówiłem. — zaśmiał się cicho. — Nigdy nie walczysz uczciwie. Ale ja też nie zamierzam tym razem. — mruknął. 
Nieznani samotnicy wyszli z drugiej strony zagajnika. Nie minęło uderzenie serca, a koty złączyły się w walce. Trzask pazurów i ryk wypełnił uszy płaczącego Łosia, który jedynie cicho błagał Klan Gwiazd o przebaczenie. Bał się spojrzeć na toczącą się bitwę. Bał się ujrzeć zniesmaczone spojrzenie Turzycy. 
Nagle wszystko ucichło. Zbyt szybko.
— I co teraz, słoneczko? — szyderczy głos Samuraja przedarł się przez ciszę. — Chyba nie poszło po twojej myśli. A teraz masz i ich krew na swoich łapach. 
Przeraźliwy krzyk przepełniony rozpaczą zakuł go w uszy. Zacisnął ślepia, czując kolejną falę dreszczy przechodzącą przez jego ciało. To nie mogło dziać się naprawdę. Oni nie mogli umrzeć. Turzyca na pewno uciekł. Pobiegł do obozowiska po posiłki. Zaraz ktoś przybędzie i ich uratuje.
— Ktoś jeszcze tu jest. — rozległ się głos nad nim. 
Został wywleczony. Wciąż skulony. Sparaliżowany. Nieośmielający się otworzyć ślepia. Odór krwi i śmierci wypełnił jego nozdrza. Czuł, jak go mdli. 
— Oh, czyż to nie nasz Kwitnący Łoś. Muszę naprawdę ci podziękować. Bez ciebie by się nie udało. — radosny głos białego budził w nim obrzydzenie. 
Chciał zniknąć z tego świata. Przepaść. 
— Zdrajco! Ty pierdolony zdrajco! — krzyczała Daliowa Gwiazda. — Zabiję cię...
Łoś zacisnął mocniej ślepia. Próbował zatkać uszy łapami.
Nieskutecznie.
— Jak mogłeś?! Jak śmiałeś! Jesteś śmieciem! Wronią strawą! Potworem gorszym od twojej matki! — jej wrzaski sprawiały, że kolejne fale płaczu i gorzkiego szlochu wydostawały się z niego. — Żałuję, że cię nie zajebałam jak miałam okazję! Powinieneś zdechnąć! Zdechnąć wraz ze swoją matką! Jesteś pierdolonym śmieciem! Potworem! 
Był potworem. Stał się potworem. Godnym własnej matki. Stał się tym czego się najbardziej bał. Był obrzydliwy. Tak strasznie obrzydliwy...
— P-proszę... z-zabijcie... m-mnie... — ledwo zdołał to wykrztusić. — P-proszę...
Samuraj zaśmiał się. Poklepał go łapą po grzbiecie. 
— Nie ma opcji. Jesteś naszym bohaterem. Dobra, chodźmy ją wykończyć. — zawołał, odchodząc od niego.
Pozostawiając go samego. Wśród morza zwłok. Czuł wędrującą wśród traw ciepłą krew. Jej metaliczny zapach przepełnił zagajnik. Pomoc wciąż nie nadeszła. Jedynie krzyki Daliowej Gwiazdy. Jeden po drugim. Każdy co raz gorszy. Plusk wody.
Topili ją aż nie straciła każdego z dziewięciu żyć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz