Van uniósł brew, spoglądając na tą dwójkę z politowaniem. Gdyby to był syn z kimkolwiek innym, to oboje leżeliby na mchu ledwo żywi, ale że Chłód był w towarzystwie zięcia, to ojciec tylko pstryknął pazurem w czoło Chłoda.
— Macie szczęście, że jestem w dobrym humorze, bo oboje byście mieli przechlapane — miauknął ironicznie, po czym spojrzał na Gęś sugestywnie. — Powinieneś pilnować tego imbecyla, Gęsi Wrzasku. Widać, że mój syn móżdżek dalej ma mały jak mysz... Bądź głową w tym związku, bo chociaż ty jedyny jesteś porządny. A ty będziesz mi wymieniać mech w tym legowisku — zwrócił się do potomka, na co on położył po sobie uszy, zacisnąwszy pysk, nie chcąc kłócić się z kocurem. Machnął niezadowolony ogonem, co zostało zauważone przez jego partnera, który posłał mu zmartwione spojrzenie.
— Oczywiście, teściu. Nie musisz się o nic martwić. Chłodny Omen jest ze mną bezpieczny — zapewnił go.
— Nie jestem już kocięciem — prychnął, mordując wzrokiem tą dwójkę. — A mech ci zmieniam zawsze i to z własnej woli, ojcze. Nie potrzebuje do tego "kary", by się za to zabrać.
Lider skrzywił się.
— Zajmujesz się pierdołami zamiast czymś ważniejszym. Nie po to cię mianowałem na mistrza, żebyś odwalał robotę za uczniów, gdy nie musisz — miauknął i wyszczerzył się na słowa Gęsi. — Bezpieczny to jedno, ale ktoś musi dbać o to, żeby nie wpadł na nic głupiego. Może od twojej obecności iloraz inteligencji mu się magicznie zwiększy.
Chłód wbił wzrok w łapy, obserwując jak końcówka jego ogona chodzi to w prawo, to w lewo.
— Chodź, Gęsi Wrzasku. Mamy obowiązki do wykonania — zwrócił się do partnera, nagle wstając i opuszczając legowisko swojego ojca. Point za to westchnął głośno, przeprosił raz jeszcze lidera i ruszył za nim.
* * *
Mroczna Gwiazda skupiony był na samotniku, który jeszcze chwilę temu wkroczył na ich tereny. Chwilę poświęcił na to, żeby go przesłuchać, czemu towarzyszył grzechot kości za każdym razem, gdy lider przykładał mu z całej siły za niesatysfakcjonujące odpowiedzi.
— Co sobie myślałeś, wchodząc tutaj? — ton głosu lidera był spokojny i zrównoważony, ale brzmiała w nim nuta groźby informująca obcego, że powinien modlić się o szczęście.
— Nie miałem złych zamiarów, ja tylko...
— Granice były oznaczone — przypomniał spokojnie Mroczna Gwiazda i wysunąwszy pazury, spoliczkował samotnika. Krew zaczęła obficie sączyć się z jego policzka, czemu towarzyszył wrzask. — Obyś miał lepsze wytłumaczenie.
— Chciałem zapolować! Chciałem tylko zapolować! — uderzenie natychmiast pobudziło przerażonego do gadania, ale tymi słowami nieświadomie jeszcze bardziej zaprzepaścił swoje szanse na ratunek. Omen zamachnął się i wymierzył mu perfidny cios, po którym samotnik zachłysnął się i zakaszlnął, wypluwając z siebie krew. Wymierzył kolejny cios - tym razem słychać było szczęk łamanych kości.
— Czyli nie dość, że wtargnąłeś na nasze tereny, to podkradłeś nam zwierzynę? — czarny van podniósł głos. — Myślisz, że rośnie na drzewach?
— Nie, ja...
Ale było już za późno na wytłumaczenia. Omen zamachnął się po raz ostatni w głowę samotnika, by po chwili zacząć szarpać jego ciałem. Końcowo puścił go, pozwalając, by krew broczyła z jego ciała, a ten powoli się wykrwawiał.
Oprócz reszty kultystów przyglądali się tej krwawej masakrze Chłodny Omen i Gęsi Wrzask. Ten pierwszy ze spokojem, a nawet znudzeniem, bez zbędnych uczuć, drugi zaś z szaleńczym uśmiechem.
— Mroczna Gwiazdo będę mógł wykorzystać jego szczątki do badań? — zwrócił się do lidera medyk.
Gęsi już od kilku dni miauczał mu o tym, że chciałby zacząć testy.
Van musiał przyznać, że był zadowolony z medyka. Uzdrowiciele z innych krajów wiedzieli tylko jakich ziółek używać na dane przypadłości, ale większość z nich zemdlałaby na myśl o grzebaniu we flakach. Mroczna Gwiazda miał dość tego typu medyków. Gęsi Wrzask nadawał się idealnie - był w stanie nauczyć się kociej anatomii na podstawie badania trupów. Na coś te pasożyty się przynajmniej przydawały po śmierci.
— A co ty chcesz badać? — wtrąciła się Sosnowa Igła. — Smaki?
Szczurzy Cień zwiesił bardziej łeb, nawet nie patrząc w ich stronę. Zatopił się we własnych myślach. Nie było z nimi Irgowego Nektaru. Kotka nie była już młoda i zaczęła bardziej skarżyć się na stawy, które ją pobolewały.
— Nie? — prychnął do niej point. — Nie pojmiesz tego swoim mysim móżdżkiem.
— Oczywiście, Gęsi Wrzasku. Im więcej praktyki, tym lepiej — odparł Mroczna Gwiazda na uprzednie pytanie Gęsiego Wrzasku z takim spokojem, jakby co najwyżej jadł śniadanie, a nie napastował jakiegoś kota. Zignorował natomiast niepotrzebne wtrącenie Sosny, nie dając kotce atencji. Van tylko przez moment zatrzymał wzrok na Szczurze, który zdawał się być jeszcze bardziej nieobecny, niż kiedyś. Gęsi Wrzask zaś ucieszył się na te słowa, oczekując na zgon jego przyszłej ofiary. Omen dostrzegł tylko, że Gęś miauczał coś na ucho Chłodnemu Omenowi, jednak syn nie odpowiedział na to, strzepując uchem, co go zaskoczyło. Wzrok dalej miał utkwiony w szamotającej się postaci, która błagała o litość.
— Dalej jesteś zazdrosny? — zapytał zdumiony point, ponieważ od sytuacji w legowisku minęło dość sporo czasu.
— Nie. Czemu miałbym? Nuży mnie ten dzień. Jestem po treningu — wyjaśnił partnerowi cicho syn, podczas gdy Szczurzy Cień wbijał w niego spojrzenie, co nie uszło uwadze lidera.
Point zmrużył oczy jak gdyby nie wierząc w zapewnienia Chłodu.
— Mroczna Gwiazdo? Niech Chłodny Omen go zabije. Dawno jego pysk nie był przybarwiony szkarłatem, zaraz zapomni jak to się robiło — rzucił do lidera zięć, na co dostał od syna chłodne spojrzenie.
Czarny van skinął głową na słowa Gęsiego Wrzasku, odsuwając się, dając Chłodowi przestrzeń.
— No dalej. Zobaczymy, czy stchórzysz jak za dawnych lat? — rzucił z przekorą, kątem oka oglądając wciąż samotnika, który szarpał się w konwulsjach. Chłód jednak spojrzał na ojca zimnym wzrokiem, po czym podszedł do rannego samotnika. Dyszał ciężko i widać było, że powoli godził się z tym co ma nastać. Rudzielec chwycił ofiarę za gardło, zaciskając na nim swoje zęby i jednym ruchem wyrwał kawał mięsa. Krew trysnęła mu w pysk, a ciało wydało ostatni swój dech, nieruchomiejąc. Wypluł mięso z pyska, gdzieś na bok, wracając na swoje miejsce. Gęś uśmiechnął się do niego pokrzepiająco, trącając go łapą.
— Ktoś ci wsadził kija do tyłka? — zapytał, widząc jego pozbawioną emocji minę.
— Nie mam nastroju na żarty — odpowiedział mu tylko na to Chłód, wpatrując się w ciało. — Jest zabity, możesz sobie posprawdzać co chcesz.
— Obraził się, kompletnie jak kocię — miauknął lider w wyjaśnieniu do Gęsiego Wrzasku i skinął medyko-wojownikowi głową w kierunku truchła. — Przyda ci się do sekcji zwłok. Przy okazji Kuna też może go spożytkować. Nigdy nie widziałem, by grzebała w ciałach, a co to za medyk, który się tego brzydzi lub boi?— od razu tego zarządził. A co do Chłodu, van nie wątpił w to, że syn bez zawahania zabije samotnika. Jednakże jego istnie dziecięce zachowanie było wręcz żenujące, nie zamierzał się jednak tym przejmować.
Chłód nie dał się ponieść emocjom i nie skomentował jego słów, obserwując jak jego partner podchodzi do zwłok i zaczyna w nich coś majstrować. Siedział tylko w ciszy przyglądając się temu, ignorując toczące się rozmowy kultystów.
— Co zrobimy jak klan odkryje nasze istnienie? Coraz nas więcej — zwrócił siędo niego syn, by zwrócić mu uwagę na ten drobny szczegół.
— Nic — odparł, nie patrząc nawet na syna, skupione na widoku Gęsi grzebiącego w trupie. — Będziemy czekać. Wiara w Mroczną Puszczę rozprzestrzeniła się po całym klanie. Coraz więcej kociąt ją wyznaje. Coraz więcej kotów chce poznać prawdę. Wyznawcy Klanu Gwiazdy już stają się mniejszością, więc jeśli ktokolwiek się dowie, to nic z tym nie zrobi. Fanatyków zabijemy, a reszta nie będzie miała wyboru.
— Prawda. Powoli rośniemy w siłę. Jastrzębia Gwiazda musi być zadowolony. Klan Wilka bardzo zmienił się przez te wszystkie księżyce — mruknął rudy, biorąc głębszy oddech. — Zacząłem przygotowania do wojny. Nie dziękuj. Będziemy wiedzieć, gdy wróg zaatakuje.
— Zaatakuje niebawem. — Lider nie odrywał wzroku od pointa, przypatrując się jego pracy ze skupieniem, jakby rozważał, co powiedzieć. — Będziemy mogli liczyć na pomoc Klanu Klifu. Ich lider wydaje się być uległy i niezbyt zapoznany w polityce. Zrobi to, co podyktuję, bo tylko to się mu opłaca — zamilknął na chwilę. — Lamparcia Gwiazda był opętany przez dusze z Mrocznej Puszczy.
Zdumienie pojawiło się na pysku wojownika i instynktownie spojrzał na przywódcę, by zaraz zacisnąć pysk i wrócić do obserwowania partnera. Wyprostował się bardziej, jak gdyby ta sytuacja nie miała miejsca.
— Jak widać nasi sojusznicy z zaświatów nam pomagają — zauważył. — Trochę szkoda, że Klan Klifu się od nich uwolnił i zmienił władzę. Ciekawe co takiego się stało z ich poprzednim liderem... — myślał na głos. — Będziesz chciał spotkać się z Grzybową Gwiazdą, aby doprecyzować plan? Powinni wiedzieć jak się zachować, skoro mają nas wesprzeć.
Omen skinął głową.
— Tak. Będę musiał omówić z nim, co i jak. Ale muszę wziąć pod uwagę wszystkie możliwości. Wojna jest nieprzewidywalna, o ile Burzacy nie wykażą się zaburzoną koncepcją strategii — chciał odwołać się jeszcze do poprzedniego władcy Klifiaków, dlatego wziął oddech, mrucząc pod nosem z zastanowieniem. — Lamparcia Gwiazda był najlepszym przyjacielem twojej biologicznej matki. A ona była morderczynią. Sądziłem, że sam z siebie czcił Mroczną Puszczę, ale wychodzi na to, że ktoś przejął kontrolę nad jego ciałem. I właściwie... To się zgadza. Lampart z jakiegoś powodu wiedział, że czczę Bezgwiezdną Ziemię. Już wtedy coś zaczęło mi śmierdzieć.
— Umówię was na spotkanie — syn zwrócił się jeszcze do jego pierwszych słów, by zaraz zmarszczyć brwi na kolejne. — Myślisz, że to był Jastrzębia Gwiazda? — zapytał. — Albo ktoś inny... — zmienił zdanie. — Najwidoczniej jesteś już znany w Mrocznej Puszczy na taką skale, że nawet inne duchy starają się z tobą skontaktować. — Położył po sobie uszy.
Mroczna Gwiazda pokręcił głową.
— Mój mentor nie ma potrzeby kontaktowania się ze mną w cielesnej formie. Gdy ma mi coś ważnego do przekazania, zsyła na mnie sen. Nigdy nie był zainteresowany ponownym życiem, pomaga nam czasami w zaświatach, ale nie przepada za mieszaniem się w świat żywych. Poza tym powiedziałby mi, gdyby to był on — obrócił pysk, spoglądając na syna. — Ktokolwiek to był, znał Rysią Pogoń. Musiał pochodzić z Klanu Klifu, albo przynajmniej o niej słyszeć. Nie musiał żyć za jej czasów, bo duchy mogą obserwować żywych — na ostatnie słowa syna uniósł brew. — Cóż, to zaszczyt, że zwróciły na mnie uwagę. Być może jestem kimś w rodzaju pośrednika. Jesteśmy jedyną większą grupą, która wyznaje Bezgwiezdną Ziemię. Dajemy im siłę, więc oni traktują nas jak sojuszników.
Rudy van pokiwał na to jedynie głową.
— Może Lamparcia Gwiazda mówił coś Grzybowej Gwieździe? Skoro ten wiedział o jego opętaniu... Zawsze można go podpytać, skoro wydaje się niekompetentny... W zasadzie... Uważasz, że doszło tam do przewrotu? Dziki Kieł w końcu był zastępcą, a nagle ni stąd ni z owąd, pojawia się taki Grzyb... Może udaje takiego nieporadnego?
— Grzybowa Gwiazda sam wydawał się niezbyt zaznajomiony z decyzjami poprzedniego lidera. Pytał się mnie, czy coś ustalaliśmy — wyjaśnił. — Ale jeśli dobrze ugryzę temat, może coś z niego wyciągnę. Nie sądzę jednak, by duch w ciele Lamparta powiedział coś komuś tak niekompetentnemu w zakresie spraw politycznych. Co do Dzikiego, był mimo wszystko w podeszłym wieku, ale to podejrzane, że zniknął dopiero teraz, po zakończeniu panowania poprzedniego lidera. Jeśli Grzyb coś ukrywa, to nie może być głupi, więc nie pociągnąłbym go za język.
— Zawsze można spróbować... — mruknął syn, po czym podniósł się i otarł o ojca z uśmiechem. — Już późno, idę do obozu. Jutro wszystko ogarnę, a ty możesz podziwiać opasły tyłek swojego zięcia dalej — mówiąc to, spojrzał na pointa, który bardziej tylko się wypiął, przypatrując się jakimś częściom kota z uwagą. Rudy nie ruszył się jednak, chociaż łapy widocznie go do tego paliły. — Mogę? — zapytał o zgodę lidera.
Mroczna Gwiazda zamruczał głośno, gdy ten się o niego otarł, a na jego pytanie skinął tylko głową.
— Możesz. Ale znajdź czas na odpoczynek. Chcę mieć swojego syna, a nie trupa. A co do Gęsiego, posiedzę z nim i dopilnuję, żeby jego opasły tyłek nie stał się jeszcze bardziej opasły. Oboje macie dużo do roboty.
<synu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz