podczas walki, wojna
TW - opisy brutalnej walki
Wskoczyła w wir walki. Jej mięśnie, trenowane przez księżyce, spinały się na samą myśl o walce z wrogiem. Chryzantema skoczyła z sykiem prosto na grzbiet obcego, białego wojownika, który pisnął jak kocię. Uczepiła się jego zadu, próbując wgryźć w jego żylasty kark. Burzak przewrócił się pod jej ciężarem; mimowolnie poluzowała chwyt, a przerażony wojownik wygrzebał się spod jej pazurów, prędko umykając w stronę świerków. Syknęła, patrząc jak ucieka.
Jak Klan Burzy mógł ich zaatakować? Czy naprawdę byli na tyle idiotyczni, by nie zauważać potęgi Klanu Wilka? Nie powinno to jej dziwić. Mroczna Gwiazda zawsze mówił, że burzaki są głupie jak zające. W końcu...
Potężne bure łapy przyszpiliły ją niespodziewanie do ziemi, boleśnie przyduszając. Głupia, głupia, głupia! Zdążyła syknąć na wroga, ale prędko spostrzegła, że nie pachniał pustymi równinami tylko... rybami. Skąd się tu wzięły nocniaki?!
Nie miała wiele czasu, by myśleć. Szczęki kotki zbliżały się do jej gardła, aż w końcu zacisnęły się na nim, wzbudzając strugi krwi. Spanikowana Chryzantema czuła przeszywający jej pierś ból i zaczęła się miotać.
— Zostaw mnie, rybojadko! — zawarczała, kopiąc jej brzuch.
— Masz mnie za kocicę?! — oburzył się nocniak, na chwilę wypuszczając z pyska wojowniczkę, która momentalnie sprzedała mu siarczyste uderzenie prosto w pysk. Korzystając ze zdobytego czasu w mig przemknęła pod brzuchem innego zaskoczonego, walczącego kota, by uciec od silnego przeciwnika. Wokół niej przetaczały się walczące koty, spierające się w śmiertelnych uściskach. Słyszała jedynie bojowe okrzyki, bolesne lamenty i pisk własnej krwi, która pulsowała w jej uszach z prędkością biegnącej łani. Dyszała przez chwilę, patrząc jak jej krew skapuje niewielkimi kroplami na trawę między jej łapami. Jak oni wszyscy śmiali napaść na Klan Wilka?! Poprzysięgła bronić swojego ukochanego domu za wszelką cenę i nie zamierzała złamać tej obietnicy. W wściekłości odwróciła się, by rozdrażnionym wzrokiem objąć starszego, krwawiącego z ucha wojownika. Chryzantemowa Krew nie zastanawiała się dłużej. Kocur uderzył głową o twarde podłoże, przygnieciony pod jej pazurami. Na przymrużonych oczach kocura malowało się zdezorientowanie. Nie zamierzała mieć dla niego litości. Był parszywym wrogiem.
Zatopiła zęby w jego szyi przy akompaniamencie słodkiego pisku bólu, który uciekł z pomiędzy jego warg. Szarpała za brzegi rany, rozdzierając boleśnie skórę i mięśnie. Jucha pryskała na jej pysk, szczypała po oczach, ale w ślepym szale dla Chryzantemowej Krwi było to jak orzeźwiająca mżawka. Nie myślała o niczym innym jak o nauczce dla tych durnowatych zapchlonych skór. Musieli poczuć gorzki smak porażki i konsekwencji!
Powoli zwalniała z gwałtownymi ruchami szczęk, aż w końcu zupełnie puściła postrzępioną pierś wojownika, pozwalając by opadł bezwładnie na ziemię. Uśmiechnęła się, widząc wylewający się z niego potok krwi. Widok, którym mogłaby karmić swą duszę –
Chwila...
On nie pachnie jak burzak!
Ani jak nocniak...
Zastygła w szoku, wbijając oczy w nieruchome, zakrwawione ciało wojownika. Momentalnie jej całe ciało zamiast ciepłej satysfakcji wypełniło lodowate przerażenie. Chryzantema cofnęła się o kilka kroków na drgających łapach. Kręciła głową, gdy przez jej ciało przechodziły bolesne dreszcze.
Jak ona mogła się tak pomylić?!
Wgryzła się we własną wargę, pierzchając sprintem z miejsca zdarzenia, pozostawiając kocura samego w stawie z własnej krwi. Dopiero, gdy pod jej zębami nie było już futra i skóry puściła, jednak wcale nie czuła ulgi, jaka zwykle przychodziła. Zabiła sprzymierzeńca. Zamordowała klifiaka! Jak mogła?
Błagała w myślach, by nikt jej nie zauważył. Gdy zza drzewa wyszła Kunia Norka niemal rzuciła się w jej stronę nim ją rozpoznała. Medyczka nic nie powiedziała na jej przerażony wyraz pyska i drżące w konwulsjach i strachu ciało. Bura nałożyła w pośpiechu prowizoryczne opatrunki na głębsze rany wojowniczki. Nagle Chryzantema poczuła okropny, obezwładniający ból płynący z jej licznych ran. Wściekłość zagłuszyła jej całą mękę.
Och, Klanie Gwiazdy...
***
Jedyne, co czuła to wstyd. Wstyd i zażenowanie, które nie pozwalały jej spać. Jak mogła być tak ohydnie głupia?
Zatrzymała się na moment, wpatrując w zieloną, mokrą równinę. Co się z nią stało? Czy już tak bardzo wypaczyła sobie mózg nienawiścią, że nie zatrzymała się nawet na moment, by zawęszyć? Wbiła w ziemię pazury, kuląc pod siebie ogon. Czy to właśnie tym została? Bezmyślnym dzikim zwierzęciem?
Zauważyła daleko przed sobą patrol wojowników Klanu Burzy, prowadzony przez jej brata i otrząsnęła się z wyrzutów sumienia. Jej nos zmarszczył się w napływie irytacji. Klan Burzy zasłużył na bycie traktowanym przez dzikie zwierzęta. To pomsta za wszystkich poległych wilczaków... Tylu z nich zajęło miejsce w Klanie Gwiazdy, czy gdziekolwiek indziej. Miała nadzieję, że tam jest dla nich tylko lepiej.
***
Odkąd Klan Burzy został przez nich częściowo zajęty czuła zezwolenie na swobodne poruszanie się po ich obozie, podobnie jak wiele innych wilczaków. W oddali siedział Szeleszczący Wiąz, rozmawiający ze swoją siostrą. Wielu wykorzystywało fakt, że teraz każdy członek Klanu Burzy musiał być im podległy, aby bezkarnie ich podjudzać i bawić się z nimi jak dwunogi z psami. Chryzantemowa Krew jednak nie igrała im na nosie. Zwykle po prostu leżała w tym miejscu, w którym mogła spokojnie się najeść i odpocząć bez poczucia, że każdy szepcze o niej i jej słabości czy niepotrzebności. Nadal towarzystwo zupełnie obcych, niecierpiących jej kotów było nieco stresujące, ale mniej niż ciągle towarzysząca jej myśl, że to współklanowicze jej nienawidzą. To pierwsze była w stanie znieść zdecydowanie bardziej niż drugie.
— Dokąd to? — syknął głośno Błękitny Ogień, zatrzymując szylkretkę, która próbowała wyjść z obozu. Zagrodził jej drogę własnym ciałem, jeżąc gniewnie sierść na grzbiecie.
— Ktoś tu chce skończyć z obitym pyskiem — wymruczał ze złośliwym uśmiechem Szczurzy Cień, zbliżając się do burzaczki, oblizując pysk. Chryzantemowa Krew zacisnęła powieki. Ugh... Coś sprawiało, że nie mogła patrzeć, jak ta kotka kończy pod pazurami jednego z nich. Nawet jeśli była burzaczką.
— Ja z nią pójdę — wydusiła z siebie, wstając z miejsca. Bury wojownik posłał jej zdziwione, a zarazem zrezygnowane i zawiedzione spojrzenie. Błękitny Ogień jedynie skinął po krótkiej chwili, przesuwając się i ukazując wyjście z obozu. Zanim szylkretowa kotka zdążyła cokolwiek powiedzieć Chryzantemowa Krew wyszła jako pierwsza. Przez chwilę kotki spacerowały razem, w ciszy, Chryzantema podążając za burzaczką.
— Nie musisz dziękować — wymamrotała niebieska, przerywając grobową ciszę.
<Różana Przełęczo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz