— Zauważyłam — zaczęła w rzadkiej chwili milczenia Borsuka, truchtając wzdłuż granicy — że ostatnio mało rozmawiacie z Sadzawką.
— Tak… chyba mnie nienawidzi. — jęknął — Wcześniej było super, ale teraz mnie olewa. Nawet nie wiem czemu! I udaje, że zapomniała jak się nazywam! Nazwała mnie Bobkiem!
— A rozmawiałeś z nią o tym? — przekrzywiła głowę, otwierając pysk, by sprawdzić lepiej wyczuwalny zapach. Zidentyfikowała go jako pojedynczego samotnika. Ślady w ziemi wskazywały, że wychodził z terenów, więc to zignorowała. Zresztą, skoro musieli przejść, to musieli. Lepiej to niż żeby szli przez drogę potworów. Nie było co reagować, jeśli nie stanowili zagrożenia. Zazwyczaj wiedzieli gdzie są i chcieli jak najszybciej się wydostać z czyichś terytoriów, wiedziała to z doświadczenia. Po co robić im dodatkowe problemy, gdy tylko próbują przetrwać.
— Nie, jeszcze bardziej mnie znienawidzi. Zresztą ona wie, co robi. — prychnął, nagle zirytowany — Ciągle zmienia znajomych, jakby mieli się nigdy nie skończyć. Kiedyś zostanie sama.
Skuliła trochę uszy.
— Naprawdę…? Nie wydawała się taka…
— Bo tobą jeszcze się nie znudziła! Ale rzadko wytrzymuje długo! — tupnął łapą. Krucha straciła na chwilę rytm oddechu na podniesiony głos. — Pewnie ma tak przez Świt i Fretkę, wszystkie są tak samo… — przerwał, wydając sfrustrowane warknięcie. — Nieważne. Skończmy to i chodźmy pooglądać owocowy lasek.
Rzuciła mu zaniepokojone spojrzenie, ale kiwnęła głową na zgodę.
***
Zdążyła częściowo zapomnieć o ostrzeżeniu po takim czasie. Szczególnie gdy w całym tym chaosie, znalazła się w przyjemnym, luźnym pościgu za Sadzawką. Zabawa zrodziła się między nimi przypadkiem i trwała już na tyle długo, że były zmachane. Ale ta chwila wesołych pisków była miłą odmianą w życiu w ciężkości wypełnionego strachem powietrza.
Do momentu, w którym Krucha, skradając się przy ziemi, nie wyskoczyła na burą. Niefortunnie stanęła na własnym ogonie, przednimi łapami jeszcze o korzeń i zamiast na plecach byłej mentorki wylądowała na pysku. Stęknęła, chwilę czekając, by szok minął. Z boku usłyszała rozbawione prychnięcie.
— Ale pierdoła, widziałaś, jak na mordę się wyjebała? Pierdolnęło tak, że wszystkie ptaki w okolicy wystraszyła.
Poderwała głowę, kierując oczy ku głosowi. Jeszcze niespecjalnie cokolwiek widziała, z mroczkami przed oczami, ale odruch przyszedł samoistnie.
— Skoro masz oczy, to ich używaj.
Ten głos rozpoznała jako Lisówkę; akurat tego nie zapomni po ostatnim treningu.
Speszona, stuliła uszy, patrząc gdzieś na bok.
Dwie kotki poszły dalej, najpewniej na patrol. Dźwignęła się na łapy, dopiero gdy zniknęły z widoku, otrzepując się z tego stresu, który właśnie przeżyła i wymrugując łzy z oczu. Jak szylkretka albo biała powiedzą o tym Fretce, może wyrzucić ją z treningu na zwiadowcę…
Zerknęła kątem oka na burą, wciąż patrzącą się za nimi. Jej postura się zmieniła. Sztywna, poważna. Gdy Krucha otworzyła pysk, bo coś powiedzieć, szybko go zamknęła pod wpływem jej spojrzenia. Skąd… skąd nagle ta pogarda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz