*dawno temu*
Wróciła z polowania, a gdy weszła do szopy, wyczuła zapach krwi.Od razu włączyła jej się czerwona lampka. Ziemia była zroszona szkarłatnym płynem. Ślad szedł z kąta w kąt a w jednym miejscu była cała plama. Dostrzegła Bałwanka śpiącego przy kartonie zakrytym słomą.
Jego łapy też były we krwi.
Podbiegła do Bałwanka, po czym bezceremonialnie odsunęła go od kartonu, by następnie odkryć słomę która zasłaniała jej paskydny i smutny widok.
Małe ciałko kociaka leżało na boku, oddychając ciężko. Był wyłysiały, tak jakby ktoś wyrwał z niego sierść. Krew sączyła się z jego ran na grzbiecie.
Było czuć od niego potworny zapach krwi. Jego ciałko raz po raz drżało z bólu, a oddech był ciężki i urwany, jakby trawiła go gorączka. Nie było z nim kontaktu, najpewniej spał.
Bylica widząc to otworzyła pysk, zszkowana. Wściekłość rozlała się po jej ciele.
Jak Bałwanek mógł?!
Wyjęła bardzo delikatnie kociaka, po czym odłożyła go przy stercie z ziołami. Musiała go szybko opatrzyć i podać leki, póki spał i póki jeszcze jego stan nie był krytyczny przez to, co mu zrobił jej… jej własny syn. Szybko zabrała się do uzdrowicielskiej roboty. Opatrzyła jego rany, nasmarowała odpowiednimi mieszankami ziół.
Gdy tylko skończyła, podeszła do Bałwanka, po czym dała mu mocno w pysk.
- Co to wszystko ma znaczyć?! - warknęła, kładąc uszy po sobie, bardzo zła. Nie rozumiała, czemu jej własne dziecko coś takiego uczyniło bezbronnemu, małemu kocięciu.
Biały szybko się obudził, zaskoczony nagłym ciosem. Od razu zerknął na karton.
- GDZIE MÓJ SZCZUR?!- zaskrzeczał przerażony. - ON SIĘ TAM LECZYŁ! Bo... Coś go pogryzło. I go tak znalazłem. I nie umiem łapkami tamować krwi...
Kłamał jej! W żywe ślipia! Było widać, że to tu doszło do zadania szkód kocięciu, przez ilość krwi na podłodze!
- To ty go tak urządziłeś, nie kłam! - wrzasnęła. - TO NIE JEST SZCZUR, COŚ TY ZROBIŁ?! – krzyknęła, nie panując już kompletnie nad sobą. Nie rozumiała, jak można było tak skrzywdzić malutkie dziecko. Jej syn niczym poszkodowany zaskomlał smutno i skulił się.
- A to źle? Poza tym to jest szczur! Przed tym jak stracił futro, był szary. I malutki. I piszczy. To jest szczur... Chciałem sprawdzić czy części ciała odrastają... Nie wiedziałem, że nie można!
Nie wiedział… NO CHYBA NIE!
- Oj wiedziałeś, wiedziałeś. I to nie jest szczur. - warknęła - to jest kot. Szczury wyglądają kompletnie inaczej. I jestem pewna, że zauważyłeś różnicę.
Biały na jej słowa skulił się jeszcze bardziej.
- Ja naprawdę nie wiedziałem! Krokus też mnie bije! To w takim razie też coś złego? Poza tym to jest szczur - powiedział zgodnie ze swoim przekonaniem.
- To nie jest szczur - miauknęła w końcu nieco spokojniej. - Ma koci pysk, kocie oczy, kocie uszy i kocie proporcje. To, że piszczy, nie oznacza, że jest szczurem. I jak to Krokus cię bije?
- To jest szczur! Widziałaś kiedyś niby takiego małego kota?! Niskiego, piskliwego i z łysym ogonem?! To oczywiste, że to szczur! Oddaj mi go! - krzyknął na nią. - TO MÓJ SZCZUR, ZJESZ GO! I... No po prostu mnie bije Krokus. Powiedziała, że mi nie zaufasz więc nic nie mówiłem.
Nim zdążyła odpowiedzieć, usłyszała cichy pisk za sobą.
- SZCZUREK!- wrzasnął żółtooki syn i popędził do leżącego kociaka. Przytulił go bardzo mocno i zaczął lizać po główce.
- Mama? - sapytał zdezorientowany łysy maluszek, który wydał z siebie kolejny pisk, gdy został mocno przytulony.
Podbiegła, po czym chwyciła Bałwanka za kark, następnie odseparowując go od dziecka, aby nie zrobił mu znowu żadnej krzywdy. Młode natomiast bez oparcia przewróciło się na ziemię, aby zacząć leżeć tam bez sił.
- To jest kot, nie żaden szczur. I tak, widziałam tak małego kota w swym życiu. – miauknęła przez zęby zaciśnięte na białej sierści - A z Krokus mam w takim razie do porozmawiania – dodała. Oj… jej córka będzie miała jej wiele do wyjaśnienia. Czyli jednak to co mówił Wypłosz mogło być prawdą. Że też mu wtedy nie uwierzyła…
- Mama? – powtórzył kociak, szukając wspomnianej wzrokiem. - Gdzie jesteś?
Tymczasem Bałwanek zaczął głośno warczeć na nią.
- Zostaw mnie! Nie masz prawa mi kraść Szczura! Puszczaj! Muszę go przytulić, bo już wariuje!
- Nie. Skrzywdziłeś go. I TO NIE SZCZUR! – wrzasnęła znów czując złość na ignorancję syna, puszczając kark kocura by następnie osłaniać skulone kocię własnym ciałem.
Po chwili chwyciła malucha za kark, chcąc go ochronić przed Bałwankiem. Łysy pisnął przestarszony, gdy go podniosła.
- N-nie jedz mnie proszę! Ja jestem może i szczurkiem, ale chcę żyć! - załkał.
- Nie zjem cię - miauknęła nieco niewyraźnie trzymając kociaka, który na jej zapewnienie pociągnął noskiem.
- D-dziękuję. Jesteś babciu miła... Myślałem, że mnie zjesz jak się dowiesz, że u was mieszkam.
Jej syn nastroszył się za to jak wściekła wiewiórka i zaczął syczeć.
- Zostaw go. Bo... Ugryzę cię. PUSZCZAJ MOJEGO SZCZURA! ZROBISZ MU KRZYWDĘ!- wydarł się na nią.
- To ty mu zrobiłeś krzywdę! - warknęła, po czym skierowała się do wyjścia z szopy. Jej syn z wrzaskiem rzucił się na nią, drapiąc mocno i gryząc.
- ZOSTAW SZCZURA! – krzyknął na nią.
Nie widząc innego wyjścia i nie mając już cierpliwości, szybko odpowiedziała na atak. Już po chwilo przygwoździła Bałwanka do ziemi. Gdy tylko przyszła Krokus, kazała jej trzymać białego, mimo tego, co podobno mu robiła. I tak usłyszy, jeśli coś się tam w środku zadzieje, a jak tylko wyjaśni sprawę z maluchem poważnie z nią porozmawia. Wyszła z szopy by spokojnie rozpocząć rozmowę z poszkodowaną istotką. Ta jednak rozpłakała się, zestresowana.
- Proszę nie zabijaj mnie! Ja nie chciałem! Przepraszam! Ja chcę jednak do taty! Chcę do taty, do opiekuna, nie jedz mnie!
- ODDAWAJ MOJEGO SYNKA SZCZURKA! – usłyszała jeszcze ze środka, ale zignorowała głos białego.
Będąc już poza Drewnianym Gniazdem, położyła delikatnie kociaka.
- Dobrze, już wszystko dobrze, nie bój się. Co się stało, gdy mnie nie było? - spytała łagodnie.
Gdy maluch dotknął ziemi zamarł, unosząc łebek na srebrną kocicę. Wydał z siebie jedynie pisk, rozglądając po otoczeniu.
- Ja chcę do taty - wymiauczał smutno. - On nie chciał. To pomyłka. Proszę. Niech twoja córka go nie biję. Tak nie wolno! Nie jedz mnie, ja... ja przepraszam. - powtarzał, dygocząc. - I... i proszę... nie przeganiaj mnie. Mam tylko tatę. On mi uratował życie, bo Dwunożni chcieli mnie otruć!
Uniosła brew, zdziwiona tym, co mówił kociak.
- Przecież nic ci nie zrobię. Ale on to chyba inna bajka. Oberwał ci futro.
Kociak pokręcił łebkiem.
- Ja... ja chcę do taty... P-proszę... - miauczał przestraszony, wlepiając w nią wielkie oczy.
- Zrobił ci krzywdę. – stwierdziła oczywistość.
- A-ale... Ale on nie chciał. T-to pomyłka. Mam tylko jego. Nie chcę żyć w śmietniku i ściekach, nie chcę by mnie Dwunożni otruli ponownie - piszczał smutno.
- Czym cię otruli?
- U-uh... Jedzeniem, którego nie powinienem jeść... Zrobiło to ze mnie kotka, dlatego go przypominam. A ja jestem szczurem! - pisnął pewniejszym głosikiem.
Skrzywiła się, słysząc te bzdety. Co też biały nagadał temu biednemu dziecku…
- Nie jesteś szczurem. Nie da się zmienić czyjegoś gatunku trucizną. Niech zgadnę, wmówił ci to ten twój "tata"?
- Jestem! Spójrz! Mam ogonek jak szczurek! - Pokazał jej wyłysiały ogon. - Takiego kotki nie mają! I jak to się nie da? To... To nie chcieli mnie zabić? Podobno trzymają szczurki w klatce i mordują truciznami. Tata mnie uratował, bo bym skończył jak moi bracia. - wymiauczał.
Ach, czyli czeka ją długa droga przy naprostowaniu tego, co mu nagadał Bałwanek…
- Nie jesteś szczurem. Masz anatomię kota. A kotom też zdarza się mieć takie ogony. A do tego - dotknęła łapą kawałka futra kocięcia - To nie jest brak futra, tylko futro oberwane przez Bałwanka.
Pisnął na dotyk, odskakując od niej natychmiast.
- Z-zostaw mnie! Ja... ja nie znam żadnego Bałwanka! - to wypiszczywszy, poderwał się do biegu, by uciec przed straszną kocicą, jednak szło mu to wolno i ociężale przez rany, które odbierały mu siły. Zdyszał się podskakując króliczy skok od Bylicy, by tam paść zmęczony.
- O ja pierdole.... - miauknęła załamując się i irytując - Bałwanek to biały kocur którego nazywasz tatą. Chyba, że ma jeszcze inne miano?
Słysząc jej słowa maluch znowu skulił się. Po chwili jednak ku zaskoczeniu błękitnej zmusił się by wstać na łapki, po czym nie odpowiadając jej poczłapał z powrotem w stronę szopy. Widząc tę nieudolną próbę ucieczki, chwyciła kociaka za kark ponownie.
Następnie weszła do szopy, uznając, że skoro kociak tego chce oraz i tak nie odpowiada na jej pytania, bo ma pomieszane przez jej syna w główce. Gdy tylko znalazła się w środku spojrzała na Bałwanka dalej trzymanego przez Krokus.
Potem położyła kociaka na ziemi, po czym przytrzymała go swą białą łapą. Ten zapiszczał smutno, patrząc na kocura z wielkimi oczkami.
- Czemu to dziecko myśli że jest szczurem? – zadała pytanie białemu.
- Tatusiu pomocy. – wymiauczał maluch.
Bałwan przestał wrzeszczeć jak to robił wcześniej i spojrzał wielkimi oczami na malucha.
- Puszczaj go! On jest moim szczurkiem!- znowu zaczął się wyrywać jej burej córce.
- To nie jest szczur tylko kot, a ty namieszałeś mu w głowie. – powiedziała ledwie zachowując spokój.
- To jest szczur! Wygląda jak szczur, śmierdzi jak szczur... – mruknął młodzik.
Aż palnęła się łapą w pysk z załamania. No po prostu…
- Tatoo – zaczął piszczeć smętnie kociak nie będący w stanie się uwolnić spod łapy kocicy.
- MASZ GO ZOSTAWIĆ ZBOCZONA PEDOFILKO! CO MU ZROBIŁAŚ?!
- JAKA PEDOFILKO?! – wrzasnęła, słysząc znowu to określenie, gdy nic takiego żadnemu dziecku nie robiła.
- PUŚĆ GO! TO MOJE DZIECKO!
Nieco spokojniej miauknęła:
- Jeśli to twoje dziecko to traktuj je należycie a nie obrywaj mu futro wmawiając że jest szczurem.
- Ale to szczur! Nic mu nie wmawiam!
- To nie jest szczur, szczury wyglądają inaczej.
- Tak wyglądają szczury! Zostaw go, on się boi! Musi się do mnie przytulić!
- Nie bo mu znowu futro oberwiesz! – zaprotestowała.
- Nie oberwę! Obiecuję! Nie wiedziałem że to źle. A to źle? Nie można tak?
- Nie, nie można. Skoro obiecujesz że go nie skrzywdzisz to go wypuszczę - mruknęła, zdejmując łapę z dzieciaka który zaczął płakać podczas ich kłótni, która na pewno go bardzo stresowała. Łysa istota przestała płakać gdy ją puściła, pociągając już tylko małym noskiem.
- Yhym?- mruknął jej syn, patrząc do góry na Krokus, która go przytrzymywała. Bylica wydała sygnał, by córka puściła białego.
Od razu maluch wstał chwiejnie na łapki, po czym pokuśtykał do Bałwanka, chowając się pod jego brzuszkiem.
- Tato!
Ten przytulił go mocno i polizał po łebku.
- Ciiiiii, już dobrze... Nie musisz się bać. Ta zła pani nic ci już nie zrobi.
Maluch zapadł się w jego sierści, uspokajając.
- Bałem się, że już nigdy cię nie zobaczę.
- Chwila moment czemu nazywasz mnie złą panią? – zadała pytanie nieco zdezorientowana Bylica.
- Bo jesteś okrutna! Najpierw byłem zmuszony na treningi z Krokus, po których cały poobijany wracałem, a teraz kradniesz mi dziecko, bo lubisz ich mieć pod dostatkiem!
- Ta pani porywa dzieci? - zapytał zdumiony kociak.
Jej syn pokiwał głową
- Tak.
- Jakie treningi z Krokus? - spojrzała na córkę zdziwiona - Krokus możesz mi to wyjaśnić? - spytała podejrzliwie.
- No biła mnie! Tragedia jakaś! Kradniesz dzieci, a potem jeżeli się nie przydają to je wyrzucasz! – miauknął niezadowolony Aital.
- Co? - zaskoczona mruknęła - Nie wyrzucam nieprzydatnych dzieci! Chwila moment... - spojrzała na burą próbującą wymknąć się z szopy - Te rany co miał Bałwanek nie były zrobione przez obcego... to byłaś ty! - wrzasnęła. Krokus czmychnęła tymczasem z szopy - Wracaj tu! - warknęła, biegnąc za córką - Mamy do pogadania! – wybiegła z Drewnianego Gniazda, ruszając w pogoń za córką.
***
Dogoniła ją dopiero poza ich terenami, gdzie skoczyła na kotkę zwalając ją na ziemię.
- STÓJ, MÓWIĘ! – wrzasnęła na córkę.
Ta w końcu zatrzymała się i wyszła spod niej. Bylica wstała, wyprostowała się i zmierzyła córkę surowym spojrzeniem. Ta skuliła się przed nią, a w jej miodowych ślipiach błysnął strach.
- Jak mogłaś bić Bałwanka? Jak mogłaś robić mu treningi bez mojej wiedzy, do tego tak brutalne? Jak mogłaś tak zawieść moje zaufanie? – zadała trzy pytania z powagą i zawodem w głosie.
- On… ja… ja m-myślałam… j-ja chciałam… - jąkała się, a jej futro stanęło dęba. – Chciałam, żeby nie pasożytował jak Wypłosz! – w końcu wypaliła, kładąc po sobie jeszcze mocniej uszy i machając ogonem.
- Wypłosza też biłaś na treningach, choć wtedy jeszcze nie był pasożytem. Może gdybyś tego nie robiła, nie zdradziłby nas.
Na te słowa z oczu Krokus pociekły dwa strumienie łez.
- W-wiem… n-nie ch-chciałam… b-by t-t-to się t-t-tak skoń-skończyło…
- I teraz popełniasz ten sam błąd. Z Bałwankiem. – miauknęła niewzruszona z kamiennym pyskiem. W jej żyłach buzował ogień.
- N-n-n-nie ch-chciałam ź-źle! P-p-pragnę-pragnęłam ty-tylko… przysłó-przysłóżyć si-się nam… - załkała , upadając na ziemię pod łapami swej matki. – Ch-chciałam… ch-chcia-chciałam…
Czekała na dalszy ciąg, nie spuszczając zmrużonych ślipi w córkę.
- Chciałaś… - mruknęła, odwracając się.
- N-n-nie od-odchodź! – usłyszała błaganie za sobą. Córka chwyciła ją za tylną nogę. Bylica odwróciła łeb, by napotkać zasmarkany pysk burej. – Ch-chciałam… ci-cię t-t-tym za-zado-zadowo… - nie była wstanie dokończyć przez zaciśnięte gardło, więc po prostu trzymała łapę Bylicy, która obserwowała to tylko.
- Popełniłaś wielki błąd. – mruknęła. Znów szloch dotarł do jej uszu – Ale to nie oznacza, że cię nie kocham. – miauknęła, po czym lekko przyciągnęła kotkę do siebie. Ta chwyciła ją najmocniej jak umiała, wczepiając się niczym rzep w jej futro, łkając w nie i mocząc łzami, podczas gdy matka lekko objęła ją ogonem. - Od teraz nie będziesz mogła przebywać z nim na osobności. Ani z tym drugim kociakiem. Muszę też nadać ci karę, bo nie mogę tego tak zostawić. – mruknęła.
Cętkowana pokiwała głową.
- A-ale… n-nie… n-nie z-z-zost-zostawisz m-mnie? – spytała, nie unosząc łba.
- Oczywiście, że cię nie zostawię – miauknęła już łagodnie Bylica – Nie zostawię, pókim żywa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz