Siedziała pod klonem, prostując się i zaplatając ogon wokół łap, by nerwowo nim nie podrygiwać. Trochę się stresowała brakiem innych kotów na miejscu spotkania. Jakoś… nie czuła się komfortowo z wizją bycia jedynej. W mieście coś takiego śmierdziało pułapką. Ogólnie miała wrażenie czyjejś bliskiej obecności. Ulga, gdy pojawił się dzieciak, którego kojarzyła z mieszkania z uczniami, była ogromna. Jednak dzisiaj nie zginie. Zaraz po nim przyszła koteczka, którą też tam widziała… Aż poczuła się staro.
Z nimi nie wchodziła jeszcze w interakcję, ale była pewna, że przynajmniej słyszała ich imiona. Tylko akurat wyleciały jej z głowy.
— Witajcie, zostaliście wybrani… — przerwała, by pojawić się na gałęzi, w czasie gdy Kruchą zabolało coś w środku na ten ton. Zupełnie spodziewała się zdania 'jako mięso armatnie', bo to był właśnie ten głos — Jako możliwe następstwo i przyszłość zwiadowców. W ciągu najbliższych trzech miesięcy będziecie szkoleni przez wybranych przeze mnie mentorów i ostateczny egzamin zadecyduje czy się nadajecie, czy nie. Nie będzie żadnych drugich szans, więc lepiej się przyłóżcie.
Chciałaby nie czuć się, jakby te uwagi nie były skierowane na nią. Dalsze słowa i oczywista niechęć tylko to potwierdzały.
Gdyby liliowa była samotniczką, za długo by nie przetrwała. Jako liderka tym bardziej, zabiłaby całe morale i wszystkich miała na sumieniu.
—... Jaskółka weźmie pod swoje skrzydła Kruchą… Macie tu się jutro zjawić przed świtem słońca. Lisówka przekaże wam tajniki kamuflażu wśród drzew.
Kremowa czuła jak cała jej sympatia wyparowuje i z przekąsem oceniła tę pokazówkę z mnóstwem niepotrzebnych elementów. Najwyraźniej to był jeden z tych dni; gdyby nie to, że była wcześniej w patrolu z pewną szylkretką, byłby on całkiem przygnębiający. Już rano ciężko przechodziło jej jedzenie przez gardło i nie miała chęci do wstania.
Na szczęście przyjazna duszyczka postanowiła z nią porozmawiać, od razu polepszając humor.
Jaskółka też nie wydawała się złym trafem, bo mimo wyglądania jak jeden z żółtych owoców, które lubili dwunożni, była do tej pory miła.
***
Nie mogła spać w nocy, męczona i zmęczona analizami wszystkich przytyków. Czasami miewała takie okresy nawracania wszystkich wspomnień i błędów. Wyrzucania sobie, że robi za mało. Ale przynajmniej miała pewność, że się nie spóźni, szczególnie po momencie, w którym zaczęła przysypiać, by usłyszeć w uszach *ich* krzyki oraz śmiechy i omal spadła przez nie z gałęzi.
Gdy dostrzegła gotową Traszkę, zgarnęła się na spotkanie razem z nią. Czekały na dzisiejszą mentorkę z Gęgawą.
Lisówka w końcu usiadła przed trójką uczniów. Jej wysoko zadarty łeb świadczył o jej swoistym poczuciu wyższości nad nimi.
— Fretka poprosiła mnie o nauczenie was kamuflażu. Tutejsze tereny różnią się od gęstych lasów Klanu Wilka... — urwała na uderzenie serca, by powrócić surowym spojrzeniem do kotów. Klan Wilka? To był ten od napadania na samotników. Czemu akurat on?— Jak myślicie, co najszybciej was zdemaskuje?
Pierwszą myślą Kruchej był ruch, ale milczała, nie chcąc powiedzieć czegoś głupiego. W mieście hałas był ciągły, zdradliwy przez echo od schronień dwunożnych, dlatego trzeba było polegać na oczach i wyłapywać wszystko. Nie umiejąc walczyć, trzeba było umieć unikać niebezpieczeństwa, dostrzegać cienie, drżący bez wiatru sznurek.
— … Kolor futra? — odezwała się w końcu Traszka.
Lisówka wyprostowała się. Zaraz sobie kręgosłup naciągnie.
— Otóż nie. Dźwięk. Dźwięk zdradzi was pierwszy. Automatycznie spoglądamy w stronę rozlegającego się odgłosu. — mruknęła i zaprezentowała, krusząc drobną gałąź swą łapą. — Później jest ruch. Nic tak nie rzuca się w oczy, jak gwałtowny ruch. A szczególnie wśród koron drzew. Dlatego pierw poćwiczycie bezszelestne poruszanie się pomiędzy drzewami.
***
Nie mogła doczekać się, aż trening się skończy. Mieli za sobą część chodzenia po glebie, teraz więc skakali po gałęziach. Nie chodziło o zmęczenie; mogłaby ćwiczyć jeszcze długo, gdyby nie to, że sam głos Lisówki już sprawiał, że miała ochotę… coś zrobić. Niezbyt miłego. Sobie samej albo jej. Albo się popłakać, bo uwagi dotykały ją na poziomie osobistym, nieważne jak długo sobie tłumaczyła, że przecież nie o to w tym wszystkim chodzi.
— Wyżej dupa, szerzej łapy!
Słysząc to zastygła. Dopiero po chwili i krzywym spojrzeniu szylkretki wykonała polecenie, dla własnego komfortu oplatając swój brzuch ogonem. Ryzykowała utratę równowagi, ale jej zmysły krzyczały, by to zrobiła. Zacisnęła mocno powieki. Cały czas próbowała wyjść z trybu paniki. Logicznie wiedziała, że na drzewach napadnięcie byłoby trudne i że nikt nie ma po co tego robić. Ale organizm nie chciał słuchać.
Komuś uciekła łapa z gałęzi, głośno szurając.
— Nawet Bez by Cię usłyszał!
Skrzywiła się, ale nic nie powiedziała na obrazę kocura. Nie ma co się narażać. Do mentorki i tak nie dotrze, a tylko wpadnie głębiej na jej czarną listę. Już miała przeczucie, że z ich trójki była w niej najgłębiej.
Rozległ się trzask. Czy to spadło jakieś gniazdo?
— Jeszcze jedna taka pomyłka, a będziecie trenować do jutra!
A ta uwaga z pewnością im pomoże. Tak. Bardzo konstruktywna. To miało być ciche poruszanie się, a nie darcie pyska.
Na sam koniec otrzymali wyfukane "będziecie musieli to jeszcze potrenować. Przekaże to waszym mentorom". Może gdyby tyle się nie darła, to by nie musiała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz