Mowa ciała była czymś delikatnym i niedocenianym wystarczająco przez koty. Tak twierdziła, od kiedy tylko zajęła się swoim fachem w pierwszym mieście.
Czasami cieszyła się z ignorancji kotów na te drobne gesty. Ich interesowały one tylko w czasie walki. Sama je często ignorowała. Ale naprawdę, przy tak oczywistych sygnałach dyskomfortu u dziecka nie była w stanie.
Myśli ją biły przez cały pobyt Łuski poza obozem. Walczyła ze sobą czy reagować. Uspokajała się, że tutaj może interweniować, bo to nie miasto, tutaj mają koty nad sobą. Bezpośrednie wchodzenie w konflikt naprawdę nie leżało w jej naturze, za to było w niej wyrzucanie sobie bycie świadkiem krzywdy i niemoc, która nawiedzała ją po nocach.
W stresie prawie wpadła na wracającego Szpaka i taktycznie cofnęła się, nim to zrobiła. Zarobiła od niego krzywe spojrzenie. Sprawnie odwróciła głowę, dając sygnał, że nie szuka zaczepki.
Wokół miejsca, gdzie schowała się jego córka, krążyła dłuższą chwilę, nim zdecydowała się, że dość myślenia i pora na cokolwiek, albo odpuszczenie.
— Witaj, coś się stało?
Uśmiechnęła się w odpowiedzi na ten sam gest uczennicy i powoli usiadła obok, nim się odezwała.
— Cześć, przyszłam cię właśnie o to zapytać. — nie patrzyła na koteczkę, stwierdziwszy, że to mogłoby ją zestresować — odwróciła głowę przed siebie. Miała nadzieję, że nie będzie musiała wskazywać, o co chodzi. Łuska jednak milczała, więc sprecyzowała. — To na twoim boku. Przed patrolem nie byłaś ranna.
— To tylko krzaki. — machnęła łapą jakby w uspokajającym geście.
W odpowiedzi kremowa wydała z siebie łagodny, potwierdzający pomruk. Co jak co ale znała rany od pazurów.
— Nie chcesz iść z nimi do Plusk, co, młoda? — zagadnęła po chwili ciszy. Otrzymała negatywną odpowiedź. — A do Witki? — Niebieska nie chciała zawracać im głowy.
Znowu zapadł moment ciszy.
— A co byś powiedziała, gdybym ja je opatrzyła? — zerknęła kątem oka w jej stronę — Bez zadawania pytań i drążenia tematu.
<Łusko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz