*jeszcze na starych terenach, bardzooooo dawno temu*
Kamień poszła po Słonecznika, a ona została sama na granicy wrzosowisk. Czuła gulę w gardle i niepewność. Pierwszy raz od… od tak wielu księżycy… spotka się z bratem.Ze swoim kochanym braciszkiem, którego od tak dawna nie widziała…
Dalej pamiętała ich dzieciństwo. Jak razem słuchali opowieści Pląsającej Sójki. Jak za uczniowskich czasów wskoczyła w zaspę, by później nie spodziewającego się i niezdającego sobie sprawy z jej obecności kremowego wciągnąć za kostkę pod śnieg. Jak razem uniknęli rodzinnego posiłku z mamą i Dzikim Gonem, chowając się w legowisku medyków pod pretekstem, że Słonecznika bolał brzuch. Albo jak odwiedzał ją podczas jej kary i mimo tego, że chyba uważał iż oszalała, siedział w jej kamiennej twierdzy wraz z jej skalnymi przyjaciółmi. Albo jak razem zostali mianowani na wojowników przez Chabrową Gwiazdę…
Gdy tylko na horyzoncie znów pojawiła się liderka burzaków, tym razem w towarzystwie kremowego kocura, serce błękitnej zabiło szybciej. Mimo swego wieku wydawał się być w dobrym zdrowiu i sprawności. Gdy tylko dostrzegli siebie nawzajem zareagowali, od podbiegł do niej, a ona rzuciła się na niego, przytulając do niskiego kocurka.
Parę łez delikatnie spłynęło po jej policzkach, po czym skapnęło na kremowego. Tęskniła za bratem. Tak bardzo... tak bardzo go kochała. Tak bardzo… za nim tęskniła, nieraz zastanawiając się w wolnej chwili, co u niego.
— Tak dobrze cię znowu widzieć — głos, tak znajomy, acz oczywiście brzmiący starzej niż gdy go ostatnio słyszała, dotarł do jej uszu. Jeszcze więcej łez zebrało się w jej ślipiach. Łez szczęścia z ponownego spotkania. Brat wtulił się w futro swej siostry, wchłaniając obcy mu zapach lasów i Dwunogów. — Gdzie ty się podziewałaś przez ten czas? Nie chcesz dołączyć do Klanu Burzy?
Jego pytanie… sprawiało jej ból. Wiedziała, wiedziała że mogła teraz już na zawsze z nim być… w Klanie Burzy. Ale… ale na myśl o porzuceniu samotniczych przygód, o byciu przykutym do jednego miejsca tak mocno, że niemożliwe są nawet okazjonalne wyprawy… o tym, że już nie zobaczy leśnych ścieżek i zwierząt, nawet gnających po ulicach potworów dwunogów w mieście…
— ... S-s-s-sama nie wie-wiem - miauknęła. Pierwszy raz mówiła do brata. Czuła się tak dziwnie, tak obco, pierwszy raz prowadząc z nim prawdziwą rozmowę.
Dostrzegła jego zaskoczenie. On w przeciwieństwie do niej nigdy nie słyszał głosu członka rodzeństwa, z którym był na tak długo rozdzielony. Ale mimo to, szybko udało mu się jej odpowiedzieć.
— Byłabyś z nami bezpieczna — zauważył, lustrując ją wzrokiem tak, jakby była stworzeniem, które widział pierwszy raz na oczy. Od tak dawna się nie widzieli… — Nie chcę cię do niczego przymuszać, wiesz, pewnie przyzwyczaiłaś się do samotniczego życia, może kogoś poznałaś... Ale gdybyś zmieniła zdanie... — położył uszy po sobie, lekko zawstydzony. — To wiesz, dokąd możesz pójść.
— O-oczywiście. I... ma-mam kogoś, ale nie w ro-roman-romantycznym sen-sensie. M-mam dzieci, Słoneczniku — miauknęła, uśmiechając się lekko. Kocur wybałuszył momentalnie oczy, jakby nie wiedział, jak powinien zareagować. Ona też by pewnie tak zareagowała, gdyby to on miał dzieci.
— Ty?... — wykrztusił, a zaraz potem pokręcił z zakłopotaniem głową. — Znaczy, cieszę się, ale nie spodziewałem się tego po tobie. Muszą być naprawdę szczęśliwe, mając taką matkę! Jak wyglądają? Pewnie są tak samo zdolne jak ty, mam rację? Poznałaś w takim razie kogoś? — spytał z nutą zaciekawienia.
— J-ja te-też się i-ich ni-nie spodzie-spodziewałam... są cztery a było... było pięć... ale piąta... — przerwała na chwilę — Klan Nocy... mi ich porwał... jakiś czas temu... i... i jedna z nich została w nim... z własnego wyboru... nie wiem czemu... — miauknęła smutno — Reszta moich dzieci uciekła gdy tylko nadarzyła się okazja... są... dzielni... — miauknęła. — Dwa z nich są adoptowane... znalazłam je, ich matka była martwa... więc je wzięłam. Nazywają się Krokus, Deszcz, Fiołek, Skowronek... a ta która została w Klanie Nocy to K-kminek – powiedziała, nieustannie się jąkając, co nie było do niej podobne, ale teraz, pierwszy raz mówiąc do niego i widząc go od tak dawna… po prostu zbyt wiele emocji było w niej, by mogła mówić normalnie.
Kocur spojrzał się na nią spode łba, wzdrygając się na słowa kotki o porwaniu. Jego ogon podrygiwał nerwowo.
— Och... Tak bardzo współczuję, siostrzyczko... T-tak s-sądziłem, że Nocniacy nie należą do najmilszych... Nie powinni tego robić. A co do Kminek... Może powinnaś to po prostu zaakceptować? — westchnął głęboko, wpół zamyślony. — To niesprawiedliwość, że dzieją się takie rzeczy, ale nie mamy na to wpływu. Jesteśmy przecież tylko workami mięsa, prawda? — miauknął. — Ja... Też dużo nauczyłem się, odkąd odeszłaś. Opanowałem trochę nieśmiałość, zacząłem otwierać się bardziej na innych. Poznałem bliżej Kamień — skinął kotce siedzącej niedaleko nich głową z lekkim uśmiechem, po czym zwrócił się znowu do Bylicy. — Ty też przez ten cały czas nie próżnowałaś.
Ważne jest to, że żyjesz. Z bliznami czy bez, wciąż tutaj jesteś.
Uśmiechnęła się nieco szerzej w odpowiedzi.
— Też się cieszę, że ty też przetrwałeś. Na pewno nie było łatwo za panowania Piaskowej Gwiazdy — miauknęła, po czym znów go przytuliła. Kocur skinął ciężko głową na jej słowa i odwzajemnił uścisk.
— Nie było. To był prawdziwy koszmar, ale przynajmniej na starość mogę zaznać trochę spokoju od tej przeklętej wariatki. Tobie też wyszło na dobre wygnanie z klanu. Przynajmniej nie musiałaś tego widzieć... — skrzywił się na całą myśl, jakby właśnie odkopał traumę z najciemniejszych zakątków swojego umysłu. — Robiła straszne rzeczy. Krew była wszędzie. Może ja nie byłem dotknięty dyskryminacją, ale widziałem, co działo się z nierudymi. Klanie Gwiazdy... Dziękuję, że nie byłaś wtedy w klanie. Nie mógłbym widzieć cię na miejscu tych wszystkich kotów. Ale stara psychopatka wącha teraz kwiatki od spodu — uśmiechnął się pod nosem. Również się uśmiechnęła. Szkoda tylko… że nie mogli odejść razem, we dwójkę. Wtedy… on też by tego uniknął… a najlepiej by było… jakby Piaskowa Gwiazda nigdy nie stała się liderką, nie mogła zagrozić jej bliskim takim jak on, czy nieżyjący już Narcyz, Jelonek i Jeżowa Ścieżka, którzy musieli tego wszystkiego doświadczyć… — Mam... pytanie... - zaczęła cicho, grzebiąc łapą w ziemi.
— Tak? — odparł natychmiast się prostując, kryjąc w sobie spięcie, które kotka i tak dostrzegła.
— M-możemy… pójść na groby... rodziców i babci? — spytała.
Na jej pytanie Słonecznik spojrzał w stronę Kamiennej Gwiazdy, która skinęła krótko głową. Po tym odwrócił się do swojej siostry z łagodnym wyrazem pyska.
— Oczywiście — odparł spokojnie. — Długo ich nie odwiedzałaś.
Skinęła głową, po czym podążyła za bratem. Żałowała, że nie mogła ich odwiedzać. Że nie mogła… stanąć nad ich grobami, zapłakać, powiedzieć im, jak za nimi tęskni, położyć kwiaty na grobach tak jak to kiedyś mogła robić.
Idąc wraz z nim przez znajome, acz tak dawno nie widziane wnętrze terenów Klanu Burzy obserwowała te połacie traw i wrzosów. Pamiętała każdy skrawek tej ziemi i choć się zmieniły, dalej je poznawała. I dalej pamiętała te wszystkie treningi, przechadzki z Jelonkiem czy Słonecznikiem… za czasów Piaskowej Gwiazdy ukrywanie się, by zjeść upolowaną zwierzynę, bo ona dawała im marne ochłapy…
Nim się obejrzała, doszli tam. Do cmentarzyska. Tam gdzie groby rodziców były niedaleko tego, należącego do jej babci. Wiatr lekko muskał trawę, która porosła na przysypanej niegdyś przez koty ziemi, pod którą spoczywało ciało Pląsającej Sójki. Liderka szła tuż za rodzeństwem, w odpowiedniej odległości, nie zagłębiając się w sprawy rodzinne i po prostu czekając, aż ci załatwią swoje. W tym czasie kremowy usiadł przed zarośniętym grobem, oplatając ogon wokół łap.
— Tęsknię za babcią — mruknął po chwili ciszy. Tak… ona też za nią tęskniła. Za jej miłością, pomocą, radą, ciepłym uśmiechem i futrem, w które zawsze mogła się po prostu wtulić… — Ciekawe, czy jest już tam, na Srebrnej Skórze. Czy kiedyś znów ją zobaczymy... — kocur momentalnie nastroszył futro, spoglądając na srebrną — Pójdziesz po śmierci do Klanu Gwiazdy, prawda? Chyba nie odrzucą cię ze względu na to, że wybrałaś ścieżkę samotnika? — miauknął.
— Raczej nie sądzę... — mruknęła, będąc z nim szczerą — Nie jestem... kotem, którego by tam chciano. Nigdy nie lubiłam ich kodeksów, nie zgadzałam się z częścią zasad, choć jak wiesz, o tym nie mówiłam. Na przykład to, że medycy nie mogą mieć dzieci... gdyby nie to... może bym teraz leczyła koty w Klanie Burzy, może byłabym starą medyczką... ale cóż, los wybrał dla mnie inną drogę. I też tęsknię za Pląsającą... widziałam ją dzień przed śmiercią... myślałam, że będę ją miała podczas tej kary... że jakoś to będzie... ale przynajmniej ty umilałeś mi pobyt w żłobku - miauknęła, dając mu lekkiego kuksańca w bok. - Bez ciebie to nie miałabym z kim siedzieć poza moimi kamyczkami. Kocur nerwowo poruszył ogonem i westchnął głęboko.
— Nie zostawiaj mnie — miauknął tylko, unosząc wyżej łeb. Uśmiechnął się lekko na jej kuksańca. Podniósł łapę i potarmosił kotkę po głowie, na co ta zamruczała cicho. — Skoro żyjemy jeszcze jako banda staruchów, to to coś znaczy. Najwidoczniej życie nam sprzyja... — rzucił i zamilknął na moment, zanim znów zaczął mówić. — Zmieniłaś się. Ewidentnie odcięcie się od Klanu Burzy na czas tyranii zaczął sprzyjać twojemu zdrowiu. Z dwojga złego, wolałem już nie widzieć ciebie przez większość życia, niż widzieć cię wychudzoną, pracującą za dwojga za marny kawałek zwierzęcej skóry.
— Tak. Zmieniłam. I faktycznie, czuję się często lepiej niż w klanie, choć nie zawsze jest łatwo. Może... kiedyś uda ci się poznać moje kocięta? Na pewno chętnie poznają wujka o którym im tyle opowiadałam – stwierdziła.
— Chętnie je poznam. Na pewno wiele się nauczyły. Życie poza klanem to na pewno nie jest sielanka — stwierdził. — Musisz im przekazać, że gdyby kiedyś cię z nimi zabrakło, to jestem tutaj. Tyle mogę zrobić jako dobry wujek. Zapewnić im ochronę, gdyby potrzebowały, ale... sądzę, że dobrze je wychowałaś.
— Mam nadzieję... kiedyś zeskoczyły na samotnika, który próbował zabić moje najmłodsze kocię. Zaczaiły się na drzewie. Są... sprytne. Miały tylko trzy księżyce. Jestem z nich dumna, że mają taką odwagę. – powiedziała — Oczywiście, że tak zrobię. Powiem im o tym. Szczególnie, skoro rządzi Kamień a nie Piaskowy Ściek — zachichotała. — A, a propos kotów takich jak tyrani... - mruknęła, gdy coś jej się przypomniało. - Kamień, muszę ci o czymś powiedzieć - miauknęła z powagą w stronę czarnej kotki. — Co jest? — rzuciła od razu czarna, od razu stając się czujną.
— Byłam na granicy Klanu Wilka. Zaatakował mnie tam pewien kot. Ale przeszło na rozmowę. To był dawny uczeń lidera, z tego, co mi mówił. To podejrzany typ. Udało mi się na chwilę z nim pogadać. To... specyficzny wojownik. I co ciekawe, chyba jeden z typu psycholów morderców. Nie wiem, czemu mi to powiedział, czemu się tak zdradził, ale podobno... poluje na samotników. Jako, iż powiedziałam mu w rewanżu, że zdarza mi się rozmawiać z kotami z różnych miejsc, spytał mnie... o dwa koty. O niejaką Rysią Pogoń... i o ciebie. — podzieliła się tą niezbyt dobrze wróżącą informacją — A nie wydaje mi się, by ktoś taki jak on, mimo zapewnień, miał dobre zamiary, skoro mnie wypytuje. Mówił, że przyjaźniłaś się z jego mentorem... i że chętnie by cię spotkał. Chciał ode mnie informację o tobie. Ale udało mi się wcisnąć mu, że niby znam tę całą Ryś. Nie wypytywał i dzięki temu kłamstwo mi przeszło. Sądzę, że powinnaś... na niego uważać. Jest w większości biały ale ma czarny pysk i ogon. Ma także chłodne niebieskie oczy. A nazywa się Mroczny Omen. — miauknęła. — To zaleta bycia samotnikiem. Czasem wie się dużo o klanach, mimo, że się w nich nie jest. — stwierdziła — Jeśli się jeszcze czegoś dowiem, to też ci powiem, jeśli tylko się spotkamy.
Patrzyła na nastroszone czarne futro kocicy. Najwyraźniej wiedziała więcej i to sprawiało, że była jeszcze bardziej zaniepokojona niż sama Bylica.
— Czy mówił ci... Skąd — urwała na chwilę, by zaraz kontynuować — Skąd wie o mnie i o Jastrzębiej... — niebieska z pewnością domyśliła się, o kim mowa, ale Kamień mimo to ugryzła się w język, czując w głębi serca, że nie powinna nikomu mówić o tej specyficznej relacji.
— Mówił, że wiedział to od niego samego. Od Jastrzębiej Gwiazdy. — miauknęła. — Chyba byli ze sobą blisko... takie przynajmniej odniosłam wrażenie i wyciągnęłam wnioski z jego słów. A wnioskując po twojej reakcji... sądzę, że coś jest na rzeczy. Trzeba uważać. Na tym świecie czają się... mroczne siły. Raz to my nimi będziemy dla kogoś... a raz ktoś dla nas.
Kamień przeszedł ją dreszcz na jej słowa. Niestety… taka była prawda, którą poznała Bylica przez wiele swych księżyców życia.
— Będę uważać. Ale nie martw się. Nie skrzywdzi mnie, ani nie zabije — miauknęła, bez wyjaśnień.
— Mam taką nadzieję. Jesteś nadzieją Klanu Burzy. Iskrą rozpalającą nadzieję dla wszystkich porządnych kotów z wrzosowisk i dla mnie. To nie powinno zostać zniszczone. Mówiła to prosto z serca. Mimo nielubienia klanów, miała nadzieję, że jej rodzima społeczność wyjdzie na koty. Że Kamień tego dopilnuje. Że sprawi, iż Klan Burzy stanie się lepszy, niż był dotychczas.
Czarna liderka się i skinęła głową.
— Jeśli mój los jest przeklęty i będę skazana na zdychanie w głębi Mrocznej Puszczy, to przyrzekam, że jeśli ktoś znów wprowadzi rasizm do tego klanu, to ześlę na niego tysiąc gromów z nieba.
Na te słowa na pysku samotniczki również pojawił się uśmiech. Tak… to była ta zadziorna uczennica, którą znała i do której już wtedy czuła sympatię.
— I tak trzymać. Skoro już jako duchy koty mają władzę, czemu by nie pomóc bliskim na dole? — miauknęła. - Gdy ja umrę... będę patrzeć na moich bliskich. I na ciebie Kamień, i na ciebie, braciszku — miauknęła do Słonecznika, liżąc go za uchem.
***
Teraz… była w mieście.Nie mogła mieć pewności, czy Burzaki brały udział w wojnie. Ale podejrzewała, że tak mogło być. Miała nadzieję, że Kamień, jeśli tak się faktycznie stało, jest cała i zdrowa. I że Słonecznikowa Łodyga również.
Siedząc patrzyła na słonecznik, który wyrósł w jednym z ogrodów dwunożnych i nie mogła nie pomyśleć o bracie. O jego kremowym futrze. O zielonych oczach. Kojącym, znajomym zapachu, nie słyszeć jego głosu w głowie.
Także Kamień pojawiła się w ich myślach. Zadziorna uczennica, rebeliantka, a potem liderka Klanu Burzy.
Albo Różana Przełęcz, młoda kotka i jej rodzeństwo. Na pewno już została wojowniczką.
Zeskoczyła z płotu, po czym skierowała się w stronę domu Cynamonki.
Naprawdę liczyła na to, że nic im nie było. Ale płonne jej nadzieje.
Staruszka nie mogła wiedzieć… że Kamień nie żyła, że Słonecznik też nie żył, a Róża… zajęła pozycję zastępcy w sterroryzowanym przez Wilczaki Klanie.
Niech Kamienie czuwają nad waszymi duszami – pomyślała jeszcze, nim nie podszedł do niej Śmieć z jakąś sprawą a jej uwaga nie skupiła się ponownie na tym, co tu i teraz.
Żegnaj Słonecznikowa Łodygo, kochany braciszku, może się jeszcze spotkamy w zaświatach [*]
Żegnaj, Kamień, miło było cię znać [*]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz