Małe, chuderlawe stworzenie przemknęło pomiędzy źdźbłami trawy, ominięte przez skaczącą na nie Truchło. Daglezja tylko obserwowała postęp treningu, choć sama nie do końca wiedziała jak się na nim znalazła. Spostrzegła jednak prędko jak gniew narasta w mentorce uczennicy, by w końcu znaleźć tego upust.
— Trenujemy to odkąd tylko twa noga przeszła przez próg żłobka, a i tak nie potrafisz złapać nawet nornika?! — zaczęła krzyczeć Świt, wychodząc na spotkanie milczącej uczennicy. — Dopóki nie złapiesz choć jednej sztuki zwierzyny nie myśl nawet, że zobaczysz kolację — fuknęła, siadając na powrót obok Daglezjowej Igły, obserwując jak Truchło znów zaczyna tropić. Nie było to zbyt trudne, gryzonie czaiły się prawie wszędzie i ruda nawet nie przesadzała – czekała na moment, gdy zaczną pojawiać się pod jej własnym legowiskiem...
— Męczące? — zapytała, trącając starszą wojowniczkę barkiem z uśmiechem. Kotka tylko przewróciła oczami ze skrzywionym pyskiem.
— Nigdy nie zrozumiesz tej zmory, jaką jest stary, niekompetentny uczeń. A w Owocowym Lesie ich tylko przybywa — warknęła Świt, machając na wszystkie strony ogonem. Niekoniecznie cieszyło ją towarzystwo byłej klifiaczki. — A to coś jeszcze się pali na słońcu, litości!
Daglezja skierowała wzrok w stronę jasnej kotki, która starała się między drzewami złapać nieporadną mysz, która bawiła się z nią, pędząc pomiędzy brzozowymi korzeniami, przynajmniej z perspektywy rudej. Uważała to za zabawny widok.
— Myślę, że jednak mogę to nieco zrozumieć — odparła, wpatrując się w desperackie próby albinoski. Jest! Kocica wychyliła głowę, trzymając w niej zwisającą mysz. Daglezjowej Igle zdawało się, że słyszy westchnienie ulgi u starszej wojowniczki, gdy jej uczennica do niej podeszła ze zdobyczą.
— No w końcu — wymruczała, mierząc kotkę od stóp do głów. — Dobra, do obozu, już. Bo nie mam ochoty spędzać tu ani chwili dłużej.
Końcówka ogona Daglezji zawinęła się, choć poza tym pozostała zupełnie spokojna. Nareszcie do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz