*jakiś czas temu*
Za pierwszych księżyców pomagała jedynie trochę w starszyźnie. Pewnie znowu była to kwestia zaufania do niej. Teraz chyba nie powinna tam chodzić, gdy w społeczności było dużo uczniów i nie mając tam rodziny, ale i tak to robiła. W końcu uczniowie musieli się uczyć. Ogólnie wydawało jej się, że wszyscy zapominają o mieszkańcach środkowej kaliny. Z tego wywnioskowała, że nie warto dożywać takiego wieku gdziekolwiek, nie tylko w mieście. Żurawinę odwiedzała Maczek, Sadzę lider, tylko Bez wydawał się sam. Nie chciała osądzać jego dzieci, bo nie wiedziała, jaką relację mieli, czy Plusk, bo pewnie obowiązki ją powstrzymywały, ale bolało ją widzenie go bez nikogo. Musi być to przykre też dla niego.
Zaczęła więc go odwiedzać, gdy miała wolną chwilę. Czasami tylko siedziała obok, zdarzało się, że kradła go na spacer, albo rozmawiali rysunkami i gestami.
Dzisiaj było ładnie. Teoretycznie wciąż trwała Pora Nagich Drzew, ale słońce świeciło, nie było tak zimno, a w niektórych miejscach można było znaleźć pierwsze kwiaty.
Jak zwykle wsunęła się do starszyzny z uśmiechem, kiwając głową pozostałym mieszkańcom. A Bez patrzył gdzieś w przestrzeń. Dotknęła go łapą, by się zbudził. Gdy poruszył oczami z niewidzialnego punktu i było pewne, że się nie przestraszy, upuściła przed nim mysz i usiadła obok.
Gdy czekała aż zje, przyszła też Maczek. Kremowa uśmiechnęła się do niej na powitanie. Nie planowała zabierać partnerom ich czasu razem, ale druga kotka zaczepiła ją pytaniem, z którego dalej potoczyła się rozmowa między ich trójką, przerwana szturchnięciem jej przez niepełnosprawnego kocura. Wskazywał na wyjście łapą, z pytająco przechyloną głową. Szybko kiwnęła mu na potwierdzenie i wstała, by troszkę mu asystować przy tym samym, jednocześnie też przepraszając rozmówców za zbieranie się. Nie mieli jej za złe, mieli wyrozumiałe uśmiechy.
Jej kroki zazwyczaj były szybkie, z przyzwyczajenia jeszcze z życia w mieście, więc musiała pilnować się, by spowalniać tempo do takiego, by Bez się nie męczył. Czasami któreś z nich się zatrzymywało i coś pokazywało. Nie potrzebowała pyska, więc zbierała znalezione kwiatki. Oczywiście, czasami musiała naśladować coś nim, ale akurat dzisiaj nie przewidywała takiej potrzeby. Pilnowała też, by nie odeszli zbyt daleko, by nie zmęczyć Bza, żeby był w stanie wrócić jeszcze do domu.
Powoli dotarli do rzeki i wskazała mu ogonem, że pora na przerwę. Usiadła, chowając łapy, kładąc zebrane kwiatki, wyraźnie podsuwając je mu. Kocur zaczął jednak coś rysować na ziemi i wiedziała, że zaraz będzie musiała je wyciągnąć.
Powstało coś, w czym rozpoznała drzewa ich obozu, oddzielone granicą. Poza nią było uproszczone piórko. Dla upewnienia się wskazała na nie i na siebie. Potwierdził.
Kiedyś, na początku, zerwała mu trochę bzu. Chwilę musieli się napokazywać, by uświadomić mu, że to jego imię. Na swoje wybrała przypadkowy przedmiot; piórko. Jej aktualne imię byłoby zbyt trudne do wyjaśnienia. Wydawał się podekscytowany tym, że koty jakoś się nazywają. Potem wskazywał niektórych w owocowym lesie i przynosiła mu albo rysowała rzeczy, które ich oznaczały. Łatwo poszło z Maczek, która mak nosiła ze sobą, i przyjaźnie uśmiechała się cały czas, jak Krucha tłumaczyła Bzowi, jak i z Mleczyk. Trudno było pokazać mu dźwięk, jak plusk, więc być może utożsamiał partnerkę teraz z wodą, a nie pluskiem, który powinna wydawać uderzana ciecz.
Pokazała mu, że rozumie pytanie, ale chwilę zajęło jej wymyślenie jak. Nie wiedziała, czy wiedział o miastach i dwunożnych. Ale wiedziała, że podróżowali z innych terenów, więc musiał jakichś mijać. Poprowadziła linię od obozu, przez piórko i na jej końcu narysowała ich obozowe legowiska. Koślawo wyznaczyła coś, co miało dwie tylne kończyny, na których stało i miało być człowiekiem i łapą wskazała mu kierunek, z którego przyszła. Chwilę analizował, ale chyba zrozumiał, o co jej chodziło. Chyba. Potem narysował ptaka. Nie była pewna czy pyta o ptaki jako jedzenie, czy o ich obecność. Narysowała więc obok dwunożnego drzewa z miniaturowym okrągłym czymś i wskazała na jego rysunek, kiwając głową. Potem pytał jeszcze o jakieś drobne rzeczy. Na końcu ją zamurowało, gdy narysował małe piórko z dwoma większymi. Rodzina? Znowu upewniła się, czy małe piórko oznaczało ją i dostając pozytywną odpowiedź, chwilę się wahała, po czym przekreśliła jedno z większych, a drugie odgrodziła od swojego i poprowadziła linią do miasta, wzruszając przy tym ramionami, by podkreślić, że nie wie, co się z nim stało. Bez jakby posmutniał. Kocur wstał i odwrócił się, szukając czegoś. Przyglądała się temu kątem oka. W końcu znalazł, czego potrzebował, bo zatrzymał się kawałek dalej.
Zaczynało robić się szarawo. Czas do domu.
Gdy robił coś z ziemią, podeszła i dotknęła go lekko ogonem, wskazując ruchem głowy na niebo.
— Późno. — wyjaśniła dodatkowo.
Kocur niepewnie popchnął ku niej kulkę mchu. Obserwowała jego nie tylko powolny, ale też ostrożny ruch z ciekawością. Sama zrobiła się przez niego podejrzliwa. Co miała zrobić?
Kocięta tutaj bawiły się mchem; w mieście go nie było, więc bawiono się śmieciami.
Pytająco przekrzywiła głowę, patrząc na niego. Łapą lekko popchnęła ją w jego stronę, znowu powtarzając przekrzywienie. Pokręcił głową, łapą przetrzymując mech w miejscu. Zamrugała. Biały też najwidoczniej się zastanawiał, jak przekazać co chodziło mu po głowie. W końcu upewnił się, że na niego patrzy, by wskazać na nią, kwiatki i siebie. Otworzyła pyszczek zaskoczona i wskazała podobnie, tylko odwrotnie i na kulkę. Prezent na pocieszenie? Otrzymała potwierdzenie i z lekkim uśmiechem przyciągnęła do siebie, by delikatnie wziąć ją do pyska. Bez się rozpromienił. Wziął swoje kwiatki, chociaż w jego ekscytacji musiała mu o nich przypomnieć i ruszyli powoli ku obozowi.
Wygląda na to, że miała pierwszą wartościową pamiątkę. Swój pierwszy w życiu prezent! I mogła go zachować, bo miała własne, stałe legowisko!
***
Nie mogła nic zrobić, żeby ulżyć cierpieniu Winogrona, gdy inni szykowali ostatnie pożegnanie Cyprys. Pomóc też nie mogła. Niepewnie krążyła wokół, czekając. Aż w końcu uderzył ją brak ojca zmarłej. Automatycznie nastroszyło jej się futro. Naprawdę, relacje relacjami, ale żeby nikt mu nawet nie powiedział? Czy wiedział o śmierci Poranka? Teraz nie pamiętała czy przy tym był.
Nerwowo podwinęła ogon i ruszyła szybkim krokiem ku starszyźnie. Bez spokojnie spał w swoim legowisku.
Miała moment zawahania. Może nie zapomnieli o nim, tylko specjalnie nie powiedzieli mu o śmierci. Ale jak zagubiony by był, gdyby ruda, którą jedyną widywała z nim, przestała przychodzić i zniknęła z obozu?
W końcu dotknęła go w ramię. Uniósł głowę natychmiast i uśmiechnął się na jej widok. Zabolało ją to. Nie przychodziła, by zabrać go na spacer. Czuła się bardziej jak kat.
Chyba wyczuł, że to nic dobrego, bo kąciki jego pyska odpadły i pytająco na nią patrzał, nerwowo drgając wąsami. Wzięła głęboki wdech i wskazała, by wyszedł na zewnątrz. Gdy wstał, oparła na moment na jego grzbiecie swój ogon, na krótki moment pokazując, że jest obok w tym, co zaraz zobaczy.
moje serduszko...
OdpowiedzUsuń</3
Usuń