— Krucha, chcesz mi pomóc z polowaniem? Nie chcę iść sam.
Uniosła głowę, wcześniej schowaną pod łapami i popatrzyła na Borsuka. Powoli mrugnęła, jakby jej mózg dopiero powoli się aktywował. Nie miała ochoty, łapy jej odpadały po treningu. Nawet pysk był obolały, bo się zdążyła na niego wywalić. Trochę lepiej się czuła po wczorajszych ćwiczeniach z Jaskółką, a nie z Lisówką, która wywołała u niej napływy miejskich nieprzyjemnych wspomnień. Czarna kotka była miła i wspierająca. Gdyby nie to, że Krucha brała pod uwagę jej wiek i to, że czekała na jej mentorkę jeszcze zwykła uczennica, kremowa by błagała ją o kilka godzin dodatkowego treningu. Wychodziło jej już skakanie z cieńszych gałęzi z rozbiegu, ale miała wrażenie, że jak przerwie szkolenie na dzień, nagle ta umiejętność zniknie. Nie była usatysfakcjonowana ze swoich postępów, chciała jak najlepiej i najszybciej być bardziej przydatna.
Ale to też była forma przydatności, więc uśmiechnęła się i powoli wstała, rozciągając obolałe kończyny i grzbiet.
— Jasne. Tylko spytam się Jaskółki czy mogę.
Sprawie przeskoczyła po drzewie ku mentorce i zagadnęła ją o dzisiejsze plany, szeroko tłumacząc się na wszelki wypadek, dlaczego pyta. Ta jednak uspokoiła ją i powiedziała, że dzisiaj skupi się na swojej głównej uczennicy. Podziękowała jej za informację i uciekła do towarzysza, by wyznaczyć w krótkiej rozmowie owocowy lasek jako ich cel i by zejść z klonu.
Po drodze napotkali Borówka i Krucha zawołała go z pytaniem o dołączenie do nich. Kocur podskoczył w miejscu i szybko pokręcił im głową, uciekając w cień. Zmrużyła na niego oczy, odprowadzając zmartwionym spojrzeniem, ale popędził ją Borsuk i skierowali się północnym terenom. Drobny kocurek wciąż coś nawijał, ale nie przeszkadzało jej to. Czasami zadała mu jakieś pytanie, dała odpowiedź, przytaknęła, ale jej koncentracja dzisiaj była na drzewach. Analizowała ich układy, gałęzie, wymyślała scenariusze, jak mogłaby się po nich poruszać.
— Doberek, Mleczyk! — zawołała, gdy między drzewami mignęła jej sierść kotki. Napuszyła trochę sierść, gdy ta nawet się nie odwróciła. Kurcze…
— Nie przejmuj się, jest dziwna. — skomentował Borsuk, na co przekrzywiła głowę.
— E tam dziwna, wszyscy jesteśmy dziwni.
— No dobra, to jest straszna.
—... Może odrobinkę. Ale jestem pewna, że potrafi być miła!
Kocur wzruszył ramionami, milknąc, chociaż na chwilę. W tym czasie, gdy nie płoszył zwierzyny swoim miauczeniem, otworzyła pysk, by wytropić jakąś zwierzynę.
— Tam jest mysz. — mruknęła cicho, wskazując mu spojrzeniem miejsce.
Kocur zaczął się skradać przodem, a ona została z tyłu, właściwie nie ruszając się z miejsca. Nieruchomo obserwowała, jak czekał na ofiarę i ją łapał. Sama nie chciała tarzać się po ziemi brzuchem. Na samą myśl robiło jej się niedobrze.
Żeby nie było, że nic nie robi, tropiła dalej. Gdy Borsuk był pewny, że gryzoń jest martwy, zakopał go i czekał na jej dalsze wskazówki. Złapali tak trochę zwierzyny, nim wyczuła ciężką wilgoć w powietrzu. Odkopali wszystko i ruszyli do obozu, by uciec przed burzą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz