Pora Nowych Liści, gdy Jarzębina i Kosaciec mieli po 1 księżycu
Zdenerwowany, nawet nie myśląc o konsekwencjach tego czynu, wydał z siebie pomruk niezadowolenia i... ugryzł ją w odwłok, który kotka wystawiła prosto przed jego pyszczek. Szylkretowa pisnęła głośno, puszczając ogon brata i ześlizgnęła się z niego. Spojrzała na niego oburzona. Gdy Jarzębina się odwróciła, ten na chwilę mógł nabrać świeżego powietrza, a zapach na szczęście nie był przesiąknięty smrodem jego siostry. Ale chwila była chwilą, a z jej końcem znowu musiał walczyć z długonogą poczwarą, jak ją nazwał w myślach. Cofnęła uszy, zamachała ogonem i rzuciła się na jego pyszczek! Łapkami chwyciła go za szyję, chcąc go przewrócić. Przy okazji memłała w pyszczku ucho Kosaćca. Biało-niebieski kot przewrócił się, dla jej niby korzyści, ale tylko po to, aby znowu się przeturlać. To teraz on górował nad nią! W jego brązowych oczach lśniła satysfakcja, a na jego pyszczku malował się złośliwy uśmieszek. Role się odwróciły, a teraz kocur ślinił jej ucho, próbując nie być na przegranej pozycji. Tak naprawdę... to Kosaciec powstrzymał się, aby jej nie ugryźć, ale przypadkiem zapomniał o tym i faktycznie dziabnął koteczkę w jej lewe ucho. Kocur nie uznawał tego za krzywdę, bo przecież on się świetnie bawił, mszcząc się na Jarzębinie i kontynuował zabawę. A może jednak nie zabawę? W końcu ją ranił. Zaskoczona kotka szarpała się pod bratem, a gdy poczuła ból w uchu pisnęła na cały żłobek! Przycisnęła tylne łapy do brzucha brata i mocno uderzyła kocura! Gdy go kopnęła swoimi tylnymi nogami w brzuch, wypuścił z siebie całe powietrze. Gdyby to nie wystarczyło, położyła przednie łapki na jego klatce piersiowej by go odsunąć. Odsunął się i spojrzał na jej ucho. Usatysfakcjonowała go rana Jarzębiny, ale przez to się rozkojarzył i został znowu rozbrojony przez siostrę. W końcu gdy była wolna, odskoczyła na ziemie i otrzepała się, sycząc cicho. Machnęła groźnie ogonem i, nie czekając aż jej brat będzie gotowy, rzuciła się na niego. Tym razem to ona nie oszczędzała swoich sił i mocno ugryzła Kosaćca w plecy. Kocurek nie był na to gotowy. Kotka ugryzła go tak mocno w plecy, że ten zasyczał głośno, niczym wielkie stado węży! Leżał niestety niefortunnie, bo na brzuchu, gdy ona go dziabnęła. Próbował się wydostać. Instynktownie zaczął się szarpać i rzucać niczym dziki stwór, który nie dawał się oswoić przez byle jakiego dwunożnego. Było to efektywne, bo Jarzębina po czasie odpuściła. Piekły go tak mocno plecy, że nie dał jej nawet zaczerpnąć powietrza, a ten na nią naskoczył od prawej strony i przewrócił ją. Siostra ułożyła się na swoim lewym boku odsłaniając prawy, a on to wykorzystał, ponownie się mszcząc i zatapiając swoje kiełki w jej grzbiecie. Kosaciec jako jedno księżycowe kocię nie miał aż tak ostrych zębów, jednak i to nie powstrzymało go od zatopienia się w skórę Jarzębiny przez to, że ta miała krótsze futerko od niego.
Kotka pisnęła z bólu i gdy już miała oddać bratu, ten nagle poleciał wysoko do góry. Młoda zauważyła swojego ojca i od razu padła na ziemię, głośno płacząc.
— Tato! Bo Kosaciec mnie atakował! Boli mnie ucho! I plecy! — wypiszczała, manipulując ojcem, na swoją stronę. Wojownik dopiero co wszedł do żłobka, więc nie wszystko widział! Prążkowana Kita położył syna na ziemi i liznął go w miejscu, gdzie oberwało mu się od siostry. To samo zrobił Jarzębinie. Rany kociaków nie były niczym więcej niż zadrapaniami więc zabieranie ich do medyka nie było potrzebne.
— Co wy robicie? — miauknął z oburzeniem w głosie.
I o to jego ojciec, Prążkowana Kita. Większy kot polizał go po plecach. Kociakowi nie przeszkadzało to, ale nadal piekło miejsce ugryzienia. Gniewnie spojrzał na sprawczynię. Kosaciec usłyszał to, co miała do powiedzenia Jarzębina i zrobił to samo.
— To nie było tak, tatusiu... — zaczął niewinnie i spojrzał na niego ze smutkiem. — To ona mnie zaczęła bić! I kopać! Bardzo boli mnie brzuszek! — Nie była to aż tak mocna prawda, ale tak, brzuch bolał go po kopniaku siostry, choć tylko trochę. Ale dla wiarygodności zrobił minę pełną bólu, co mu się udało, i spojrzał na niego swoimi wielkimi, brązowymi oczkami, którym nie mógł się oprzeć jego ojciec. W końcu były to takie same oczy jak jego partnerki, która była mamusią Kosaćca. Nawet usiadł koło prawej łapy ojca i wtulił się w nią swoją wielką, białą grzywą niczym lew.
— To była Jarzębina, tatusiu! Uwierz mi! Ja się tylko broniłem... ale ona wtedy mnie ugryzła! I kopnęła! — próbował się wytłumaczyć. Chyba nieźle mu szło. — Nie... nie wiedziałem wtedy, co zrobić i... — chciał, aby jego ojciec uwierzył mu naprawdę, więc kontynuował, choć trochę z załamanym głosikiem. Jąkał się dla uwidocznienia go jako tego niewinnego. — ...I wtedy musiałem się bronić! Ale wtedy ta... — ze zdenerwowania nie chciał jej nazwać siostrą. — to kocię mnie ugryzło w plecy! Tak bardzo boli...! —Może takim sposobem mógł przekonać Prążkowaną Kitę do swojej niewinności i tym samym postawienia córki w gorszym świetle? Ale pomimo tego, że próbował nim manipulować, niektóre słowa mówił tak, jakby były prawdą, bo były wypowiedziane z silnymi emocjami.
Kosaciec nawet się przekonywał do swych kłamstw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz