Mała kotka… no dobrze, już nie taka mała! Jarzębina była prawie uczennicą, a nadal broiła i zachowywała się jak kocię. Jej tata polecił jej odwiedzić starsze kotki, mając nadzieję, że te utemperują córkę. Szylkretowa od razu pognała do legowiska wskazanego przez tatę. Przy okazji nie omieszkała ominąć kałuży. Pobawiła się przez chwilę, aż w końcu dotarła do celu. Nie czekając na pozwolenie ani na cokolwiek, wbiegła do legowiska. Rozejrzała się po nim i dostrzegła swoją ofiarę!
Niegdyś czarną kotkę o intensywnie rudych plamkach, a teraz starszą, pokrytą siwymi włoskami. Jarzębina zaczęła się skradać, a w odpowiednim momencie skoczyła na ogon kotki. Ta podskoczyła z piskiem. Spojrzała za siebie i dostrzegła kociaka.
— Co ty robisz? — zapytała, nadal zaskoczona. Zamrugała kilka razy i otrzepała się ze stresu.
— Tata kazał mi tu przyjść, więc jestem — mruknęła, siadając przed kotką. — Jestem Jarzębina — przedstawiła się, zanim starsza miała szansę zgadywać jej imię.
— O, rozumiem. Ja jestem Płonąca Dusza — również się przedstawiła, mierząc kociaka zmęczonymi oczami. — Nie wolno atakować innych, Jarzębinko — pouczyła ją.
Młoda zmrużyła oczy, jakby poczuła się obrażona.
— Jarzębino! I chciałam się po prostu bawić — wyjaśniła, kopiąc przypadkowy kamyczek. Patrzyła na niego chwilę, aż w końcu rzuciła się w jego stronę. Płonąca Dusza jednak zablokowała jej drogę łapą.
— Można po prostu zapytać, czy ktoś chce się bawić — próbowała tłumaczyć starsza. Jarzębina jednak usilnie próbowała iść do przodu.
— A ty chcesz się bawić? — zapytała, przerywając siłowanie się z łapą Płonącej Duszy. Starsza zaśmiała się ochrypłym głosem, co skończyło się krótkim kaszlem.
— Ja? Nie jestem na to za stara — miauknęła, nadal rozbawiona, jednak widząc oburzenie na pysku młodszej, od razu dodała: — Jednak umiem opowiadać historie!
Na te słowa Jarzębina od razu usiadła grzecznie między łapami starszej.
— To opowiadaj! Tylko coś ciekawego! — odparła z zapałem, gotowa na historię pełną przygód i akcji. Cóż, jednak starsza miała dla niej coś innego.
— Dawno, dawno temu, gdy przodkowie nie byli jeszcze podzieleni, każdy kot po śmierci zmieniał się w to, po czym został nazwany. Dlatego imiona nadawano ze szczególną precyzją. Musiały oddawać duszę i charakter kota, a także do niego po prostu pasować. Raz pewnej kotce o imieniu Płonąca Dusza — tutaj starsza zrobiła pazury i zaśmiała się razem z Jarzębiną — dodawanie własnego imienia do historii było zabawne!
— Wracając… kotce przyśnił się sen. W tym śnie widziała swoją wersję już w zaświatach. Jej rude plamki na ciele płonęły żywym ogniem, tak samo jak oczy. Jednak po chwili sen został ugaszony przez wielką falę wody! Kotka była tym przerażona. Zastanawiała się: „Czy moje imię na pewno jest odpowiednie?”. Koty próbowały jej wmówić, że ten sen był proroczy i że jeśli nie zmieni imienia, to nie trafi do krainy zmarłych. Płonąca Dusza jednak nie posłuchała. Uważała, że jej imię jest dla niej najważniejsze. Jest to część niej, część jej duszy. Dlatego broniła go słowami i pazurami. Dzięki temu, że nie zrezygnowała z siebie, w zaświatach dostały jej się piękne skrzydła, zrodzone z płomieni słońca. A ona, po kres świata, będzie nauczać koty, by wierzyły w siebie. — Starsza zakończyła opowieść i, gdy spojrzała na Jarzębinę, zobaczyła, że ta śpi. Kotka nie wiedziała, czy kociakowi historia się podobała, czy nie. Cieszył ją widok małej kuleczki wtulonej w jej łapy. No dobrze! Jarzębina małą kuleczką już nie była.
Mała szylkretka zapadła w sen, który okazał się być piękny. Dostrzegła w nim siebie — jej futerko było w odcieniach czerwieni, a ona sama na końcu ogona miała dwa duże owoce. Kociak śmiał się ze swojego wyglądu, nie biorąc go na poważnie. W końcu sen się rozmył, a mała obudziła się już w żłobku, wtulona w mamę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz