Śnieg spadł w tym roku wcześniej. Pigwa przyglądał się przykrytej białym puchem polanie. Teraz idealnie wtapiał się w otoczenie. Czasem nawet przechodzący obok klanowicze nie zauważali go. Wojownik był po raz pierwszy dumny ze swojego wyglądu, a przynajmniej niewielkiej jego części. Pokonując, a raczej nieumiejętnie się guzdrając przez zaspy śniegu, kierował się w stronę obozu z niewielką myszą w pysku. Dzięki treningom Pluskającego Ogona i Gruszkowego Upadku wszelkie zaległości jakie miał po szkoleniu z Bobrzą Kłodą zostały nadrobione i nie najgorzej sobie radził. Choć nadal przez niepełnosprawne ślipia miał problemy z biegiem przez las, czy pędzeniem po nierównym terenie za zwierzyną. Słysząc, szelest zatrzymał się. Spojrzał w jego stronę i ujrzał znaną mu wojowniczkę. Jej biało-kremowa sylwetka kroczyła dumnie po kłodzie drzewa, które stanowiło wyjście z obozowiska. Kotka zapewne wyszła na polowanie. Jedynie zmartwienie na jej pysku zaskoczyło Pigwę. Karasiowa Łuska zazwyczaj była dość uśmiechniętą kotką. Wojownik niepewny czy powinien przywitać się z kremową, czy nie, znieruchomiał, mając nadzieję, że ta go nie zauważy. Koteczka zatrzymała się i przechyliła łebek.
— Udajesz drzewo...? — zaśmiała się słabo.
Pigwa zawstydzony spuścił łeb.
— N-nie. Myślałem, że l-lepiej mnie n-nie widać — przyznał się, odkładając mysz na ziemię.
Karaś uśmiechnęła się lekko.
— Jak chcesz mogę ci pomóc z maskowaniem. Jak byłam mniejsza to mama mnie uczyła, bo wiesz, przez moje futro łatwo mnie wypatrzeć na zimę, czy taką wiosnę, kiedy wszystko się zieleni. Tym bardziej jak mieszka się nad jeziorem. Hmm... — przekrzywiła łebek, przyglądając się mu uważnie.
Pigwa za bardzo nie wiedząc, co ma zrobić siedział cicho, ukradkowo zerkając na kocicę. Pomimo tego, że byli w podobnym wieku ta przewyższa go o co najmniej mysi ogon. Wojownik nie rozumiał jakim cudem kotka tak wyrosła, kiedy on był tak niski. Pewnie musieli wyglądać śmiesznie obok siebie. Spuścił uszy na tą myśl.
— Trochę śniegu, mchu i gałązek i będzie dobrze. — kontynuowała Karasiowa Łuska. — Ej, nie martw się. Z moją pomocą już nikt cię nie zauważy, jeśli tylko sobie tego zażyczysz — miauknęła wesoło, klepiąc go ogonem po grzbiecie.
Zaciekawiony zastrzygł uszami. Nie chciało mu się wierzyć, że koteczka naprawdę posiada aż takie zdolności.
— N-naprawdę...?
Karaś dumnie wypięła pierś.
— No ba. Zakop tą mysz tutaj i chodź ze mną do lasu, a sam się przekonasz! — zawołała z przekonaniem. — No chodź zanim kompletnie zmarzniemy!
Pigwa niepewnie podążył za kotką. Cisza szybko zapanowała pomiędzy nimi. Gdy Karasiowa Łuska nie paplała trudno było spodziewać się czegoś innego.
— C-coś... coś się stało w obozie...? — zapytał niepewnie wojownik, lekko przyspieszając, by zrównać krok. Widząc zaskoczone spojrzenie kotki, szybko dodał. — Wy-wyglądałaś na zmartwioną...
Karasiowa Łuska westchnęła ciężko, zwalniając.
— Dużo się działo. Sasanka okazała się kompletnym głupolem! Zamiast iść do medyka w końcu do medyka wciąż biegała za tym Iskrzącym Krokiem. Świat się dla niej skończył na nim. Co ta miłość robi z kotami... Przez to wszystko zaczęła mieć problemy z chodzeniem i musiałam ją sama zaciągnąć do medyka, rozumiesz? A lekka to ona nie jest! Jeszcze Owcze Futerko gorzej się czuła i okazało się, że ma gorączkę, a Pluskający Ogon... — urwała nagle i odwróciła pośpiesznie łeb w przeciwną stronę.
Pigwa zdziwiony zachowaniem kotki, przyjrzał jej się podejrzliwie.
— C-co się stało Pluskającemu Ogonowi? P-pogorszyło j-jej się z b-barkiem?
Karasiowa Łuska kiwnęła łbem smętnie.
— Po-poranna Zorza, on, on powiedział jej, że n-nie będzie mogła już chodzić. — szepnęła kremowa kotka ze spuszczonym łbem.
Pigwowy Kieł poczuł jak serce szybciej mu zabiło. Kiedyś był bardzo blisko z Pluskającym Ogonem, jednak przez natłok treningów kotki mieli coraz mniej czasu dla siebie. Gdy została wojowniczką miało to się zmienić, lecz zapatrzona w inne kocury nie miała czasu dla przyjaciela. Pigwa nerwowo zadreptał łapami.
— My-myślisz... m-myślisz, że powinienem ją odwiedzić...? — miauknął niepewnie.
Nawet wolał nie wyobrażać sobie bólu jaki poczuła Plusk. W końcu tak marzyłaby móc w końcu chodzić, gdzie chce i kiedy chce.
— Poprosiła by zostawić ją samą — mruknęła wojowniczka. — Nawet z Szakłakowym Cieniem nie chciała rozmawiać — dodała.
Pigwa położył uszy. Nie dziwił się kotce. Pewnie sam by tego lepiej nie znosił. Nikt by dobrze nie zniósł wiadomości, że już nie będzie mógł chodzić. Poczuł jak ślipię mimowolnie mu się zaszkliło. Szybko otarł gromadzące się łzy łapką. Nie chciał płakać przy Karaś. Karasiowa Łuska podeszła do niego i przytuliła go lekko.
— Nie martw się. — szepnęła do niego. — Będzie dobrze. Klan Gwiazd ma nas w opiece.
Pigwa kiwnął łbem. Miał taką nadzieję.
* * *
Gdy wrócili do obozu zastali grobową ciszę. Koty z niemrawymi minami rozmawiały pomiędzy sobą cicho, niektóre płakały, a inne nerwowo łaziły w tą i z powrotem. Karaś i Pigwa spojrzeli po sobie niepewnie. Nie za bardzo obydwoje rozumieli co się stało w obozie. Dopiero dwa leżące niedaleko kupy futra dały im do myślenia. Pigwowy Kieł z przerażeniem zauważył, że jedno z nich czarne w rude łaty było dziwnie znajome. Na drżących łapach i wciąż nie dowierzając podszedł bliżej dwóch leżących na ziemi kotów. Nawet nie zwrócił uwagi na Jesionowy Wicher, Rzeczną Bryzę, czy Szakłakowy Cień. Z niedowierzeniem wpatrywał się w martwą i ociekającą wodą Pluskający Ogon i Gruszkowy Upadek. Łzy same pojawiły się w mu w ślipiu, pomimo że nie wierzył ani trochę w to co widział. Przecież żyli jeszcze o szczytowaniu słońca. Nie mogli od tak umrzeć. To się nie działo naprawdę. Czując czyjś ogon na grzbiecie, odwrócił się zapłakany w stronę Karasiowej Łuski. Kotka spojrzała na niego ze smutkiem w ślipiach, powstrzymując się od łez.
— P-pstrągowa Gwia-gwiazda powiedziała mi co się stało... Pluskający O-ogon, ona... ona chyba próbowała się zabić... doczłapała się t-tam gdzie l-lód był na-najsłabszy... i — miauknęła słabo,, jakby sama nie wierzyła w co mówi. — A Gruszka... Gruszkowy U-upadek ją r-ratował i... i nim k-ktoś z-zauważył... b-było... b-było już za późno — ledwo wyrzuciła ze siebie ostatnie zdanie, płacząc.
wyleczeni: sasankowy płatek, owcze futerko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz