*duży skip*
Spoglądała na toczące się w obozowisku życie. Koty pomimo śniegu wesoło przechadzały się po terenie obozu, a młodziaki wesoło skakały po gałęziach nie zważając na ostrzeżenia starszych o śliskich gałęziach. Radosne śmiechy dochodziły do uszów trójkolorowych uszów kotki. Nostalgia westchnęła. Skulona pod jedną z jeżyn wypatrywała czarnego futra, które pewnie niedługo powinno opuścić kociarnię. Ugniotła śnieg zniecierpliwiona. Zbyt dużo się działo w Owocowym Lesie. Sad, który wydawałby się tak spokojnym miejscem wciąż potrafił zaskakiwać.
Jej bratankowie, jedyni synowie martwej Muszelki, opuścili ich. Nostalgia wiedziała, że Czermień ma niełatwy charakter, ale nigdy nie sądziła, że ten pyskaty kociak zostanie wygnany. Szkarłat, jego brat, który był idealnym przykładem, że rybojady to niedorozwoje umysłowe, podążył za czarnym także znikając bez śladu. Obydwoje zostawili już osamotnioną przez los Błysk. Koteczka mimo wszystko trzymała się jakoś. Z ciężkim nieraz uśmiechem i załzawionymi ślipiami kroczyła przez obóz, by przynieść siedzącemu w starszyźnie Pędrakowi posiłek. Kocur znając życie znów będzie kręcił łbem, nie chcąc tknąć myszy, ale po tym jak nabawił się przemarznięcia zrozumiał, że jeden posiłek dziennie był konieczny. Na dodatek jak na złość na zimę dopadły znów ich wszelakie dolegliwości. Mały Grusza leżał pokasłując w legowisku medyka zaraz obok Jabłka, który skaleczył sobie ogon, spadając z jabłonki. A matka tyle razy mu powtarzała, by nie skakał na cieńsze od jego łap gałęzie, gdyż nie wytrzymają jego ciężaru. Może to będzie dla niego dobra nauczką. W końcu następnym razem może zrobić sobie coś poważniejszego. Nostalgia dobrze wiedziała, że z drzewami nie ma żartów. I nadal skutecznie ich unikała, ściągając na siebie coraz więcej pytań. Jako już niemal jedyna, prócz karmicielek z młodymi i mającego niedaleko w gęstych malinach Pędraka spała na ziemi. Jej współklanowicze biegali po drzewach niczym wiewiórki, a ona mogła jedynie przypatrywać im się z ziemi. Czuła się wtedy taka niewielka i bezradna.
Spuściła łeb. Westchnęła ciężko. Jak zwykle rozmyślała o wszystkim co niepotrzebne. Zerknęła na wejście na kociarnie. Czarne futro śmignęło w otworze. Serce Nostalgii zabiło niespokojnie. Czyli jednak musiała wejść do tej groty przepełnionej bachorami i niemłodymi mamuśkami. Drgnęła niespokojnie na samą myśl o tym. Szyszka zostanie niedługo matką. Gdy kotka po raz pierwszy poinformowała ją o tym, Nostalgia zażartowała, sama w to nie wierząc. Dopiero przez powagę jaką ujrzała w żółtych ślipiach liderki zrozumiała, że czarna mówiła serio. Już dawno serce nie biło jej jak wtedy. Na jej pysk wkradło się zdecydowanie zbyt dużo emocji. Nie mogła w to uwierzyć. Szyszka... matką? Wiedziała, że będzie wspaniałą. W końcu kocica była niemal idealna w oczach szylkretki. Dobra, współczująca, ale też rozważna i potrafiąca walczyć o swoje. Nieco zbyt silnie trzymająca się swoich racji. Problem tkwił w czymś innym.
W tym samym co zawsze.
W Sokole.
Ten śmierdzący lisiodupek musiał tknąć Szyszkę w sposób niegodny jego. Musiał położyć swoje paskudne i powykrzywiane łapska na jej idealnym i futerku i... i... nie. Nostalgia nawet nie chciała o tym myśleć. Żołądek podchodził jej do gardła na samą myśl o tym, a chęć zamordowania tego lisiego bobka sięgnęła niemal gwiazd. Jedynie myśl, że Szyszka byłaby niepocieszona ze śmierci ojca jej kociąt trzymała tą lisią wywłokę przy życiu. Pół księżyca zleciało szybciej niż myślała, a brzuch czarnej osiągnął rozmiary większe niż się spodziewała Nostalgia. Szylkretka miała wrażenie, że zamiast dwóch-trzech kociaków z Szyszki wysypie się co najmniej siódemka. Na myśl o siódemce uroczych małych Szyszek, westchnęła cicho. Oby maluchy przejęły urodę po mamie, a nie tym niedorobionym smrodzie.
— Idź wreszcie do niej — usłyszała za sobą.
Odwróciła się i ujrzała trzęsącą się z zimna Golec. Łysa nie powinna wychodzić ze swojego legowiska zimę, a co dopiero stać na wietrze.
— Co ty tu robisz, głupia? — syknęła na nią Nostalgia, jeżąc się.
Naprawdę ostatnie czego potrzebowali to kolejnego chorego. Golec prychnęła i podeszła do niej, wtulając się w jej sierść.
— Zanim się do niej wybierzesz zdąży urodzić, mysi bobku — warknęła na nią łysa. — Pójdziemy razem, bierz tego badyla i chodź — stęknęła zmarznięta.
Nostalgia niechętnie podniosła zwiędniętą stokrotkę wyproszoną od Wschodu i ruszyła w stronę kociarni. Płatająca się jej obok łap Golec nie pomagała.
— Tylko nie palnij żadnej głupoty — mruknęła do łysej.
— I kto to mówi — prychnęła wojowniczka, wchodząc z nią do kociarni.
Jedno z bachorów Perły spojrzało na nich swymi zielonymi ślipiami. Żadne z nich nie odziedziczyło ślip po matce. Zarówno Jabłonka jak i Grusza wyglądali jak mini klony swojego ojca. Nostalgia położyła uszy. Oby z kociakami Szyszki tak nie było. Już jeden brzydal w obozie im wystarczał i nie miała na myśli Golca. Szyszka na ich widok podniosła się i uśmiechnęła się.
— Witaj, Nostalgio! I ty też Golcu, co tu robisz? Nie powinnaś siedzieć z Pędrakiem? — miauknęła liderka, która była wyjątkowo niehumorzasta dziś.
— Znów snuł depresyjne przemyślenia z Błysk nad sensem życia — burknęła łysa. — Nie mogłam tego słuchać. — dodała, szturchając Nostalgię.
Szylkretka syknęła na nią, po czym ukradkiem zerknęła na liderkę.
— T-to... to dla ciebie — miauknęła cicho. — Oby t-twoje kociaki były z-zdrowe.
<Szyszko?>
wyleczeni: pędrak, grusza, jabłko
Sokół ma przechlapane xD
OdpowiedzUsuń