Kaczorek spojrzał na siostrzyczkę. Jej oczka lśniły radością. Jesionowy Wicher zgodził się z nimi pobawić w śniegu. Uśmiechnął się do siostry łobuzersko. Jeśli pokażą tacie, że śnieg jest super, temu nie będzie już więcej zimno i nie będzie obawiał się śnieżnych szaleństw! Tak, to był genialny plan! Malinka zmrużyła ślepka, kiwając po chwili głową. Rozumieli się bez słów. Biedny Jesionowy Wicher nie wiedział, że stał się celem karzełków.
- TAAAAK! - wrzasnęli w tym samym czasie, powodów pewnie pieczenie w uszach ojca.
Kociaki wybiegły przez wyjście ze żłobka. Kiedy tylko łapki Kaczorka dotknęły śniegu, kocurek pisnął ze szczęścia, chociaż od razu oblało go zimno. Chłód nieprzyjemnie połaskotał jego pyszczek. Gdzieś w oddali błysnęły zamrożone kropelki. Obóz był praktycznie pusty, przez co maluchy miały więcej placu zabaw dla siebie. Było tyle śniegu, że mogli szaleć! A to było to, co duet chaosu uwielbiał!
Kaczorek wdrapał się na grzbiet Jesionowego Wichru, gdy tylko również tata wynurzył się z kociarni. Ku uldze malucha, Jesiotr nie wybrał się z nimi, przez co nie popsuje spędzania wspólnie czasu. Rudzielec utrzymał równowagę na samej górze, łapki kładąc na głowie czekoladowego, by spojrzeć w dal na zamarzniętą rzekę. Może mogliby się na niej poślizgać? Albo złamać lód i wreszcie nauczyć się po niej chodzić? Kocurek otworzył pyszczek, gotowy o to zapytać, ale wtedy z piskiem zleciał z grzbietu wojownika. Śnieżka uderzyła w niego zbyt mocno. Lekko otępiały leżał na ziemi, mrugając ze zdziwieniem. Jesionowy Wicher nachylił się na nim.
- Wszystko w porządku, Kaczorku?
Rudzielec pokiwał powoli głową. Podniósł się do siadu i gniewnym wzrokiem przesunął po polanie, w poszukiwaniu tego, kto go śnieżką uderzył. Zauważył Malinkę, uśmiechającą się do niego złośliwie. Koteczka rzuciła w niego kolejną śnieżką.
- TAK CHCESZ SIĘ BAWIĆ? - wrzasnął rozbawiony, poruszając wąsikami.
Rzucił śnieżką w siostrzyczkę, ale ta zrobiła zwinny unik. Wystawił jej język, ponawiając swój atak. Malinka wbiegła bardziej w śnieg. Kaczorek musiał ukryć się za łapami taty, by nie oberwać kolejną ścieżką. Jesionowy Wicher stał się więc żywą tarczą. Oberwał od córki śnieżką, która miała być dla brata.
- AAAA!!
Kaczorek z bojowym okrzykiem, rzucił się na siostrę. Oboje poturlali się do śniegu, ginąć w zaspie. Rudzielec uniósł łebek, wychodząc na powietrzne. Malinka zrobiła to samo.
- Aaaa, bój się! Jestem piranią! - warknął rozbawiony kocurek.
Malinka przybrała wojowniczą pozę, na ile pozwalał jej śnieg. Wskoczyła na "piranię", gryząc ucho braciszka mocno. Musiał przyznać, że siostra ząbki ostre miała.
- Ała, Mali, nie za mocno! - miauknął Kaczorek, uśmiechając się radośnie.
- Cicho, piranio! - łapką zakryła jego pyszczek, nie zaprzestając gryzienia.
Karzełki siedziały w zaspie, bawiąc się w najlepsze śniegiem. Wreszcie wyskoczyli z nowym pomysłem. Zaczęli toczyć śnieżne tule, chcąc zrobić z nich zimowego przyjaciela. Oczywiście musieli poprosić tatę o pomoc, bo był od nich silniejszy i dla niego tarzanie kulki śniegu, nie było trudne.
- ULEPIMY DZIŚ BAŁWANAAA!! - wrzasnęli.
Kaczorek znalazł patyki, które wbił w grubszą kulę śniegu, natomiast Malinka zrobiła oczka z kamyczków. Dodali jeszcze jakąś trawę na czuprynę, a Jesionowy Wicher znalazł całkiem ładną szyszkę, mającą służyć za ogonek.
Syn Brzoskwiniowej Bryzy przekrzywił łebek, przyglądając się skończonej pracy.
- Idealny! - ogłosił.
- Burzymy! - zdecydowała Malinka.
Jak na zawołanie rzucili się na bałwana, niszcząc swoją ciężką pracę przez małe łapki, które wręcz prosiły o chaos. Jesionowy Wicher pokręcił łbem z rezygnacją. Jego dzieci zdecydowanie należały do energicznych kociaków.
- Mali, mam pomysł! - szepnął kocurek do uszka siostrzyczki, tak by tatuś ich nie usłyszał. - Wepchniemy tatę w zaspę, żeby już się nie bał śniegu!
- Genialny pomysł, Kaczorek! Tylko musimy to zrobić szybkoooo. - zdecydowała szeptem koteczka.
- Co tam szepczecie? - Jesion zwrócił uwagę na pociechy.
Kaczorek wymienił szybkie spojrzenie z Malinką, zanim zwrócił niebieskie ślepia na ojca.
- Jak bardzo cię koooochamy!
- Tak bardzo bardzo!
Liczyli, że to odwróci uwagę taty. W końcu to był chyba pierwszy raz, gdy słyszał takie słowa od swoich dzieci. Malinka nie lubiła rozmawiać o uczuciach, natomiast Kaczorkowi jakoś specjalna okazja się nie trafiła. Widząc uśmiech na pysku czekoladowego wojownika, zastanowił się, czy słowo "kocham cię", jest w stanie wywołać tak wiele wzruszających emocji? a sam przytulas?
- Ja was też, maluchy
Kaczorek machnął ogonkiem. Coś w tych uczuciach musiało być szczególnego, bo zrobiło mu się cieplej na sercu, mimo iż wiele razy to już słyszał. Potrząsnął łebkiem, wracając "na ziemię". Mieli misję! Musieli ją zrobić! Rudzielec i szylkretka spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- Na trzy! - miauknął kocurek.
- Jeden!
- Dwa!
- TRZY! - wrzasnęli i rzucili się na tatusia, a siła ich rozpędu była tak duża, że zdezorientowany kocur na chwilę stracił równowagę w łapach i runął prosto w śnieżną zaspę.
- Zwycięstwo!! - miauknął głośno Kaczorek. O tak, Pora Nagich Drzew była wspaniała!
- AAAA!!
Kaczorek z bojowym okrzykiem, rzucił się na siostrę. Oboje poturlali się do śniegu, ginąć w zaspie. Rudzielec uniósł łebek, wychodząc na powietrzne. Malinka zrobiła to samo.
- Aaaa, bój się! Jestem piranią! - warknął rozbawiony kocurek.
Malinka przybrała wojowniczą pozę, na ile pozwalał jej śnieg. Wskoczyła na "piranię", gryząc ucho braciszka mocno. Musiał przyznać, że siostra ząbki ostre miała.
- Ała, Mali, nie za mocno! - miauknął Kaczorek, uśmiechając się radośnie.
- Cicho, piranio! - łapką zakryła jego pyszczek, nie zaprzestając gryzienia.
Karzełki siedziały w zaspie, bawiąc się w najlepsze śniegiem. Wreszcie wyskoczyli z nowym pomysłem. Zaczęli toczyć śnieżne tule, chcąc zrobić z nich zimowego przyjaciela. Oczywiście musieli poprosić tatę o pomoc, bo był od nich silniejszy i dla niego tarzanie kulki śniegu, nie było trudne.
- ULEPIMY DZIŚ BAŁWANAAA!! - wrzasnęli.
Kaczorek znalazł patyki, które wbił w grubszą kulę śniegu, natomiast Malinka zrobiła oczka z kamyczków. Dodali jeszcze jakąś trawę na czuprynę, a Jesionowy Wicher znalazł całkiem ładną szyszkę, mającą służyć za ogonek.
Syn Brzoskwiniowej Bryzy przekrzywił łebek, przyglądając się skończonej pracy.
- Idealny! - ogłosił.
- Burzymy! - zdecydowała Malinka.
Jak na zawołanie rzucili się na bałwana, niszcząc swoją ciężką pracę przez małe łapki, które wręcz prosiły o chaos. Jesionowy Wicher pokręcił łbem z rezygnacją. Jego dzieci zdecydowanie należały do energicznych kociaków.
- Mali, mam pomysł! - szepnął kocurek do uszka siostrzyczki, tak by tatuś ich nie usłyszał. - Wepchniemy tatę w zaspę, żeby już się nie bał śniegu!
- Genialny pomysł, Kaczorek! Tylko musimy to zrobić szybkoooo. - zdecydowała szeptem koteczka.
- Co tam szepczecie? - Jesion zwrócił uwagę na pociechy.
Kaczorek wymienił szybkie spojrzenie z Malinką, zanim zwrócił niebieskie ślepia na ojca.
- Jak bardzo cię koooochamy!
- Tak bardzo bardzo!
Liczyli, że to odwróci uwagę taty. W końcu to był chyba pierwszy raz, gdy słyszał takie słowa od swoich dzieci. Malinka nie lubiła rozmawiać o uczuciach, natomiast Kaczorkowi jakoś specjalna okazja się nie trafiła. Widząc uśmiech na pysku czekoladowego wojownika, zastanowił się, czy słowo "kocham cię", jest w stanie wywołać tak wiele wzruszających emocji? a sam przytulas?
- Ja was też, maluchy
Kaczorek machnął ogonkiem. Coś w tych uczuciach musiało być szczególnego, bo zrobiło mu się cieplej na sercu, mimo iż wiele razy to już słyszał. Potrząsnął łebkiem, wracając "na ziemię". Mieli misję! Musieli ją zrobić! Rudzielec i szylkretka spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
- Na trzy! - miauknął kocurek.
- Jeden!
- Dwa!
- TRZY! - wrzasnęli i rzucili się na tatusia, a siła ich rozpędu była tak duża, że zdezorientowany kocur na chwilę stracił równowagę w łapach i runął prosto w śnieżną zaspę.
- Zwycięstwo!! - miauknął głośno Kaczorek. O tak, Pora Nagich Drzew była wspaniała!
***
Kaczorka obudził ból gardła. Kocurek zamrugał kilka razy zdziwiony, całkowicie wybudzając się ze snu. Był już starszym kociakiem i wiele rozumiał o świecie. Pierwszy raz jednak tak źle się poczuł. Maluch miał zamiar zignorować kaszel, który sam opuszczał jego pyszczek, ale jakoś czuł się zbyt słaby, by podnieść się na równe łapki. Kichnął raz i drugi, pociągając noskiem i wycierając go następnie łapką. Katar? Kaszel? Karzełek zamknął zmęczone ślepka. Zaraz mu przejdzie. Chciał już wyruszyć na poszukiwanie przygód z Malinką. Dzisiaj znowu poszaleją w zaspach. Kompletnie nie rozumiał czemu mama się martwi, że się rozchorują. Przecież zima była takim cudownym placem zabaw dla kociaków! Trzeba było korzystać!
Kaczorek ponownie otworzył ślepka. Była pora szczytowania słońca. Maluch stęknął, przenosząc się do siadu. Dziwne osłabienie wyssało go z energii. Kichnął. Psik.
Kaczorek ponownie otworzył ślepka. Była pora szczytowania słońca. Maluch stęknął, przenosząc się do siadu. Dziwne osłabienie wyssało go z energii. Kichnął. Psik.
- KACZOREK! - Malinka w kilku susach znalazła się przy bracie i zaczęła nim potrząsać. - CHODZMY SIĘ POBAWIĆ!
Rudzielec słabo się uśmiechnął.
- Zaraz dojdę. - miauknął.
Nie miał jednak zbytnio ochoty na zabawę. Aż dziwne w jego przypadku. Malinka wzruszyła ramionami, wracając do zabawy, jaką było rzucanie szyszkami w Jesiotra i uciekanie przed nim. Kaczorek zwinął się w kłębek, wtulając nosek w sierść. Drgnął z chłodu. W żłobku zawsze było tak zimno?
Nawet nie zauważył, gdy kociaki rozpoczęły zabawę. W kociarni pojawiła się, Węgorz, córka Ropuszego Języka. Mała na starcie została obrzucona szyszkami i podrapana przez duet chaosu, w celu podkreślenia swojej wysokiej pozycji. Teraz koteczka bawiła się z Jesiotrem i Smarkiem oraz Malinką, głośno hałasującą w całym żłobku. Pociągnął noskiem kolejny raz, czując falę kaszlu, która do niego napłynęła. Kaszl. Kaszl.
Kaczorek wtulił się w sierść mamy. Brzoskwiniowa Bryza była ciepła i bezpieczna. Zamknął ślepka, kichając i prychając.
- Kaczorku, wszystko dobrze? - zastrzygł uszkami na głos mamy.
Nagle uświadomił sobie jedną rzecz. Jeśli się rozchorował, mama będzie zasmucona. Powie tacie. A wtedy on dostanie karę. Nie chciał kary! Nie, nie! Przecież nic złego nie zrobił! Zjeżył sierść i zacisnął mocniej ślepka.
- Tak, czuje się zdrów jak rybka! - miauknął zachrypniętym głosikiem, wtulając się bardziej w ciepłą sierść.
Poczuł jak mama liże go w czubek głowy. Zamruczał zadowolony. Szybko jednak kaszlnął kilka razy. Brzoskwiniowa Bryza okryła go czule ogonem.
Zastrzygł uszkami na kolejny dźwięk. Uniósł łebek, zerkając w stronę wyjścia ze żłobka. Jesionowy Wicher przyszedł odwiedzić swoje potomstwo. Malinka i Jesiotr od razu do niego doskoczyli. Kaczorek uznał, że dzisiaj wyjątkowo nie ma na to siły. Poza tym naprawdę źle się czuł. Wtulił się ponownie w futro mamy.
<Jesionowy Wichrze? Ktoś tu złapał kocięcy kaszel>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz