- Hej, Dreszczyku. - Czekoladowy wreszcie mógł podejść do syna Piaskowej Ścieżki. Kocurek podniósł na niego wzrok. Wujek Jeżyk usiadł koło niego, otulając go ogonem na powitanie. - Co słychać? Jak tam... - usłyszał wrzask z legowiska uczniów. Wiewiór wybiegł z niego zirytowany. Westchnął. -...relacje rodzinne?
- Takie jak zawsze... - miauknął. - Do Wiewióra przyczepiła się Burza. Ciągle za nim lata i go denerwuję. To zabawne - Na jego pyszczek wypłynął satysfakcjonujący uśmieszek.
Nie przepadał zbytnio za bratem. Za każdym razem kocur mu dokuczał, ciesząc się z rozpieszczania mamy. Teraz ponosił tego skutki, w postaci małej kotki.
- Z mamą jednak nadal jest źle - dodał po chwili, smucąc się. - Zaczęła mnie ignorować. Ale... Znalazłem wspólny język z dziadkiem. Jest super! Ciągle go odwiedzam. Opowiada mi ciekawe historie i mogę się do niego przytulić! Ma bardzo mięciutką sierść.
- Rozumiem. Pewnie się niedługo wszystko ułoży. Może Burza, natemperuje twojego brata, a mama zrozumie, że postępuję niewłaściwie...
- Byłoby wspaniale - miauknął. - Dziękuję wujku - Oparł się głową o jego łapę. - Już powoli umiem ignorować te dziwne rzeczy, które się wokół mnie dzieją. Czuję... że jednak jestem w stanie to przezwyciężyć.
- Cieszy mnie to. - Jeżowa Ścieżka uśmiechnął się.
Wtedy wierzył, że jest jeszcze nadzieja. Nadzieja na spokojne życie. Bardzo się mylił.
***
- Cześć dziadku! - zawołał od progu, podchodząc do leżącego na posłaniu staruszka.
- Cześć, Dreszczyku. Jak się miewasz?
- Dobrze. A ty? Czemu tak długo leżysz u medyków?
- No wiesz... Trzeba spędzić nieco czasu z synem - miauknął pogodnie.
No tak. W końcu był ojcem Jeżowej Ścieżki. Mimo to nadal nie rozumiał, czemu u niego zamieszkał. Powinien już zostać wyleczony. Chyba, że... Cierpi na coś takiego jak Drżąca Łapa? Choroba długotrwała? Jakoś nigdy kocur mu o tym nie opowiadał.
- A na co jesteś chory?
- To nic... Opowiedz mi jak tam twoje szkolenie. - wymigał się od odpowiedzi czekoladowy.
Kiwnął głową i zaczął opowiadać dziadkowi jak mu dzisiaj poszło. Było lepiej, ale nie tak jakby chciał. Nie złapał zająca, ponieważ wywrócił się o kamień i zarył pyskiem o ziemię. Bardzo wtedy się zdenerwował, przez co kolejne próby spełzły na niczym. Dziadek tłumaczył mu wielokrotnie, aby spróbował zapanować nad emocjami, ponieważ one stoją na przeszkodzie. Starał się. Naprawdę, ale... Ile mógł znosić cierpliwie niepowodzenia? Chciał być kimś! Udowodnić mamie, tacie i całemu klanowi, że potrafi wyrosnąć na porządnego wojownika! A co robił? Nic... Żadnych postępów. Pocieszał go fakt, że przynajmniej jego bliscy wierzyli, że mu się uda. Potrzebował tylko czasu. Kontynuował opowiadanie o zawalonym treningu, nie zauważając, że oczy dziadka zaczęły powoli uciekać w głąb czaszki. Kucykowy Ogon walczył z przemożną chęcią zaśnięcia. Był bardzo zmęczony. W końcu jego łeb opadł na mech.
- No i wiesz... Mam tego czasami dość i... - Odwrócił pysk w stronę kocura z szokiem zauważając, że ten zasnął. - Dziadku! Nie wierzę! Czemu zasnąłeś? Aż tak przynudzam? - Machnął rozeźlony ogonem.
Podszedł do niego bliżej i pociągnął go za ucho. Jego głowa tylko się przesunęła, ale nie było żadnej reakcji. Aż tak był zmęczony? A może... To jego wina? Dziadek zasnął, ponieważ miał dość słuchania jego żalów?
- Dziadku! Obudź się! - Popchnął go łapą, ale znów bez odzewu.
Westchnął. Może musiał bardziej się postarać, aby go obudzić? Wrzasnął mu do ucha, ciągnął za ogon, ale nic się nie stało. Język starszego kocura wyszedł tylko bokiem na zewnątrz.
Czekaj, co?!
Obserwował ze zgrozą na pysku, jak dziadek... Już nie był jego dziadkiem, tylko trupem. Nawet pierś mu nie opadała w rytm oddechów.
Wrzasnął na cały obóz, czym zaalarmował Jeżową Ścieżkę.
- Co się dzieję? - zapytał zaniepokojony kocur.
- O-o-on... D-d-d-dziadek... O-o-on. JEST TRUPEM! ZABIŁEM GO, KLANIE GWIAZDY! A MÓWIŁEM, ŻE TO ZŁY POMYSŁ, BY ZWIERZAĆ MU SIĘ Z TRENINGÓW! ZANUDZIŁEM GO NA ŚMIERĆ! - Pokręcił głową, a do oczu wezbrały mu łzy.
Zabił... Dziadka. Swoimi słowami. To... To tak bolało. Pociągnął nosem, wymijając zastygłego w szoku medyka i wybiegł z obozu. Czemu, gdy życie mu się powoli układało potrafił to zniszczyć?! Teraz wszyscy go znienawidzą. Tata, wujek... Oni wszyscy. Mama miała rację, że przynosił tylko nieszczęście. Musiał coś z tym zrobić.
<Jeżyku?>
O kurde xDDD
OdpowiedzUsuń