Barwinkowy Podmuch musiał siłą rzeczy wrócić do obozu. Nie dawał rady dłużej na tym zimnie, poza tym co rusz spotykał kogoś z klanu, kto mówił mu, by zapolował, anie tylko się szlajał.
Złapał więc mysz i niedużą wiewiórkę, a do obozu wszedł od tyłu. Zaniósł szybko jedzenie na stos, ale nie poszedł do legowiska wojowników. Łapy postawił ku starszym, u których spędził noc.
Następnego dnia miał nadzieję, iż wyszedł niezauważony. Nic bardziej mylnego. Ujrzał szylkretowe futro tuż obok siebie. Berberysowa Bryza skrzywiła lekko pyszczek na jego wygląd; nie zadbane futro i smutne oczy.
- Pójdziesz na patrol. Tylko doprowadź się do ładu. - Oznajmiła, a czarny machnął smętnie ogonem.
Powrót do klanu był jego najlepszą z opcji, a fakt, że szanująca się zastępczyni nie będzie tolerować leni i to z potarganym futrem robiło swoje. Barwinek usiadł więc, widząc kątem oka idących wojowników. Umył futro, by pozbyć się posklejanych fragmentów i drobinek lodu, które jak na złość cały czas się pojawiały, dodając mu chłodnego połysku.
Kiedy skończył, ruszył z miejsca ku wyjściu z obozu. Myślał, że będą szli we trójkę, jednak po dostrzeżeniu liliowego futra oraz buro-białego, serce podeszło mu do gardła.
Na klan gwiazd czemu oni też?!
Czarny doskonale pamiętał wszystkie ostatnie dni, w tym ten, kiedy Kasztanowa Łapa samodzielnie ruszył na jego poszukiwania.
Przełknął gulę w gardle, stając naprzeciw kotom. Nie chciał na nich patrzeć, bał się, że Szczawiowy Liść zacznie mu ubliżać tymi nieodpowiedzialnymi akcjami. Jeszcze mu powie, że powinien dorosnąć oraz dojrzeć. Ha, głupie... Czarny nie potrafił tego zrobić. Sam nie wiedział czemu, ciągnęło go ku przygodom i kłopotom, z których wychodził gorzej lub lepiej. A tu nagle przyłazi taki Szczawiowy Liść, który uważa, że klan ejst najważniejszy i powinien się ogarnąć.
Zmarszczył brwi, nie czas nad tym rozmyślać.
Szli dłuższą chwilę, kiedy Barwinek podniósł głowę, by zacząć się rozglądać. Skakał między śniegiem, próbując się nie wywrócić na oczach klanowiczów. Dopiero byłby wstyd! Dostrzegł za to, jak liliowy drży. Zwolnił kroku, podchodząc bliżej niego. Jego troskliwa część, która kazała mu troszczyć się o pozostałych popchnęła go ku odezwaniu się.
- Zimno ci? - Zapytał, patrząc odrobinę niepewnie ku młodszemu. Nie wiedział w końcu jak tamten mógłby zareagować.
Wojownik zastrzygł uchem i odwrócił się, po chwili znowu odwracając głowę. Ah no tak, gardził nim i nie chciał, żeby się zbliżał. Czemu on w ogóle się odzywał?
- A jak ma być? - Burknął pod nosem liliowy, a czarny przewrócił oczami.
Co mu znowu nie pasowało? Ugh, doprawdy! Czarny potrząsnął głową. Od dziś zapomina o tym, co miało ostatnio miejsce. Parę dni w samotności pomogło mu uporać się ze smutkiem, który go ogarnął. Nadal jednak był przygaszony, żył przeszłością. Postanowił sobie, że spróbuje się od niej uwolnić.
Doszli do strumienia, wojownicy od razu zaczęli rozglądać się w poszukiwaniu zwierzyny. Szczawik pobiegł za jedną, a pozostali węszyli.
Czarny z kolei w nosie miał polowanie, kiedy tylko dostrzegł zamarznięty strumień. Od razu wróciły do niego wspomnienia z czasów bycia uczniem, kiedy to uciekł z obozu. Pamiętał, że wtedy też zniknął nagle Księżycowy Pył, a on rozpoczął samodzielne treningi. Też była zima, podobny strumień co na starych terenach. Pogonił go wtedy lis, a on ze strachu wbiegł na lód, a gdy zaczął pękać w mig nauczył się po nim jeździć. Tak właśnie przelazł przez granice i poznał Sokoła.
Westchnął cicho na wspomnienie pręgowanego. Poza nim nie miał długi czas przyjaciela, aż do Łabędziego Plusku i Tańczącej. Swoją drogą ją też poznał zimą.
Tamci poszli szukać zwierzyny, a on bez namysłu sprawdził lód. Był gruby i dobry, miejscami jednak woda zdołała go przełamać, wciąż pod nim płynąc. Wszedł na taflę. Uśmiechnął się do siebie. Szczypiące zimno dotknęło jego łap, a on zaśmiał pod nosem.
- Co ty wyrabiasz?! - Usłyszał za sobą, na chwilę tracąc równowagę, przez co łapy mu się rozjechały.
Spojrzał na Szczawiowy Liść i pozostałych, którzy z szokiem na niego patrzyli.
- Bawię się - odmiauknął, pierwszy raz od wielu dni uśmiechając się lekko.
Jego łapki przymarzały do lodu, więc ruszył nimi, powoli sunąc po lodzie. Czuł dreszcz emocji, a smutek odszedł na dalszy plan.
- Upadłeś na łeb?! - Szczawiowy Liść krzyczał na niego z brzegu.
- Tak, już parę razy! - Odparł coraz to weselej.
Ostatnie dni zdawały się znikać, kiedy tak beztrosko sunął po lodzie. Barwinek pozwolił sobie nawet ruszyć łapami, obracając się bokiem do wojowników i ucznia liliowego, który wielkimi oczami patrzył w jego stronę.
- Nie mamy czasu na zabawy - miauknął Miodowa Chmura. - Zostawmy go, później zdamy Berberysowej Bryzie raport.
Czarny go nie słuchał, zajęty wesołym jeżdżeniem po lodzie. Łapy mu drżały, jednak nie zamierzał przestać!
- Barwinkowy Podmuchu! - Usłyszał Kasztanową Łapę, więc spróbował do niego podjechać.
Zbyt się jednak rozpędził, wpadając niezgrabnie na brzeg. Uderzył pyszczkiem w śnieg, słysząc śmiech ucznia i gdzieś w tle stłumiony głos liliowego.
- To jest super! - Zaczął uczeń.
- Nie jest! A teraz marsz za Blekotkowym Futrem na polowanie! - Wtrącił się pomarańczowooki.
- A co z Barwinkowy Podmuchem? - Zapytał syn Lwiej Grzywy.
- Jest dorosły - powtórzył się sprzed paru dni, na co czarny znów przewrócił oczami.
Dorosły, dorosły! Księżyce nie mają znaczenia! Można się bawić w każdym wieku i nie trzeba być dojrzałym!
Uczeń przegrał walkę słowną z mentorem, idąc smętnie za znikającymi wojownikami. Liliowy został, już otwierając pyszczek, by go zganić.
Barwinek wstał szybko na łapy i brudny od śniegu zatkał mu łapą pyszczek. Szczawik zmarszczył brwi.
- Cicho! Wiem co chcesz powiedzieć i ci na to nie pozwolę. - Zaczął czarny, zabierając łapę.
Obszedł wojownika dookoła, stając za nim. Byli blisko lodowiska, co czarny zamierzał wykorzystać.
- To świetna zabawa, ponuraku. - Oznajmił, czując jak rozpiera go dobry humor. Nawet on mu go nie zniszczy!
Nim liliowy zdążył odpowiedzieć, starszy popchnął go mocno, sprawiając, że ten wylądował łapami na lodzie.
- TY DRANIU! - Wrzasnął wojownik, ledwo trzymając się na łapach.
Barwinek dołączył do niego, a po chwili obydwaj byli na ślizgim lodzie. Szczawik z całych sił próbował utrzymać się, jednak nie wiedział jak.
- Użyj pazurów - podsunął mu czarny.
Szczawiowy Liść posłał mu mordercze Spojrzenie, na co czarny przewrócił oczami.
- To jest świetna zabawa! No dalej, rozluźnij się. - Zachęcił go. - Uśmiechnij?
Sam posłał mu uśmiech, nim znowu nie pochnął młodszego, by go ruszyć z miejsca. Jeszcze mu tu przymarznie i co wtedy?
Ten jednak zaczął sie miotać, przez co popchnął Barwinka, a sam zaczął sunąć przed siebie. Czarny zatrzymał się przed nim, czując jął kręci mu się w głowie od tej jazdy. Zamknął oczy próbując to opanować.
W jednej chwili poczuł czyjś dotyk, najbliżej jak się dało. Jego serce przyspieszyło niebezpiecznie szybko, kiedy czuł na sobie oddech. Otworzył powoli oczy, a napotykając bardzo, bardzo blisko siebie pomarańczowe spojrzenie, czuł jak zmiękły mu łapy.
Bowiem Szczawik zatrzymał się dopiero, gdy wpadł na Barwinka, sprawiając, że dotknęli się pyszczkami, oraz niemalże klatkami piersiowymi.
<Szczawik? 💙>
Awww <3 jejku, jakie to urocze!
OdpowiedzUsuń"Księżyce nie mają znaczenia! Można się bawić w każdym wieku [...]" moje nowe motto życiowe xd
Barwinek jest moim spirit animal XD
Usuń