Słoneczko przyjemnie ogrzewało ziemię klanów. Koty leniwie wychodziły z legowisk, by wygrzać futra w ciepłych promieniach. Skoczna Łapa również korzystała z tej pogody, choć w swoim własnym stylu.
Przytulona do ziemi, z szeroko otwartymi oczami, wpatrywała się w pięknego owada, który przysiadł na jednym z kwiatów. Był to cudowny motyl o pomarańczowo-czarnych skrzydłach. Kotka wpatrywała się w niego z fascynacją, jakby zobaczyła odbicie własnej duszy. Zwykle nie potrafiła usiedzieć w miejscu – zawsze musiała choć trochę się poruszać. Ale teraz? Teraz siedziała bez ruchu, starając się nie spłoszyć delikatnego stworzenia.
Niestety, nagły podmuch wiatru poderwał motyla do lotu. A przynajmniej próbował, bo w tym samym momencie uczennica podskoczyła i capnęła go łapami. Owadzik już się nie poruszał, jednak Skocznej Łapie to nie przeszkadzało. Teraz mogła podziwiać go, kiedy tylko chciała. Szkoda, że już nie trzepotał skrzydełkami, ale ich wzór wciąż był zachwycający.
Nagle obok kotki ktoś usiadł. Uniosła wzrok i dostrzegła nieco starszego wojownika. Jego futro miało czekoladowy odcień, ale to, co przyciągało wzrok, to jego ogon. A raczej… jego brak. Kocur był kolejnym kotem bez ogona, którego spotykała. Wojownik patrzył na nią przez chwilę, uśmiechając się przyjaźnie.
— Witaj, nazywasz się Skoczna Łapa, prawda? Ja jestem Barszczowa Łodyga — przywitał się uprzejmie.
— Tak! Skoczna Łapa, to ja! — odparła energicznie i natychmiast usiadła prosto. Nie chciała, by wojownik patrzył na nią z góry – wtedy czułaby się gorsza. Mimo to, co jakiś czas zerkała na swojego motyla, pilnując, by wiatr go nie porwał.
— Hm, a co tam masz? — zapytał nagle Barszczowa Łodyga, spoglądając na kolorowego owada.
Oczy uczennicy rozbłysły ekscytacją. Szybko zakryła motyla ogonem, jakby skrywała największy skarb.
— To straszny owad! Jest bardzo toksyczny i agresywny! Ale ja go pokonałam! — oznajmiła dumnie, wymyślając kolejną historię. Czuła się, jakby naprawdę zwyciężyła potwora.
<Barszczowa Łodygo?>
[288 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz