Obóz od zawsze wydawał mu się swego rodzaju pułapką. Ciernie okalające cały ten teren dodatkowo odbierały mu poczucie bezpieczeństwa, choć właśnie taka była ich rola. Miały chronić klan przed niebezpieczeństwami nadchodzącymi z zewnątrz, jednak gdy drapieżnik dostawał się do środka, ucieczka stąd była równie utrudniona, jak wejście tu.
O wiele bardziej cenił sobie otwarte przestrzenie. Tam, gdzie mógł biec, rozpędzić się bez obawy wpadnięcia w cokolwiek i cieszyć się widokiem natury, nasłuchując przy tym szumu wiatru i śpiewu ptaków. Tu te wszystkie kwestie były utrudnione. Nie podobała mu się struktura obozu. Nie podobała mu się istota bytu całego klanu. Czuł się ograniczony i przytłoczony, choć uwielbiał towarzystwo innych kotów i życie na odludziu nie było dla niego.
Dosyć smętnie jak na niego, przyglądał się tętniącemu życiu w obozie. Jego brat doczekał się dzieciaków, co nawet pasowało mu do obrazu kocura. Może nie sama rola ojca, a to, że po prostu jego miłosne wybory doprowadzą prędzej czy później do powiększenia się klanu.
Jego wzrok powędrował ku kremowemu futru. Piaszczysta Zamieć szedł wprost w jego stronę i chociaż Srebrzysty narzucił na pysk przyjazny uśmiech, tak partner nie odwzajemnił tego gestu, a towarzyszący mu wyraz był wręcz nienaturalnie poważny. Niebieski zmrużył oczy.
Nie spodziewał się kiedykolwiek ujrzeć partnera w roli zastępcy. Nie, żeby wątpił w jego zdolności dowodzenia. Po prostu nie sądził, że po tym całym uprzedzeniu Różanej Przełęczy wobec rodu, z którego wywodził się kocur, którykolwiek z jej następców dopuściłby kogoś takiego do władzy.
Los bywał jednak zwodniczy. Nie był jednak w stanie stwierdzić, czy pozytywnie. Kochał kremowego i chciał dla niego jak najlepiej, ale lubił też jego bliskość i cenił sobie spędzony z nim czas, a tak kluczowa dla klanu pozycja z pewnością zajmowała mu go sporo.
Głośne westchnięcie partnera spowodowało u niego zaintrygowanie. Spojrzał na niego w skupieniu, przysłuchując się krótkiej, dosyć zaskakującej wypowiedzi. No tak, teraz, choć brzmiało to nie najlepiej, problemem dla ich kwitnącej relacji pozostała Ziębi Trel. A ta zdawała się ostatnimi czasy nie odstępować swojego syna na krok i to nie do końca z powodu docenienia ostatniego żywego potomka.
— Myślę, że znacznie więcej kotów mogło się domyśleć. Teraz spędzamy z sobą więcej czasu w obozie. Twoja matka może również dostrzegać, że coś jest na rzeczy, ale zwyczajnie tego do siebie nie przyjmuje. Jesteś pewny, że nie padnie trupem, jak jej powiesz prawdę? — zamruczał, bo choć kotki nie znosił, tak śmierci im w klanie wystarczyło.
— Najwyżej się na mnie obrazi, ale przejdzie jej prędzej czy później. Aż tak źle nie będzie, ostatnio zniosła... — zdawał się wahać nad doborem kolejnych słów — znacznie gorsze wieści — stwierdził.
Srebrzysty Nów przeciągnął się, pozwalając sobie na chwilę milczenia i poukładanie kilku spraw w głowie.
— Bo szybko pocieszyła ją informacja o sukcesie jej syna w dojściu do władzy — odparł. — Nie wiem, czy teraz mam przygotowane cokolwiek, co poprawi jej humor po usłyszeniu "takiej tragedii" — przyznał, siadając wygodnie. — Cóż, jak przekonasz Obserwującą Gwiazdę, by zrezygnowała z władzy i oddała ją w twoje łapy, to jestem pewien, że twoja matka wybaczyłaby ci nawet zamo... — urwał. W świetle ostatnich zdarzeń niektóre wypowiedzi mogły być wyjątkowo nieadekwatne do ich sytuacji. — Wszystko. Po prostu wszystko.
Spuścił wzrok na własne łapy, przyglądając się, jak pazury zatapiają się w podmokłej ziemi. Sam już nie wiedział, czego chciał od życia. Spokoju? Większej dawki wrażeń? Znacznie większej swobody?
Nim Piaszczysta Zamieć zdołał mu jakkolwiek odpowiedzieć, pochylił się w jego stronę, opierając łeb o jego bark.
— Proszę, tulimy się na środku obozu. Myślę, że twoja matka nie powinna mieć już żadnych złudzeń co do naszej relacji — przyznał wprost, szukając wzrokiem rudawej kotki.
O wiele bardziej cenił sobie otwarte przestrzenie. Tam, gdzie mógł biec, rozpędzić się bez obawy wpadnięcia w cokolwiek i cieszyć się widokiem natury, nasłuchując przy tym szumu wiatru i śpiewu ptaków. Tu te wszystkie kwestie były utrudnione. Nie podobała mu się struktura obozu. Nie podobała mu się istota bytu całego klanu. Czuł się ograniczony i przytłoczony, choć uwielbiał towarzystwo innych kotów i życie na odludziu nie było dla niego.
Dosyć smętnie jak na niego, przyglądał się tętniącemu życiu w obozie. Jego brat doczekał się dzieciaków, co nawet pasowało mu do obrazu kocura. Może nie sama rola ojca, a to, że po prostu jego miłosne wybory doprowadzą prędzej czy później do powiększenia się klanu.
Jego wzrok powędrował ku kremowemu futru. Piaszczysta Zamieć szedł wprost w jego stronę i chociaż Srebrzysty narzucił na pysk przyjazny uśmiech, tak partner nie odwzajemnił tego gestu, a towarzyszący mu wyraz był wręcz nienaturalnie poważny. Niebieski zmrużył oczy.
Nie spodziewał się kiedykolwiek ujrzeć partnera w roli zastępcy. Nie, żeby wątpił w jego zdolności dowodzenia. Po prostu nie sądził, że po tym całym uprzedzeniu Różanej Przełęczy wobec rodu, z którego wywodził się kocur, którykolwiek z jej następców dopuściłby kogoś takiego do władzy.
Los bywał jednak zwodniczy. Nie był jednak w stanie stwierdzić, czy pozytywnie. Kochał kremowego i chciał dla niego jak najlepiej, ale lubił też jego bliskość i cenił sobie spędzony z nim czas, a tak kluczowa dla klanu pozycja z pewnością zajmowała mu go sporo.
Głośne westchnięcie partnera spowodowało u niego zaintrygowanie. Spojrzał na niego w skupieniu, przysłuchując się krótkiej, dosyć zaskakującej wypowiedzi. No tak, teraz, choć brzmiało to nie najlepiej, problemem dla ich kwitnącej relacji pozostała Ziębi Trel. A ta zdawała się ostatnimi czasy nie odstępować swojego syna na krok i to nie do końca z powodu docenienia ostatniego żywego potomka.
— Myślę, że znacznie więcej kotów mogło się domyśleć. Teraz spędzamy z sobą więcej czasu w obozie. Twoja matka może również dostrzegać, że coś jest na rzeczy, ale zwyczajnie tego do siebie nie przyjmuje. Jesteś pewny, że nie padnie trupem, jak jej powiesz prawdę? — zamruczał, bo choć kotki nie znosił, tak śmierci im w klanie wystarczyło.
— Najwyżej się na mnie obrazi, ale przejdzie jej prędzej czy później. Aż tak źle nie będzie, ostatnio zniosła... — zdawał się wahać nad doborem kolejnych słów — znacznie gorsze wieści — stwierdził.
Srebrzysty Nów przeciągnął się, pozwalając sobie na chwilę milczenia i poukładanie kilku spraw w głowie.
— Bo szybko pocieszyła ją informacja o sukcesie jej syna w dojściu do władzy — odparł. — Nie wiem, czy teraz mam przygotowane cokolwiek, co poprawi jej humor po usłyszeniu "takiej tragedii" — przyznał, siadając wygodnie. — Cóż, jak przekonasz Obserwującą Gwiazdę, by zrezygnowała z władzy i oddała ją w twoje łapy, to jestem pewien, że twoja matka wybaczyłaby ci nawet zamo... — urwał. W świetle ostatnich zdarzeń niektóre wypowiedzi mogły być wyjątkowo nieadekwatne do ich sytuacji. — Wszystko. Po prostu wszystko.
Spuścił wzrok na własne łapy, przyglądając się, jak pazury zatapiają się w podmokłej ziemi. Sam już nie wiedział, czego chciał od życia. Spokoju? Większej dawki wrażeń? Znacznie większej swobody?
Nim Piaszczysta Zamieć zdołał mu jakkolwiek odpowiedzieć, pochylił się w jego stronę, opierając łeb o jego bark.
— Proszę, tulimy się na środku obozu. Myślę, że twoja matka nie powinna mieć już żadnych złudzeń co do naszej relacji — przyznał wprost, szukając wzrokiem rudawej kotki.
<Piasku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz