Utrata właśnie złowionej ryby mocno przygnębiła Algową Łapę. Skrzelik natomiast nadal zadziwiony całą tą nową metodą, nie był pewien co dalej zrobić. Nigdy nie słyszał o łapaniu ryb na robaka! Jakie to było sprytne! Ale właściwie nie było czemu się dziwić. W końcu to księżniczka! Kotka zalana od czubków uszu, aż po koniuszek ogona, zimną rzeczną wodą, kichnęła.
— Nn-a zdrowie!
Algowa Łapa spojrzała na niego i uśmiechnęła się swoim złocistym uśmiechem. Kocurek zawsze z zachwytem obserwował, jak małe wręcz promyki słońca tryskały z jej oczu. Tak bardzo chciał być jej przyjacielem! Kotka zdawała się wiecznie szczęśliwa i taka waleczna! Zdecydowanie lepszy materiał na wojownika niż on kiedykolwiek zdoła się stać. Był pewien, że w przyszłości to właśnie ona zostanie Liderem. Tak strasznie chciał być tego świadkiem!
Jednak od jakiegoś czasu zaczął zdawać sobie sprawę z wagi nieprzychylnych spojrzeń w klanie. Szczególnie podejrzliwie przypatrywała mu się Mandarynkowa Łapa, siostra Algowej Łapy, a co za tym idzie wnuczka Sroczej Gwiazdy. Liderka również najwyraźniej za nim nie przepadała. Zresztą czym tu się widzieć. Przychylne koty był w stanie policzyć na pazurach jednej łapy… i to tylnej. Niezależnie co zrobił, czym się wykazał lub jak się przysłużył, zawsze było coś nie tak. Ciche szepty i nieprzyjazne pomruki, prześladowały go na każdym kroku.
— No nic! Musimy… — w tym momencie urwała
— Algowa Łapo? Co musimy? — spytał zaniepokojony milczeniem kotki
— Ciiii! Spójrz pod łapy!
Czekoladowy kocurek rzeczywiście spuścił wzrok i od razu rzuciła mu się w oczy, jeszcze jedna, tłusta gąsienica. Z westchnięciem pełnym zachwytu, schwytał ją szybko delikatnie między kły, a następnie z dumą spojrzał na Księżniczkę.
— Mhamy jom — wymruczał przez zęby.
— Ostrożnie! Daj ją tutaj. Nie ma czasu do stracenia!
Skrzelik podskoczył bliżej niej z zadartym do góry ze szczęścia ogonem. Następnie Algowa Łapa, kierując jego ruchami, pomogła nabić dżdżownicę na cierń robinii. Gałązka idealna do tego zadania, szybko znalazła się z powrotem w wodzie. Używając tej samej krwi co wcześniej, zastawili pułapkę, a następnie w oczekiwaniu przyczaili się na brzegu.
Jakie to było ekscytujące! Kocurek od dawna już nie był tak podekscytowany. A ten sposób? Absolutnie genialny. Spojrzał kątem oka na towarzyszkę, która wręcz pochylała się z niecierpliwości nad gałązką. Skrzelik delikatnie pacnął ją łapą po grzbiecie.
— Musi-sz się tro-torchę cofnąć. Rzucasz cień na wo-dę. Ryby to zauważą.
Pamiętał, jak Krzycząca Makrela uczył go tego. Był wtedy zaskakująco słoneczny dzień i Skrzelikowa Łapa siedział w ten sam niecierpliwy sposób, próbując skoczyć, na przepływając obok rybę. Czas mijał, a żadna nawet płotka nie przyplątała się na tyle blisko, żeby rzeczywiście nawet próbować ataku
— Tato co robię źle? Nie widzę ryb…
Starszy kocur roześmiał się i łagodnym, ale pouczającym tonem powiedział— Skrzeliku. Żadna rozsądna ryba nie podpłynie w koci cień. Musisz cofnąć się nieco.
I rzeczywiście! Kiedy zastosował radę ojca i wycofał nieco, pierwsza ryba przypłynęła niedługo potem. Kocurek nabrał rozpędu do skoku, ale kiedy wystrzelił, skończył jedynie z pyskiem w mule rzecznym. Krzycząca Makrela śmiał się do rozpuku, ocierając łzy rozbawienia.
— Musisz poczekać, aż rzeczywiście nadpłynie jakaś ryba, wiesz?
Wtedy nie do końca rozumiał, co miał na myśli jego mentor. Przecież skoczył na rybę! Po prostu mu się wyślizgnęła. Jednak z perspektywy czasu zaczął w to wątpić. To było kompletnie jak ta sytuacja ze szczupakiem!
— Skrzelikowa Łapo! Skacz!
Z zamyślenia wyrwał go jasny głos księżniczki i działając instynktownie, wykonał polecenie. Śliska łuska ryby prześlizgnęła mu się po łapię, ale zaraz umknęła w górę strumienia. Kocurek, będąc zdeterminowanym, żeby również tym razem polowanie było sukcesem, ruszył za nią w pościg. Przewalając się po drodze dwa razy, rzeczywiście dopadł zdobycz i wyrwał ją z wody. Biedna trzepotała chwilę bezradnie jednak była to już przegrana sprawa. Czekoladowy wyskoczył na brzeg, otrzepując nadmiar wody.
— M-mamy ją!
***
Powoli zapadał wieczór, kiedy Skrzelik jak zwykle, niczym cień wsunął się do obozu. Ułożył ostrożnie upolowaną mysz na stosie i zaraz czmychnął do legowiska uczniów. Kiedy wszedł, spoczęło na nim nieprzyjemne spojrzenie Mandarykowej Łapy oraz nieco bardziej neutralne, wręcz obojętne spojrzenie Bursztynowej Łapy. Aż zrobił krok w tył, wciskając ogon bliżej pod siebie. Nie najlepiej dogadywał się z siostrą Algi, jeżeli można tak rzec. Szczerze mówiąc, kotka go przerażała i na co dzień unikał jej jak ognia. To też przygwożdżony jej nieprzychylnym spojrzeniem, czmychnął czym prędzej z powrotem na zewnątrz. Klan powoli szykował się do snu. Czekoladowy kocurek nie był pewien co ze sobą zrobić tak naprawdę. Bał się wychodzić poza obóz po ostatniej przygodzie z lisami. Ale wracanie do legowiska i mierzenie się z przerażającą księżniczką brzmiało równie zniechęcająco. Postanowił przycupnąć w pobliżu legowiska Lidera. W ten sposób był chroniony grubym pniem, gdyby Mandarynka z jakiegoś powodu miałaby wylecieć z legowiska i skoczyć na niego. Nie brzmiało to, jak coś prawdopodobnego, ale lepiej nie ryzykować.
— Srocza Gwiazdo? Mogę na chwilę?
Do jego uszu dobiegł wygłuszony drewnem, głos ojca. Zaciekawiony, przyczołgał się nieco bliżej i nadstawił uszu.
— Wiem, że Skrzelikowa Łapa jest jednym z najgorszych uczniów, ale zawsze był bardzo lojalny wobec klanu. Nauczyłem go wszystkiego, co umiałem.
Srocza Gwiazda coś odpowiedziała, ale było to zbyt cicho, żeby cokolwiek zrozumieć.
— Tak… zdaję sobie z tego sprawę. Jest naprawdę niezdarny, ale ma wielkie serce i bardzo się stara. Naprawdę myślę, że zasłużył na miano wojownika.
Kocurek zamarł z niedowierzania. Czy to możliwe? Czy rozmawiali o jego mianowaniu? Mały promyk nadziei, zabłysł w jego wnętrzu. Jego marzenie miało się spełnić, prawda? Bo dlaczego Liderka miałaby się na to nie zgodzić? W tym momencie w jego myśli wepchnęła się nieproszona pewna wątpliwość. Srocza Gwiazda nie przepadała za czekoladowymi kotami prawda? Była dość subtelna w swojej niechęci, ale nadal było to można odczuć. Czy kolor jego futra był dostatecznym powodem, żeby nie mianować go na wojownika?
Srocza Gwiazda znów coś odpowiedziała, ale i tym razem Skrzelik nie dał rady usłyszeć co dokładnie. Głos Krzyczącej Makreli jak zawsze donośny przebijał się przez grube drewno legowiska, ale Liderka mówiąca zdecydowanie cichszym, spokojniejszym głosem pozostawała niemożliwa do wysłyszenia.
— Dobrze. Dziękuję Srocza Gwiazdo!
To była ostatnia rzecz, którą kocurek usłyszał tej nocy. Zamyślony i pełen nadziei, przewracał się resztę pory snu z boku na bok. W pewnym momencie dostał nawet pacnięcie łapą w nos od Algi mówiące mu, że ma przestać się wiercić. Jednak rzadko u niego spotykana energia, zżerała go od środka. Czy to rzeczywiście miało się zdarzyć? Och jak bardzo o tym marzył! Od dnia mianowania Karasiowej Ławicy z utęsknieniem wypatrywał swojej szansy. I myślał, że naprawdę ostatnio świetnie sobie poradził! Przecież nie każdy mógł uciec przed trzema goniącymi go lisami prawda? Chyba że ich tam wcale nie było...? Teraz Skrzelik nie był już pewien. Gdyby ktoś go wtedy zapytał, mógłby przysiąc na swój ogon, ale teraz… Zaczął zauważać, że czasem widzi rzeczy, które inne koty nie widzą. A prawdopodobnie lepiej to ujmując, rzeczy których po prostu nie było. Przerażało go to. Zimny dreszcz przebiegł mu po plecach. Zwinął się w ciaśniejszą kulkę i zaciskając mocno oczy, próbował z całą determinacją zasnąć.
Nie minęło jednak wiele czasu kiedy pierwsze promienie słońca zaczęły przekradać się przez gałązki legowiska. Skrzelikowa Łapa wstał z ociąganiem i wyszedł przed wejście. Wyciągnął dokładnie grzbiet, ziewając i zaspanymi oczami wodził po obozie. Koty powoli zaczynały krzątać się wokół codziennych zajęć. Z legowiska wojowników, nadal lekko nieprzytomnym krokiem, wyszła Karasiowa Ławica. Kocurek zamruczał wręcz z radości i szybko zbliżył się do siostry. Ocierając jej bok swoim bokiem, miauknął na powitanie.
— Dzień dobry!
Kotka wyraźnie zaskoczona tak otwartym pokazem uczuć ze strony brata patrzyła na niego z niemałym zdumieniem. Kocurek zazwyczaj niespokojny, zawsze przyciśnięty do ziemi, stał teraz dumnie z uniesionym ogonem.
— Wymienimy się językami? Dawno tego nie robiliśmy prawda?
Karasiowa Ławica otworzyła oczy jeszcze szerzej. Czy to naprawdę był Skrzelik? Kocurek prawie zawsze uciekał z obozu, kiedy tylko zauważył chęć rodziny do dzielenia się z nim językami. Jednak podekscytowany kocurek w ogóle nie zauważył zdezorientowania, jakie spowodował. Nadal nabuzowany nadzieją, prawie skakał z radości. Czuł, jakby oblazły go mrówki i łaskotały go aż do rozpuku jelit.
W tym momencie z Legowiska wyszła Srocza Gwiazda. Omiotła wzrokiem wszystkie znajdujące się w obozie koty. Wróciła do kocurka i przygwoździła go swoim doniosłym, nieco wyrachowanym spojrzeniem. Skrzelik zamarł z niedowierzania. Czy to już? Czy to naprawdę się działo?
— Skrzelikowa Łapo, podejdź tutaj - jej mocny głos brzmiał jak grzmot w uszach kocurka. To naprawdę się działo! Oszołomiony, na chwiejnych z emocji łapach podszedł w kierunku Liderki. Ta spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem, jakby szukając czegoś. Zdawało się, że dostrzegła to czego szukała, bo pod jej wąsem zatańczył delikatny uśmiech.
— Ja, Srocza Gwiazda, przywódca Klanu Nocy, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. — przystanęła jakby w zamyśleniu — Skrzelikowa Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
— P-przysięgam — zająknął się, dosłownie drżąc z ekscytacji.
Przez chwilę panowała dość niewygodna cisza, jednak w końcu Liderka westchnęła lekko i kontynuowała ceremonię.
—Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Skrzelikowa Łapo, od tej pory będziesz znany jako Skrzelowy Szept. Klan Gwiazdy ceni twój… twoją lojalność i oddanie oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Nocy.
***
— Księżniczko? Myślałaś kiedyś, skąd pochodzi rzeka? — głos Skrzelika chodź cichy, był zaskakująco spokojny. Siedział nieruchomo, wpatrując się swoimi szerokimi oczami w taflę wody. Powietrze, w dusznym zawieszeniu przed burzą, było ciężkie do oddechu, tak że oba koty tego dnia, ledwo nadążały za zwinnymi myszami.
Młoda kotka zastrzygła uchem, próbując zastanowić się nad zadanym pytaniem.
— Że z jakiegoś źródła? Nie, ale jeśli chcesz usłyszeć ciekawostkę, to jak byłam mała, nie wiedziałam, że ten odgłos szumu, który często słychać w obozie, pochodził właśnie od niej. Wyobrażasz sobie? Głupiutkie, no ale niby skąd mogłam wiedzieć — Zorientowała się w pewnym momencie paplaniny, że za daleko zboczyła myślami z torów, więc postanowiła to szybko poprawić. — Rzeka, rzeka... A co, ty wiesz skąd?
Zamyślił się i nie odpowiadał przez chwilę.
— Wszystko ma swoje źródło. Deszcz pada z chmur. Chmury wstają rano z pól...
Znów ucichł. Coś ewidentnie kłębiło się w jego myślach. Jakiś ciężar osiadł mu na grzbiecie i wyginał pod swoim ciężarem. Oczy Skrzelika wyglądały na zmęczone.
— Kiedy pierwszy raz usłyszałem, skąd się biorą koty... b-byłem szczęśliwy! Szyszkowy Zagajnik opowiadał mi tą historię głoszoną przez Sroczą Gwiazdę, o czarnych kotach z nocnego nieba. O rudych kotach, których futro p-płonie jak słońce, od którego pochodzą. Nigdy nie brzmiał jakby rzeczywiście w to wszystko wierzył.
Zmarszczył brwi i spuścił głowę. Po chwili uniósł spojrzenie ponownie. Jego duże zielone oczy wpatrywały się w kotkę na wylot.
— Potem, opowiedział mi kotach czekoladowych... O tym, że zrodziły się z mułu i błota. Pomyślałem wtedy... pomyślałem, że to kompletnie do bani... że nigdy nie będę naprawdę dobrym wojownikiem, bo wylazłem z b-błota. Że zawsze wszystko będę brudził i niszczył. Że jest coś ze mną nie tak... — jego głos drżał.
— Nie wiem, co ja tu robię Algo...
<Algo? Skąd pochodzi rzeka?>
(Liczba słów: 1762 + nauka łowienia ryb)
[przyznano 35% + 5%]
Karaś jest dumna 😍
OdpowiedzUsuńChoć zakończenie smutne :((