Uśmiechnął się szeroko.
— To ekscytująca wizja Traszko! — Uniósł ogon. — Tylko ja nie mam za dużego doświadczenia w kontaktach z lisami. Myślisz, że to będzie wystarczająco bezpieczne?
— Nie ma się o co martwić! — wykrzyknęła radośnie pointka. — Jaskółka na pewno przekaże wszystko Piołunowi, a on innym! Jak zobaczą, że jesteśmy przyjaźnie nastawieni, to sami też tacy będą. Ucieszą się!
Jej zapewnienie było dla niego wystarczające, chociaż nadal zamierzał pozostać ostrożnym i skonsultować się Krecik przed wyprawą.
— W takim razie przyjmuję propozycję! — ogłosił uroczyście. — To co, jesteśmy umówieni na jutro?
Uczennica aż podskoczyła z radości.
— Tak! — pisnęła, śmiejąc się. — O wysokim słońcu!
— Zatem postanowione!
***
Wyruszyli na poszukiwania pełni entuzjazmu. Po dłuższej próbie znalezienia tropu udało im się zauważyć jednego lisa na ich terytorium, będącego aktualnie w trakcie polowania. Nie chcieli mu więc przeszkadzać. Za to wspólnie z zafascynowaniem obserwowali jego zgrabne ruchy oraz skupienie, z jakim zbliżał się do ofiary. Posiadanie kogoś takiego za sojusznika byłoby zaszczytem i chwałą.
Kiedy rudy z powodzeniem złapał zdobycz, Uczennica wystąpiła naprzód.
— Hej! — przywitała się wesoło. — Ja jestem Traszka, a to mój towarzysz Agrest — Dumnie wskazała na niego łapą.
Zaalarmowany lis rozszerzył źrenice i nie czekając ani uderzenia serca więcej, czmychnął z pola ich widzenia.
— Och — uszy młodszej momentalnie oklapły — czemu przed nami uciekł?
Zastępca poruszył się nerwowo.
— Może nie jest przyzwyczajony do kotów? W sumie niewykluczone, iż pomyślał, że chcemy mu się odpłacić za przekroczenie naszych granic. A może po prostu się przestraszył?
— Nie wiedziałam, że wyglądam na straszną — miauknęła, spoglądając na niego smutnymi oczami. — Posłałam mu przyjazną minkę. Może to ty powinieneś pierwszy się z nim przywitać…?
— No co ty, ja to dopiero bym go przestraszył! — Uśmiechnął się łagodnie, próbując dodać jej otuchy. — Musiał ogólnie bać się kotów, nie miałaś na to wpływu.
Uczennica zamrugała na niego niepewnie.
— Tak sądzisz?
— Nie sądzę, tylko wiem! Nie ma się czym przejmować — zapewnił. — Mamy przecież jeszcze wiele dni, aby ich z nami oswoić. Może na początku nie będzie to za dobrze wychodzić, ale po jakimś czasie na pewno uda nam się zdobyć przynajmniej jednego lisiego przyjaciela.
Traszka na szczęście rozpogodziła się na jego słowa i przytaknęła mu z nową motywacją.
Wtedy niestety nie wiedzieli jeszcze, co takiego miało niedługo nastąpić.
***
Relacja Agresta z Traszką niestety nie wytrzymała próby czasu. Po dramatycznych wydarzeniach w Owocowym Lesie pointka ciężko przeżywała śmierć rodziców, a czekoladowego przytłoczyły obowiązki lidera. Cieszył się jednak, zauważając, że z kotką od jakiegoś czasu jest wyraźnie lepiej. Ona i Kamyczek stali się praktycznie nierozłączni, wkrótce nawet wspólnie zakładając rodzinę. Miło się patrzyło, jak kotka wręcz odżywała w towarzystwie kociąt. Niewątpliwie to przy nich najbardziej przypominała dawną siebie.
Mimo że ich drogi już dłuższy okres temu się rozłączyły – staruszek życzył jej jak najlepiej.
***
— Myślę, że święto mirabelkowe można byłoby powtórzyć — oznajmiła Świergot, rozglądając się po grupie wyznawców. — Dobrze przyjęło się w całej społeczności, umacniało więzi pomiędzy członkami. Realizowało wartości istotne z punktu widzenia nie tylko nas wszystkich, ale także kluczowe dla samej Wszechmatki.
Bicolor uniósł brwi w zaskoczeniu.
— Jak najbardziej! — poparła ją Jarząb. — To była bardzo miła inicjatywa, dobrze ją wspominam. Nasza boska opiekuna również by to doceniła.
Szamanka zwróciła się w kierunku kocura:
— Co ty na to Agreście, wyraziłbyś zgodę?
— Och, jak najbardziej — wykrztusił, wciąż w lekkim szoku. Nie spodziewał się, że jego mała chęć uczczenia powrotu córki zyska taką popularność. — To byłby zaszczyt.
Świergot uśmiechnęła się łagodnie.
— Dziękuję — lekko schyliła przed nim głowę — zadbam, aby zapamiętano o historii tego wydarzenia — zadeklarowała zdecydowanie, zaraz przenosząc wzrok na resztę zgromadzonych. — Mam zresztą wrażenie, że ostatnio niestety zaniedbaliśmy nasze wyjątkowe tradycje. Pięć osób niedawno zmarło tragicznie, a my ledwo co byliśmy w stanie czuwać przy dwójce z nich — westchnęła, przywołując wspomnienia najbardziej nieszczęsnego patrolu w znanej mu historii. — Nieumyślnie oddaliliśmy się od naszych zmarłych członków i Wszechmatki, zbyt zajęci własnymi problemami. I teraz… należy to naprawić.
Odpowiedziały jej pomruki aprobaty.
Owocowy Las zdawał się gotowy na kolejne zmiany. Zmiany jeszcze bardziej pchające go w stronę wiary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz