- Nieco lepiej – odparł Bluszcz i poprosił o podanie ziół. Minęło już trochę czasu od śmierci Bastet, lecz Bluszcz dalej nie mógł się z tym do końca oswoić. Na szczęście nie było już tak źle, jak na początku. Kocurek bardzo za nią tęsknił i dalej nie mógł się pogodzić z tym wszystkim. No bo jak to możliwe, że Bastet nagle umarła? Nawet jak był przy tym, jak się poświęciła, nie potrafił tego pojąć, bardziej nie chciał tego przyjąć do wiadomości. Mimo tego, że w głębi doskonale o tym wiedział.
- Dziękuję Izydo – mruknął i wskazał jeszcze jedno zioło – Podasz jeszcze to? Ostatnio wszystko mnie boli... Musiałem coś złapać – oznajmił, a liliowa podała mu zioła. Nie licząc tęsknoty za matką, niebieski zmagał się także z bólem stawów, który towarzyszył mu już od jakiegoś czasu. Niestety dopiero teraz udało mu się zdobyć odpowiednie rośliny, które mogłyby z tym pomóc.
- Wyglądasz na zmęczonego – zauważyła Izyda, siadając obok brata.
- Nie mogłem spać – przyznał Bluszcz. Po chwili miał już gotowe zioła, które następnie spożył, by pomogły jakoś na jego bóle.
- Dalej to samo, prawda? – zapytała liliowa, dokładnie rozumiejąc, o co chodzi kocurowi. Ten tylko pokiwał głową, a w oczach pojawiło mu się kilka łez.
- Dalej nie mogę tego pojąć... – mruknął cicho, wycierając słoną wodę z oczu.
- Takie jest życie... – odparła równie cicho Izyda i spuściła głowę. Chyba dla każdego z nich to było trudne. W końcu to była ich matka. Ale oni nic nie mogli już zrobić, nawet jak bardzo chcieli – Może chodź, przejdziemy się gdzieś – zaproponowała kotka – Przyda nam się chwila na oderwanie myśli.
Arlekin pokiwał głową i obydwoje wyszli z pokoju.
Wyleczeni: Bluszcz
[270 słów, trening medyka]
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz