Po powrocie Agresta i Mirabelki
Agrest wrócił. I mimo że Puma go nie znał tak jak innych (chociaż nie poznał na wylot każdego owocniaka), cieszył się, że postanowił do nich powrócić. Czekoladowy przyprowadził również swoją córkę, która uciekła przed nim. Kocurek nie rozumiał dlaczego. Nie mieszał się w sprawy prywatne ich dwojga, jak i innych, choć było mu ciężko zapanować nad ciekawością. Przychodziła i odchodziła, denerwując go swoimi kaprysami. Nieznośna była ta myśl, która nie omieszkała się mu poddać. Spróbował ją zatem tłumić czymś innym. Podchodził do Kosodrzewiny, pytając o błahe rzeczy, jednak mama zbywała go łapą. Pytał się Padliny czy święto urządzone w dniu przybycia do obozu starego przywódcy i jego najdroższej córki mu odpowiada. Niestety i on nie rozumiał jego potrzeb zapomnienia o intrygującym temacie. Zamiast mu pomóc, opowiadał mu zmyślone historie, gdzie brały udział sadzonki drzew i jaskółki. Bicolor po pewnym czasie nie wytrzymał i podziękował za niesamowite opowiadanie. Niespokojnie kroczył po obozie. Z jednego końca do drugiego. Nie przyciągnął wagi do uroczystości, nie przysłuchiwał się rozmowom. Najzwyczajniej w świecie nie mógł poradzić sobie z emocjami towarzyszącymi tej wielkiej sprawie. Przepraszał, gdy nadepnął na kogoś łapę bądź kitę, błagał o wybaczenie, gdy wpadł na kogokolwiek. Nie kontrolował swoich kończyn, które chodziły za niego. Nawet nie wiedział, kiedy to się stało, że znalazł się obok przyjaciela. Zatrzymał się prawie, depcząc jego łapę.
— Pumo…już po raz etny przechodzisz obok mnie — zaczął kocur, patrząc na niego zmartwiony. Starszy podniósł na niego swe brązowe oczy wlepione przed chwilką intensywnie w ziemię. Zmarszczył brwi, przekazując mu spojrzeniem, że jest wszystko jak w najlepszym porządku. — I nawet mi nie mów, że wszystko gra! Widać to po tobie, iż jesteś niespokojny.
Bicolor pokręcił głową, odganiając smętne myśli. Usiadł obok niego, uśmiechając się przyjacielsko. Niestety ku zaskoczeniu Pumci, Czernidłak westchnął, waląc go lekko ogonem.
— A to za co? — zapytał, łapą masując punkt, w który został uderzony. Nie wnikał w czyny kolegi, ale to, co zrobił, było lekkim przegięciem. Powoływanie się do przemocy? Nie czuł się na siłach, aby o tym dalej myśleć.
— Ty ciągle to robisz — mruknął tylko, zasłaniając oczy łapką w geście bezradności.
— Co? Co robię? — zapytał, przechylając łebek w drugą stronę. Nie rozumiał, co jego przyjaciel miał na myśli.
— Chodzisz w tę i z powrotem, cały nabuzowany niespokojną energią, którą pewnie czujesz! — zaczął wywód, waląc co kilka uderzeń serca ogonem w podłoże. — Przed twoimi oczyma jest jakaś mgła, która zasłania wszystkie chęci pomocy! — zmarszczył brwi po przeniesieniu kończyny z głowy, obdarowując go rozzłoszczonym spojrzeniem. — Nie mówię tylko o sobie. Przypływ pewnie powiedziałeś, ale mi nie ufasz… — wlepił wzrok w ziemię, zasmucony tym faktem. Czekoladowy przez chwilę znajdował się w bańce zmieszania, ale w końcu ruszył uszami i dotarło do niego, że Czernidłak jest najnormalniej w świecie zmęczony udawaniem ze strony nic nieprzejmującego się kocura, który ciągle powtarzał ,,Wszystko jest w porządku”.
— Przepraszam… — spuścił wzrok. Nie był kreatywny, aby wypowiedzieć jakąś długą przemowę, która mogłaby go przeprosić. — Wynagrodzę ci to — miauknął zamian.
— Niby jak? — burknął pytanie, obrażony na niego.
— Myślę, że… — zebrał wszystkie swoje myśli w kupę, każąc im przesuwać w głowie najlepsze pomysły. Po chwili wpadła do jego umysłu pewna propozycja. Nie dowierzając, że jest skłonny o tym w ogóle pomyśleć, zdał sobie sprawę, że jego przyjaciel czeka na ciąg dalszy. — Czy masz ochotę gdzieś wyskoczyć?
Grzybowy przekręcił głowę na bok. Po spojrzeniu było widać, że analizował, ponieważ zatrzymała się na jednym punkcie.
— Gdzie proponujesz? — zapytał, taksując go czujnym wzrokiem. — I jak to zrobisz, że nie zauważą naszego zniknięcia, hm?
— Patrz. Są zajęci tym świętem, prawda? — zaczął kombinować, pokazał ogonem w stronę, gdzie powinni być zgromadzeni. — Są zajęci swoim i starszych towarzystwem. Nie potrzebują młodych uczniów? Według mnie cichutko się wymkniemy — skończył, gryząc się w język. Nie mógł uwierzyć, że coś takiego powiedział! Słowa same wypływały mu z pyska, nie panował nad nimi.
— Mam nadzieję, mam nadzieję… — westchnął niebieskooki, zamykając na ułamek sekundy oczy. — Czy ja mógłbym zaproponować miejsce, w które się udamy? — zapytał, uśmiechając się szeroko. Puma kiwnął głową, ciesząc się, że wywołał na pysku kolegi szczęście. — Sugeruję Upadłą Gwiazdę! — krzyknął niezbyt głośno, by przypadkiem ktoś bliżej ich nie usłyszał.
Dziko pręgowany po krótkim namyśle, zgodził się bez żadnych warunków. W końcu nigdy nie zobaczył tego miejsca. Dusił się z Padliną w obozie, żłobku i innych przewidywalnych miejscach. Jedyne miejsca spoza azylu Owocowego Lasu, były to nie tak dalekie zakamarki drzew. Takich samych, jak były wokół obozu!
— Pumo…już po raz etny przechodzisz obok mnie — zaczął kocur, patrząc na niego zmartwiony. Starszy podniósł na niego swe brązowe oczy wlepione przed chwilką intensywnie w ziemię. Zmarszczył brwi, przekazując mu spojrzeniem, że jest wszystko jak w najlepszym porządku. — I nawet mi nie mów, że wszystko gra! Widać to po tobie, iż jesteś niespokojny.
Bicolor pokręcił głową, odganiając smętne myśli. Usiadł obok niego, uśmiechając się przyjacielsko. Niestety ku zaskoczeniu Pumci, Czernidłak westchnął, waląc go lekko ogonem.
— A to za co? — zapytał, łapą masując punkt, w który został uderzony. Nie wnikał w czyny kolegi, ale to, co zrobił, było lekkim przegięciem. Powoływanie się do przemocy? Nie czuł się na siłach, aby o tym dalej myśleć.
— Ty ciągle to robisz — mruknął tylko, zasłaniając oczy łapką w geście bezradności.
— Co? Co robię? — zapytał, przechylając łebek w drugą stronę. Nie rozumiał, co jego przyjaciel miał na myśli.
— Chodzisz w tę i z powrotem, cały nabuzowany niespokojną energią, którą pewnie czujesz! — zaczął wywód, waląc co kilka uderzeń serca ogonem w podłoże. — Przed twoimi oczyma jest jakaś mgła, która zasłania wszystkie chęci pomocy! — zmarszczył brwi po przeniesieniu kończyny z głowy, obdarowując go rozzłoszczonym spojrzeniem. — Nie mówię tylko o sobie. Przypływ pewnie powiedziałeś, ale mi nie ufasz… — wlepił wzrok w ziemię, zasmucony tym faktem. Czekoladowy przez chwilę znajdował się w bańce zmieszania, ale w końcu ruszył uszami i dotarło do niego, że Czernidłak jest najnormalniej w świecie zmęczony udawaniem ze strony nic nieprzejmującego się kocura, który ciągle powtarzał ,,Wszystko jest w porządku”.
— Przepraszam… — spuścił wzrok. Nie był kreatywny, aby wypowiedzieć jakąś długą przemowę, która mogłaby go przeprosić. — Wynagrodzę ci to — miauknął zamian.
— Niby jak? — burknął pytanie, obrażony na niego.
— Myślę, że… — zebrał wszystkie swoje myśli w kupę, każąc im przesuwać w głowie najlepsze pomysły. Po chwili wpadła do jego umysłu pewna propozycja. Nie dowierzając, że jest skłonny o tym w ogóle pomyśleć, zdał sobie sprawę, że jego przyjaciel czeka na ciąg dalszy. — Czy masz ochotę gdzieś wyskoczyć?
Grzybowy przekręcił głowę na bok. Po spojrzeniu było widać, że analizował, ponieważ zatrzymała się na jednym punkcie.
— Gdzie proponujesz? — zapytał, taksując go czujnym wzrokiem. — I jak to zrobisz, że nie zauważą naszego zniknięcia, hm?
— Patrz. Są zajęci tym świętem, prawda? — zaczął kombinować, pokazał ogonem w stronę, gdzie powinni być zgromadzeni. — Są zajęci swoim i starszych towarzystwem. Nie potrzebują młodych uczniów? Według mnie cichutko się wymkniemy — skończył, gryząc się w język. Nie mógł uwierzyć, że coś takiego powiedział! Słowa same wypływały mu z pyska, nie panował nad nimi.
— Mam nadzieję, mam nadzieję… — westchnął niebieskooki, zamykając na ułamek sekundy oczy. — Czy ja mógłbym zaproponować miejsce, w które się udamy? — zapytał, uśmiechając się szeroko. Puma kiwnął głową, ciesząc się, że wywołał na pysku kolegi szczęście. — Sugeruję Upadłą Gwiazdę! — krzyknął niezbyt głośno, by przypadkiem ktoś bliżej ich nie usłyszał.
Dziko pręgowany po krótkim namyśle, zgodził się bez żadnych warunków. W końcu nigdy nie zobaczył tego miejsca. Dusił się z Padliną w obozie, żłobku i innych przewidywalnych miejscach. Jedyne miejsca spoza azylu Owocowego Lasu, były to nie tak dalekie zakamarki drzew. Takich samych, jak były wokół obozu!
***
— Daleko jeszcze? — marudził brązowooki, który był zmęczony. Przez korzenie drzew, które wyrosły nad ziemią przewracał się, niezmiernie go dołowały.
— Nie, jeszcze kilka uderzeń serca i jesteśmy na miejscu — odpowiedział zniecierpliwiony Czernidłak.
— Mówisz to ciągleee — lamentował bicolor, który powoli chyba tracił czucie w łapach. Niebieskooki zatrzymał się nagle, a Puma o mało go nie zdeptał. Wysoko podnosił łapy i od czasu do czasu spoglądał na ścieżkę. Albowiem chciał uniknąć przewrotek, które byłyby w tamtym czasie skłonne do wytrącenia go z równowagi. Emocjonalnej, jak i fizycznej. — Wszystko w porządku?
— Mhm, chodzi o to, że jest mi przykro z powodu tego, iż nie chcesz mi nic zdradzić — westchnął, ruszając smętnie wąsami. Starszy poczuł gulę w gardle, która zaległa mu się, gdy jego najlepszy przyjaciel spojrzał w jego oczy. Wypełniały je smutek i chęć zrozumienia.
— Jest mi przykro! Najlepiej bym ci wszystko wyśpiewał bardzo melodyjnym głosem! — zatrzymał się, mimowolnie chichocząc. — Ale nie jestem jeszcze gotowy… — wyznał, spuszczając głowę w dół. Nie umiał przygotować się na czas, jednak czuł, że wystarczyło jeszcze kilka nie za długich dni, by wszystko mu opowiedział. Z najmniejszymi szczegółami! — Wytrzymasz jeszcze trochę?
— Hej! Zrobię wszystko, abyś czuł się bezpieczny — czekoladowy podniósł na niego swój zmieszany głos i przechylił lekko głowę w lewo. — Pogromie każdego kota, który uzna, że można cię gnębić. Pamiętaj, że masz we mnie wsparcie!
— Dziękuję — z uśmiechem na pysku, dotknął końcówką ogona bark kolegi.
Czarno-biały odwrócił się i zaczął iść naprzód, w tym samym czasie starszy od niego kocurek spojrzał na niebo. Widniały tam latające punkciki. Tańczyły w harmonii, wokół siebie pokazując innym swoje umiejętności. Bądź normalnie szukać pożywienia. Fanatyk ślimaków mimowolnie szturchnął grzybowego, który odwrócił się i rzucił na niego pytającym wzrokiem.
— Widzisz te punkciki na niebie, Czernidłaku? — spytał, obserwując z przymrużonymi oczętami latające punkty.
— Hm? — kątem oka bicolor zauważył, jak podnosi głowę w górę. — Chodzi ci o te ptaki? — zaczął chichotać. — Pewnie przyleciały z Owocowego Lasku — zamyślił się przyszły zwiadowca.
— Zniewalające, nieprawdaż? — zahipnotyzowany wpatrywał się w ich piękne loty. — Jeśli moje oczy mnie nie mylą, a mogą, to widzę sikorki — przeniósł wzrok na pysk kocura i po chwili ich spojrzenia się spotkały.
Chwila ta była niesamowita, patrzyli w sobie w oczy dość długo. Starszy wyłapywał wszystkie iskierki w niebieskookich ślepiach przyjaciela. Po zrozumieniu, że gapi się w jego niebiańskie oczy o ciut za długo, speszony odwrócił swoje brązowe tęczówki. By nie wyglądało to dziwnie, od razu poszedł dalej, nie czekając na jednolitego. Nie uważając, potknął się o kamyk i wylądował na brodzie, zaciskając powieki.
— Wszystko dobrze? — młodszy podszedł do niego i pomógł mu wstać. Zaczął oglądać jego pysk, czy wszystko było zewnętrzne w najlepszym porządku. — Powinniśmy iść do obozu, odpoczniesz.
— Nie — zaczął ze skierowanymi ślepiami w ziemię. Powstrzymywał się od wybuchu, nie chciał się już nigdy przewracać. — Dam radę, gdzie teraz? — obejrzał się wokół siebie.
— Nie, wracamy — postawił na swoim twardo. Odwrócił się i powędrował z powrotem do azylu. Puma westchnął i pobiegł za nim; wolniej i ostrożniej.
***
Rozchylił swoje brązowe ślepia i sennie spojrzał na skorupkę Śnieżki. Z uśmiechem pogłaskał ją po niej, znów przymykając oczy. Czuł się wyspany, ale chwila leniuchowania nie zaszkodzi. Jednak szybko je otworzył i przeniósł swój zamglony wzrok na zgromadzonych, patrzących na najniższą gałąź topoli. Siedziała na niej Świergot, a po obu stronach miała zastępców. Czekoladowy od razu się zerwał, schodząc na dół. Przegapił głosowanie? Nie dowie się, kto został przywódcą?
— Cześć — przywitał się z nim Czernidłak, podnosząc łapę. — Dobrze się spało? — spytał, patrząc na jego zabłąkane spojrzenie.
— Hej i tak! Zdecydowanie — przyznał, siadając obok niego. Nie mógł usiedzieć w miejscu, wiercił się i co chwilę przenosił głowę z drzewa na kocura. — Powiedz…są już wyniki?
— Jeszcze n- — zaczął, jednak przerwała mu szamanka.
— Patrząc na wyniki — starszy z kocurków szybko spojrzał na liliową, mając nadzieję, iż powie to, co by ucieszyło. Wziął głęboki wdech. — Większą ilość głosów zdobyła Daglezjowa Igła, zatem to ona zostaje nową liderką Owocowego Lasu! — zakończyła głośno.
Wypuścił z ulgą powietrze z płuc, prawie się krztusząc. Inny zaczęli wykrzykiwać jej imię, a bicolor nie chciał być im dłużny. Wykrzyknął najgłośniej, jak się dało „Daglezjowa Igła!”, słysząc również, jak gratuluje jej niebieskooki. Bardzo się cieszył! Jego Bogini została postawiona na tak wysokim stanowisku!
[1404 słów]
[przyznano 28%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz