Nie mógł uwierzyć w to co się dzieję. Sądził, że Obserwująca Gwiazda zniesie tylko jego karę i przywróci go na dawne stanowisko ucznia. Tak się jednak nie stało. Kotka od razu przeszła do jego mianowania na wojownika, co było dla niego olbrzymim zaskoczeniem. Czy naprawdę się spisał, że liderka podjęła taką decyzję? Wychodziło więc na to, że te całe lekcje nie poszły na marne skoro nagrodą było coś takiego. Może teraz kocica go mianuje swoim zastępcą i zostanie liderem! Wujek się do tego nie nadawał. On miał klasę, której mu brakowało.
— Przysięgam! — odpowiedział z nową werwą i błyskiem w oku. W końcu to było spełnieniem jego marzeń! Cieszył się. Bardzo. Szkoda tylko, że jego mama nie mogła tego zobaczyć... Mieli świętować to razem...
— Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Płomyku, od tej pory będziesz znany jako Płomienny Ryk. Klan Gwiazdy ceni twoją determinację i odwagę, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Burzy — kocica miauknęła głośno i donośnie, następnie idąc do schodów, by zejść z wieży, a potem dotknąć czubka jego głowy swym pyskiem.
Zmusił się, aby przypieczętować tą decyzję poprzez dotknięcie nosem jej barku. Jakby wybrzydzał mogłoby się to skończyć anulowaniem całej ceremonii.
Rozległo się skandowanie jego imienia. Zauważył, że Ziębi Trel patrzyła na niego z dumą, a Nagietek szeroko się uśmiechał. Tak długo czekał na tą chwilę! Nareszcie udało mu się zostać wojownikiem!
Kiedy klan się rozszedł do swoich spraw, babcia podeszła i mocno go przytuliła, zaraz zwracając swój wzrok na liderkę.
— Dziękuję, że zniosłaś mu karę. Nie spodziewałam się jednak mianowania. Dziękuję w imieniu naszej rodziny.
— Przyjemność po mojej stronie. — stwierdziła Żmija, uśmiechając się. — Jako jego mentorka również czekałam na ten moment.
— Naprawdę? — świeżo mianowany wojownik zdziwił się słysząc jej słowa.
— Myślałeś, że uczę cię po nic, tylko z przykrego obowiązku? Mi też zależało abyś się dobrze wyszkolił i wyrósł — miauknęła — I muszę powiedzieć, że spełniłeś moje oczekiwania.
W jego oczach można było dojrzeć błysk. Życie do niego wracało, a nowa ranga na pewno sprawi, że z dumą będzie oczekiwał na kolejny dzień, by przyćmić wszystkich obecnych w Klanie Burzy. Musiał tylko wytrzymać nocne czuwanie i świat... będzie stał otworem. Nie mógł się już tego doczekać.
***
Jego wyrośnięcie na dość sporego i futrzastego kota, nie podobało się bratu, z którym spędzał dni. Nagietkowy Wschód musiał zadzierać swój pysk w górę, co go bawiło. Ta jedna rzecz przypominała im o tym, że mieli dwóch różnych ojców. Nie przeszkadzało to jednak kocurowi w zgrywaniu starszego brata.
— Płomienny Ryk... Pasuje ci to imię — powiedział rudzielec, gdy kierowali swoje kroki na polowanie.
Wypiął dumnie pierś, bo rzeczywiście... pasowało. I przypominało mu o swoim dziedzictwie, jak i o mamie. — Dalej masz zamiar podlizywać się liderce z nadzieją, że weźmie cię na zastępce? Nie lepiej poczekać? Zmusimy do tego wujka, a potem on zrezygnuje.
— Całkiem sprytny plan bracie, ale mam inny pomysł... — Widząc, że Nagietek rzuca mu zainteresowane spojrzenie, świadczące o tym, aby kontynuował swą myśl, zrobił to. — Pozbędę się Obserwującej Gwiazdy i przyśpiesze to. Ona nigdy nie wybierze mnie na zastępce. Nie jest głupia. Wie co bym wtedy zrobił...
— Poradzisz sobie? — mruknął powiątpiewająco. — Ma przecież dziewięć żyć. Może to przeżyć i będziesz miał kłopoty.
— Bracie... Troche wiary... Jestem świadom jej przewagi pod tym względem. Znajdę jednak sposób. — Oblizał swój pysk, a sadystyczny uśmiech pojawił się na jego obliczu.
O tak... praktycznie był tak blisko władzy, której pragnął. Mianowanie na wojownika przypomniało mu po co żył. Miał jeszcze na tym świecie cel. Musiał przyćmić Piaskową Gwiazdę. Musiał być od niej zdecydowanie lepszy. Chciał, aby każdy klan znał jego imię, aby Klan Burzy uznawał go za boga... Ten dreszczyk ekscytacji przebiegł mu po grzbiecie. Wyrzuci swoją niechlubną przeszłość w zapomnienie i stanie się nieśmiertelnym bytem, zrodzonym z płomieni. O tak... Musiał to zrobić. Dla mamy.
Kiedy powrócili do obozu z upolowaną zwierzyną... Zaczął realizować swój plan.
***
Z racji tego, że podczas trwania kary rozgościł się w Skruszonym Drzewie i niechętnie myślał o przeprowadzce... ciemną nocą zakradł się na szczyt, gdzie spała liderka ze swym partnerem. Po cichu zbliżył się do niej, mierząc wzrokiem kremowego. Przeszkadzał. Był jednak z ich krwi. Nie mógł eliminować rudzielców. Chociaż to, że zmieszał się z takim mieszańcem... było obrzydliwe.
O tak... Powróciła jego odraza do szylkretki. Zapomniał się. Zmienił na gorsze. Mama widząc go jak zapłakiwał się w jej sierść, na pewo była zła i myślała o jego eliminacji. Musiał odpokutować swoje grzechy. Tylko tak narodzi się w pełnej chwale. Obserwująca Gwiazda nie była jego matką. Nigdy nie będzie. Nawet jeśli pokazała mu czym była tak naprawdę rodzina i bycie zwykłym kociakiem... Bogowie czegoś takiego nie posiadali. Nie mogli. Inaczej to byłaby słabość, którą ktoś mógł okrutnie wykorzystać do ich obalenia. Nigdy więcej...
W końcu stanął tak, że jego oddech padł na kark kotki. Kły były już przygotowane do zadania śmiertelnego ciosu, gdy wtem ujrzał ruch jej ucha, a zaraz potem jej pysk zwrócił się w jego stronę. Uśmiechnął się do niej przymilnie, udając niewiniątko.
— Nie mogę zasnąć... w legowisku wojowników jest inaczej, ciasno... Trudno do tego przywyknąć. Mógłbym dzisiejszej nocy jeszcze tu się położyć? Proszę, moja kochana mentorko. Będę... grzeczny.
<Kochana mentorko? ^,^>
Damn 😶
OdpowiedzUsuń