— Na Klanie Gwiazd, jaka burza. — usłyszała głośne westchniecie.
Położyła uszy, zasmucona tym. Nagła zmiana pogody uniemożliwiała jej wspólny trening na plaży z Pokrzywkiem. Stłumiony przez wodospad grzmot i tak zaniepokoił Klifiaków. Woda przybrała na sile. Stała się bardziej rwąca. Rozdarta i wzburzona. Słyszała jak ściana deszczu uderzała o klify. Parę przemokniętych kotów wpadło do jaskini. Woda zściekała z nich, jakby właśnie wydostali się z rzeki.
— Czy wszyscy wrócili?
Przywarła do podłoża słysząc jego głos. Lider wyszedł ze swojego legowiska, lustrując przemoczone koty. Podenerwowane głosy próbowały zliczyć wszystkich.
— Brakuje Gasnącego Promienia. — odparł czyjś zaniepokojony głos. — Wyszła z Dzwonkiem.
Serce Siewki zdawało się zatrzymać na chwilę. Z trudem zaczerpnęła powietrza, o które zaczęło się domagać jej ciało. Załzawione ślepia spotkały się ze spojrzeniem zmartwionych zielonych oczu. Nawet nie wiedziała, gdy znalazła się przy wyjściu z obozowiska. Drogę zagrodził jej czekadowy kocur.
— Narażając się sama na niebezpieczeństwo nie pomożesz im. Są bardziej doświadczeni niż ty. — skrytykował ją, karcąc chłodnym spojrzeniem.
Siewka skuliła się przestraszona.
— Przyczajona Kania ma rację. Wejście na klify w taką pogodę może się skończyć śmiercią. — usłyszała jego głos.
Jej wzrok rozpaczliwie szukał miejsca do schronienia się, lecz kryjówek brakowało. Bała się odwrócić za siebie. Ujrzeć jego. I cały klan. Wpatrzony w nią. Szeptający między sobą. Powietrze drastycznie stawało się coraz gęstrze. Duszące.
— Siewcza Łapa na pewno już zrozumiała. — drżącym głosem zaczął liliowy, podchodząc do swojej uczennicy. — Chodź, Siewko, udamy się do Czereśniowej Gałązki.
Na miękkich łapach podążyła posłusznie za jego ogonem. W ślepiach trzymała kurczliwie łzy, próbując złapać oddech. Gardło niczym zapchane uporczywie jej to utrudniało. Nienawidziała tego stanu.
* * *
Znane otępienie zdawało się być takie przyjemne. Myśli powoli snuły się po jej łebku. Z trudem próbowała je zebrać, lecz poddała się po uderzeniu serca. Przepełniające ją zmęczenie i senność skutecznie uniemożliwiały ponowne napięcie. Stwierdziła, że to nawet przyjemne. Wszystko było takie spokojne. Spowolnione. Wyciszone.
— Siewko...? — cichy głos ją zawołał.
Ujrzała szylkretkę w wejściu. Była wciąż mokra. Pachniała deszczem. Niewyczesana sierść pełna była drobnych gałązek i listków. Wyglądała inaczej niż zwykle. Siewka uśmiechnęła się delikatnie. Czyli nic się jej nie stało. Jak dobrze.
— Siewko...
Poczuła jak kotka ją przytula. Włożyła nos w jej mokrą sierść. Skrzywiła się lekko, czując zimno. Wojowniczka trzymała ją mocno.
— Co się stało? — jej głos przepełniony był troską.
To Siewka była cała i zdrowa. A Gasnąca spędziła burze bez schronienia. Skąd więc to pytanie? Dopiero po paru uderzeniach serca ciszy zrozumiała, że chodzi o to, że tu trafiła.
— Martwiłam się o was. — wyznała cicho, ocierają się o kotkę. — A potem... potem pojawił się on.
Gasnąca spojrzała zdziwiona na przegraną córkę. Szybko jej brwi zmarszczyły się.
— Srokoszowa Gwiazda?
Siewka pokiwała łebkiem, chowając łebek w futrze kotki. Słyszała jak jej ogon uderza o ziemie. Starała się nie przejmować tym i cieszyć się obecnością Gasnącej. Jedynie zmartwienie czy nie narobiła opiekunce kłopotów męczyła ją gdzieś z tyłu głowy.
[468 słów treningu]
[przyznano 9%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz