BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja eventu Secret Santa! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 15 grudnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

13 lipca 2024

Od Serafina

Pora Nagich Drzew była dla niego czymś zdumiewającym. Z opowieści babci wynikało, że to czas białych zasp, a to co widział za oknem wyglądało na roztapiające się i zamarznięte błoto. Nie miał pojęcia jak udadzą się na bankiet organizowany przez Państwo Norskov, nie wybrudziwszy połowy futra! Z tego co się orientował, czystość była podstawą wysoko urodzonego, a patrząc jak nie tak dawno rozjechały się jego łapy, gdy chodził po ogrodzie, wypadek był gwarantowany. 
— Jesteś gotowy? — głos ojca wytrącił go z rozmyślań. 
Spojrzał na burego, który mierzył go stanowczym spojrzeniem. Nie mógł znów się wygłupić. Pierwszy raz podobno zawsze był trudny, więc teraz powinno iść z górki. Przez ten czas lepiej podszkolił się z zakresu konwersacji z innymi, wiedział jak odpowiadać na trudne pytania i trzymać nerwy na wodzy. Kiedy trenował kilkakrotnie się popłakał przez ojca, który za bardzo go naciskał, symulując prawdziwe spotkanie, ale potem udało mu się nabyć na to odporność. Nie było idealnie, ale nie mieli już więcej czasu, by doszlifować tą umiejętność. 
Serafin pokiwał głową. 
— Lepiej niż ostatnio. 
— Dobrze. W takim razie idziemy. — Kocur wyminął go i razem udali się w podróż. 

***

Na szczęście wszystko poszło gładko. W wejściu powitały ich koce, w które można było wytrzeć łapy i odświeżyć się nim udali się do miejsca docelowego. 
Gospodarz okazał się kocurem podobnym do ich dwójki, chociaż to co go wyróżniało to odcień sierści. Był... inny niż to co widział i znał. Przypominał mu bursztyn albo coś do tego podobnego. Zdecydowanie dało się wyczuć od niego aurę wyższości. Powitał się z jego ojcem, a następnie skupił swój wzrok na nim. Od razu serce mu stanęło w gardle. Czy ten kocur widział jego ostatnią wtopę na spotkaniu u Perseusza? Zapewne tak. Wystarczyło, że ujrzał jego protekcjonalne spojrzenie, by zaczął się kurczyć. 
— P-panie Norskov. Dzień dobry — powitał go, licząc na łaskawość i oszczędność w słowach. 
— Widzę, że nie było problemów z dotarciem, cieszę się. Pozwólcie, że przedstawię wam mojego syna, Deltę — Ku zaskoczeniu Serafina, u boku pana domu zjawiła się jego mniejsza kopia. Nieco od niego starszy kocur, posłał mu uśmiech, tak zjawiskowy, że na pewno niejedna panna rozpłynęłaby się po ziemi. 
— Witaj, Panie Norvich. Nie mieliśmy okazji się jeszcze poznać. 
— T-tak, w-witaj... — wyjąkał nieco onieśmielony. 
Za bardzo nie potrafił wyjaśnić tego, ale było w nim coś, co przyprawiało go o szybsze bicie serca. 
— Serafinie! — usłyszał strofujący głos ojca, który posyłał mu karcące spojrzenie. A no tak! Jego jąkanie! Tyle razy ćwiczyli, by wysławiał się jak na arystokratę przystało, a tu znów zaliczył wtopę. Zapewne Baron po całym spotkaniu jak nic go okrzyczy, a może i podniesie na niego łapę. Gdy był wściekły, nic nie potrafiło go powstrzymać... no... oczywiście nic prócz babci, która w jakiś sposób nie bała się agresji kocura. 
— Zapraszam was do reszty gości, miłej zabawy — Pan Norskov wskazał kierunek, w którym się udali. 
Był to całkiem przestronny salon. Idealnie chronił przed zimnem napływającym z zewnątrz. Nie dojrzał obecności Wyprostowanych, więc zapewne gdzieś wyjechali, jak to często mieli w zwyczaju. Teraźniejszy bankiet różnił się jednak od tego co u Perseusza. Widział tu wiele kotek... i to wiekowych, które zbiły się w małe grupki, chichocząc pod nosem. W ogóle towarzystwo było jakieś takie... stare. Jakiś dziadyga nawet krzyczał na pewną staruszkę, która nadepnęła mu na ogon. Wydawało mu się, że specjalnie? 
Zamrugał nieco oszołomiony tym przepychem gości. Ewidentnie to było to o czym opowiadał mu ojciec na wielu z ich lekcji. Śmietanka towarzyska, do której musiał się wpasować, by dumnie reprezentował ród. 
Gdzieś tam mignęło mu futro państwa Sijan. Po tej ostatniej akcji, liczył na to, że nie spotka ich syna. Zapewne ten by mu dokuczał po tym co się wydarzyło. Na dodatek i na całe szczęście nie dojrzał nigdzie nikogo z Van Cooinów. Być może nie zostali zaproszeni albo się spóźniali. 
Ojciec zaprowadził go na bok, a następnie przypomniał mu zasady, których powinien się trzymać. Były proste. Wystarczyło okazywać szacunek rozmówcy i udawać zainteresowanie każdą bzdurą, o której będą wspominać. Baron miał na ten wieczór inne plany, ponieważ zdradził mu, że zamierza pokręcić się przy Panu Norskov. Nie zdradził mu celu tego przedsięwzięcia, ale zauważył, że bardzo mu zależało, by wypadł nienagannie. 
Tak więc kiedy tylko został sam, poczuł się tak, jakby ponownie trafił pomiędzy rekiny. Czuł na sobie spojrzenia, gdy stał tak samotnie, a więc nie mając wyjścia, wziął głębszy oddech i podszedł do pierwszej, lepszej grupki, by wmieszać się w tłum. 
— Co to za brak taktu. Pan Norskov ostatnio coraz wyżej zadziera nosa, bo uważa się za wyjątkowego, phi! To jasne jest, że to ja jestem od niego o wiele, wiele lepsza — żaliła się swoim słuchaczom kocica. Dostrzegając jego przybycie, od razu jej butny wzrok skupił się na młodziku. — A ty jak sądzisz, młodzieńcze? Czyż nie jestem nad wyraz urodziwa? 
Zaniemówił. Nie interesowały go takie staruszki, więc jasnym było to, że jej wygląd, dość pomarszczonego pyska, nie wydawał mu się najpiękniejszy. Obawiał się jednak, że powiedzenie tego na głos, przysporzyłoby mu masę problemów. Na dodatek wzrok towarzyszących jej kotów, nie pozwalał jego pyskowi na wykrztuszenie z siebie choćby słowa.
— W za-asadzie to... — próbował coś na szybko skleić, by nie urazić dumy szlachcianki, gdy wtem czyjaś bura łapa zawiesiła mu się na szyi. 
— Serafinie, witaj — znajomy głos Omnisa sprawił, że aż zamarł. O nie, nie, nie, nie! Musiał szybko uciec spod tej łapy! Kto wie, czy to znów nie jakaś próba zamachu na jego życie! Po tym czego dowiedział się od ojca o rodzie kocura, oblał go zimny pot, lecz nie mógł tak po prostu spanikować. To dopiero byłby wstyd! Potrzebował dobrego powodu na wymsknięcie się z godnością.
— Panie Cooin, nie spodziewaliśmy się tu pana zastać. Gdzie to podział się Pański ojciec? — kocica dość urażona przerwaniem ich pogaduszek, zmierzyła burego nieprzychylnym spojrzeniem. — Nie powinieneś mu towarzyszyć? 
— A co panią tak to interesuje? Nie ma pani własnych spraw, że wtyka nos w cudze życie? — i z tymi słowami odszedł, ciągnąc Serafina za sobą. 
Kocica wydała z siebie oburzające sapnięcie i wręcz słyszał jak miauczy do swoich koleżanek jaka ta dzisiejsza młodzież niewychowana. Czyli można rzec, że Omnis uratował go od pogrążenia się w oczach tych wszystkich kotów... Nie spodziewał się takiego wybawiciela. 
— D-dzięki za ratunek... — zmieszał się postawą burego, szybko robiąc kilka kroków w tył, by pomiędzy nimi zaistniała jakaś przestrzeń. Nie chciał w końcu opuszczać tego pomieszczenia. Tu nie powinien go zaatakować. To dopiero byłby skandal! 
— Wyglądałeś niczym pisklę szukające schronienia — zażartował, oblizując swój pysk. 
Niepokój znów przebiegł mu po grzbiecie. Czy to była aluzja do tego, że wyglądał jak ofiara? Chciał go może pożreć? Patrząc po jego drapieżnym uśmieszku było to prawdopodobne. Co mówiła takiego babcia, gdy będzie potrzebował uciec od niezbyt przyjemnego towarzystwa? A tak! Mógł się szybko wymigać...
— Wybacz... Będę musiał się zbierać. Chyba ojciec mnie wołał — skłamał, rozglądając się po tłumie za wspomnianym kocurem. 
Niestety... Ojciec wsiąkł jakby pod ziemię. Pan Norskov także gdzieś się zawieruszył. I co teraz? Miał go szukać po całym domostwie, bo obawiał się swojego rówieśnika? To nie brzmiało zbyt odważnie. 
— Być może się przesłyszałeś. — Omnis nie spuszczał z niego wzroku nawet na chwilę. Wydawało mu się, że ten jest świadomy tego, że próbuje się wymknąć. — Pozwól, że dotrzymam ci towarzystwa tego dzisiejszego dnia. 
— Dlaczego? — palnął, nieco zaniepokojony jego propozycją.
— Czyż to nie jasne? Już drugi raz ciebie ratuje, Serafinie... 
Nie podobało mu się to, że tak zaczął się z nim spoufalać. Musiał go grzecznie upomnieć. W końcu tata ostrzegał go, aby nie dopuszczał do takich sytuacji. Każdego należało odpowiednio tytułować. Tego wymagały zasady dobrego wychowania. 
— Panie Norvich... 
— Och, proszę o wybaczenie. — na jego pysku pojawił się figlarny uśmieszek. — Sądziłem, że milej będzie porzucenie tej całej etykiety... Ale dobrze, Panie Norvich. Będę się pilnował. 
Czemu go to tak bawiło? Wydawał się... inny od tych wszystkich snobistycznych osób, które do tej pory poznał. Podchodził do tego wszystkiego na luzie, z odwagą na pysku. Nie bał się plotek? A może czuł się bezkarnie z uwagi na to jaką złą sławą cechował się jego ród? 
— Nie potrzebuje ochrony. Jestem w końcu kocurem. Lepiej zacznij oglądać się za prawdziwymi pannami w potrzebie, panie Van Cooin. — I szybko odszedł znikając w przechodzącym obok tłumie. 
Nie słyszał już odpowiedzi kocura, ale najwidoczniej to wystarczyło, aby porzucił pogoń. Uf... o mały włos! Ledwie się z tego wszystkiego wykaraskał. Tata będzie dumny, że udało mu się go przegonić. Teraz wiedząc o tym, że Cooinowie byli w pobliżu, wolał go naprawdę odszukać. 
Dlatego też kluczył pomiędzy bawiącymi się kotami, aż nie zderzył się z synem pana domu. Delta akurat zabawiał gości, którymi były młode kocice, mrugające do niego zalotnie. Widząc przerwanie jednej z jego opowieści, damy rzuciły Serafinowi oburzone spojrzenie. Usłyszał też szepty, których znaczenia nie zrozumiał. 
— Zechciał Pan do nas dołączyć, Panie Norvich? — zapytał uprzejmie bursztynowy, zapraszając gestem do dołączenia w poczet słuchających. 
W sumie... To czemu nie? Przesiedzi sobie ten czas wśród rówieśników, a być może oszczędzi sobie kolejnej porcji wstydu. Pokiwał głową i usiadł sobie obok dam, rzucając im przepraszające spojrzenie. Zaraz jednak nieco pożałował tego, że wmieszał się w tą grupkę. Kotki zagadywały Deltę, a ten je czarował swym uśmiechem. Było to dla niego bardzo niezręczne, zważywszy na to, że te czary powoli zaczęły i na niego działać. Starał się jednak jak mógł, aby nie dać po sobie poznać, że wgapiał się w bursztynowego jak zahipnotyzowany. Jeszcze wziąłby go ktoś za kotkę! Jego fascynacja kocurem nie była żadnym zauroczeniem. Bardziej imponowała mu jego postawa. Wydawał się urodzonym dziedzicem. Zachowywał się tak nienagannie, że to było aż dziwne, że istniał ktoś tak szlachetnie urodzony. Jego głos, jego gesty, wszystko było nieskazitelne. Ależ mu tego zazdrościł! Chciałby bardzo być taki jak on! Na dodatek miał posłuch wśród towarzystwa i nie lękał się nawiązywania nowych znajomości. To był... ktoś kogo mógłby nazwać idolem. 
W końcu uwaga kocura skupiła się na nim. Chyba jako jedyny milczał, nie nawiązując z nim jakiejś konkretnej rozmowy. Więc bardzo się zdziwił, kiedy ten puścił mu oczko. Od razu poczuł jak jego skóra pod sierścią robi się czerwona. Co... Co to było? A może to nie było do niego? Może to mrugnięcie było dla kogoś, kto siedział tuż za nim? No bo przecież... nie... To było tak bardzo peszące, że nie wiedział jak się zachować. Szybko odwrócił wzrok udając, że zainteresował się kryształami zawieszonymi na suficie. Tylko spokojnie... spokojnie. Nie było sensu tego roztrząsać. 
Gdzieś z boku mignęło mu bure futerko. Sądząc, że to ojciec zerknął w tamtą stronę, ale napotkał tylko spojrzenie pomarańczowych ślepi należących do Omnisa. Kocur wpatrywał się w niego. Na osty i ciernie, czyli jednak wciąż na niego polował. Obawiał się, że zaraz do niego podejdzie, ale trzymał się na dystans. Czyżby to przez Deltę zachowywał odstęp? Nie wiedział. Skupił się na powrót na bursztynowym i jego fankach. Czuł się tam trochę wyobcowany, bo żadna kotka nawet na niego nie spojrzała. Może dlatego, że brakowało mu takiej charyzmy, którą cechował się Delta? O tak, kocur potrafił w znamienity sposób operować swoim językiem. 
— Gdzie Pan tak cały czas zerka? Czyżby moja osoba nie była dla Pana wystarczająco interesująca? — usłyszał jak dziedzic rodu Norskov zwraca się do niego, posyłając mu promienny uśmiech. 
Na wszystkie piłeczki świata! Nawet miał bielsze ząbki od śniegu! Kotki, które im towarzyszyły, od razu przypomniały sobie o jego istnieniu, niezbyt zadowolone, że skradł uwagę kawalera. 
— S-skądże. Uważam, że Pana słowa zasługują na należyte skupienie. Ja niestety nie mam czym się pochwalić, by jakoś ugryźć temat. Od niedawna jestem dziedzicem i dopiero wszystkiego się uczę — tłumaczył się, by nie urazić jakoś wpływowego pieszczocha. — No i... damy zasługują na większą uwagę od pana tego domu. Ja tu tylko tak... jestem okazjonalnie...  
Nie powie przecież, że krył się tutaj, aby przeczekać czas tego spotkania. Wydawało mu się inne, bardziej luźne. Panował gwar i nie było tak formalnie jak u Perseusza. Widać było, że wiele osób zabrało ze sobą swoje rodziny. Dziwne, że tata nie zaprosił jego sióstr czy też mamy. Z nimi mógłby się wmieszać się w tłum i pozostać niezauważonym. A może właśnie dlatego to się nie stało? Może Baron specjalnie chciał go wypchnąć na świat, wprost ku zebranym? 
— Nonsens, każdy zasługuję na moją uwagę — i znów posłał mu oczko. 
Wyrwało mu się z pyska poddenerwowane, ciche "miau", zagłuszone przez gwar rozmów. Jakże te konwersacje były trudne! Czuł, że zaraz się wygłupi i tyle z tego będzie. Na szczęście został ocalony przez damy, które słysząc słowa Delty, zaczęły mu słodzić, zachwalając jego dobre serce. 
I cóż... na tym to się skończyło, bo odnalazł go ojciec, który dał mu znać, aby z nim poszedł. Pożegnał się miło z towarzystwem i szybko znalazł się z burym na uboczu. 
— I jak? — zapytał pieszczoch mierząc go srogim spojrzeniem. 
— Jak? Chyba dobrze... Poznałem młodego Pana Norskov i wiele dam. To było... wielce edukujące — i mówił to na poważnie. Obserwując Deltę mógł się wiele nauczyć z tego jak się wysławiało i prezentowało wśród towarzystwa. Zapewne będzie starał się to powtórzyć, gdy nadarzy się okazja. 
— Cieszę się bardzo z tego, że czerpiesz z tych spotkań nauki.
— A jak twoje sprawy z Panem Norskov? — zapytał chcąc dowiedzieć się o czym ojciec z nim tak rozmawiał, że aż zniknął z bankietu na spory czas. 
— Całkiem dobrze — ujrzał na obliczu ojca uśmiech. Być może pierwszy raz w życiu. — Chociaż na razie nic nie jest pewne, Serafinie. 
— A o co chodzi? — dopytywał, próbując zaspokoić swoją ciekawość. 
— O twoje partnerstwo. Norskov ma córkę. Jej matka jest nad wyraz urodziwa, więc i zapewne ona będzie niczego sobie. — Poklepał go po ramieniu. — Nie dziękuj. 
Zatkało go. Ale... że co?! Ojciec już myślał o jego zaślubinach? Przecież to było za wcześnie! Nie czuł się gotowy! 
Widząc jego przerażoną minę, wzrok ojca na powrót stał się surowy. 
— Co to za mina? Nie cieszysz się, że o ciebie dbam? 
— Ja... cieszę, ale... Tato... Jestem za młody na ożenek... 
— Przecież wiem! Poślubicie się w dorosłości, ale wcześniej trzeba wszystko ugadać. Myślisz, że jak ja i twa matka się spotkaliśmy? Zapamiętaj Serafinie. Jako głowa rodu musisz myśleć o dwa kroki w przód. Najważniejsza sprawa to zabezpieczyć linię rodu. Gdy będziesz miał partnerkę, twoje życie będzie stabilne. Może tego nie rozumiesz, ale jeszcze mi podziękujesz, że nie wybrałem ci starej panny lub co gorsza, takiej o wyglądzie żaby! Wiele pieszczoszek bywa szpetnych, uwierz mi. Dobry rodzic zawsze wybierze najlepszą partię dla swojego syna. 
Taak... Liczył na to, że może tata za dużo wypił sfermentowanego mleka i to co mówił nie zostanie wcielone w życie. No bo... miał poślubić kogoś kogo nawet nie znał? To nie brzmiało dobrze. Czy naprawdę członkowie Konsorcjum stosowali takie zabiegi? Każdy tu młody miał już wybraną swoją drugą połówkę? Delta też? To dlaczego wydawało mu się, że podrywa tutejsze damy skoro wszystko było przesądzone? A może to tylko on miał takiego pecha w życiu?
Przez resztę czasu trzymał się przy ojcu, niezbyt chętnie konwersując z innymi. Na szczęście obyło się bez większych dram, więc powrót do domu był znacznie przyjemniejszy. Baron był w dobrym humorze i to się liczyło. Zły ojciec to był problem, którego wolał unikać.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz