Nieźle się wystraszył gdy nagle pojawił się drugi kot. Szylkretowa kotka nie wyglądała na zbytnio niebezpieczną, ba! Przecież Miodek nie miał też żadnych złych zamiarów, dlaczego miałaby być względem niego agresywna; to nie przystoi panience tak się bezmyślnie rzucać na nowo poznanego kota z pazurami. Jednak co do czarnego kocura, nie był taki pewny. Na jego pysku co prawda nie malowała się zawziętość, a w matowych, smutnych oczach raczej nie błyszczała wrogość, w przeciwieństwie do rozżarzonych ślepiów młodszej, które jednak samotnik, z dużym powodzeniem, starał się ignorować. Dwukolorowooki wydawał się zachowywać w ten sposób raczej z zasady i powinności; a być może, po prostu, jego futro było zbyt przemoknięte, by stawać na sztorc na jego grzbiecie. Niedźwiedzi Miód już chciał zrobić pierwszy krok, przywitać się i pokazać, że nie jest żadnym niewychowanym łobuzem, a raczej sympatycznym łazikiem, który tylko szukał schronienia i osoby, do której mógłby otworzyć pysk, krótkowłosy jednak szybko go uprzedził.
— Biegnij do obozu Cisowa Łapo! — Zawołał, a samiczka pędem, nie zważając już na ulewę, pognała między gęsty gąszcz. Nawet nie obejrzała się za nimi. — Ostrzegam cię, zawróć. Stwarzasz realne zagrożenie czy nie, nie ważne, nie masz wstępu na tereny Klanu Wilka.
— Tak, tak... Już twoja młodziutka kompanka mnie o tym poinformowała. Ty kolego mądrze i trafnie zauważyłeś; nie stwarzam żadnego zagrożenia, tylko przechodzi-
— Naruszyłeś granice i przestraszyłeś naszą uczennicę
— Nie wydawała się być przestraszona... Posłuchaj mnie, proszę. — Uśmiechnął się serdecznie do czarnego wojownika, a ten tylko zmrużył ślepia podejrzliwie. — Przecież nie będziesz mnie ganiać po lesie w taką pogodę, to nieprzyjemne i dla ciebie i dla mnie. Znajdę jakąś norkę, zalegnę się tam, a zaraz z raneczką wyruszę dalej.
— Twoje słowa są dla mnie zwykłymi głupstwami...
— Obiecuje na mały pazurek
— Dziecinny jesteś jak kocie... Nie mam na to siły — Wilczak przewrócił oczami i westchnął zażenowany. Przez chwilę się nie odzywał, aż nagle przygarbiony posłał Miodkowi nieufne, acz nieagresywne, spojrzenie. — Odejdź zza tamte drzewa, za tamte krzaki...
— Och! Przyjacielu! Wiedziałem, że ten chłodny deszczyk rozbudzi twoje racjonalne myślenie! Jesteś prawdziwie prawym kotem, niech słońce świeci nad twoją głową; stokrotnie jestem wdzięczny!
— Nie przesadzaj; jeśli ktoś z Klanu Wilka jeszcze raz cię choćby wyczuje; pożegnasz się ze swoimi wyszczerzonymi ząbkami. — Wroni Trans odszedł, gdy tylko ogon samotnika zniknął za krzakiem jałowca.
* * *
Obudziło go blade światło wpadające do dziury. Powietrze było wilgotne po wczorajszej ulewie, mroźne i bolące w gardło. Czekoladowy przeciągnął się i zamlaskał. Poczuł głód, ale nie chciał polować w tych okolicach; wiedział, że może to być fatalne w skutkach. Rozejrzał się i poczuł obawę. Gdy opuszczał towarzystwo Taniec, kotka pokazała mu łapą, w którą stronę ma się kierować; robił to, nigdy nie skręcał, nie zbaczał z kursu. Przez wczorajsze oberwanie chmury i poszukiwanie schronienia, niemal po omacku, gdyż smugi wody zacinały z taką siłą, że zamazywały pole widzenia, nie miał zielonego pojęcia, gdzie się znajduję. Jedyne czym mógł się kierować to wciąż mocny zapach dwójki kotów z Klanu Wilka. Czy dobrym pomysłem było wracanie się w miejsce, gdzie pewne było, że może mu zostać sprany tyłek? Najpewniej nie. Nie jednak z dobrych pomysłów znany był ten jegomość. Ostrożnie przedarł się przez zarośla. Teraz, w porannym słońcu, las wydawał się pełen życia, nawet w tak późnej porze roku. Zobaczył wielką gałąź, pod którą siedziała szylkretka. Pod nią zobaczył coś znajomego. Pietruszka. Roślinka ta rosła w ogródku Pytii. Nie wiedział o niej za wiele, gdyż głównie była używana przez staruszkę, w której towarzystwie pomieszkiwali. Lubił jednak jej mocny zapach. Miód podszedł bliżej i zanurzył w niej cały pysk, pocierając mocno policzkiem o ziemie i zgniecione łodygi. W tym samym czasie, za sobą, usłyszał kroki, a jeden z zapachów, które już unosiły się w powietrzu, stał się znacznie bardziej wyraźny. Odwrócił się.
— Ostrzegałam cię! Co ty tutaj dalej robisz?! — wkurzona kotka wysyczała prosto do niego, a futerko, teraz całkiem suche, stanęło jej na sztorc na grzbiecie i karku.
— Och... Wierz mi lub nie, chciałem odejść, lecz się potraciłem — zaśmiał się i posłał jej ciepły uśmiech, nieznacznie jednak się wycofując; nie wiedział, czy młoda znów nie ma jakiejś ukrytej eskorty w postaci wrogiego wojownika.
— Czy Wroni Trans nie dał ci nauczki?! Nie pokazał ci gdzie twoje miejsce?!
— Tak się w sumie zdaję, że nie... Może rozmowa nie była za miła, ale czy było to nauczką? Nie powiedziałbym. Wydaje się być bardzo sympatyczny, chociaż troszkę smutny. — kocur grzebał łapą w ziemi, rozkopując ją i bawiąc się łodygami pietruszki, której intensywna woń przepełniała powietrze. Oczy uczennicy skierowały się na te poczynania, widział, że trochę się w niej wezbrała złość.
— Zniszczyłeś ją... Głupi samotnik! — zbiła pazurki w glebę i westchnęła rozgniewana, lecz szybko postarała się uspokoić.
— Zniszczyłem? Pięknie pachnie gdy się ją rozerwie. Znasz się na ziołach? Zbierasz je? Jakże świetnie!
<Cisowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz