Mianowany? Tak się mu spieszyło do bycia zwiadowcą? Podniosła nieznacznie jedną brew, nieco zdziwiona pytaniem Czernidłaka. Stojący przed nią uczniak był byle podrostkiem, jaki nie ukończył nawet roku. Zdawało się rudej, że Owocowy Las nie potrzebował kociaka na ważnym stanowisku.
A jednak coś się jej obiło faktycznie o uszy... Słyszała co nieco o postępach kocurka w treningach, jakie miały być wyjątkowo szybkie. Ponoć ta patykowata chudzina, która wyglądała, jakby przed chwilą porwała ją powietrzna trąba, miała być wyjątkowo zdolna. Hm. Nawet jeśli, malec musiał sobie na to jeszcze chwilę poczekać.
— Daglezjowa Igło, mój drogi — poprawiła go. Jej imię było dla niej ważne, w końcu nie po to je sobie zostawiła, by było ono przeinaczane. Mogłaby dodać, że nie jest jego koleżanką, by tak się do niej odzywać, ale miała na to zbyt dobry humor. Może innym razem. Może wykorzysta to na Lśniącej Tęczy. — No, przyznam, że muszę się nad tym zastanowić. Jesteś... Naprawdę młodziutkim uczniem, Czernidłaku — przyznała. Co ten dzieciak robił całymi dniami, że tak szybko udało mu się ukończyć trening? Nie spał całymi nocami, walcząc z pniami drzew, czy co?
— Sówka powiedziała mi, że nabyłem już wiele umiejętności i uważa, że to odpowiedni czas — odparł uczeń, przechylając głowę.
Że takie coś wychował Ślimak, pomyślała sobie Daglezja, z pewnym podziwem, nawet nie wiedziała już, dla którego z czarnych. Zwiadowca był czasem tak durny, a jednak... Być może to wpływ Patyczaka sprawił, że jego kociaki nie były kompletnymi mysimi móżdżkami, albo to samotnicza krew płynąca w ich żyłach zrobiła swoje.
— Lepiej jest tak ważnego okresu w życiu nie pospieszać. Nie wątpię, że sporo potrafisz, lecz sądzę, że lepsze dla ciebie by było spędzenie jeszcze czasu na doszlifowaniu swoich zdolności. Wyjdzie ci to na dobre — zapewniła go Daglezjowa Igła. Czernidłak nie wyglądał, jakby to była odpowiedź, jaką chciał usłyszeć, ale jedynie odpowiedział pogodnie:
— Cóż, dziękuję — wymruczał, na co Daglezja odpowiedziała mu uśmiechem. Myślała, że to już koniec rozmowy, lecz kiedy miała już wstać, kocur dodał: — A za ile księżyców mógłbym się spodziewać mianowania?
— Tego nie jestem ci w stanie powiedzieć — kotka pokręciła delikatnie głową. Naprawdę, czy aż tak mu na tym zależało? Niezłe miał ambicje... To była właściwie dobra cecha dla przyszłego zwiadowcy Owocowego Lasu. — Musiałabym zobaczyć cię w akcji — miauknęła półżartem, ale po uderzeniu serca stwierdziła, że właściwie, to nie był taki zły pomysł. Nie chodziła już za często na patrole, jako że nie musiała. Mogłaby rozprostować łapy, a przy tym ocenić, czy Czernidłak przypadkiem nie wyolbrzymiał swoich umiejętności.
— Mogę się zapytać mojej mentorki, czy nie mogłabyś do nas dołączyć — zaproponował. — Jutro wraz ze świtem wyruszymy na patrol.
Czy miała cokolwiek do stracenia? Parę godzin więcej bez towarzystwa jej upierdliwego zastępcy – właściwie bardziej nagroda, aniżeli utrapienie. Jedynym minusem było błoto i wisząca w powietrzu wilgoć, ale mogła się poświęcić. Jak by to wyglądało, gdyby jako liderka wyłącznie siedziała na zadzie w obozowisku do góry brzuchem?
— W takim razie powiedz jej, że z chęcią się przyłączę. Do jutra — powiedziała, zanim oboje rozeszli się do własnych legowisk.
***
Daglezja wylegiwała się na niskiej gałęzi drzewa, korzystając z jednego z rzadkich słonecznych promieni. Brzydziła się dotknąć przesiąkniętej brudną wodą ziemi, podobnie jak jej przyjaciółka. Sadzawka wygodnie usadowiła się na brzózce rosnącej tuż przy olchy liderki.
— Kogo jutro wysyłasz na poranny patrol zwiadowców? — zapytała, przeciągając się.
— Że ty mi takie pytania zadajesz — burknęła bura. — Hm... Traszkę, Gruszkę, Sówkę, Czernidłaka... Tak, chyba o nikim nie zapomniałam — kocica wygrzebała z dna pamięci utworzoną wcześniej listę. — A co cię to interesuje?
— Nikt ciekawy — mruknęła na wpół do siebie. — Nie mogłaś wybrać jakiegoś lepszego towarzystwa?
— A od kiedy cię tak ciekawi, kto na jakie patrole chodzi? — zdziwiła się nieco Sadzawka, mrucząc kąśliwie do przyjaciółki. — Co, planujesz dołączyć?
— Tak się składa, że akurat planuję — wyznała jej. — Muszę sprawdzić tego Czernidłaka. Ledwo co ze żłobka wypełzł, a już mnie pytał dziś o mianowanie.
Sadzawka prychnęła cichym śmiechem.
— Też słyszałam, że zdolne to kocię. Ale i tak go chyba nie mianujesz od razu, nie? — zapytała, wyciągając łapy na gałęzi. — Za młody jest na to.
— No raczej. Nie będę zwiadowcom legowiska zapychać nastolatkami — przewróciła figlarnie oczami. — Ale chcę zobaczyć, jak wyglądają te jego „nadzwyczajne” postępy.
Zastępczyni uśmiechnęła się do niej z dozą złośliwości.
— Obudzisz się w ogóle na wschód słońca? — zapytała z udawaną, wyolbrzymioną podejrzliwością i troską. — A może mam obudzić popielicę?
— Och, zamknij się — mruknęła żartobliwie do Sadzawki, wywołując u kotki śmiech.
***
Grupa zwiadowców już czekała przy na skraju obozowiska, gdy Daglezjowa Igła się w końcu zebrała do wyjścia. Musiała przecież przylizać zmierzwioną po śnie sierść – nawet jeśli miała się ona zaraz przybrudzić, kocica musiała prezentować się godnie jej miana. Nie każdy z czekających na wybycie zwiadowców za to wyglądał, jakby przykuwał do swojego wyglądu, chociaż połowicznie tak dużo uwagi, jak ona. Szczególnie ten Czernidłak... Jego poczochrane futro aż prosiło się, by doprowadzić je do porządku! Kiedy kocurek zauważył, że faktycznie dołącza do nich przywódczyni, ucieszył się i wkrótce wyruszyli w stronę rozwidlenia rzek za Konającym Bukiem, by zapolować. Przydałoby się w obozie nieco świeżej zwierzyny – Daglezja z chęcią wrzuciłaby coś na ząb. Oczekiwała, że patrol nałapie nieco świeżej, dobrej zwierzyny, jaką będzie mogła się delektować przy śniadaniu.
<Czernidłak?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz