Była do pełni wstrząśnięta, gdy usłyszała słowa Rudzika. Zaskoczył ją bardzo. Takie zachowanie było nieodpowiednie więc pasowało do ich dręczycieli a nie ich. Robaki? Zdechła zwierzyna? Wolałaby to pierwsze bo nawet jeżeli zdechłe, to zwierzątka były zbyt niesamowite by od tak je dawać komuś jako żart. Ten plan brzmiał dobrze, ale jedynej rzeczy której się bała, to tego czy wyjdzie. Dadzą radę czy nie?
- M-możemy s-spróbow-wać… - jęknęła cicho, podnosząc się z posłania. Nogi jej całe drżały na myśl, co mają zrobić. Nigdy nie robiła niczego niemiłego. Uważała takie czyny za obrzydliwe, a według Rudzika tylko tak uda im się przekonać dręczycieli, by przestali. Warto było spróbować takiej metody bo była jak każda inna, bezcenna. Musieli cokolwiek zdziałać, by coś osiągnąć. Przełknęła głośno ślinę.
- Cz-czyli sz-szuk-k-kamy r-rob-b-baków i p-ko p-p-prost-t-tu j-je d-dajem-my d-do leg-gowisk-ka? - zapytała jąkąc się ze stresu. Rudy kiwnął głową, lecz z lekkim brakiem pewności. Widziała to w jego oczach. Przytuliła się do niego jeszcze raz. Lubiła mieć go przy sobie. Czuła się pewniej.
- D-damy r-r-rad-dę, p-prawda? - chciał się upewnić jej brat, więc skinęła łebkiem potwierdzająco. Nie powiedziała tego, ale musiało im się udać. Inaczej ból trwałby dalej.
- A-a jeżeli b-b-będą wiedzieć ż-że t-to m-my i nam c-coś z-zrobią? - powiedziała swoje największe obawy na głos. Rudzik tylko schylił głowę zaniepokojony. Poczuła się winna, to wina jej pytania? - N-nie! D-damy r-radę! - odpowiedziała samej sobie, dodając otuchy obu stronom. Oboje wbili wzrok w siebie zanim ruszyli na poszukiwanie czegoś odrażającego. To było złe, ale gorsze od ciągłego dokuczanie czy nie? Ktokolwiek mógł mieć do nich pretensje?
- Cz-czyli sz-szuk-k-kamy r-rob-b-baków i p-ko p-p-prost-t-tu j-je d-dajem-my d-do leg-gowisk-ka? - zapytała jąkąc się ze stresu. Rudy kiwnął głową, lecz z lekkim brakiem pewności. Widziała to w jego oczach. Przytuliła się do niego jeszcze raz. Lubiła mieć go przy sobie. Czuła się pewniej.
- D-damy r-r-rad-dę, p-prawda? - chciał się upewnić jej brat, więc skinęła łebkiem potwierdzająco. Nie powiedziała tego, ale musiało im się udać. Inaczej ból trwałby dalej.
- A-a jeżeli b-b-będą wiedzieć ż-że t-to m-my i nam c-coś z-zrobią? - powiedziała swoje największe obawy na głos. Rudzik tylko schylił głowę zaniepokojony. Poczuła się winna, to wina jej pytania? - N-nie! D-damy r-radę! - odpowiedziała samej sobie, dodając otuchy obu stronom. Oboje wbili wzrok w siebie zanim ruszyli na poszukiwanie czegoś odrażającego. To było złe, ale gorsze od ciągłego dokuczanie czy nie? Ktokolwiek mógł mieć do nich pretensje?
***
- M-myślisz, ż-że tyle wystarczy? - zapytał się Rudzik, wskazując na chrabąszcze i dżdżownice na liściu. Z odrazą spojrzała na tą gromadkę. Musieli ich pilnować, by nie uciekli. Chciało jej się wymiotować na widok tych stworów. Obleśne stopy, lub ich brak, obślizgła powłoka…
- Ch-chyba t-tak… - odrzekła niepewnie. Tego było tak dużo… - T-teraz t-trzeb-ba to p-przet-transport-t-tować-ć… - zauważyła zaniepokojona. Przełknęła ślinę. Przynajmniej mieli duży liść. Bardzo duży.
- M-musimy ch-chwycić p-po ob-bu st-t-tronach, d-damy rad-dę! - powiedział wskazując na zielony przedmiot pełen robaków. Z obrzydzeniem chwyciła lekko ząbkami jeden koniec a rudy złapał drugi. Tylko chwilę drogi. Nie szli daleko od obozu, bo to byłoby niefajne. Skierowała wzrok na śmietnisko. Chyba powinni tamtędy się przedostać. Wskazała łapą i Rudzik zrozumiał. Skierowali się w tamtą stronę i momentalnie przestali oddychać nosem. Smród był straszny. Ciepłe oddechy wydawały jej się takie głośne, aż nie przyszli do obozu. Ominęli ceremonię otrzymania imienia przez całą trójkę (cieszyła się z tego), a teraz był już wieczór i pewnie wracali z lasu. Musieli uważać. Wślizgnęli się do środka. Uczniowie postarali się by nawet na polu było czuć ich zapach. Obrzydliwy był. Im zależało, by nie dawać Wyderkowi tych obrzydliwych stworzeń. Westchnęła. To będzie trudne, bo przez zapach robali nic nie czuła, do tego przynieśli woń śmietniska. Nękające ją myśli zaczęły narastać. Co jeśli się nie uda? Jeżeli coś się stanie?
- M-m-musimy t-to sz-szybko d-dać- wyjąkał brat, ale po chwili już było gotowe. Stwory głęboko w mchu. Odetchnęła z ulgą. Wycofali się aż do swoich legowisk i zamarli. Musieli obserwować to, co się dzieje. Kroki. Nadchodzili. Z napływu stresu zamknęła oczy. Bała się strasznie. A oni już byli w środku! Siadali na mchu. Wiedziała, że pewnie już poczuli, bo rozległy się zirytowane głosy. Tak strasznie się bała. Łzy napłynęły jej do oczu i nawet przez zamknięte powieki zaczęły wypływać. Poczuła na sobie wzrok dręczycieli.
- To się nie uda… Oni nas rozgryźli i nam coś zrobią… - zdołała wycharczeć do Rudzika, kiedy nagle skuliła się mocno oraz zaczęła mocno płakać. Chciała uciec… - Jesteśmy skończeni!
- Ch-chyba t-tak… - odrzekła niepewnie. Tego było tak dużo… - T-teraz t-trzeb-ba to p-przet-transport-t-tować-ć… - zauważyła zaniepokojona. Przełknęła ślinę. Przynajmniej mieli duży liść. Bardzo duży.
- M-musimy ch-chwycić p-po ob-bu st-t-tronach, d-damy rad-dę! - powiedział wskazując na zielony przedmiot pełen robaków. Z obrzydzeniem chwyciła lekko ząbkami jeden koniec a rudy złapał drugi. Tylko chwilę drogi. Nie szli daleko od obozu, bo to byłoby niefajne. Skierowała wzrok na śmietnisko. Chyba powinni tamtędy się przedostać. Wskazała łapą i Rudzik zrozumiał. Skierowali się w tamtą stronę i momentalnie przestali oddychać nosem. Smród był straszny. Ciepłe oddechy wydawały jej się takie głośne, aż nie przyszli do obozu. Ominęli ceremonię otrzymania imienia przez całą trójkę (cieszyła się z tego), a teraz był już wieczór i pewnie wracali z lasu. Musieli uważać. Wślizgnęli się do środka. Uczniowie postarali się by nawet na polu było czuć ich zapach. Obrzydliwy był. Im zależało, by nie dawać Wyderkowi tych obrzydliwych stworzeń. Westchnęła. To będzie trudne, bo przez zapach robali nic nie czuła, do tego przynieśli woń śmietniska. Nękające ją myśli zaczęły narastać. Co jeśli się nie uda? Jeżeli coś się stanie?
- M-m-musimy t-to sz-szybko d-dać- wyjąkał brat, ale po chwili już było gotowe. Stwory głęboko w mchu. Odetchnęła z ulgą. Wycofali się aż do swoich legowisk i zamarli. Musieli obserwować to, co się dzieje. Kroki. Nadchodzili. Z napływu stresu zamknęła oczy. Bała się strasznie. A oni już byli w środku! Siadali na mchu. Wiedziała, że pewnie już poczuli, bo rozległy się zirytowane głosy. Tak strasznie się bała. Łzy napłynęły jej do oczu i nawet przez zamknięte powieki zaczęły wypływać. Poczuła na sobie wzrok dręczycieli.
- To się nie uda… Oni nas rozgryźli i nam coś zrobią… - zdołała wycharczeć do Rudzika, kiedy nagle skuliła się mocno oraz zaczęła mocno płakać. Chciała uciec… - Jesteśmy skończeni!
<Rudzik? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz