Ognisty Język chodził ostatnio wyjątkowo poirytowany. Rudy co rusz słyszał przekleństwa spod nosa mentora, które o dziwo nie dotyczyły go, a skupiały się wobec aktualnej władzy. Czarny nieustannie narzekał na ich nieudolność i cały czas powtarzał, że on dobrze zająłby się klanem i pod jego łapami wszystko byłoby lepsze. Rudzik nigdy nie komentował jego słów, tylko uważnie słuchał, choć nawet nie miał co z tą wiedzą zrobić. Tak naprawdę chciałby się czegoś nauczyć, ale ich treningi były bez sensu, bowiem jego nauczyciel oczekiwał, iż cętkowany sam wszystko zrozumie, a potem będzie w stanie bez przygotowania i jakiejkolwiek teorii upolować każdą możliwą zwierzynę. Skrzywił się, gdy pewien osobnik, o którym akurat myślał, pojawił się w zasięgu jego pola widzenia. Łapy niemalże ugrzęzły mu w ziemi, gdy ten go minął, po czym zatrzymał się, spoglądając pogardliwie za siebie. Rudy zastygł w bezruchu. Tkwili w takiej ciszy przez zaledwie parę oddechów, nim starszy nie pękł.
- Chodź już! Na co czekasz?! Na specjalne zaproszenie? - prychnął. W odpowiedzi otrzymał tylko niemrawe kiwnięcie głową. W końcu Ognisty ruszył, a Rudzik za nim. Znikając wśród drzew i oddalając się od obozu, zaczął się jak zwykle stresować. Miewał bardzo pesymistyczne myśli, bowiem potrafił w głowie opracować setki różnych scenariuszy, jakie mogą spełnić się podczas jego wypraw. Większość z nich miała dosyć negatywne zakończenie, bo po prostu w nich umierał.
- Dobra, idź coś w końcu złap, bo za długo już się ociągasz.
To były pierwsze słowa, jakie usłyszał młodszy, po dojściu do docelowego miejsca. Widząc surowe spojrzenie czarnego, zatrząsł się i skulił. Aktualnie panująca Pora Nowych Liści z pewnością mu sprzyjała. Wiele zwierzyn wychodziło ze swych kryjówek, pełniąc role łatwego celu dla kotów. W teorii to właśnie był najlepszy czas, aby rudy mógł w końcu wykazać się i coś upolować. Czarny nic nie mówił, tylko gapił się wrogo na swojego podopiecznego.
Niezręczną ciszę przerwał Rudzik, głośno przełykając ślinę.
- J-ja s-się n-naprawdę s-staram, t-tylko t-ty chyba z-za s-słabo u-uczysz... - wymamrotał, spuszczając wzrok na swoje pazurki. W tym momencie to była jego broń i z pewnością dałby radę coś w końcu ubić. Jeśli inni potrafili, to czemu on by nie mógł?
- Słucham?! - oburzył się, a po sekundzie znalazł przy rudzielcu. Zdecydowanie naruszył jego przestrzeń osobistą, a złość wręcz biła z jego pomarańczowych ślepi. - Chyba, to ty jesteś jakiś niedorobiony! Każdy normalny uczeń robił by już jakieś postępy, tylko oczywiście mi musiał trafić się jakiś wadliwy bachor! Gwarantuję ci, że jak już będę liderem, to zrobisz wypad z tego klanu! - warknął ostrzegawczo. Wyglądał na zdeterminowanego i pewnego swoich słów.
- N-no a-ale n-nie b-będziesz - wymamrotał pospiesznie cętkowany, cofając się. Potrzebował więcej terenu do oddychania, bo z mordką przy czyimś futrze zdecydowanie tego miejsca mu brakowało.
- Oczywiście, że będę! To tylko kwestia czasu - doprecyzował ostrzej, po czym popchnął go. - Idź i nie wracaj bez zdobyczy, albo zostawię cię tu samego i wrócę do obozu, a tam powiem, że coś cię zjadło.
- S-sam m-mogę wró....
- Nie - przerwał mu. - Nie możesz.
Rudzik nie zamierzał się dalej kłócić. Odwrócił się i odszedł pospiesznie, skupiając swą uwagę w pełni na otoczeniu. I chociaż Ognisty Język mocny był tylko w słowach, tak miał całkowitą rację, kiedy mówił, że rudy jest bezużyteczny. Uczeń wiedział, że to czas, by chociaż raz się w czymś wykazać.
Poczuł na moment przypływ motywacji. Wystarczy, że upoluje chociaż jedno stworzenie, a jego najbliższa rodzina będzie z niego dumna.
Nie pozwolił sobie jednak żyć marzeniami. Zastrzygł uszami, kiedy usłyszał cichy oddechy i szelesty. Przycupnął do ziemi i wbił spojrzenie na skaczącego po trawie wróbelka. Ptak był mały, ale idealny jak na pierwsze polowanie. Przesuwając się powoli do przodu, powtarzał sobie w głowie wszystkie informacje, jakie miał. Ta łapa tu, ta łapa tam, ogon tędy, pazury w gotowości, a oczy bacznie obserwują jeden punkt.
Robił wszystko, jak należy. Sunął się powoli do przodu, kiedy to zza jego pleców wydobył się szelest. Rudzik nie miał czasu na myślenie. Skoczył, a zwierzę wzbiło się w powietrze. Wyciągnął bardziej łapę i pociągnął istotkę za skrzydło, przez co ta uderzyła o ziemię. Przez chwilę jeszcze okazywała oznaki życia, nim cętkowany nie zatopił w niej mocniej pazurów. Wtedy już znieruchomiała na zawsze.
- O, świetnie, coś ci wyszło, wracamy. - Podskoczył, słysząc za sobą głos mentora. Ognisty nawet nie raczył podejść i sprawdzić, co upolował jego uczeń. Po prostu widział cały przebieg polowania i to mu wystarczyło. Zaczął kierować się w stronę obozu.
Rudy nawet nie miał czasu na fascynowanie się tym, co wydawało mu się niemożliwe. Był pewien, że w życiu żadnej piszczki nie złapie, a tu proszę - w końcu coś mu wyszło. Doczłapał się do obozowiska, gdzie za nim odstawił swą zdobycz na stos, pobiegł do rodziny, pochwalić się swoim osiągnięciem.
Pierwszy raz poczuł promyk nadziei w sercu. Może kiedyś coś jeszcze z niego będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz