Rudzik, jak to miał w zwyczaju, skulił się mocniej, zapewniając siebie o możliwości pozostania na mchu. Nikt mu nie kazał iść, nikt go też nie popędzał, więc czemu miałby robić coś wbrew siebie i pchać się w potencjalnie kłopotliwą sytuację? Nie chciał wiedzieć, co tam się dzieje. Słyszał tylko wzrastające przejęcie i wzmożoną panikę.
I zapewne zostałby tam, gdzie był, gdyby nie fakt, że został tutaj sam. Chcąc nie chcąc – musiał trzymać się innych, bo bez jakiegokolwiek towarzystwa jego szansę na przetrwanie zawsze będą nikłe.
- D-dlaczego w-wam s-się t-tak s-spieszy? – wymamrotał to pytanie, napinając wszystkie mięśnie ciała i wstając. Pożegnał się z przyjemnym do spania mchem. Powoli szurając łapami po ziemi, dostał się na główny punkt obozowiska.
Od razu poczuł nieprzyjemny odór. Kojarzył mu się ze wszystkim, co najgorsze i najpaskudniejsze. Ze śmiercią, z okrucieństwem i egoizmem. Skrzywił się i wysunął język do przodu, bo na samą myśl zaczynał czuć się nieswojo.
I dopiero wtedy go zauważył. Pajęcza Sieć leżał w kałuży własnej krwi, a zebrane dookoła koty trzymały się od niego w bezpiecznej odległości, ze ślepiami wbitymi w zmasakrowane ciało. Gardło miał rozszarpane i pewne było, że już nigdy nie zazna uroków tego świata. Wojownicy co chwilę unosili głowy i rozglądali się w panice po pozostałych osobnikach, zastanawiając się, czy zabójca wciąż jest wśród nich. Większość była skulona i z lekka nastroszona, a kiedy ktoś podniósł głos i wybił się z tłumu, wypowiadając imię stojącej nieopodal kotki, wzrok każdego podążył we wspomnianym kierunku.
Złoty Wilk wyglądała tak, jakby dopiero co wstała. Niczego nieświadoma obserwowała całe zejście. Zamrugała, czując na sobie tak liczne i natarczywe spojrzenia. Na pysku miała rozmieszczoną w dziwny sposób krew, a reszta jej futra była posklejana przez tą czerwoną maź. Dopiero po chwili spojrzała na siebie i wydała głośny pisk. Odskoczyła w tył, jakby wątpiła, że jej ciało należy do niej. Na jej całej sierści przebijała się tylko jedna barwa. I to taka niezbyt ładna.
Słysząc z boku pomruk niezadowolenia, wzrok ze spanikowanej kotki u większości powędrował na masywnego kocura. Borsucza Gwiazda wydawał się zirytowany całym zajściem, czego do końca nawet nie okazywał. Stał pośród innych, z kamiennym wyrazem pyska. Co rusz przenosił swój wzrok z biednie wyglądającej kotki, na znajdujące się pośród nich zwłoki.
- Złoty Wilk musiała zabić! – odezwał się ktoś hardo z tłumu.
- Nie można jej tego wybaczyć, trzeba coś z tym zrobić! – Kolejny głos przyłączył się do oskarżeń. Rudzik ukradkiem spojrzał na lidera, który wydawał się ignorować opinie tłumu.
- Ja tu wydaję osądy – warknął głośno, uciszając w ten sposób rozjuszony klan. – Póki co nikt nie opuszcza obozu, macie wszyscy pozostać tam, gdzie stoicie. Jeśli ktokolwiek wyjdzie do lasu, spotka go kara gorsza niż dla mordercy – oznajmił spokojnym głosem, wołając w swoją stronę Borówkowy Liść. Zastępczyni podreptała w jego stronę i wysłuchała to, co kocur miał jej do powiedzenia.
Już po chwili zleciła wszystkim ustawić się w prostej linii. Zabrzmiało to dosyć dziwnie, ale Rudzikowa Łapa był na tyle zestresowany całym zajściem, by drętwo i bez zastanowienia wykonywać każde polecenie. Zajął miejsce między rodzeństwem i spojrzał na siostrę. Sam fakt, że tu była, mocno go uspokajał. Wciąż nie rozumiał, co się dzieje. Skoro Złoty Wilk była cała umazana we krwi, to czemu Borsucza Gwiazda nie zrobi tego, co powinien, tylko bawi się w jakieś podchody? Rudy był stanowczo za młody, by widzieć w tym wszystkim sens. Już sam fakt, że ktoś kogoś zabił, napawał go strachem. Jak można pozbawić życia innego kota, z którym żyje się tak długo w klanie?
Zadrżał, gdy kazano mu podnieść przednie łapy i zaprezentować ich spód oraz pazury. Nie wiedział, o co chodzi, ale zastępczyni miała poważny wyraz pyska. On i tak nigdy się niczemu nie sprzeciwiał, więc tylko posłusznie pokazał upaprane od błota kończyny.
Tyle było z jego przesłuchania, bo Borówkowy Liść popędziła dalej. Choć mało kto rozumiał to zajście, wszyscy prezentowali to, co pokazywać im kazano. Zamieszanie zrobiło się dopiero przy jednej kotce. Bulwersowała się i zapierała, wycofując powoli z linii. Wzrok każdego powędrował w jej kierunku. Ona naprawdę nie wiedziała, jak wielki błąd popełniła.
- Puszyste Futro.
Warkot lidera rozległ się po terytorium całego obozu. Zbliżył się w stronę ciężko oddychającej istoty i sprawnym ruchem sprawdził spód jej łap. Rudzik stał dosyć daleko, ale od razu spostrzegł czerwone plamy. Wziął wdech i zamarł w bezruchu. Ponownie spojrzał na Złoty Wilk i doszedł do wniosku, że krew na jej ciele jest nałożona w naprawdę dziwny sposób. Sama by się tak nigdy nie dała rady ubrudzić.
- Puszyste Futro. - Srogi ton głosu wywołał w kotce lekkie drgawki. – Za morderstwo i próbę wrobienia niewinnego wojownika w ten haniebny czyn, skazuję cię na publiczną karę za twoje przewinienia.
***
Rudzikowa Łapa nie chciał być świadkiem tej egzekucji. To znaczy, nie wiedział, co będzie się dokładnie działo, ale jednego był pewien. Nie będą to miłe dla oka widoki.
Z jednej strony bał się żyć z mordercą w klanie, a z drugiej, taka śmierć na oczach zebranych brzmiała strasznie. Niby adekwatna kara do jej czynu, aczkolwiek rudego to wciąż przerażało.
Koty powróciły do swoich zajęć, a tylko dwóch kocurów zostało do pilnowania liliowej, co jakiś czas zmieniając wartę z innymi wojownikami. Po patrolach i treningach Borsucza Gwiazda wspiął się na punkt swych przemówień i przywołał do siebie uczniów i dorosłych, by mogli być świadkiem osądu.
Puszyste Futro została niemalże pchnięta przed tłum. Wyglądała w tym momencie mizernie i żałośnie, kiedy uderzyła pyskiem o ziemię. Wciąż było widać zaczerwienienia na jej łapach. Nie zmyła dowodów swojej zbrodni, a teraz kuliła się, czując na sobie wzrok oburzonych jej czynem kotów.
- Klanie Nocy! Zebrałem was tutaj, byśmy wspólnie mogli zadecydować, co zrobić z tą zdrajczynią!
W jego głosie dało się wyczuć oburzenie i pogardę. Widać było, że wie, jak postępować.
- Zabić? – spytał ktoś z niepewnością. Czarny od razu pokręcił głową.
- Oczywiście, że nie możemy tego zrobić. Dokonała morderstwa i pozbawienie jej życia byłoby dla niej najłagodniejszą karą. Co jest bowiem lepsze? – zawiesił na moment głos, a dramatyczna pauza jeszcze bardziej przyciągnęła uwagę tłumu. – Po śmierci może ją czekać nic strasznego. Po prostu jej nie będzie, a i każdy o niej zapomni. Natomiast życie ze świadomością swej zbrodni będzie czymś o wiele gorszym. Nie ma wątpliwości, że życie z mordercą w klanie nie jest bezpieczne, dlatego musimy zadbać o to, by nie stanowiła dla nas zagrożenia – mówiąc to, zeskoczył ze swojego miejsca i obszedł winną dookoła. – Pozbawimy ją pazurów, by nie mogła już więcej nikogo zabić. Straci ogon, by stracić swą równowagę. Odgryziemy jej także uszy. Dodatkowo od teraz będzie stała na najniższym szczeblu w hierarchii. Uczniowie, kociaki, a nawet i jeniec wojenny będzie bardziej uprzywilejowany niż ona. Każdy będzie miał prawo zrobić z nią, co tylko mu się podoba. Niech codziennie pamięta o tym, jak pozbawiła życia niewinnego Pajęczą Sieć.
Zakończył swą przemowę. Niektórzy skinęli głową z uznaniem, a inni stali wciąż spięci, oczekując dalszych wydarzeń. Rudzik w końcu wypuścił trzymane od dłuższego czasu w płucach powietrze. To brzmiało strasznie i chociaż było pewnie… dobrym rozwiązaniem, tak przerażało go to.
Przecież jego matka też kiedyś zabiła bezpodstawnie. Oczywiście, był to kot z obcego klanu, ale morderstwo to morderstwo. Przełknął ślinę, chcąc stąd uciec. Czuł się za młody na takie widoki. Zresztą, nawet gdyby był dorosły, to wciąż wizja takiej publicznej kary byłaby dla niego zbyt ciężka.
- Postanowiłem, że warto sprawdzić zaangażowanie niektórych w życie klanu. Chciałbym, by każdy, kogo teraz przywołam, pozbawił tej zdrajczyni jednej z wymienionych wcześniej części ciała. Najlepiej zacząć od młodszych, dlatego – uciął, po czym spojrzał w stronę zebranych z boku uczniów. Cętkowany niemalże zszedł na zawał, kiedy napotkał wzrok lidera – Rudzikowa Łapo, Łasicza Łapo, podejdźcie tu.
Omal nie upadł na ziemię, słysząc swoje imię. Arlekinka także wydała się zaskoczona, ale po chwili spojrzała na niego z wyższością i ruszyła do przodu. Rudy stał by zapewne na swoim miejscu dłużej, ale ktoś go popchnął. Przed upadkiem uratował go tył kocicy, bo w porę złapał równowagę i uniknął zderzenia z nią. Usłyszał jej ciche syknięcie, na co tylko bardziej się zgarbił.
Stanął w wyznaczonym miejscu, czując na sobie wzrok wszystkich. Każdy wiedział, co zaraz będzie musiał zrobić. I pewnie też każdy wątpił, że mu się uda. Był znany ze swojej niepewności i strachliwości, a teraz jakby na złość, kazali mu się wykazać cechami, których nie miał.
- Zobaczymy, czy Ognisty Język cię czegokolwiek nauczył. – Szept lidera był słyszalny jedynie dla niego. Zatrząsł się jeszcze bardziej, nie mogąc podnieść wzroku z ziemi. Był bliski rozpłakania się na oczach wszystkich i ucieknięcia gdzie pieprz rośnie. Najgorsze, że była tu obecna cała jego rodzina. Wszyscy, których kochał, mieli być świadkiem takiej dawki przemocy z jego strony. To nie było możliwe.
- Zacznij, Rudzikowa Łapo. Masz szansę wybrać, co pierwsze straci Puszyste Futro – mruknął, a on cicho jęknął.
- J-j-ja n-n-nie d-d-dam r-rady – wyjąkał, czując napływający chłód na całym ciele. Łasica parsknęła pogardliwym śmiechem, a Borsucza Gwiazda od razu skarcił ją spojrzeniem.
- Oczywiście, że musisz dać radę. Chcesz, by morderczyni bezkarnie biegała po klanie? Nie jesteś oddany klanowi? Sprawiasz mi wielki zawód – oznajmił spokojnie, a rudy zmrużył oczy.
Nie lubił tego słowa. Dobrze wiedział, jak mówią o jego matce. Co, jeśli uznają, że nie jest w stanie tego zrobić, bo przez swoją rodzicielkę nauczył się akceptować bezkarne zabójstwa? Westchnął, podejmując decyzję.
Jeśli to zrobi, lider da mu spokój, a niektórzy przestaną w nim widzieć zwykłego nieudacznika. To okrutne, ale musi to zrobić. Uchylił powieki i spróbował wyobrazić sobie na miejscu kotki małą myszkę. Było to trudne, bo z pewnością obie istoty różniły się rozmiarem. Mimo wszystko starał się zastąpić rzeczywistość stworzoną w głowie wizją. Na spiętych łapach podszedł do niej i sprawnym ruchem ugryzł w ucho. Następnie zamknął oczy i odsunął się, czując, że wciąż trzyma coś w pysku.
Rozległ się wrzask pełen bólu, a w powietrzu dało się wyczuć zapach krwi. Otworzył od razu oczy i dostrzegł cieknącą z jej głowy ciecz. Czuł w pysku coś ciepłego i wypluł odgryziony kawałek.
Momentalnie zadrżał, gdy pojął, co właśnie uczynił.
Najgorsze, że nie wiedział, co myśleć. Zrobił coś złego, choć nie do końca. Przyczynił się do kary mordercy, a klanowicze mieli właśnie dowód na to, iż jest w stanie zrobić coś odważnego. Klatka piersiowa drżała mu z każdym oddechem. Odsunął się na parę kroków, ignorując spojrzenia wszystkich. Na język pozostał mu posmak krwi.
Borsucza Gwiazda zdawał się nie wyrażać żadnych emocji, ale Rudzik mógłby przysiąść na Klan Gwiazd, że ten jest zdziwiony tym, na co zdał się młodzieniec. Nie było jednak żadnych pochwał i rozczulania się, bo od razu nakazał Łasicy zrobić to samo, z drugim uchem.
Kotka niby się zawahała, ale widząc, że taka ruda ciamajda była w stanie dokonać takiego czynu, przełamała się i pozbawiła liliową drugiego narządu słuchu. Znowu z jej pyska wydobył się przepełniony bólem pisk.
Lider pozwolił im wrócić do tłumu, a sam zaczął szukać następnych osobników, którzy mieli pokazać w taki sposób odwagę klanowi. Cętkowany niemrawo ciągnął łapy za sobą, spinając się za każdym razem, gdy usłyszał zza pleców krzyki. O dziwo nie chciało mu się płakać, ale czuł się okropnie na myśl o tym, że to, co właśnie zrobił, może mu pomóc w życiu.
Idąca za nim arlekinka wyminęła go i trąciła łapą w bok.
- Nie sądziłam, że dasz radę. Chociaż, musisz umieć takie rzeczy, w końcu masz krew swojej matki, to zapewne rodzinne – wysunęła wnioski, nie patrząc na niego. – Szkoda, że ona nie miała przyjemności zaznać takiej publicznej egzekucji – dodała, ściszając głos. Wyprzedziła go i pogardliwe uderzyła ogonem po pysku.
Rudzik przystanął bliżej ubocza, choć wciąż nie odchodził od tłumu. Postanowił chwilowo unikać rodziny, bo co o nim pomyślą? Nawet jeśli mu kazano, to i tak mógł w jakikolwiek sposób odmówić.
Poczuł łzy, cieknącego z jego ślepi. Otarł je łapą, a kiedy ponownie podniósł wzrok na Puszyste Futro, widać było efekty jej cierpienia. Nie miała uszu, ogona i pazurów.
Zewsząd ciekła krew, a oderwane jej części ciała leżały tuż przy niej. Patrzyła na nie, oddychając ciężko i kuląc się z powodu nadmiaru bólu.
Nikt nie raczył się odezwać, nikt nie raczył jej pomóc.
- Myślę, że każdy był teraz świadkiem, co może go spotkać za mordowanie pobratymców. Jeśli taka sytuacja się powtórzy, gwarantuję, że nie będzie już takiej łaskawości, jak dzisiaj. – Czarny przeleciał wzrokiem po wszystkich, po czym skinął głową. – Wracajcie do swoich zajęć.
Przywołał jeszcze do siebie dwóch wojowników, którzy zabrali liliową ze środka obozowiska. Rudy nie zwracał na nią uwagi, wiedząc, że bałby się nawet na nią spojrzeć ze świadomością, że pozbawił ją ucha.
Wpatrywał się drętwo w pozostałości po egzekucji.
Miał nadzieję, że już nigdy więcej nie będzie musiał tego robić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz