Kulił się na swoim posłaniu, wpatrując się pustym wzrokiem w mech. Kolejny raz poległ na treningu, nie przynosząc ze sobą ani jednej piszczki. Naprawdę starał się, pomimo ciągłych uwag ze strony mentora, które nieustannie go rozpraszały i dobijały. Nie poddawał się tylko dlatego, że chciał przynieść cokolwiek i z dumą pokazać to swoim bliskim. Owszem, przywlókł raz jedną zwierzynę do obozu, ale to tylko dlatego, iż znalazł ją już martwą. Ognisty Język nie zwrócił nawet wtedy uwagi, kiedy jego uczeń zniknął, a następnie wrócił ze zdobyczą w pyszczku. Nie wykazał się jednak jakimikolwiek oznakami dumy.
Teraz jednak, kiedy Rudzik nie potrafił nic upolować, mentor na niego ciągle krzyczał i narzekał. Z jednej strony rudy trochę się już do tego przyzwyczaił, a z drugiej każda obelga wciąż powodowała u niego ból.
Zapewne dalej roztrząsał by swój paskudny los, gdyby nie wbiegający z impetem do legowiska kot. Białe futro przemknęło mu przed oczami, z trudem hamujące tuż przy nim. Spłoszony spojrzał na siostrę, której załzawione oczy zdradzały wszystko. Przyparła do jego boku, chlipiąc, a on czuł mokre krople na sierści.
- W-w-wszystko o-okej? - odezwał się cicho, nie chcąc zwracać czyjejkolwiek uwagi.
- N-nie! - powiedziała nagle. -
J-jestem do niczego! A w tym klanie jest do dupy! W-wszyscy mają do nas
dalej pretensje, że jesteśmy dziećmi Orzechowego Zmierzchu!
Rudy słuchał, wzdychając głośno. Oczywiście, że rozumiał jej panikę, bo codziennie wmawiał sobie dokładnie to samo. Co prawda był pewien, iż w jego przypadku nie chodzi tylko o rodzicielkę, ale o całokształt tego, jaki był. Urodził się bezużyteczny i musiał się z tym pogodzić, bo zwalczanie wad szło mu tak samo jak polowania - do kitu.
- H-hej, k-kto j-jak kto, a-ale t-ty n-nie j-jesteś d-do n-niczego - wymamrotał pocieszająco, tykając łebkiem jej głową. Znieruchomiała, z pyskiem skrytym w jego futrze. Po chwili zadrżała i pociągnęła nosem, by znowu dać upust emocjom i wypuścić z siebie potok łez. - W-wiem, w k-klanie j-jest s-strasznie, a-ale póki j-jest tu m-mama, t-tata, no i w-wujek, to j-jesteśmy bezpieczni! - zapewnił ją.
Sam średnio wierzył w swoje słowa, choć musiał przyznać, że Niezapominajkowy Sen stał się dla niego pewnym autorytetem. Takim samym, jak był ojciec, choć to van uratował go wtedy na zgromadzeniu. - N-no i mamy też s-siebie! T-ty, j-ja i Rze-rzeczka - dodał, szukając jakichkolwiek pozytywów z ich życia.
- A-ale w-wciąż j-jesteśmy n-niesprawiedliwe o-oceniani - odezwała się, odrywając się od niego. Położyła się na swoim legowisku, potrząsając głową i próbując przywołać się do porządku. Rudzik wstał z posłania i znowu się przy niej położył, byleby mogła się do niego znowu przytulić. Czuł, że potrzebuje tego. Zresztą, on osobiście uwielbiał być blisko siostry, która w legowisku uczniów była jego jedyną pomocą. Rozumieli się, bo oboje byli mocno wycofani. Rzeczna Łapa z pewnością wyróżniał się wśród nich, bo jako jedyny z ich trójki nie płakał na każdym kroku.
- T-też m-mi się t-to n-nie p-podoba - przyznał, po dłuższej chwili namysłu. - N-niestety chyba m-musimy z t-tym żyć - dodał, lekko przygnębiony złym nastrojem Echo.
- Chyba? - powtórzyła z zainteresowaniem.
Rudzik spanikował. Czy jego słowa zabrzmiały tak, jakby miał jakiś plan? Bo na pewno nie miał, a nie chciał psuć nadziei szylkretce. Przełknął ślinę. Musiał szybko wymyślić jakikolwiek skuteczny spis działań. Rozejrzał się w poszukiwaniu inspiracji i spostrzegł, jak z lasu wracają patrole łowieckie.
- T-ty t-też j-jeszcze n-nic n-nie u-upolowałaś? - spytał, na co tylko pokiwała zmieszana głową. - T-to b-będzie r-raczej p-proste. M-musimy t-tylko u-upolować w-więcej zwierząt! - dodał. Kotka wydawała się nieprzekonana, tak samo jak i on. - D-dobra, m-masz r-rację. T-tak n-nagle s-się n-nie n-nauczymy... - westchnął, znowu przyglądając się wszystkiemu, co ich otaczało. - A m-może p-pokażemy t-tamtym, ż-że się i-ich n-nie b-boimy? Z-zrobimy t-tak, by t-to o-oni b-bali s-się n-nas.
Z każdym słowem coraz bardziej nie wierzył w to, co mówił. Niestety, tylko to przyszło mu do głowy, a wiedział, że jeśli dalej będą stać bezczynnie, to nic nigdy nie osiągną.
- Ch-chodzi ci o Ł-ła-łasiczkę i Cz-czarnuszka? - upewniła się.
- T-tak. W-wiesz, j-jak j-już s-się tu p-pojawią, to m-możemy z-zacząć o-od cz-czegoś d-delikatnego. I z-zrobimy t-to t-tak, by n-nie w-wiedzieli, że t-to my. N-na przykład... w-wsadzimy i-im z-zgniłe p-piszczki p-pod m-mech! A-albo j-jakieś o-obrzydliwe r-robaki...
Mówił to, jąkając się przy każdym słowie, ale i z wiedzą, że nic nie zrobią. Byli zbyt przerażeni wszystkim, by odważyć się na takie ryzyko. Mimo wszystko spojrzał wyczekująco na Echo, bo wiedział, że to od niej zależy ostateczna decyzja.
<Echo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz