- Dobra robota – Brzoskwinka pochwaliła swoją uczennicę, gdy ta przygniotła ją do ziemi – A teraz złaź!
Poziomka posłusznie stanęła obok, otrzepując się z kurzu. Walka szła jej coraz lepiej, starała się bardziej przykładać do nauki.
- Okej, na dziś koniec. Teraz możesz coś upolować, ja będę się gdzieś tu kręcić. Im szybciej przyniesiesz zwierzynę, tym szybciej wrócimy do obozu. Zobaczymy, jak poradzisz sobie pod presją czasu.
Cętkowana ochoczo wbiegła pomiędzy krzewy, wciągając nosem powietrze. Jak na złość nigdzie nie mogła wyczuć ani jednego, małego zwierzątka. No dalej, skup się - zganiła się w myślach. Po chwili dostrzegła jakieś poruszenie obok drzewa. To wiewiórka, niczego nie świadoma skrobała jakiegoś orzeszka. Po chwili rudaska zwisała bezwładnie w pyszczka bicolorki.
- Świetnie! - znikąd pojawiła się za nią Brzoskwinka – Wracajmy.
***
- Umm, Poziomko? - dosłyszała zmieszany głos Księżyca. Podniosła głowę znad wróbla, wbijając w czarnego pytając spojrzenie.
- Tak?
- N-no bo... Chciałabyś się ze m-mną przejść? - zapytał nieśmiało, a wąsy szylkretowej drgnęły z rozbawieniem.
- Chętnie - odparła, a syn Gałązki jakby odetchnął z ulgą - Prowadź!
Wyszli poza obóz, a Księżyc chwilę rozglądał się za odpowiednim miejscem. Usiedli w cieniu małej gruszy, a słońce prześwitujące pomiędzy gałęziami rzucało plamy na zielonkawą trawę.
- Coś się stało? - zapytała podejrzliwie, gdy kocur zapatrzył się w nią.
- T-tak, po prostu... Ja... Chyba c-cię... lubię! - miauknął nieśmiało, a Poziomka otworzyła szerzej oczy.
- Ja też cię przecież lubię, jesteś moim przyjacielem - odpowiedziała.
- Ale... t-to chyba... inny s-s-posób lubienia s-się... j-ja... Cię k-kocham...
Poziomkę zatkało. Ale nie tak w przenośni, tylko realnie.
Że co? On chciał... Nie, nie mogła się na to zgodzić. Ale z drugiej strony... nie chciała złamać kocurowi serca, nie chciała, by przez nią rozpaczał... Nie, nie miała siły mu tego zrobić.
- J-ja... oczywiście, że też cię... - ostatnie słowo kompletnie nie chciało jej przejść przez gardło - k-k-och-ham.
Księżyc z mruczeniem wtulił się w nią, a sama niebieska zaniosła się szlochem.
- Hej, nie płacz - mruknął oklapłouchy, liżąc ją delikatnie po głowie - Mam nadzieję, że to łzy szczęścia, nic się przecież nie stało-
Właśnie, nic się nie stało, prawda? Stokrotka na pewno się ucieszy, że znalazła swoją miłość. No bo robiła dobrze, prawda?
- T-tak... - zaczęła - Mogłabym i-iść i powiedzieć m-mamie? Na pewno s-się ucieszy... - załkała cicho.
- Oczywiście - miauknął wojownik, ocierając łzy z jej pyska – Wszystko dla mojej księżniczki.
Poziomka chwiejnie odeszła w stronę obozu, pociągając nosem. Przez załzawione oczy dostrzegła niewielkie skupisko kotów. Podeszła do nich, jeszcze raz ocierając łzy.
- Wiecie, gdzie jes-st – nie dokończyła.
Przed nią leżała Stokrotka. Jej puchate futro obsiadły much, a z roztrzaskanej głowy kapała krew. Roztrzaskała sobie głowę.
W tamtym momencie nieruchome dotąd powietrze przeciął paniczny krzyk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz