Po raz pierwszy od kilku dni poczuła znaczny przypływ apetytu. Od momentu niewoli pod jarzmem kilku zbuntowanych Klifiaków nie potrafiła odzyskać dawnego apetytu. Jadła mniej niż powinna, nie głodząc się (zwyczajnie ani nie czuła potrzeby, ani nie widziała sensu w tym wszystkim).
W tamtym dniu sytuacja zmieniła się. Zjadła więcej. Jeden drozd, kawałek innego mięsa, spożyła czyjąś porcję, nie czując przy tym żadnych wyrzutów sumienia. Po prostu instynkt nakazywał liliowej jeść, jeść i jeść bez żadnego wstydu. Musiała się napełnić, wypchać cały stres z siebie za pomocą zmysłu smaku.
To on przyniósł ulgę kotce, przynajmniej na chwilę, na chwilę odrzucił daleko za horyzont bezsenność, żałobę i nerwy.
- Ej! Zostaw moje mięso! Zostaw! - usłyszała nerwowy głos Świtającej Maski. - Nie jesteś centrum lasu, by wszystko wpieprzać! - Morskooki zanurzył kły w porcji, którą pałaszowała Pierzasta Mordka.
Następne sekundy poświęcili wzajemnemu ciągnięciu mięsa, jakby bawili się, jak małe kociaki.
Spojrzała prosto w morską toń ślepiów kocura, spotykając w nich tylko nienawiść, pustkę i bezcelowość istnienia. Czyżby on czuł się podobnie, co ona? W końcu też stracił całą rodzinę, nie posiadał partnerki, dzieci, podobnie jak ona.
Czyżby... podlegali wspólnemu przeznaczeniu?
Chwila nieuwagi spowodowała wyszarpnięcie mięsa z pyska Pierzastej Mordki. Kotka upadła na ziemię, czując przypływ starych emocji. Ponownego zmęczenia, żalu, chęci wysmarkania się w miękki mech.
Świtająca Maska spojrzał z wyższością na liliową. Odszedł na bok z wywalczonym kawałkiem, pałaszując go w samotności.
Kotka podniosła się, otrzepując z kurzu. Fuj, znowu wyglądała jak ósme nieszczęście!
Udała się do legowiska i mozolnie wylizała całe swoje ciało z brudu ziemi. Wyglądała lepiej z każdym pociągnięciem języka po jasnym futrze.
Po kąpieli skierowała się do legowiska medyków, tam postanowiła szukać rozwiązania swojego problemu.
Od razu od wejścia zauważyła Deszczyka, młodego rudzielca, którym dosyć często zajmowała się za czasów jego kocięctwa.
- Ważna sprawa, krótki pazur - miauknęła, dysząc. - Potrzebuję ziół na poprawę apetytu. Macie coś na stanie?
W tamtym dniu sytuacja zmieniła się. Zjadła więcej. Jeden drozd, kawałek innego mięsa, spożyła czyjąś porcję, nie czując przy tym żadnych wyrzutów sumienia. Po prostu instynkt nakazywał liliowej jeść, jeść i jeść bez żadnego wstydu. Musiała się napełnić, wypchać cały stres z siebie za pomocą zmysłu smaku.
To on przyniósł ulgę kotce, przynajmniej na chwilę, na chwilę odrzucił daleko za horyzont bezsenność, żałobę i nerwy.
- Ej! Zostaw moje mięso! Zostaw! - usłyszała nerwowy głos Świtającej Maski. - Nie jesteś centrum lasu, by wszystko wpieprzać! - Morskooki zanurzył kły w porcji, którą pałaszowała Pierzasta Mordka.
Następne sekundy poświęcili wzajemnemu ciągnięciu mięsa, jakby bawili się, jak małe kociaki.
Spojrzała prosto w morską toń ślepiów kocura, spotykając w nich tylko nienawiść, pustkę i bezcelowość istnienia. Czyżby on czuł się podobnie, co ona? W końcu też stracił całą rodzinę, nie posiadał partnerki, dzieci, podobnie jak ona.
Czyżby... podlegali wspólnemu przeznaczeniu?
Chwila nieuwagi spowodowała wyszarpnięcie mięsa z pyska Pierzastej Mordki. Kotka upadła na ziemię, czując przypływ starych emocji. Ponownego zmęczenia, żalu, chęci wysmarkania się w miękki mech.
Świtająca Maska spojrzał z wyższością na liliową. Odszedł na bok z wywalczonym kawałkiem, pałaszując go w samotności.
Kotka podniosła się, otrzepując z kurzu. Fuj, znowu wyglądała jak ósme nieszczęście!
Udała się do legowiska i mozolnie wylizała całe swoje ciało z brudu ziemi. Wyglądała lepiej z każdym pociągnięciem języka po jasnym futrze.
Po kąpieli skierowała się do legowiska medyków, tam postanowiła szukać rozwiązania swojego problemu.
Od razu od wejścia zauważyła Deszczyka, młodego rudzielca, którym dosyć często zajmowała się za czasów jego kocięctwa.
- Ważna sprawa, krótki pazur - miauknęła, dysząc. - Potrzebuję ziół na poprawę apetytu. Macie coś na stanie?
<Deszczowa Chmuro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz