Cała historia tego rzymskokatolickiego kota rozpoczęła się drugiego kwietnia, o godzinie 21:37, w roku bardzo bliskim naszemu. W nielegalnej hodowli urodził się Janek - niebieski kocurek o białym brzuszku i ślepiach tak zielonych, że to najprawdopodobniej o nich śpiewał znamienity Zenek Martyniuk.
I cóż, ojca nie poznał, żadnej genetycznej krzywdy nie doznał, mamusia zajęła się piątką ślicznych kociąt na tyle, ile pozwalał jej niedostosowany kojec. Rodzeństwo się zżyło, lecz z dnia na dzień utraciło siebie nawzajem. Prawo i odpowiedni ludzie zajęli się nielegalną hodowlą, a małe kociaczki oddano do schroniska.
Janek przeżył tam kilka długich, smutnych dni, czując w nosie odór szczekających wrogów większości kotów - psy. Nie widział swoich braci ani sióstr, gdyż ci przebywali w innych "celach". Zieleń oczu małego wypełniła pustka, smutek i samotność. Jedynym zajęciem okazywało się głównie patrzenie w niebo, nasłuchiwanie narzekań kocich boomerów i dostarczanie atrakcji przybywającym Dwunogom.
-... i w taki oto sposób tu dotarłem! Z Janka stałem się Papieżem na twoją cześć, moi Bogowie kochają mnie jak... pięknego i najwspanialszego dziedzica Bożego. Troszkę utyłem, ale za to zdobyłem ten piękny znak - opowiadał historię swojego życia niebieski, mówiąc do jednego z dziesiątek obrazów Jana Pawła II powieszonych w domu dwójki wierzących katolików. Podniósł przednią łapę i pomachał przed pikselowymi oczami Polaka złotym medalikiem w kształcie chrześcijańskiego krzyża. - Nie podoba ci się? Nie masz gustu. To najnowsze miauknięcie mody, nie to co ta czapka na głowie - uznał z lekkim urazem w głosie Papież. Został obrażony przez papierowego człowieka, samą głowę Watykanu! Cóż za poniżenie! Oby Bóg mu wybaczył.
Potruchtał po schodach na dół do swojego legowiska. Słońce przygrzewało, padając swoimi złocistymi promieniami na niebiesko-białe futro pieszczocha.
Minął kilka kartonowych pudeł, wokoło których krzątali się właściciele. Młode małżeństwo, dopiero co po ślubie. Przeprowadzili się do okazałej dzielnicy, więc Papież nie znał żadnego kocura czy kotki w okolicy. Może w którymś z sąsiednich domów znajdowali się Wikunia, Pawełek, Czyżyk czy Pistacja? Tak za nimi tęsknił. Nadal pamiętał tony ich głosów, wspólne zabawy.
Otarł się o nogi swojego Pana, a ten w odpowiedzi pomiział Papieża za uchem.
- Nie martw się, malusi. Przyzwyczaisz się. Poczujesz się tu jak u siebie w domu - powiedział do zwierzęcia. - Wiem, co poprawi ci humor - dodał, kierując się do Jaskini Jedzenia.
Humor od razu wrócił do Papieża. Niebieski pobiegł do kuchni z prędkością światła i usiadł przy srebrnej misce, oczekując na karmę.
Co bowiem nie poprawia pieszczochowi humoru jak nie jedzenie i mizianko?
I cóż, ojca nie poznał, żadnej genetycznej krzywdy nie doznał, mamusia zajęła się piątką ślicznych kociąt na tyle, ile pozwalał jej niedostosowany kojec. Rodzeństwo się zżyło, lecz z dnia na dzień utraciło siebie nawzajem. Prawo i odpowiedni ludzie zajęli się nielegalną hodowlą, a małe kociaczki oddano do schroniska.
Janek przeżył tam kilka długich, smutnych dni, czując w nosie odór szczekających wrogów większości kotów - psy. Nie widział swoich braci ani sióstr, gdyż ci przebywali w innych "celach". Zieleń oczu małego wypełniła pustka, smutek i samotność. Jedynym zajęciem okazywało się głównie patrzenie w niebo, nasłuchiwanie narzekań kocich boomerów i dostarczanie atrakcji przybywającym Dwunogom.
-... i w taki oto sposób tu dotarłem! Z Janka stałem się Papieżem na twoją cześć, moi Bogowie kochają mnie jak... pięknego i najwspanialszego dziedzica Bożego. Troszkę utyłem, ale za to zdobyłem ten piękny znak - opowiadał historię swojego życia niebieski, mówiąc do jednego z dziesiątek obrazów Jana Pawła II powieszonych w domu dwójki wierzących katolików. Podniósł przednią łapę i pomachał przed pikselowymi oczami Polaka złotym medalikiem w kształcie chrześcijańskiego krzyża. - Nie podoba ci się? Nie masz gustu. To najnowsze miauknięcie mody, nie to co ta czapka na głowie - uznał z lekkim urazem w głosie Papież. Został obrażony przez papierowego człowieka, samą głowę Watykanu! Cóż za poniżenie! Oby Bóg mu wybaczył.
Potruchtał po schodach na dół do swojego legowiska. Słońce przygrzewało, padając swoimi złocistymi promieniami na niebiesko-białe futro pieszczocha.
Minął kilka kartonowych pudeł, wokoło których krzątali się właściciele. Młode małżeństwo, dopiero co po ślubie. Przeprowadzili się do okazałej dzielnicy, więc Papież nie znał żadnego kocura czy kotki w okolicy. Może w którymś z sąsiednich domów znajdowali się Wikunia, Pawełek, Czyżyk czy Pistacja? Tak za nimi tęsknił. Nadal pamiętał tony ich głosów, wspólne zabawy.
Otarł się o nogi swojego Pana, a ten w odpowiedzi pomiział Papieża za uchem.
- Nie martw się, malusi. Przyzwyczaisz się. Poczujesz się tu jak u siebie w domu - powiedział do zwierzęcia. - Wiem, co poprawi ci humor - dodał, kierując się do Jaskini Jedzenia.
Humor od razu wrócił do Papieża. Niebieski pobiegł do kuchni z prędkością światła i usiadł przy srebrnej misce, oczekując na karmę.
Co bowiem nie poprawia pieszczochowi humoru jak nie jedzenie i mizianko?
bbb Papież zdobyłeś moje serce
OdpowiedzUsuń