time skip do teraz
Droździ Trel chodził wokoło obozu, ponieważ wpadł na bardzo społeczny pomysł, co jak na burą kulkę strachu naprawdę dziwne. Zazwyczaj ograniczał kontakt z innymi do absolutnego minimum, a teraz? Zapragnął odwiedzić Barwinkowy Podmuch w legowisku starszych, ażeby zwyczajnie... podziękować? Czy tam po prostu okazać wdzięczność za cierpliwość podczas treningów.
Zainspirował go do tego sen. Widział w nim czarnego, tulącego syna Łabędziego Pluska i szeptającego cicho: Już nic ci nie grozi, zabrałem ci cały twój strach. Gdy żółtooki się obudził, po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu odczuł ulgę i spokój, wielkie jak nigdy dotąd. I to przez obecność dawnego mentora w marzeniach sennych.
Klan Gwiazd zlitował się nad brzydkim i paskudnym Droździm Grubasem i postanowił pokazać mu fragment swojej dobroci.
Drozd szukał w obozie i bardzo blisko wejścia czegoś, co stanowiłoby prezent dla starszego i pokazywałoby cień wdzięczności, skierowanej od ucznia ku nauczycielowi.
Chwilę poturlał ubitą kulkę mchu, kichnął przez znalezienie kupki ptasich piór, zwiał daleko od żerującego stada bocianów. Jednym wyjściem z klanu przeżył więcej, niż mógłby kiedykolwiek się spodziewać.
A co jeśli nie znajdzie nic? Przyjdzie z pustymi łapami, a Barwinkowy Podmuch przytuli go z niewielkim uśmiechem na pysku. Zapomni szybko, że dawny podopieczny przyszedł, może jedynie zapamięta drżące z niepokoju ciało burego.
W końcu coś znalazł, coś ciekawego, coś odróżniającego się barwą od reszty otoczenia. Znalazł to pod kamieniem, przygniecione, lecz wygrzebał to zgrabnie czubkiem pazura.
Od razu udał się do starszyzny. Wszedł nieśmiało niosąc w ustach prezent dla mentora. Położył przedmiot tuż przy leżącym Barwinku.
- Wi-witaj... Oto ja - miauknął Droździ Trel, uśmiechając się nieśmiało.
- Czy to... uschły jesienny liść? - zapytał się Barwinkowy Podmuch, patrząc na prezent od dawnego ucznia.
Drozd automatycznie się spiął, patrząc w dół, na czubek własnych łap. Poniżył się, a przecież chciał dobrze. Chciał być dobrze zapamiętany! Chociaż raz.
- J-ja... Tak-k. To liść... Jesienny. Suchy, bo... nie lubi być mokry - palnął bury, czując drżenie wibrysów. - Jest kolorowy.... jak... jak... nasze wspólnie spędzone treningi, c-c-co n-nie? To najbardziej kolorowa rzecz, jaką znalazłem. Gdybym przyniósł kwiaty... zachowałbym się jak... jak.. gej...
Eh, znowu to samo. Oby Barwinek nie odebrał zachowania kocura jako dziwaczne.
<Bawinku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz