Przełknął ślinę, słysząc głos Aroniowej Łapy. Mieli wyjść grupowo na szukanie zabawek dla kociąt. Poza obóz, poza bezpieczny obóz. Wyjść ku obcej przygodzie, ku nieznanemu lądowi (chociaż teren Klanu Klifu znał dobrze, lecz nawet najbliższy spacer stanowił dla burego kilometrowy spacer).
Bał się, zresztą jak zwykle. Czego oczekiwać po nim, po Droździe. Podobno drozdy są zwiastunami dobrej nowiny czy tam długiego życia, ale uczeń wojownika nie czuł się gotowy na dalsze egzystowanie. Skakał z przerażenia na dźwięk najmniejszego szelestu czy złamania gałęzi, a teraz czekało go wyjście po zabawki.
Myśląc o tym wszystkim zemdlał, widząc przed żółtymi ślepiami przerażone spojrzenie siostry.
Bał się, zresztą jak zwykle. Czego oczekiwać po nim, po Droździe. Podobno drozdy są zwiastunami dobrej nowiny czy tam długiego życia, ale uczeń wojownika nie czuł się gotowy na dalsze egzystowanie. Skakał z przerażenia na dźwięk najmniejszego szelestu czy złamania gałęzi, a teraz czekało go wyjście po zabawki.
Myśląc o tym wszystkim zemdlał, widząc przed żółtymi ślepiami przerażone spojrzenie siostry.
teraz
Siedział przy wejściu do obozu, czekając na Mleczny Płatek. Tym razem mieli we dwójkę zająć się patrolowaniem terenu, żeby skontrolować dobrostan okolicy, ewentualnie zatłuc przypadkowych samotników, wojowników z innych klanów. Bury zastrzygł uszami, słysząc dziwne dźwięki wieczorowej pory.
Nie, nie uda mi się. Znowu zemdleję, jak wtedy. To się źle skończy, wszystko się źle skończy. Mlecznemu Płatkowi coś się stanie. Muszę się izolować, by nikt nie ucierpiał - myślał pełen paniki wewnątrz. - Ty paskudo, ukryj się w krzakach...
Ciągle siebie dołował, widząc jednocześnie bezsens tego. Co przyniesie mu takie myślenie? Spotęguje tylko strach i ukryje nadzieję o przemianie w kogoś pewnego swojego losu.
- D-d-drozd-d? - usłyszał głos Mlecznego Płatka. Buremu pozwoliło to na przerwanie ciągu pesymistycznego toku rozumowania własnego siebie.
Droździ Trel wziął głęboki oddech, czas na spędzenie czasu z bratem i pokazanie mu, że nie trzeba się bać rodzeństwa.
- Przyszedłeś, cie-... - Drozd przełknął ślinę. Dalej, pokaż siłę! Pokaż innego siebie, chociaż raz, chociaż przy nim. - ... Cieszę się. Idziemy przed siebie i trzymamy się razem...- kontynuował, mówiąc szybko.
- Po-powtórzysz? Nie zro-zrozumia-ł-łem ci-cię - wyszeptał Mleczny Płatek.
- Musimy. Być. Razem - mówił bury, próbując uspokoić drżenie własnego pomiaukiwania.
W końcu wyszli, idąc równym tempem, łeb w łeb. Nie szli w przeciwnych kierunkach, ciepła ich ciał dodawały braciom wzajemnej otuchy.
Im dalej od obozu, tym w Droździm Trelu wzrastała coraz większa panika. Nie chciał kroczyć dalej, tylko myśl o wielkim niebezpieczeństwie dodawała nieco motywacji ciemniejszemu z rodzeństwa, bo bez patrolu skaże Klan Klifu na zagładę.
Nagle zauważył wielki cień, kroczący ku nim. Wydawał strasznie głośne dźwięki, od których miejscowe ptactwo wzleciało ku ciemniejącemu niebu, pokrywającemu się z sekundy na sekundę coraz większą ilością gwiazd.
- MLECZNY PŁATKU! UCIEKAJ! ON NAS ZABIJE!! - krzyknął Droździ Trel, patrząc przerażony na współtowarzysza.
Znajdowali się w ogromnym niebezpieczeństwie.
<brat?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz