*Pora Nagich Drzew*
Bolące stawy wciąż doskwierały Konopi, jednak Wschód ani nikt wśród ich społeczności, nie znał dokładnej przyczyny jej stanu. Znany jedynie był czas, gdy stan szylkretowej kotki zaczął się pogarszać. Sprawy nie ułatwiał również fakt Pory Nagich Drzew, która zawitała do lasu.
— Bocian, myślisz, że ja umieram?
Jej pytanie wyrwało go z transu wielu myśli. Jego chłodne spojrzenie przeszyło kotkę jeszcze bardziej niż mróz i silny wiatr. Koniuszek jego ogona lekka drgnął z irytacji.
— Lisi bobek. Zadałaś głupie pytanie. Oczywiście, że nie umierasz. To pewnie przez wiek, tak ci się pogorszyło. Jeszcze będziesz latać po obozie za swoimi kochasiami.
Sam nie wiedział, czy było to kłamstwo, prawda, czy zaprzeczanie. Stan wojowniczki był ciężki i nie wiadomo, czy jej się polepszy wraz z upływem księżyców. Jednak czy kotka miała odejść? Rozpłynąć się w pustce? Wąsy Bociana lekko drgnęły. Ta wizja nie była przyjemna.
— Skoro tak twierdzisz, mysi bobku. — mruknęła zamyślona, kładąc głowę na łapach. Dwójce kotów skulonym w jednym gnieździe, było znacznie cieplej. Mogli tak zostać do wieczora, skoro i tak szylkretowa nie będzie miała ochoty na jakiś śmieszny wypad. — Co słychać?
Typowe pytanie, a jednak mogące rozpocząć rozmowę. Bocian również ułożył głowę na łapach i otulił się mocniej ogonem, żeby było mu jeszcze cieplej. Wzrok utkwił na przyjaciółce.
— Znośnie. Chociaż patrole podczas Pory Nagich Drzew, to moje znienawidzone zajęcie. — mruknął. — A ty co robisz, poza lenieniem się w posłaniu? Pogodziłyście się z Ostróżką.
Sprzedała mu kuksańca.
— Jak wszystkie. — odpowiedziała na jego pierwszą wypowiedz, a potem kontynuowała z westchnieniem. — Wciąż nie chce ze mną rozmawiać.
Bocian wywrócił oczami. Ostróżka działała mu już na nerwy. Jak długo można się złościć na własną siostrę? Gdyby była po stronie ich małej grupki rebeliantów i sprzeciwiałaby się zasadom rybojadów, to może udałoby jej się również uciec. Tak czy siak od tamtej niewoli minęło sporo czasu i chowanie urazy przez kotkę nie było na miejscu.
— Zawsze możemy ją zmusić. — polizał się w łapę. Konopia obdarzyła go ostrym spojrzeniem, na co jedynie wzruszył barkami. — No już okej. Mam inny pomysł. No chyba, że się boisz, cykorze.
Wojowniczka prychnęła.
— Ja się niczego nie boję.
— W takim razie, co powiesz na to, żeby zrobić kawał? Jak za starych czasów. — posłał jej wyzywające spojrzenie, ciekaw, czy odmówi.
— Bocian, myślisz, że ja umieram?
Jej pytanie wyrwało go z transu wielu myśli. Jego chłodne spojrzenie przeszyło kotkę jeszcze bardziej niż mróz i silny wiatr. Koniuszek jego ogona lekka drgnął z irytacji.
— Lisi bobek. Zadałaś głupie pytanie. Oczywiście, że nie umierasz. To pewnie przez wiek, tak ci się pogorszyło. Jeszcze będziesz latać po obozie za swoimi kochasiami.
Sam nie wiedział, czy było to kłamstwo, prawda, czy zaprzeczanie. Stan wojowniczki był ciężki i nie wiadomo, czy jej się polepszy wraz z upływem księżyców. Jednak czy kotka miała odejść? Rozpłynąć się w pustce? Wąsy Bociana lekko drgnęły. Ta wizja nie była przyjemna.
— Skoro tak twierdzisz, mysi bobku. — mruknęła zamyślona, kładąc głowę na łapach. Dwójce kotów skulonym w jednym gnieździe, było znacznie cieplej. Mogli tak zostać do wieczora, skoro i tak szylkretowa nie będzie miała ochoty na jakiś śmieszny wypad. — Co słychać?
Typowe pytanie, a jednak mogące rozpocząć rozmowę. Bocian również ułożył głowę na łapach i otulił się mocniej ogonem, żeby było mu jeszcze cieplej. Wzrok utkwił na przyjaciółce.
— Znośnie. Chociaż patrole podczas Pory Nagich Drzew, to moje znienawidzone zajęcie. — mruknął. — A ty co robisz, poza lenieniem się w posłaniu? Pogodziłyście się z Ostróżką.
Sprzedała mu kuksańca.
— Jak wszystkie. — odpowiedziała na jego pierwszą wypowiedz, a potem kontynuowała z westchnieniem. — Wciąż nie chce ze mną rozmawiać.
Bocian wywrócił oczami. Ostróżka działała mu już na nerwy. Jak długo można się złościć na własną siostrę? Gdyby była po stronie ich małej grupki rebeliantów i sprzeciwiałaby się zasadom rybojadów, to może udałoby jej się również uciec. Tak czy siak od tamtej niewoli minęło sporo czasu i chowanie urazy przez kotkę nie było na miejscu.
— Zawsze możemy ją zmusić. — polizał się w łapę. Konopia obdarzyła go ostrym spojrzeniem, na co jedynie wzruszył barkami. — No już okej. Mam inny pomysł. No chyba, że się boisz, cykorze.
Wojowniczka prychnęła.
— Ja się niczego nie boję.
— W takim razie, co powiesz na to, żeby zrobić kawał? Jak za starych czasów. — posłał jej wyzywające spojrzenie, ciekaw, czy odmówi.
<Konopio? Dziękuję za sesję, to była czysta przyjemność>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz