BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

31 lipca 2021

Od Kawki CD. Burzowej Nocy

Kawka położył zażenowany resztę tego co pozostało mu z uszu. Liczył, że kotka nie widziała jego niezgrabnego polowania. Wyprostował się i chrząknął. Nie mógł się jąkać jak Wilczak na drzewie.
— Do przodu jakoś. — odparł, uciekając wzrokiem od niebieskiej.
Nie mógł gapić się na nią jak debil.
— Jakoś...? — mruknęł Burzowa Noc. — Wyglądasz jak chodzący kościotrup. — miauknęła z lekkim rozbawieniem.
Jej brwi wesoło uniosły się do góry, a spięcie jakie jeszcze uderzenie serca panowało na pysku kotki zniknęło. Wzrok kocura skupił się na bliźnie na poliku niebieskiej. Patrzenie na nią było łatwiejsze niż prosto w brązowe ślipia. Kawka uniósł ogon do góry, próbując odgonić myśli od kotki.
— Więc ta wariatka została wywalona? Czemu Piaskowa Gwiazda tak długo zwlekała?
Burza przewróciła ślipiami.
— Sama nie wiem. Chyba mózg jej się czasem przegrzewa od tej rudej fanaberii. — prychnęła Burzaczka.
Jej ogon drgnął nerwowo. Kawka zaciekawiony zmrużył ślipia.
— Rudej fanaberii? Fajnie się bawicie w tym Klanie Burzy. — mruknął.
Burzowa Noc prychnęła, posyłając mu zirytowane spojrzenie.
— Weź. Na łeb upadła. Albo dostała kamieniem za młodu. Załamka. To tylko brzmi śmiesznie. Ale gdybyś to widział. Na Klan Gwiazd. Te rude wywłoki moczą tyłki w piasku całe dnie. Jeszcze jęczą jak kotki w rui. — zaczęła stękać Burza, chodząc nerwowo w kółko.
Kawka skrzywił się.
— I nikt z tym nie robi? Jesteście gorsi niż Wilczaki. — prychnął z lekkim rozbawieniem.
Burzowa Noc zmroziła go spojrzeniem.
— Może nie masz takich boityłków jak ja w klanie.
— Pewnie tak. — odparł dumnie.
— Pewnie ten kremowy uczeń medyka faszeruje te ptasie móżdżki jakimś ziołami... Nie ma opcji, żeby byli aż tak ułomni. Rozumiesz! — ostatnie słowo brzmiało bardziej jak rozkaz niż pytanie z pyska niebieskiej.
Kawka kiwnął łbem od niechcenia. Dobrze wiedział, jak tępe potrafią być klanowe koty. Cieszył się, że sam już nim nie był. Był wolny. I często głodny, samotny i bez opieki medycznej, ale to przy wolności jaką posiadał było niczym. Uniósł dumnie łeb do góry.
— Może sama powinnaś wziąć tych mysi głąbów do kupy. — stwierdził nieśmiało.
Burzowa Noc spojrzała na niego zaskoczona.
— Myślisz, że dałabym radę? Niektórzy to naprawdę ciężkie przypadki... — westchnęła ciężko.
Kawka zaśmiał się cicho. Nie wątpił. Niebieska wariatka była tego najlepszym przykładem. Spojrzał niepewnie na Burzową Noc. Także rozbawiona spoglądała na niego. Czarny westchnął cicho. Gdyby Burzowa Noc tylko była samotniczką... mogliby cały czas być razem. Śmiać się z klanowych mysich bobków, polować, spacerować po niekończącym się lesie... wspólnie zasypiać w jednym legowisku. Gdyby tylko była wolna jak on...
Szybko speszony pokręcił energicznie łbem. Musiał wyrzucić tą myśl z głowy szybko. Zanim palnie coś głupiego. Burzowa Noc spojrzała na niego zdziwiona. Kawka uciekł wzrokiem spod spojrzenia jej pary brunatnych ślip.
Należeli do dwóch różnych światów.
On wychudzony włóczynoga, ona pracowita wojowniczka.
— Aż tak się przejąłeś tymi kupami futra? — mruknęła do niego Burza.
Kawka pokręcił łbem.
— Nie. No co ty. Pf. — odparł zmieszany. — Cieszyłem się pięknem pory zielonych liści.
Brązowe ślipia nie wyglądały na przekonane.
— Patrząc na własne łapy?
— A nie są ładne? — uniósł do góry ubłocone kończyny.
Burza pokręciła łbem. Uśmiechnęła się lekko.
— Dobrze cię widzieć, Kawko. — miauknęła nagle.
Czarny speszył się tymi słowami. Kotka chyba też. Niezręczna cisza wkradła się pomiędzy nich.
— N-no wiem. — burknął w końcu z udawaną pewnością.
Kotka westchnęła.
— Ale z ciebie narcyz. — mruknęła, kopiąc grudkę lepkiej w ziemi w stronę kocura.
Kawka prychnął, odskakując od niej.
— Głupia jesteś? A co jak są w niej robale? — drący głos zdradził jego obawy.
Burzowa Noc uśmiechnęła się wrednie i posłała w jego stronę jeszcze parę błotnistych ciapek.


* * *

Minęło wiele księżyców odkąd ostatnio widział Burzową Noc. Pory roku mijały, a na pysku Kawki pojawiły się pierwsze siwe włosy. Czuł się staro. Nawet Psia Łapa żwawo hasając, zupełnie jakby sam był jeszcze nastolatkiem, mu to wypominał. Kawka zatrzymał się. Wysychająca kałuża była jedyną pozostałością po wczorajszej burzy. Znikała powoli, wchłaniając się w ziemię. Czarny westchnął, mocząc w niej łapę.
Może powinien odwiedzić Klan Wilka. Ostatnio coś Klan Gwiazd się na nich gniewał. Kawka zastanawiał czym Wróbelek im tak podpadł. Spojrzał niechętnie w stronę lasu. Po płonącej kotce chyba jednak wolał się trzymać otwartych terenów. Postawił niepewnie łapę na polanie. Smród królików uderzył w jego nozdrza. Skrzywił się. Miał nadzieję, że Burzowa Noc nie śmierdziała tak samo.
— Ej! To ten przybłęda z kiedyś! Ten bez uszu! — rudy wojownik wyskoczył jakby znikąd.
Kawka spojrzał na niego zaskoczony. Nie tego się spodziewał. Rudy prychnął na niego, wyciągając pazury. Jego pomarańczowe ślipia płonęły gniewem. Kawka zrobił krok w tył. Może i byli w podobnym wieku, ale rudzielec wyglądał na o wiele lepiej odżywionego.
— Może to nasz morderca...? Burzowa Noco! Weź się pospiesz! — warknął za siebie.

<Burza?>

Od Felixa [...]

  jakiś czas temu zważając na to że już byłam na oazie

  Następne hałasy. Doskoczył do drzwi w jak najszybszym tempie. Przyszli. Wrócili. Przez dwa dni niczym w piekle, musiał siedzieć w łazience. Najgorsze co mogło go kiedykolwiek spotkać. Przerażające. Straszliwe. Zbyt spokojne. Czyli w sumie to samo. Istna tragedia, na takie czyny tylko zuchwałe osoby były zdatne. Jakim cudem potrafili wytrzymać psychicznie go torturując? Miał niby jedzenie, wodę. Ale przygód oraz ciekawych przeżyć jak na lekarstwo. Maluteńko. WOGÓLE. Miał ochotę zagryźć, zamordować… 
- KICIUUUUUŚ!- wrzask najmłodszej uspokoił go nieco. Zaczął miauczeć, darł się na połowę osiedla. 
- Ja też go chcę, jesteś egoistyczna- warknęła średnia, jak tylko dzieciak wziął go na ręce. Zaczął się wyrywać, ale bez skutku. Była zbyt silna. 
- Ja go pierwsza miałam! - prychnęła do siostry niebieskooka, odchodząc na bezpieczną odległość. 
- Uh… Idę schować rzeczy. "Atramentowa śmierć" została w aucie? Tataaaaa, muszę rozpakowywać swoje rzeczy z walizki? Przecież mogę z nią jechać na oazę… - zaczęła swój wykład już trochę wkurzona średnia, biorąc się za wszystkie książki oraz gadżety. Miała całą stertę. Ujrzał wnet w drzwiach najstarszą z całej gromady.
- Weź jeszcze te rzeczy z auta- powiedziała do męża i zajęła się swoim ukochanym kotkiem. Był wybawiony. Zastał do raju.

***


Podrapał. Zdarzało mu się to często, jednak teraz młode ryczało. Z natłoku spraw nawet nie widział które, starsze czy młodsze. Było to zresztą bez znaczenia, czuł po prostu wyrzuty sumienia. Okropne. Ściskało mu serce, gdy przechadzał się lekko po krawędzi ulicy. Niezbyt ruchliwej, ale musiał uważać. Zawsze potwór mógł wyskoczyć zza rogu i wtoczyć się na Drogę Grzmiotu jakby nigdy nic. Jechał już kilka razy tym stworem i było całkiem całkiem, gdyby nie to, że akurat trasa szła do Obcinacza. Mu jeszcze nic nie uciął, ale słyszał wiele historii, których nikomu nie opowiadał. Nie chciał uchodzić za niekulturalnego czy obleśnego. Byłoby to straszne, bo w końcu miał być podziwiany w okolicy!!! Był ładny, zawiadiacki, atrakcyjny… Istniały wady, lecz o nich nic nie mówił. Byłoby to na jego niekorzyść, a z życia należało łapać plusy. Same, wspaniale plusy. Był optymistą, lecz również szczerze bardzo lubił przesadzać. Nie powinien? Odpowiedź brzmiała tak, ale znowu potrafił powiedzieć nie. On mówił aż za dużo. Nie zawsze fajnych rzeczy. 



Od Brzoskwinki

 gdy jeszcze lis żył
Życie w strachu było nudne. Ciągłe obawy, ból tyłka o wszystko. Każdy jakby miał o coś pretensje. Ona miała ich bez liku, lecz wolała być w tej kwestii coraz ciszej. Kłótnie tworzyły coraz nowsze podziały. Zawsze tak było, zawsze tak będzie. I kropka. Odruchowo obróciła się w stronę Jabłka. On od kiedy pamiętała był dla niej wzorem kłótni. Kłótni wiecznej. Takiej… Która nigdy nie zniknie. Będzie dalej wisieć pomiędzy nimi niczym pajęcia sieć, łapiąc co jest po drodze. Rzadko odzywała się do niego bez dorzucenia “mysi móżdżku” czy “lisi bobku”. Tak jakoś wyszło. A teraz jeszcze miała iść z nim na patrol! Jakieś niedociągnięcie przepraszam bardzo! ONA miała iść z jej znienawidzonym bratem? A w życiu! Ten dupek niech się wypcha głęboko. Miała go dość, dopiero co wczoraj się kłócili. Padło kilka niefajnych słów i w ogóle…
- Chodźmy!- miauknął podekscytowany kocur, uśmiechając się szeroko. Zawarczała cicho. Niech tylko scen nie odstawia. Szli razem z Konopią, ale ona trzymała się od takich z daleka. Może wiedziała, że kombinacja "Brzoskwinia i Jabłko" jest dość niebezpieczna, albo wolała trzymać się z dala bo jakoś nie miała ochoty na gadanie. Niebieska zresztą też niezbyt by chciała ją zagadać. Byłoby to bezsensowne. Tak jakby spróbować powiedzieć coś ptakowi i czekać na odpowiedź. Nie przypominała sobie żeby kiedykolwiek od tak rozmawiała z Konopią, więc to porównanie było dla niej odpowiednie. 
- Idziemy ku Ogrodzeniu, ale w tamtą stronę, nieprawdaż?- przypomniał jej Jabłko, gdy skręciła w złą ścieżkę. Prychnęła mu prosto w twarz. 
- Wydawało mi się, że coś poczułam mysi gnoju! Odczep się- warknęła do niego. Naburmuszony kremowy wymamrotał coś pod nosem i ruszył dalej, bez zaczepki czy dalszego przemyślenia sytuacji. Uśmiechnęła się pod nosem. Debil dał jej spokój a to już coś. Czasem potrafił mieć pretensje o byle gówno za przeproszeniem, a ona tego nie potrafiła znieść. Miała ochotę mu przywalić na tyle mocno, żeby zamknął ten pysk i uciekł gdzie pieprz rośnie. Święty spokój, szczęście, tylko to by wtedy czuła. Raczej żadnego żalu, bo w końcu ten kot zniszczył jej relacje z ojcem świętej pamięci. Ciekawe gdzie teraz był. Latał w przestworzach? Błądził jako duch? Bardziej możliwą opcją była ta pierwsza, bo nigdy nie widziała mgiełki unoszącej się jak jakieś złudzenie. Rozpoznałaby go. A co, jeżeli nie? Musiałaby przełknąć gorycz i iść dalej. Nie była typem kota, który załamywał się bez powodu. Nie udało się, cóż, trzeba było ruszyć do przodu a nie załamywać się “bo przeżyłam, przeżyłem to i to”. Wiele kotów przeżyło, nawet czasem nie było tego po nich widać. Oczywiście, po niej dało się zauważyć. Niegdyś słodki, malutki kociak (niemalże opluła się o tym myśląc) a teraz taka… Czasem nieprzyjemna. Musiał to przyznać każdy, bo inaczej kazałaby mocno zaprzeczyć. Nie wolno przecież kłamać! Szczerze? Coraz to częściej miała wylane na wiele rzeczy, na które podobno miała zwracać uwagę. Do tej pory nie wiedziała o co mogłoby chodzić. 
    Obróciła się w stronę jakże wiekowej Konopii. Zganiła się w myślach. Wiekowa to była Szyszka. Jednakże, czarna szylkretka wpatrywała się w nią oraz jej brata z zaciekawieniem, chyba szukając wyjaśnienia ich zachowania. Do tego zbliżyła się. Brzoskwinka zaczęła warczeć. Nie lubiła, jak ktoś wtykał nos w nie swoje sprawy. Teraz te sprawy przybrały wzór pszczelego gniazda, a do niego nie należało zaglądać. 
-Co się gapisz?! - sypnęło wściekła. - Tak ciekawe są kłótnie, które nie powinny cię obchodzić??? Na co innego się patrz! Bo za chwilę ci gały wypadną! Nie oślep! - zaczęła się drzeć. 
- Spokojniej… - próbował ją uspokoić Jabłko, ale ona tylko posłała w jego stronę kurz.


<Konopia?>

Od Jałowcowego Świtu Cd Splątanego Futra

    Płacząca Splotka. Widział to po raz pierwszy. Instynkt mu powiedział, by ją przytulić. Stworzyć kokon i chronić przed światem, który czasem był taki okrutny. Nie wiedział o co jej chodziło, jednak chciał ją otoczyć troską . Przed czymkolwiek czym to było. Momentalnie zbliżył się tak, że czuł jej ciepło. Polizał ją kilka razy po uszach. Jak on miał ją pocieszyć? W jaki sposób? Nie wychował dobrze córki. Wyrosła na kogoś, kto chyba nie poczuł prawdziwej przynależności i może nawet miłości? Chciałby naprawić swoje błędy, ale to było niemożliwe. Westchnął cicho. Nie nadawał się do niczego. Nawet do pocieszania. Sam siebie ostatnio nie potrafił a teraz? Problem miała Splotka. Była dla niego bardzo ważna, lecz ostatnio czuł jakby się oddalali. Rzadko rozmawiali, a często kotka potrafiła być w złym nastroju. Teraz stało się coś poważnego. A on nie potrafił niczego zdziałać? Po prostu? Był do bani. Nic mu się w życiu nie udało.
- Już… Ciii...Wszystko będzie dobrze…- zaczął przemawiać kojącym głosem tuląc się dalej do szylkretowej kotki. Raz poczuł jak chciała go odepchnąć, ale jednak potem przyjęła jego zachowanie. Łkała dalej.
- N-nie musisz mi mówić co się stało kochana… Postaram się pomóc… Jest coś, co bym mógł dla ciebie zrobić?- zapytał cicho. Pociągnięcie nosem niestety nie pomogło mu w odszyfrowaniu odpowiedzi. Westchnął po raz drugi. Biedna mała. Nie wiedział jak pomóc, starał się zachować spokój, chociaż  czuł narastającą panikę. Co jeżeli powie coś źle?
- Skoro tak… Mogę tutaj dalej być? Jak ochłoniesz, możemy postarać się porozmawiać. Zrozumieć. Przy kryzysie zawsze jest potrzebny drugi kot…- mówił dalej aż zaschło mu w gardle. Właśnie, ktoś zawsze był potrzebny. A jeżeli za mało spędzał czasu ze Splotką? Przez to mogła zostać narażona na odczucie samotności, złej samooceny i tak dalej…
- M-możesz…- wyszeptała kotka, starając się opanować,. Wyobraził sobie, że te wszystkie łzy były gromadzone przez całe jej życie. Rozumiał to. On płakał często, a jej w takim stanie nie widział. Spojrzał na nią. Przestała. Teraz wystarczyło poczekać.
- Dasz radę się gdzieś przejść? Tu… Jest za dużo kotów. Jeszcze oberwiemy jeżeli obudzimy kogoś. A szczególnie Piaskową Gwiazdę- zastrzygł uchem. Kotka skinęła głową. Widział pewne ociąganie, ale jednak się nie dziwił. To co się działo, mogło być straszne. Ból wewnętrzny mógł ją bardzo pochłonąć. Nie wiedział jeszcze w jakim stopniu. Po prostu nie wiedział…
Ruszyli w stronę wyjścia, wcześniej patrząc czy akurat wartownicy nie zechcieli podejść bliżej oraz przyjrzeć się z zaciekawieniem temu jednemu miejscu. Nikt. Cisza. Przemknął delikatnie poza obóz, tam nikt nie mógł ich podsłuchać czy zepsuć atmosfery. Spojrzał się w tył. Szła. Trwała dalej pomimo problemu. Cieszył się z tego powodu, bo zrozumiała, że to nie będzie zwykła strata czasu. Nie wychodzili na spacer, tylko poważną rozmowę. Nie wiedział co się stanie. Znowu powtórzył te słowa. Nie był pewien. Nie wiedział. Najgorsze co mogło mu się przytrafić, to właśnie taka sytuacja, gdzie nie wiedział czy robił coś dobrze i będą jakieś owoce. Drżał na samą myśli, że pogorszy sytuację. Że… Właśnie co będzie? Splotka się w czymś pogrąży? Nie chciał, by sięgnęła po kocimiętkę, zatopiła w czymś strasznym. Chciał pomóc.
- Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć. Ja nie rozpowiadam. Umiem zachować tajemnicę. Zbyt dużo miałem ich na sercu i dalej mam. Już spokojnie. Będzie dobrze- starał się ją uspokoić. Splotka siedziała cicho, jakby nie chciała wyjawić niczego. Rozumiał. Potrafił zrozumieć. 

- Dasz sobie radę. Jesteś silna, mądra, zabawna, pomysłowa…- wyliczał. Dalej zero reakcji.- Jesteś kimś wyjątkowym! Dla mnie zawsze będziesz! Kocham cię jak przybraną córkę! Staram się ciebie wspierać, co robię źle? Zawsze możesz mi powiedzieć. Nie bój się! Tylko o to chodzi! Dalej masz do mnie pretensje o to Zgromadzenie? Ja… Rozumiem. Zachowywałem się jak skończony debil, jestem do bani! Ale ty nie! Jesteś wspaniała! Cokolwiek się stało, wiedz, że cię wspieram! Może to dla ciebie nic, lecz ktoś obok zawsze powinien pomagać. Wtedy masz kota, któremu możesz się wygadać z trudnych spraw. Dasz mi szansę? Ja… Naprawdę cię kocham. Chciałbym, żebyś była moją przybraną córką. Pewnie ci się ta możliwość nie spodoba, ale… Uh, wiedz, że ci zawsze pomogę! Porozmawiam! Zrezygnuję z czegokolwiek, nawet gdybym musiał potem oberwać, by po prostu dać ci wsparcie. Jeżeli nie chcesz… To przynajmniej daj mi szansę i opowiedz co się stało. Pomogę ci z całych sił. Poświęcę się dla ciebie. Zależy mi na tobie!- skończył, wtulając się w kotkę. Czuł nagły przypływ specjalnej troski. Chciał dla niej jak najlepiej… Na tym polegała miłość? To samo czuł, gdy niósł w swoim pysku małą Biedronkę. Jak chciał być dla niej jak najlepszy, a się nie udało.


<Splotka? <<3>


Od Jałowej Łapy

Młody kocur drżał. I nie, tym razem to nie był strach przed tym, że przebywa w legowisku medyka, czekając na te zielone obrzydlistwa. Chyba po raz pierwszy się bał tak bardzo. Już nie liczyła się kara od Piaskowej Gwiazdy (wciąż spoglądając na Rozżarzonego Płomienia, bo takie imię otrzymał, na jego pysku pojawiał się chytry uśmieszek), ale to co dzisiaj ujrzał zdecydowanie nie było miłym widokiem. Tak czy inaczej, to było tak:
Nałożono na niego więcej polowań, sprzątanie obozu i legowisk, wiecie, tego typu bzdety. Wyszedł więc na już trzecie polowanie. Skierował się tam, gdzie znajdował się ten opuszczony potwór, bo od dawna tam nie chodził, z resztą lasek był pełen zwierzyny. Jego mentorka wyszła wcześnie rano aby również zapolować. Kiedy wszedł do owego lasu, zamiast zapachu myszy, ptaków i listowia uderzył w niego odór kociej krwi. Pobiegł jak prawdziwy zając, omijał drzewa i przeskakiwał nad pokrzywami.
Obok krzaku z jeżynami leżała właśnie Miodowy Obłok. Kiedy ujrzał jej ciało opanował go lęk. Miała na ciele różne głębokie cięcia, a jej gardło było rozgryzione. Na ziemi, na tej samej ziemi wśród traw na której uczyła go polować na ptaki jeszcze niecały księżyc temu rozlewała się czerwona krew. Na samym początku chciał biec aby ostrzec o jakimś wielkim zwierzu, lecz rany na jej ciele były bez wątpienia zadane przez kota. Takich śladów pazurów nie ma inne zwierzę. Najbardziej przerażającym faktem było jednak to, że nie czuł żadnego zapachu który mógłby pochodzić od kota z innego Klanu. Zadrżał na tę myśl ponownie. To znaczyło że morderca...
...jest w Klanie Burzy.
Ta myśl go przerażała najmocniej.
Morderca jest w Klanie. Może uderzyć kiedy tylko chce.
Może nawet niego.
Chociaż..
Dobra, wyjdźmy może z głowy Jałowej Łapy.
Sam szary kocur siedział w legowisku medyka, roztrzęsiony. Jeżowa Ścieżka szykował dla niego zioła na uspokojenie, tym razem nie protestował. Czuł się po prostu jak zbity kłębek nerwów.
Czy świat mi się wali na głowę? – pytał sam siebie, wpatrując się we własne łapy. – Najpierw to uciekanie i nienawiść Żaru, później pobicie, parę dni temu pożar, teraz morderstwo niewinnej..
Był to jedyny moment jego życia gdy rzeczywiście chciał płakać, chciał by słone łzy spłynęły mu po policzkach i nawilżyły ziemię. Wyrwać z siebie żałosny i słaby jęk smutku, a później się wtulić w futro brata, albo..
No właśnie. Miodowego Obłoku.
Odsunął od siebie te myśli. Nie chciał być smutasem. Bycie smutasem nie było drogą, z jaką przyszedł na świat. Być może takie koty jak Wilcza Łapa tak, ale on po prostu potrzebował przerwy. Zdecydowanie.
– Weź to Jałowa Łapo. – miauknął ze szczerym (albo dobrze udawanym) spokojem w głosie Jeżowa Ścieżka.
Przed nim leżały jakieś zioła, wydawało mu się że widzi tam.. No, rumianek i to tyle. Reszta to jakieś liście, łodygi. Wyglądały na wzięte pierwsze lepsze ze składziku. Kiedy pochłonął pierwsze jego mina wyglądała jakby połknął zgniłą wronią karmę, która leżała na słońcu ostatnie dwa tygodnie a później została obsikana przez psa. Skrzywił się potwornie, a Jeżowa Ścieżka westchnął, dodając do ziół miód.
Wciąż miał grymas na twarzy, ale przynajmniej to zjadł bez wymiotów.
Po tym, już nieco mniej nerwowy zaczepił przy stosie zwierzyny Koperkowy Powiew. Wydawało mu się to najbardziej oczywistym wyborem, w końcu syn Miodowej wiedział o tym najwięcej.
Jednak to, o czym mówił nie było zbyt ciekawe. Wydawał się być równie zagubiony co on. Gadał coś o opętaniach (phi, co to za głupoty, Mroczna Puszcza, jeszcze czego), o tym kogo Miodowy Obłok nie lubiła i że faworyzowała swoją córkę... bla, bla bla. Wolałby mieć już wszystko na tacy, ale cóż, to życie.
Powiedział też jakie osoby miały z nią na pieńku, to było już ważniejsze; zachował to wszystko jednak dla siebie. Nie był mysim móżdżkiem. Gdyby choćby najmniej istotne informacje dostałyby się w łapy wroga nie skończyłoby się to dobrze. Może nawet zostałby trupem. Brr.. Zimnym trupem w kałuży krwi.
Szczerze? Nie bał się śmierci, ani tego co później. Może zniknie? Zostanie duchem? A może jeszcze odrodzi się i tak aż świat się nie skończy. Nie obchodziło go to. Wyżyje się tutaj, poczeka aż Sasanek zdechnie i będzie mieć idealne nieżycie.
Jałowa Łapa chodził po obozie, kręcił kółka, obserwując inne koty. W międzyczasie widział zestresowaną Króliczy Sus, karmiącą swoje kocięta i Świerszczowy Skok który ją pocieszał, chowającą się w tle Wilczą Łapę, Gliniane Ucho, który gadał coś od czapy i... Splątane Futro z Pyskatką pytające różne koty? Czyżby też robiły śledztwo?
Nie wiedział. Był już zmęczony. Wszedł do legowiska uczniów się zdrzemnąć. Już miał nadszarpnięte zdrowie psychiczne.
Położył się na swoim legowisku, lecz sen nie przychodził. Dopiero podczas liczenia królików zasnął, co przyniosło mu ulgę.
Obudził się, odwalił poranną toaletę, widząc jak mentorka siedzi obok wyjścia z obozu. Po krótkim przywitaniu wyszli. Szedł zapolować, a kocica szła tuż obok niego.
Wyglądała jak zawsze. Niski wzrost i dość dużą waga, bardzo jasne futro z kremową maską, łapami, uszami i ogonem. Gdzie nie gdzie cętki i niebieskie oczy, no i oczywiście wiecznie otwarty pysk. Być może tamto było tylko złym snem?
– Chodźmy do lasu. Tam będzie mnóstwo zwierzyny.
– Okej, Miodowy Obłoku.
Wypatrywał zwierzyny, gadając i śmiejąc się. Rozmawiali ze sobą na dosłownie wszystkie tematy, zaczynając od marudzącej starszyzny dochodząc do pięknego odcienia trawy po której szli.
Gdy wchodzili do lasku, ten tętnił życiem. Dosłownie przed nimi wystartowała wiewiórka, a Jałowek po krótkiej gonitwie go złapał i zakopał.
– Brawo! Idź w tamtą stronę – wskazała ogonem w lewo – a ja pójdę tam. Spotkamy się tutaj, gdy złapiemy przynajmniej dwie sztuki zwierzyny, ta wiewiórka się nie liczy! – dodała na koniec gdy na twarzyczce Jałowej Łapy zagościł uśmiech.
Poszedł oczywiście tam gdzie miał. Od razu zauważył grupkę ptaków, dziobiących orzechy. Rzucił się bez wahania na nie, a w łapach został mu tylko wróbel, którego złapał w pysk i zabił. Wykopał w ziemi dziurę, rozkopując kępkę uschniętej trawy i zakopał w niej zwierzątko.
Kolejna zdobycz wręcz wypchała mu się na łapy. Mysz nawet nie uciekała. Ma takie szczęście! Z satysfakcją odkopał wróbla i poszedł do wskazanego miejsca.
I czekał. Czekał, czekał, słońce sunęło po niebie. Znudzony liczył kwiaty na krzaku róży.
Gdzie ona jest? – pytał sam siebie. W końcu, ponownie zakopał zdobycze i poszedł tam, gdzie mentorka.
Poczuł zapach krwi, pobiegł w jego kierunku przerażony. Miodowemu Obłokowi się coś stało! Mijał drzewa, straszył ptaki aż..
Tutaj.
Akurat tutaj, przy tym samym jeżynowym krzaku leżała Miodowy Obłok, jakby spała. Tylko rozszarpane gardło i kałuża krwi zdradzały, że jest z nią coś nie tak.
Zaczął biec, i to jak! Czuł się jak prawdziwy królik, śmigał szybciej niż cokolwiek co widział w życiu, dopóki nie usłyszał śmiechu.
Znacie taki gardłowy, złośliwy i mroczny śmiech złoczyńcy? No właśnie. Nagle nogi i ciało zaczęło niebieskiemu ciążyć, jakby miał na plecach usypaną górę kamieni.
Biegł coraz wolniej, dyszał coraz głośniej, błagając ciało do dalszego ruchu. Biegł za nim kot, doskonale pokonując wszystkie przeszkody na swej drodze. Jałowa Łapa wydał z siebie jęk, gdy opadł bezwładnie na ziemię, zmęczony. Czekał na śmierć, cóż mógł więcej zrobić?
Poczuł bolesne ugryzienie w kark, gryzienie szyi od boku. Wróg przewalił go na bok i wgryzł się raz jeszcze w szyję, omyłkowo zadrapał również oko. Jego ciało wygięło się w agonii. ostatnie co widział to pazury, które wydłubały mu oko.
Obudził się, oddychając ciężko. To to koszmar, Jałowa Łapo, spokojnie.
To był koszmar... nie. To nie był koszmar.
Teraz ma prawdziwy koszmar, i to bez snu.

Od Owieczki

*przed ciążą Bielik*
Zdążyła zapomnieć.
Zdążyła zapomnieć jak bardzo tęskniła za wtulaniem się w miękkie futro Bielik. 
Jak bardzo kojące są jej liźnięcia między uszami szylkretki.
Ile koszmarów odeszło w niepamięć, od kiedy srebrzyste futro ponownie zadomowiło się w jej legowisku. 
Bielik była całym jej światem. Słońcem i księżycem, które codziennie, od wielu księżyców towarzyszyły jej radośnie. 
Potrzebowała jej tak, jak kwiaty deszczu, jak ptak nieba, by mógł czuć się wolnym. Bo tak właśnie czuła się przy córce liderki. Jej obecność zapewniała jej bezpieczeństwo oraz spokój. Przyjemne uczucie rozlewało się po całym ciele medyczki, zalewając ją od koniuszek ogona aż po wąsy.
Od kiedy ich relacja wróciła na właściwe tory, Owieczka miała wrażenie, że rozwija skrzydła.
Trening Niezapominajki.
Jej samopoczucie.
Nowe, poznane dzięki Iskrze mieszanki ziołowe.
Wszystko jej wychodziło.
Nie spodziewała się, że tak, zdawać się było, nieistotna rzecz miała wpływ na tyle aspektów w jej życiu.
Tego dnia rozpierała ją duma oraz radość. W przeciwieństwie do siebie samej gdy była w podobnym wieku co szylkretowa uczennica, ta była pewna swych umiejętności. Kotka rozwijała się pod jej skrzydłami, obecność Wschodu a także Iskrzy były tylko kolejnym plusem na ścieżce edukacji.
Obserwowała jak mieszkańcy owocowego las zbierają się pod jedną z gałęzi. Szyszka, ich liderka, siedziała prostując się dumie, jej wąsy uniosły się lekko, gdy na pyszczku czarnulki zawitał śmiech. Biorąc głęboki wdech, Owieczka wskoczyła na pień, pnąc się ku górze. Skinęła liderce głową z szacunkiem.
— Owocowy Lesie, zebraliśmy się dzisiaj z powodu radosnej nowiny — kotka machnęła ogonem. Uśmiech na jej pysku tylko jeszcze bardziej rozkwitł, gdy pozwoliła Owieczce zabrać głos.
— Niezapominajko, podejdź proszę — serce biło jej jak rozszalałe, oddychała niespokojnie, widząc jednak dziarski wyraz mordki swej wychowanki - odetchnęła głęboko — Trenowałaś ciężko, by poznać wszystkie sekrety świata ziół i medykamentów. Pokazałaś żar ducha i chęć ciągłego kształcenia się. Zapytam więc, czy przysięgasz służyć mieszkańcom owocowego lasu póki w twoim sercu tli się choć odrobina żaru?
— Przysięgam!
— Tak więc z radością witam cię jako medyczkę owocowego lasu. Nigdy nie przestawaj iść do przodu i pamięta, by by wykonywać swe obowiązki z należytą odpowiedzialnością.
Z zapartym tchem obserwowała jak rodzina i przyjaciele Niezapominajki gratulują jej ściskając i tarmosząc za futerko. Owinęła ogonem swoje łapki, gdy Szyszka wesoło wymruczała, że Owieczka spisała się bardzo dobrze.
Serce zabiło jej jednak jak nigdy, gdy pośród kotów, dostrzegła Bielik, której futro zdobione było makami. Tymi samymi, które Owieczka zostawiła jej rano, gdy wstała jako pierwsza.
Łzy pojawiły się w jej błękitnych ślepkach, jednak bardzo szybko je starła. Niewyraźnie poruszyła pyszczkiem szepcząc cichutkie "Kocham cię".
Bo kochała ją.
Zupełnie szczerze i prawdziwie.

Od Drżącej Ścieżki

Wieść o zabójstwie Miodowego Obłoku rozeszła się po klanie. Wszyscy szeptali, zerkając na siebie podejrzliwie. Szczerze to miałby gdzieś to wszystko, gdyby nie fakt, że się najzwyczaniej w świecie bał. Trudno żyć w jednym klanie z mordercą! Przecież to niewykonalne! A jak znów kogoś zabiję? Kto byłby tak szalony, aby zaatakować kotkę? Nawet jeśli komuś by się naraziła, nikt normalny nie zemściłby się w taki sposób. 
Uważnie obserwował wchodzące i wychodzące koty. Kto z nich mógł ją zabić? Czy to może był  ktoś przeciwko jego matce? Ma dość władzy rudych i kremowych kotów i zaczął je tępić? Było to prawdopodobne. A może było inaczej? Może Miodowy Obłok sama była przeciwko takiej formie i wystąpiła przeciwko Piaskowej Gwieździe? Zrozumienie dotarło do niego niczym uderzenie gromu. To ona! Jego matka! Ona jedyna była tak bardzo zepsuta, tak bardzo nienormalna, że mogła to zrobić! Nie myślał nad tym długo. Od razu skierował łapy do jej legowiska. Nie da jej się wygonić. Niech tylko spróbuje. Teraz był odważniejszy. Za nic nie puści jej tego płazem.
Widząc, że ta siedzi na swoim mchu, nie czekał, aż się odezwie.
- Zabiłaś Miodowy Obłok?! Odbiło ci?! Jesteś nienormalna!
Wzrok liderki spoczął na nim i już wiedział, że przesadził. Mimo to, nie zamierzał przepraszać tej jędzy. Z zaciśniętymi zębami czekał na jej wybuch.
- Kto to mówi, niewdzięczny bachorze! Jak ty się zwracasz do swojej liderki?! Tak się odwdzięczasz za urodzenie i wychowanie?! Nie zamordowałam jej ty szczurze. Aż tak masz mały mózg, że nie rozumiesz, że nie miałam motywu? Była cennym pionkiem, silną, kremową wojowniczką. Nie to co ty. Ja, twój coś warty brat i Bycza Szarża pracujemy nad tym, kto ją zamordował. Mamy swoje podejrzenia. To oczywiste, że zamordował ją ktoś z gorszych. A ty mógłbyś się na coś w końcu przydać i pomóc w śledztwie. A teraz wynocha z mojego legowiska - syknęła, plując śliną na wszystkie strony. 
Posłał jej najbardziej nienawistne spojrzenie na jakie było go stać i spełnił jej rozkaz. Wyszedł. Jej słowa jeszcze chwilę dźwięczały mu w głowie. Wszystkie obraźliwe określenia, odrzucił na drugi plan i skupił się na tym najważniejszym. Piaskowa Gwiazda nie zabiła. A był niemal pewny, że jest do tego zdolna. Według jej podejrzeń był to ktoś z nierudych... Yh...  Gdyby matka nie wszczęła tej swojej maniany na punkcie sierści, być może klan nie byłby tak podzielony jak teraz. Musiał jednak uważać. Skoro morderca zabija kremowe koty... to mógł stać się jego celem. Dawne wspomnienie tego jak był śledzony za kociaka powróciło. Nie pamiętał już dawno tych czasów. To był jak sen. Ten strach... ciągła panika, że ktoś czycha na jego życie. Uczucie duszenia... Nie, stop! Nie mógł za bardzo brnąć w te wspomnienia. Nie chciał na powrót czuć się jak łajno. Wziął głęboki oddech, po czym wyrzucił z głowy całą rozmowę z tą wariatką. On? Miał pomóc w śledztwie? No... wizja schwytania zbira kusiła, lecz była mała szansa, że może ten ktoś zabiję samą Piaskową Gwiazdę. Już sam wiele razy o tym myślał. Tak uwolniłby się od niej na zawsze, a klan odetchnąłby. Wraz z jej śmiercią to imperium upadnie. Co więc zrobił? Postanowił zadbać o własny zadek i nie wychylać się. Nie był gotowy na śmierć. Nie w taki sposób. Oby zabójca to dostrzegł i naprawdę skupił się tylko na Piaskowej Gwieździe. 

Od Splątanego Futra CD. Jałowcowego Świtu

– Ooo, ale świetnie! Chcesz go przygarnąć? – zapytał Jałowcowy Świt z radością w głosie. Splotka parsknęła cicho, przewracając oczami. Nadal uważała opiekę nad robakiem za najgłupszy możliwy pomysł, jednak wizja wrzucenia go do legowiska Pszczółki była bardzo kusząca.
– Chyba tak – westchnęła, a pysk czekoladowego rozświetlił uśmiech zadowolenia. Szylkretowa rzuciła mu rozbawione spojrzenie.
Jałowiec bywał mysim móżdżkiem, ale jego towarzystwo było całkiem znośne.

***

Ogon Splątanego Futra drżał w irytacji. Smagana delikatnym wiatrem trawa uginała się rytmicznie, kołysząc się i uderzając ją po pysku. Szum zarastał, kłując uszy kotki. Parsknęła cicho, przewracając oczami.
Czym ona właściwie się denerwowała? Przecież ten mały gnojek nie mógł jej zaszkodzić swoim głupim skarżeniem. Piaskowa Gwiazda była inteligentna, nie posłuchałaby się kogoś, kto jeszcze kilka księżyców temu grzał cztery litery w żłobku.
Mimo wszystko i tak była niespokojna.
– Splątane Futro. – drgnęła, przywołana do rzeczywistości przez głos Piaskowej Gwiazdy. Natychmiast podniosła się i z szacunkiem skinęła głową.
– Cokolwiek powiedział, to nie prawda. Pierwszy się na mnie rzucił – rzuciła szybko, nerwowo strzygąc uszami. Liderka rzuciła jej zirytowane spojrzenie, a wojowniczka zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie nie powinna nic mówić. W środku zawrzała ze złości. Nie lubiła się płaszczyć, jednak sytuacja wymagała od niej kultury. Wzięła głęboki oddech i pokornie zwiesiła ogon.
– Więc jesteś skłonna urodzić rude kocięta w imię naszego wielkiego celu? – zapytała przywódczyni, a Splotka zdębiała.
– Zaraz… co? – wydukała, pierwszy raz od dawna nie wiedząc, co powiedzieć. Więc o to chodziło? O jej niechęć do posiadania kociąt? Poczuła palącą niechęć i jednocześnie – o dziwo – podziw do siostrzeńca.
– Postawię sprawę jasno – zaczęła kremowa kotka, podchodząc krok bliżej. Wyglądała na bardzo pewną siebie, co bardzo rozzłościło Splotkę. Nie miała tutaj żadnej władzy, musiała podporządkowywać się głupim rozkazom, na które wpływał jakiś rudy gówniak, będący synem jej gorszej siostry. – Już wystarczająco razy skompromitowałaś Klan. Powinnaś zostać zdegradowana do najniższej rangi i być traktowana niczym gorsza rasa.
– Powinnam? – szylkretowa przełknęła ślinę. Czuła, jak całej jej ciało się spina.
– Ponieważ jesteś częściowo ruda, zamierzam postawić ci ultimatum. Albo upokorzenie, albo chwała. Przyczyń się do spełnienia naszego szczytnego celu, a nie zostaniesz ukarana – stwierdziła,
a jej oczy zalśniły, jakby już wyobrażała sobie kocięta, gotowe, by spełniać jej rozkazy i głosić wyższość ich rasy.
Tymczasem Splątane Futro miała ochotę zwymiotować. Przez jej głowę w jednej chwili przemknęło tysiące myśli. Nie mogła ponownie stać się pośmiewiskiem, nie mogła pozwolić sobie jeszcze większą utratę w oczach przywódczyni. Jednak… Wielki Klanie Gwiazdy, tak bardzo tego nie chciała. Pochyliła głowę, czując, jak przez jej ciało przechodzi dreszcz.
Nie mogła zaprzepaścić swoich marzeń i dobrego życia przez wzgląd na swoją głupią niechęć.
– Poproszę Ziemniaczaną Bulwę o pomoc – westchnęła po chwili.
Pysk Piaskowej Gwiazdy rozświetlił szeroki uśmiech tryumfu.

***

Miała mieć kocięta.
Siedziała przed legowiskiem wojowników ze wzrokiem wbitym w ziemię. Czuła rozpierającą ją złość – na siebie, na Piaskową Gwiazdę, na Rozżarzonego Płomienia i nawet na tę głupią radość w głosie Ziemniaczka, gdy poprosiła go o pomoc w poczęciu kociąt.
Nie mogła już cofnąć tego, co zrobiła.
Została potraktowana niczym rzecz. Nigdy nie chciała mieć kociąt, nie chciała zakładać rodziny, ani tym bardziej płodzić dzieci w imię tworzenia lepszej rasy. Podjęła decyzję, która wcale nie wydawała się jej już być taka właściwa. Pochyliła głowę, z irytacją wyciągając i chowając pazury. Nie było odwrotu, Jeżowa Ścieżka potwierdził ciążę.
– Czy coś się stało? – kotka drgnęła, słysząc cichy głos dobiegający gdzieś zza jej pleców. Odwróciła się szybko. Przed pogrążonym we śnie legowiskiem wojowników stał Jałowcowy Świt, przyglądając się jej z ciekawością.
– Nie powinieneś spać? – warknęła, obnażając zęby.
Następnie, prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu, wybuchnęła płaczem.

< Jałowcu? >

Od Tańczącej Pieśni

 *Jak Słowik jeszcze była uczniem, bo tak*

Po malutkich negocjacjach udało się wyciągnąć Słowik na trening. Skubana była uparta. Dobrze, że Tańcząca Pieśń też, bo młoda ciągle by stawiała na swoim. 
Nie ma obżerania się przed treningiem, choćby Tańcząca całą drogę miała wlec uczennicę za skórę i słuchać jej jęczenia.
Jednak tym razem udało im się dojść do porozumienia wyjątkowo szybko. Może obie były wystarczająco chętne do działania? Może znalazły wspólny język? Młodsza koteczka tak naprawdę nie była taka zła z charakteru, dało się z nią wytrzymać. No, ale wracając, trzeba było się w końcu czegoś nauczyć.
Vanka już wręcz machinalnie przeszła do zademonstrowania pozycji łowieckiej. Już tak dobrze wyuczonej i tak często praktykowanej. Niezbędnej.
– Patrz. PATRZ!
– Patrzę przecież!
– Ale ja nie patrzę, więc muszę się upewnić, że patrzysz. Patrz.
Przykucnęła na łapach, tak, że aż jej sylwetka znalazła się nisko przy ziemi. Zakołysała lekko kuprem i przesunęła się parę kroków wprzód, aby jak najlepiej zaprezentować, jak powinno się poruszać w takiej pozie. Bo teorię już mówiła, wcześniej.
– Teraz ty.
Czekała, aż kotka ustawi się odpowiednio. Skąd jednak miała wiedzieć, że zrobi to właściwie? A tak. Podeszła do uczennicy i przejechała jej ogonem od czubka głowy aż po sam koniec jej ciała. I już wszystko widziała bardzo dokładnie.
– Dupsko za wysoko.
– Pf, koty na to lecą – zaśmiała się, jednak posłusznie obniżyła nieco ten nieszczęsny zad.
– Ale zwierzyna nie. Skup się. Co czujesz?
– Przyszłe jedzonko…
– Konkretniej.
Chwila ciszy. Jedna z dwóch kotek musiała się zastanowić i wytężyć wszystkie zmysły.
– Nie wiem nooo, jakiś gryzoń.
– Wiesz, że prawie wszystko zalicza się pod "jakieś gryzonie"? – uśmiechnęła się nieco złośliwie – dobrze, że chociaż umiesz rozróżnić je od ptaków. Przydałoby się jeszcze, żebyś chociaż umiała wskazać różnicę między tymi mniejszymi gryzoniami, a wiewiórką. Wiewiórki bardziej czuć drzewami.
Uczennica pokiwała głową i przytaknęła na znak, że zrozumiała.
– To będzie chyba coś mniejszego.
– Brawo – mruknęła wojowniczka bez większych emocji – no, dalej, wykaż się.
***
– Ostatni raz, czego się dziś nauczyłaś? Pokaż.
Słowik wywróciła oczami, wyraźnie już znudzona ciągłym powtarzaniem tego samego. Ugięła łapy do pozycji łowieckiej. A jej mentorka wykonała ten sam ruch ogonem co wcześniej. I znowu wyczuła ten sam błąd.
– Dupę weź niżej! Ty to jak na coś się uprzesz.
– Pamiętam przecież! Tak się tylko zgrywam.
– Mhm, jasne.
Słowicza Łapa zakołysała tylną częścią ciała, starając się ją ulokować we właściwym położeniu. Poprawiła nogi, stając stabilniej.
– Jasne jak kości w słońcu – wyszczerzyła ząbki.
Starsza pokręciła łbem.
– Tak, od tego słońca już się chyba przegrzewasz. Idziemy do obozu, zasłużyłaś.

30 lipca 2021

Od Jałowej Łapy CD. Rozżarzonej łapy (Rozżarzonego Płomienia)

– Ja też na niego polowałem! – bronił się starszy. Czy on naprawdę myśli że jest jedynym kotem który tutaj, albo w ogóle, poluje? To on jest głupi, a nie on! Uważa się za jakiegoś nadkota, nadęta ropucha.
Zjeżony Żar krążył wokół niego. Dosłownie kilka metrów dalej siedziała Piaskowa Gwiazda, nawet nie próbując się schować czy zrobić cokolwiek w tym stylu. Przywódczyni wszystko obserwowała przez przymrużone oczy, zaciekawiona. A ta co? Nie reaguje?
Może to było lepsze niż owalenie od liderki.
On też się zjeżył i paczałami zaczął wręcz prześwietlać młodszego kocura.
– Było minęło, idź na innego zapoluj! – zdążył jeszcze miauknąć, wymuszając spokojny ton. Zaczynał już go, wcale nie delikatnie, wkurzać.
– Jesteś po prostu lisim łajnem, Jałowku! – warknął Rozżarzona Łapa, akcentując i wyszczególniając ponad szeregi ostatnie słowo, które zadziałało jak płachta na byka. Niebieski uczeń poczuł jak krew pulsuje w jego uszach i szumi jak rwący strumień. Na niebie zbierały się chmury o ciemnej barwie zwiastującej burzę, mimo że pogoda była wcześniej świetna, a znalezienie najmniejszej chmurki było niemożliwe. Nie minęła chwila, a usłyszał pierwszy ryk piorunów.
– Widzisz mysi móżdżku? Nawet Klan Gwiazdy mówi że jesteś kretynem! – krzyknął i wyprostował się, wypinając pierś, w akcie jakiejś dumy. Jałowej Łapie już puszczały nerwy. Sam to zauważył, próbował odejść. Jako że żył jakąś dłuższą chwilę na tym świecie wiedział co nie co o sobie i to, że jak mu puszczą nerwy to z pewnością skończy się to okropnie. I na to się zanosiło. Klasycznie pręgowany zamachał ogonem jak biczem i się odwrócił. Koniec tej kłótni, nic nie wskóra. Z chmur zaczęła na dodatek padać mżawka, co z każdą chwilą gęstniała, a błyskawice się namnażały jak grzyby po deszczu.
– Ej, a ty małomózgu, gdzie idziesz? Może płakać jak te chmury? – zaśmiał się z własnej obelgi. Z pyska Jałowej Łapy wydostał się syk, a sam kocur z trudem opanowywał się. Jałowa Łapo, błagam, nie daj się.
– Idź, idź, biegnij może, bo nie mam ochoty na oglądanie twoich brudnych łez. – warknął złośliwym tonem, po czym zdecydował się na dodanie paru słów – O jejciu, przepraszam! Jałoweczku ukochany, kociaczku! Mamusia już leci aby ci te łezki ogonem wytrzeć! – liżąc łapę i ocierając nią później o głowę powiedział rudy, tak słodkim, złośliwym i strasznie denerwującym tonem. Jałowa Łapa powoli się odwrócił.
Co się z tobą dzieje?! – spytał sam siebie, gdy łapy odmówiły posłuszeństwa i wysunęły mu się samoistnie pazury.
– A tobie co, przebrzydłaku? – rzucił Żar, który po tym zaczął rzucać jeszcze więcej takich tekstów.
A drugi kocur już go nie słuchał. Ba, nawet nie myślał. Miał w nosie całe jego otoczenie. Błyskawice ryczące jak potwory na drodze grzmotu. Krople deszczu bębniące o ziemię. Żółte oczy Piaskowej Gwiazdy, która przyglądała się całej tej sytuacji i czekającej na rozwój wydarzeń.
Wypuścił z nosa powietrze, bąknął coś do siebie i syknął, stając twarzą w twarz z tym rudym kotem, którego promienny i szeroki uśmiech można było ujrzeć z drugiego końca terytorium Klanu Burzy. Śmiał się, ale Jałowej Łapie nie było wcale do śmiechu.
Napiął całe ciało, jak do bitwy. W jego ślepiach błyszczał ognisty zew, jakby był prawdziwym dzikim kotem. Jakby był najczystszej krwi, żbikiem, może nawet prawdziwym rysiem.
Nie minęło zbyt dużo czasu od ostatniego, ostrzegawczego i pełnego wrogości warknięcia, a tym co miało być w skutkach okropne.
Skoczył, wcześniej jeżąc swoją sierść, tak że każdy jej włosek stanął sztywno jak kolec. Skoczył i wylądował tuż obok ucznia, z niebywałą szybkością wbijając pazury lewej łapy w jego nogę. Gdy Rozżarzona Łapa warknął z bólu, jeszcze nie wiedząc do końca co się święci przeorał mu pysk, czując jak krew szkarłatna jak futro tego kota zostaje na pazurach.
Wielu nazwałoby go masochistą czy tam sadystą, lecz on czuł jedynie mroczną satysfakcję. Z jego ust wydał się chichot, gdy z pyska Żaru jęk. Po raz pierwszy usłyszał jak przejawia w choćby najmniejszym stopniu słabość. Kiedy Żar podrapał jego policzek odskoczył i zignorował pulsujący ból. Zemsta jest słodka, lisie serce!
Jednak to szczęście szybko wyparowało, gdy tylko cętkowana, kremowa kotka przybiegła i rozdzieliła walczące koty, stawiając się (dosłownie) przed rannym.
– Jałowa Łapo, czyś ty oszalał?! – wrzasnęła głośno Piaskowa Gwiazda. Tak głośno, że prawie zatkał uszy łapami. Widział jak starsza kocica z trudem opanowuje gniew który nieoczekiwanie się w niej pojawił.
Dopiero teraz racjonalne myśli wróciły do młodziaka. Adrenalina odpuściła, a on z niedowierzaniem, jakby nie ogarniał co się właśnie wydarzyło spojrzał na swe stopy.
Ubrudzone tą czerwoną cieczą, płynącą również z napięć na pysku kota, z którym odbył krótką walkę. Jej smród wnikał w jego nozdrza i rozprowadzał po ciele dziwną aurę.
A dwójka rudych wpatrywała się w niego jakby mieli go rozszarpać.
Co on właśnie uczynił?!

<Rozżarzona Łapo? Zadowolony z blizn?>

Od Jałowej Łapy

Szedł do legowiska starszych, z "zadaniem specjalnym", czyli wyjmowaniem kleszczy. Było to niesprawiedliwe, w Klanie byli młodsi uczniowie! Rozżarzona Łapa i Zmierzchowa Łapa obijali się całymi dniami, a on musiał harować jak wół. Mamrotał niezrozumiale pod nosem - jak widać niektóre cechy są dziedziczne - użalając się nad własnym losem. Nie lubił tej dwójki, chociaż Zmierzch nie była okropna. Fakt że go wystawiła był najgorszy. Tak czy inaczej.. Do jego myśli dopłynął jeden ważny fakt. Nie miał prawie żadnych przyjaciół.
Ba, pomijając brata, mentorkę i rodziców dosłownie nikt go nie lubił. Patrzono tylko na niego z pogardą.
Czy na prawdę był taki zły? Być może uciekł jako kociak, ale chyba to nie jest tak duży powód..
Doszedl jednak do legowiska i przysiadł przy Narcyzowym Pyle który od razu zaproponował mu opowiedzenie czegoś. On nie chciał, więc tylko bąknął zaprzeczenie niezrozumiałe. Zaczął zębami wyrywać robactwo.
W ogóle, zastanawiał go już od pewnego czasu pewien fakt. Dlaczego to rude, kremowe i szylkretowe koty miały lepiej? Zawsze kiedy przychodził do obozu widział leżących i nic nie robiących wojowników z takimi właśnie kolorami futer. Kiedy tylko przysiadał ktoś o nieco odmiennym kolorze futra zaganiano go do pracy. W sumie to zauważył to już dawno, lecz się nad tym nie zastanawiał.
Może fajnie by było być rudym? Wyobrażał sobie, jakby jego futro miało piękną, ognistorudą barwę, pokryte wieloma pręgami, a jego imię brzmiałoby Płomienna Łapa czy coś w tym rodzaju...
Zaraz, co? Czy on właśnie marzył o życiu takim jak Żar? Nigdy! Może byłby wtedy taki jak on, a to byłoby gorsze niż wygnanie. Był pewny że kiedy tylko lisopodobny umrze ktoś go ukara za to co robił. Wtedy on by się mu uśmiechnął w twarz i powiedział "co teraz, lisowaty?". Był tego pewny.
W ogóle, ten Klan Gwiazd to też ciekawy temat. Wyjmując kleszcze byłej zastępczyni jego myśli przybrały inny format.
Klan Gwiazd nie istnieje, i było to oczywiste. Jakieś pustaki z przeszłości stwierdziły że jest i wszyscy w to uwierzyli. On się nigdy nie da tak omamić.
Koty z gwiazd które nad nim czuwają.. Phi! Większych głupot naprawdę się nie dało? Może jeszcze latające żaby z chmur robią deszcz?
A przywódcy po prostu są mądrzy i unikają śmierci. Tak, to zdecydowanie prawda.
Młody kocur postanowił sobie dwie rzeczy: poszuka przyjaciół i spróbuje się wspiąć po drabinie społecznej na wszystkie sposoby.
– Ty, młodziak, co tu tak stoisz? Wyrwałeś nam kleszcze pięć minut temu!
Dopiero wtedy niebieski ocknął się i pognał do swojego legowiska, chwilę odpocząć przed kolejnym polowaniem. Może zdrzemnie się.
Nie wiem.

Nowa Członkini Klanu Gwiazdy!

 


MIODOWY OBŁOK
Powód odejścia: Decyzja administracji
Przyczyna odejścia: Zamordowana

Odeszła do Klanu Gwiazdy

Króliczy Sus urodziła!

Króliczy Sus urodziła trójkę ślicznych kocurków!


Ostrzeń

Wrzos





Orliczek

29 lipca 2021

Od Rudzikowej Łapy CD. Zanikającej Łapy

- To się nie uda… Oni nas rozgryźli i nam coś zrobią… - Tyle kotka zdołała wycharczeć do Rudzika, kiedy nagle skuliła się oraz zaczęła mocno płakać. Chciała uciec… - Jesteśmy skończeni!
Sam nie wiedział, dlaczego wcześniej uwierzył w sukces ich misji. Kiedy chwilę temu zaczął się stresować, wmawiał sobie, że skoro Echo jest spokojna, to i on może zachować opanowanie. Teraz jednak panika ogarnęła ich obu, przez co wtuleni w siebie łkali, szukając jakiegokolwiek ratunku od zguby. I zapewne tkwiliby tak długo, gdyby nie nagła reakcja ze strony Łasiczej Łapy.
Kotka słysząc ich jęki, spojrzała na nich z wyższością i prychnęła, patrząc na własnego brata, który podskakiwał w miejscu, starając się rozgryźć, co też znajduje się w jego legowisku. Rudy obserwował te poczynania kątem oka, dostrzegając sporą dawkę zirytowania w oczach arlekinki. Kiedy czarno-biała przeniosła swój wzrok na niego, a ich spojrzenia się spotkały, przełknął głośno ślinę.
- Kto to zrobił? – charknęła, robiąc pewny krok w stronę zapłakanej parki rodzeństwa. – Siedzicie tu pewnie cały dzień, więc musieliście widzieć tego mysiego bobka! Nie wierzę, że gdziekolwiek wychodziliście. – Przekręciła oczami. – I tak się do niczego nie nadajecie.
Cętkowany z początku zakładał, że zrobi im krzywdę za ten ich żałosny rodzaj zemsty. W tym momencie jednak poczuł lekką dawkę ulgi. Czyżby sądziła, iż kuląca się przed nią dwójka, nie była w stanie odważyć się na takie poczynania? Naprawdę uznała ich za niewinnych? W sercu rozbłysnął mu promyk nadziei. Mieli szansę na przeżycie tego.
- Oh… - wydukał, starając się opanować drżenie głosu. – J-ja n-nie w-wiem k-kim o-on b-był, a-ale m-miał c-ciemne f-futro. – Starał się brzmieć na pewnego siebie. Nigdy nie czuł się dobrze, gdy kłamał, jednak w tym przypadku jego sumienie milczało. Ta banda prześladowców zasługiwała na coś więcej, niż kilka robali w posłaniu.
- Ciamajda – warknęła. – Mogłeś się lepiej przyjrzeć. Na was nigdy nie można liczyć – skwitowała. - I tak go znajdę.
Odwróciła się i wyszła z legowiska, ciągnąc za sobą Wydrzą Łapę, który zdążył wygrzebać z mchu kilka paskudztw. Wydawał się niepocieszony wyjściem, bo dobrze zaczynał się bawić przy swoim nowym zajęciu. Spojrzał przelotnie w stronę rudawego, a w jego oczach nie dało się zobaczyć żadnych oznak wrogości. Był po prostu znudzony.
Odczekali chwilę, upewniając się, że są sami i nikt ich nie usłyszy. Następnie Rudzik zerwał się na równe łapy, chwiejąc się przy okazji, po czym zaczął kręcić się dookoła własnej osi. W tej chwili nie było szans, by Łasica skierowała swe podejrzenia na nich. Uważała ich za zbyt słabych na takie żarty, a mu jej obecna opinia jak najbardziej odpowiadała. W końcu miał pewność, że dożyje następnego ranka.
- T-ty… - zaczęła Zanikająca Łapa – słyszałeś? Ona nas nie podejrzewała… - wymamrotała cicho, wciąż niedowierzająca w ich szczęście. Po chwili jej optymizm gwałtownie wygasł. – A co jeśli udawała? Może chciała zobaczyć naszą reakcję i to, czy przyznamy się do błędu? – dopytywała zmartwiona. - Oh, to był jednak głupi pomysł! Dlaczego to zrobiliśmy?
- Eeee… - Rudy nie wiedział, skąd ma niby znać odpowiedź na to pytanie. – Chyba n-nie u-udawała, o-ona t-taka n-nie j-jest. J-jakby w-wiedziała, t-to o-od r-razu b-by n-nas z-zabiła. - mruknął. - M-możemy b-być s-spokojni. W k-końcu u-uważa n-nas z-za z-zbyt s-słabych n-na t-takie s-sprawy – wydukał i lekko się uśmiechnął, choć na jego pysku wciąż tkwił cień wątpliwości.

***

Choć Łasica do dziś nie wiedziała, kto stał za robakami w jej posłaniu, tak inne sytuacje w życiu mocno stresowały biednego rudzielca. Wciąż nie potrafił otrząść się po pierwszym zgromadzeniu, a publiczne ukaranie Puszystego Futra i drugie spotkanie klanów wcale nie pomagały mu odzyskać spokoju. Nawet nie był pewny, czy kiedykolwiek, chociaż przez chwilę, nie był nerwowy.
Konsekwencją tego wszystkiego były zwidy. Za każdym razem, gdy coś jadł, widział przed sobą ucho kotki. Każdy królik, mysz, ptak znikał, a na jego miejscu pojawiała się zakrwawiona część ciała, dookoła której leżały strzępy liliowej sierści i czerwone plamy. Jego pysk doskonale zapamiętał ten smak, gdy przejechał językiem po kawałku kociej skóry. To było paskudne i wręcz zbierało mu się na wymioty, kiedy tylko o tym pomyślał.
Arlekinka co jakiś czas komentowała tamtą sytuację, twierdząc, że takie „mordercze” zapędy powinny być u niego normalne, bo w końcu ma to po mamusi. Czarnego spotykał rzadziej, gdyż ten obrał inną drogę i dążył do bycia medykiem, więc był zbyt zajęty na znęcanie się nad innymi. Mimo to nie szczędził poniżających słów przy wszelkich spotkaniach z rudzielcem.
Rudzik starał się wspominać sobie słowa Rozżarzonej Łapy. Ciężko mu było uwierzyć w to, że barwa sierści ma wpływ na wyższość nad innymi. Cętkowany nie chciał być lepszy. Pragnął tylko zrozumienia i szacunku, marzył o byciu na równi z innymi, a nie ciągłych docinkach.
Klan Burzy zdecydowanie miał dziwne zwyczaje.
Otrzepał się z kurzu, gdy przypomniał sobie o ostatnim zgromadzeniu. Zdał sobie sprawę, że jego nielubienie Borsuczej Gwiazdy zmienia się powoli w nienawiść. Przecież ten potwór chciał posłać rodziców na pewną śmierć, a to, że wrócili z tego żywi, to tylko i wyłącznie cud. Z początku był w stanie pokusić się o stwierdzenie, iż to zasługa Klanu Gwiazd, a jednak po tym, co się ostatnio działo, szczerze wątpił w ich dobre zamiary. Tamten piorun mógłby walnąć w ich lidera, a nie jakąś biedną uczennicę od wilczaków.
- Hej, jak tam dzisiejszy trening? – Usłyszał głos siostry i od razu podniósł na nią wzrok, lekko się uśmiechając. Z Rzeczką nie miał takich dobrych relacji, ale go też kochał. Tak samo jak i mamę, tatę, oraz wujka. Dla nich wszystkich żył i dzięki nim miał motywację do działania.
- O-ognisty J-język j-jak z-zwykle n-narzekał – westchnął, spoglądając z urazem na własne łapy. Słyszał już niejednokrotnie, by go olewać i nie dać się jego dogryzkom, ale nie potrafił. Ani razu nie otrzymał pochwały za złapaną piszczkę. Po przyniesieniu zdobyczy dostawał tylko dwa pytania: „A czemu ona jest taka mała? Naprawdę, większej nie mogłeś złapać?”
- Nie martw się, kiedyś skończysz trening i nie będziesz musiał się nim przejmować – rzuciła pocieszająco, siadając przy nim. Wiele razy już to słyszał. Bał się, że przez swoje nikłe umiejętności nigdy nie ukończy szkolenia i pozostanie wiecznym uczniem, a Borsuk będzie miał świetny powód, by go wygnać.
- L-lepiej o-opowiadaj, j-jak t-tobie i-idzie. Z p-pewnością j-jesteś ś-świetna, p-prawda?


<Echo?>

Od Skalnego Szczytu CD. Wróblowej Gwiazdy

- Ach... - Wróblowa Gwiazda zaśmiał się, zmieszany. - Kiedyś jak rozmawiałem z twoim bratem, powiedział mi, że… Czujesz do Płomień coś więcej.
Przez całą ich rozmowę kołysała się z boku na bok, jednak na jego słowa stanęła w miejscu jak wryta. Momentalnie nastroszyła jej się sierść na ogonie i cicho fuknęła pod nosem, kierując gniewne spojrzenie w kompletnie nieznanym jej kierunku. Gdziekolwiek teraz nie znajdował się Jastrząb, miała ochotę powiesić go na pobliskiej gałęzi, a potem rzucić jego ciało na pożarcie wygłodniałym lisom.W głowie wręcz tworzyła jej się lista wszystkich pomysłów na to, co mogłaby mu zrobić.
Spięła się i ponownie skierowała swój wzrok na rozmówcę, by choć na moment skupić się na dyskusji, a nie zemście na pewnym osobniku. Wzięła głęboki wdech, starając się uspokoić i nie wybuchnąć gniewem. Efekt był przeciwny od zamierzonego, bo tylko bardziej spotęgowała się jej złość.
- Kłamał - burknęła, napinając się mocniej ze zdenerwowania. - Bezczelny, mysi bobek kłamał.
Widziała, jak lider marszczy pysk ze zdziwienia. Nie skomentował tego, co powiedziała, bo sam musiał zdawać sobie sprawę, że uparta kocica nie przyzna się do tego wprost.
- Skało, ja naprawdę nie mam nic do tego, kogo kochasz, tylko proszę cię, byś podeszła do tego tematu rozsądniej. Po prostu uważaj na to, kim się otaczasz - ledwo to powiedział, a z jej gardła wydobył się krótki i niski warkot. Czuła, że jakkolwiek nie zaprzeczy, i tak wujek będzie pewny tego, co usłyszał od jej brata. Chęć wykręcenia mu łba wzrosła.
- Proszę, przestań. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jaka jest Płomień. Tak, tak, wiem, ma wady, widzę je. Nie podoba mi się, że czasami wykorzystuję innych by zrobili coś za nią, ale ja ją jeszcze naprawię! - miauknęła z zawziętością, jakby składała obietnicę i ceną za jej niedotrzymanie miałoby być życie. - Nie biorę przykładu z jej złych zachowań. Naprawdę uważam, że wysługiwanie się innymi jest paskudne. Prawdziwi wojownicy potrafią zrobić wszystko sami! - mówiąc to, delikatnie się uśmiechnęła. - No... może tylko czasami potrzebują pomocy innych. Dobrowolnej - doprecyzowała.
Przez chwilę trwali w milczeniu. Prawdopodobnie chwilowe opanowanie czarnej zamurowało Wróbla.
- Także... - odezwała się ponownie, chcąc oficjalnie zakończyć tę rozmowę. - Będę na siebie uważać, z kimkolwiek w bliższe relacje bym nie wchodziła. Poza tym, serio? Płonąca Waśń jest wyższej ligi, nie spojrzała by na mnie w bardziej romantyczny sposób - mruknęła, lekko rozbawiona, po czym odeszła.
Sama nie wiedziała, co czuła do tej krzykliwej szylkretki. Podziwiała ją, a o miłości nigdy nie myślała, więc nie zastanawiała się nigdy nad swoimi kandydatami na potencjalnych partnerów. Chciała dbać o swoją siłę, a nie zajmować się bliskimi, lub co gorsza - mieć kociaki i być uwięzioną na parę księżyców w tym ciasnym żłobku.
Potrząsnęła głową, odpychając od siebie tego typu myśli. Teraz musiała znaleźć brata i sprać mu zadek za rozpowiadanie fałszywych plotek na jej temat.

***

Nie potrafiła się cieszyć ze zwycięstwa nad przebytą chorobą, kiedy dookoła wciąż działo się tyle dziwnych rzeczy. Nie wspominając już o tym, iż pandemia czerwonego kaszlu dopadła ich klan po dosyć krwistym zgromadzeniu.
A ostatnie spotkanie nie miało wcale lepszego zakończenia. I choć w życiu wymieniła może kilka zdań z Lodowatą Łapą, tak widok stojącej w płomieniach kotki lekko nią wstrząsnął. Była zbyt słabą namiastką na wojownika, więc Gwiezdni postanowili jej się pozbyć? Wzdrygnęła się i przeleciała wzrokiem po aktualnie przebywających w obozie kotach. Atmosfera ostatnimi czasy była dosyć napięta. Nikt nie wiedział, co tak naprawdę może się stać, toteż każdy spodziewał się najgorsze.
Dostrzegła wujka. Stał lekko zgarbiony, a na jego pysku dało się odnaleźć zmęczenie. W tym momencie Skalny Szczyt była dosyć wyrozumiała, bo zdawała sobie sprawę z masy obowiązków na jego barkach i troską o pobratymców.
Podeszła do niego pewnym krokiem i lekko uderzyła go w bok.
- Hej, hej! Jak tam? Starość nie radość, co nie? Życie leci, a ty się pewnie teraz nieustannie wszystkim zadręczasz - stwierdziła, obchodząc go dookoła. - Znajdziesz dla mnie chwilę czasu i pójdziemy na jakieś polowanie? Musisz wiedzieć, jak jedna z najlepszych wojowniczek twojego klanu świetnie poluje! Jestem pewna, że nie widziałeś mnie w akcji, a ja jestem super łowcą i żadna zwierzyna mi nie ucieknie - dodała, nie przestając się szczerzyć.
Ostatnio dookoła niej było zbyt wielu smutnych osobników, więc nadszedł czas, by to zmienić.


<Wróblu?>

28 lipca 2021

Od Rozżarzonej Łapy (Rozżarzonego Płomienia)

Spał sobie smacznie na mchu i śnił o tym co miało niedawno miejsce. Liderka była z niego bardzo dumna. To jak bez wahania rzucił się jej na pomoc, a nie zostawił, świadczyło o nim bardzo dobrze. Oczywiście wspomnienia ze zgromadzenia też zostawiły na jego umyśle piętno. Walić pożar polany, nim się mało co przejmował, chociaż jego siostra krzyczała do niego chyba głośniej niż inny, aby uciekali. Jego uwaga była skupiona tylko i wyłącznie na Pokręconym Łbie, która drwiła sobie z jego matki, siostry i pewnie z całej rodziny. Ciotka była naprawdę hipokrytką. Jeszcze to, że miała czelność go zrzucić; prawie że w płomienie, nie pomagał, aby ją polubić. Dlatego też po całej akcji, naskarżył Piaskowej Gwieździe, co też ten Splątany kłąb zrobił, a co najważniejsze mówił. Nie pominął sprawy z wyśmianiem wartości, jakie głosiła liderka. To ją mocno zezłościło. Był już ciekaw, jaką dostanie kotka za to karę. 
Trącenie w bok, rozbudziło go ze snu, pełnego myśli. Ziewnął, zerkając na siostrę. Ah... Budziła go na trening? 
- Wstaję już, idź... - miauknął, ocierając zaspane oczy łapą. 
- Piaskowa Gwiazda cię wołała - powiedziała, a on od razu poderwał się do siadu.
Wołała? Go? Szybko wyszedł z legowiska uczniów i udał się do mentorki, która siedziała nieopodal swojego legowiska. 
- Coś się stało? - zapytał, kiedy podszedł do kotki.
- Tak. Myślę, że nadszedł już czas... Doskonale zachowałeś się, kiedy zaatakował nas samotnik oraz powiadomiłeś mnie o wyczynach swojej ciotki. Umiesz walczyć i polować, więc uważam, że zasłużyłeś na mianowanie.
Nadal to do niego nie docierało. Co?! Zostanie mianowany?! Już?! To było niesamowite uczucie! Będzie pierwszy! Od Jałowej Łapy! Od siostry! 
- Dziękuję! - zawołał. 
- Przygotuj się - Odeszła, dając mu chwilę czasu. Od razu spożytkował to na powiadomienie matki o tej radosnej wieści!

***

- Ja, Piaskowa Gwiazda, przywódca Klanu Burzy, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, aby poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam go wam jako kolejnego wojownika.
Rozżarzona Łapo, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę życia?
- Przysięgam - obwieścił z dumą, stojąc przed przywódczynią. Widział zazdrosne spojrzenie Jałowej Łapy. Ha! Uśmiechał się z dumą. Całe jego ciało krzyczało "patrzcie na mnie niedorajdy!"
- Mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Rozżarzona Łapo, od tej pory będziesz znany jako Rozżarzony Płomień. Klan Gwiazdy cieni twoją wierność i odwagę, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Burzy.
Liderka dotknęła pyszczkiem głowy ucznia, a ten dotknął jej barku. 
Rozległy się wiwaty i skandowanie jego nowego imienia. Rozżarzony Płomień, brzmiało cudownie! Czuł się niepokonany i wielki. Został wojownikiem! 
- Teraz odbędziesz nocne czuwanie. Nie możesz się do nikogo odezwać, póki nie wyjdzie poranny patrol - wyjaśniła, a on pokiwał głową, zaciskając pysk.
Chciał bardzo, ale to bardzo ukazać swoje szczęście. Pośmiać się z tych mysich móżdżków i olśnić ich swoją wielkością. Ale nie mógł! Nie mógł! 
Postanowił więc oddalić się od wszystkich i zabrać się za pracę. Ochroni klan przez noc, a później zacznie gnębić słabszych i oczywiście nierudych. 

Od Kózki

Małe w większości białe kocie, wtulało się właśnie w swojego brata, lekko przysypiając. W żłobku było dość cicho, co cieszyło Kózkę, ponieważ kocię nie lubiło zbytniego hałasu. 
Jagódek, ten marudny brat, w którego wtulał się Kózka, niedawno zasnął. Nawet jeśli Jagódek zachowywał się, tak jak się zachowywał, Kózka wciąż go kochał, są w końcu rodzeństwem. Kózka już prawie spał, w momencie, kiedy usłyszał odgłosy łap w kierunku przejścia do żłobka. Obrócił lekko swoją niedużą główkę i delikatnie otworzył ślepka, zaciekawiony, kto to. 
W wejściu ustała średniej wielkości niebieska kotka, wraz z białym kocurem.
- Sowi Locie. - zaczęła kotka - Złapaliśmy patrol Klanu Klifu na granicy, nie każ im dłużej czekać.
Sowi Lot popatrzyła z kociaków, na niebieską kotkę.
- Strasznie boli mnie brzuch.. - skłamała - Nie możemy załatwić tego później?.. 
Zastępczyni machnęła ogonem
- Więc daj nam kociaka i sami to załatwimy
Sowi Lot jedynie wydała niezadowolony pomruk i się podniosła.
Kózka wpatrywał się w swoją matkę, nie wiedząc, co się dzieje. 
- Złoty Wilku? - powiedziała jego matka, zerkając na masywną kotkę leżącą na boku żłobka - Możesz zająć się.. - zawahała się - Jagódkiem pod moją nieobecność? 
Złoty Wilk przytaknęła do Sowiego Lotu.
Szylkretowa podniosła Kózkę, który lekko się wzdrygnął, czując, że to, co się dzieje to nic dobrego.
- Chodźmy - powiedziała niebieska, po czym wyszła ze żłobka, a za nią wyszedł również biały kocur oraz Sowi Lot mocno trzymająca Kózkę, jakby ktoś chciał jej go wyrwać z pyska. 
Liliowe kocie zamrugało kilka razy, żeby przyzwyczaić swój wzrok do oślepiającego światła, które pojawiło się dla niego znikąd. 
Koty gęsiego przeszły przez wyjście z obozu.

---

Dalszą drogę, koty przeszły w wyjątkowej ciszy. Zatrzymali się przy grupie kotów.
Niebieska kotka machnęła ogonem do dwóch innych kotów.
- Możecie już iść dalej - przekazała im i odwróciła łeb w stronę Sowiego Lotu - Na co czekasz?
Matka Kózki najwidoczniej wpatrywała się w biało-czarnego kocura z krótkim ogonem, który stał przed nimi. Kotka podeszła do granicy i podała mu kociaka.
- Proszę, opiekuj się Kózką, Koperkowe Futro.. - mruknęła cicho, nie powstrzymując się od krótkiego polizania swojego kociaka.
Kózka wpatrywał się w matkę, czując się bardzo dziwnie, będąc trzymanym przez obcego kota z dziwnym, gryzącym w nos zapachem. 
- Idziemy - powiedział jeden z kotów i po chwili w większości białe kocie zaczęło być niesione w całkowicie innym kierunku niż z którego przyszli.
Nie podobało mu się to ani trochę.

Od Rozżarzonej Łapy

 Wyszli z obozu, ponieważ niebo przysłoniła masa chmur. Dzięki temu było lżej trenować, a co najważniejsze, upał nie palił futra i łap. Może i nazywał się Rozżarzona Łapa, ale pieczenie łap nie było zbyt przyjemnym doświadczeniem i wcale mu się ono nie podobało. 
- Dobrze, dzisiaj popracujemy nad twoim polowaniem - zadecydowała liderka. 
Pokiwał z entuzjazmem głową. Teraz uda mu się z łatwością upolować jakąś zdobycz. Całkiem sporo już umiał. A jeśli pogoda dopiszę, to wróci do obozu z soczystym królikiem w pysku. 
Pomknął na wrzosowiska, wyłapując nosem zapach zdobyczy. Zerwał się większy wiatr, ale na szczęście wiał mu w pysk, dzięki czemu od razu wyczuł przyszły posiłek. Oby tylko podmuchy nie zdradziły jego położenia, bo nici z pochwalenia się przed mentorką. 
Zaczął się cicho skradać. Nie mógł pozwolić na najdrobniejszy hałas. Trawa i tak szeleściła przez wiatr, więc miał szansę na to, aby pozostać niewykrytym. Kilka króliczych skoków później, rzucił się na zdobycz, nie pozwalając jej uciec. Jego atak był bezwględny, ale i skuteczny. Chwilę czekał, aż królik znieruchomieje i z zadowoloną miną, ruszył do Piaskowej Gwiazdy. Ta widząc, że mu się udało, uśmiechnęła się, gratulując mu z dumą. 
Uwielbiał ją. Naprawdę. Czuł się przy niej tak, jakby była częścią jego rodziny. Ułożył zdobycz pod jej łapy i zabrał głos.
- Coraz lepiej mi wychodzi! - ucieszył się.
- Owszem. Mimo, że mamy koty od polowań, to na wszelki wypadek warto umieć coś samemu.
Zgadzał się z tym. Polowanie było w końcu fajną umiejętnością. Nie zniósłby myśli, że taki nie rudy kot umie polować, a on nie! Wtedy byłby gorszy! A tego nie mógł znieść!
Nagle cały jego dobry nastrój uleciał, kiedy na liderkę rzucił się jakiś kot. Nie pachniał żadnym klanem, a ich zapachy dobrze kojarzył. Widząc jak się szarpię z kotką, rzucił się jej na pomoc. Nie bał się zaatakować obcego samotnika. To były ich tereny, a wierzył, że sobie poradzi. Umiał walczyć, szlifował te umiejętności niemal codziennie. A bycie w przyszłości wojownikiem zobowiązywało do bycia w tym fachu najlepszym. Żaden samotnik nie mógł się równać z potęgą klanowych kotów! 
Wgryzł się intruzowi w łapę. Ten chyba nie spodziewał się ataku z jego strony. No nic... najwidoczniej nie wiedział, że nie należy ignorować wroga. Nawet jeśli ten wygląda niepozornie. 
Jego atak się powiódł, bo ten odczepił się od Piaskowej Gwiazdy i skupił na nim. Dostał w pysk i oszołomiony poturlał się kawałek. Tego się nie spodziewał! Jednak taka prawdziwa walka, była cięższa niż ta na treningach! 
Samotnik chwycił w pysk królika i miał zamiar uciec, kiedy liderka rozorała mu grzbiet pazurami. Wydał z siebie straszny wrzask, który zaalarmował patrol. Widząc więcej wrogów, kocur uciekł. Rozżarzona Łapa stał, dysząc ciężko i obserwując uważnie miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu odbywała się walka. 
- Nic ci nie jest? - zapytała kremowa kotka, na co pokiwał głową. Chyba miał szczęście, że nie oberwał bardziej. Bolał go tylko grzbiet od przeturlania się po kamykach jak i pysk, ale tak to żył. Piaskowa Gwiazda miała kilka zadrapań, ale nie wyglądały one zbyt poważnie. Najwidoczniej samotnik chciał ich nastraszyć i ukraść zdobycz... 
Kotka rzuciła do patrolu kilka ostrych słów. No... nie dziwił jej się. Tak patrolowali te granicę, że wpuścili wrogiego kota. 
- Chodź, Rozżarzona Łapo. - Mentorka machnęła na niego ogonem, wskazując na królika na ziemi. Szybko go podniósł i udał się z nią do obozu. Tak czy siak, powinni zostać obejrzeni przez medyków. 

Od Krzemienia

To był jak sen. Nadal nie rozumiał, kiedy Zięba zaczęła spędzać z nim więcej czasu. Może zaniepokoiła się jego stanem zdrowia? Nie wyglądała jednak na taką, co troszczy się o innych. Nawet już nie pamiętał jak to się zaczęło. Może to przez pytania, czy już z nim w porządku? Pamiętał, że zaprosił ją na spacer, aby pokazać jej teren. Nie sądził, że się zgodzi, ale ku jego zdziwieniu tak się stało. 
Szli sobie, a on wskazywał jej charakterystyczne punkty. Czuł się niczym mentor oprowadzający ucznia po terenach. Ciekawe w ogóle czy doczeka mianowania? Szyszka była już dość wiekową kotką, więc martwił się, że pewnie nie dożyje tego. A może nie miała na to czasu, przez ostatnią stratę? Współczuł jej bardzo śmierci córki. On sam za bardzo nie wiedział, co by w takiej sytuacji zrobił. Ale nie było co siebie porównywać, on nie miał kociąt. 
- O czym myślisz? - zapytała, kiedy zatrzymali się przed wielką jabłonią. Owoce uginały jej gałęzie i tylko kwestią czasu było, gdy te spadną im na łby. 
Na wszelki wypadek przed odpowiedzią na jej pytanie, oddalili się nieco od drzewa.
- No wiesz... O tym wszystkim. O lisie, tej śmierci córki liderki...
Nastała chwila ciszy. Zięba uważnie się mu przypatrywała.
- O co chodzi? - zapytał zbity z tropu.
- Jesteś pod tą warstwą blizn... całkiem inny niż sobie wyobrażałam. 
Zdziwiony teraz już naprawdę, aż otworzył pysk. 
- A jak wyobrażałaś? 
- No nie wiem... Narwany mysi móżdżek, który atakuje wszystko co się rusza? - zaśmiała się. - Nie no... nie rób takiej miny. To było moje pierwsze skojarzenie. Ale jesteś całkiem fajny. - Trąciła go barkiem, wywołując na jego pysku uśmiech. 
- Też jesteś fajna - stwierdził. Nie miał zamiaru zdradzać jak on ją widział, bo czuł, że nie skończyłoby to się dla niego dobrze. 
- Nawet kiedy narzekam ci na moje futro? - zapytała. 
- No... - zawahał się. Nadal nie rozumiał, dlaczego miała z tym taki problem. Dla niego była zwykłym kotem i tyle. Chociaż... może mógł ją uznać już za swoją przyjaciółkę? Mieli naprawdę dużo wspólnych tematów. Żyli w końcu jako samotnicy, nie znali życia Owocowego Lasu od początku, musieli się wszystkiego uczuć i nabywać doświadczenia. Mimo to nadal mało co zdradzali o swojej przeszłości. Oboje uznawali, że przeszłość powinna być za sobą. Jedyne co sobie zdradzili to z jakich miejsc pochodzą. On żył w Siedlisku Wyprostowanych, ona daleko na jakiejś farmie, gdzie były dziwne istoty zwane końmi. Bardzo go zainteresowały, a kotce nie przeszkadzał fakt, że się o nie dopytuje. Konie w końcu nie były zagrożeniem dla jej przeszłości. Sam zresztą nie chciał jej opowiadać o ojcu, macosze i rodzeństwie. Te rany nadal tkwiły w nim głęboko, a przypominanie ich na okrągło, miało negatywne skutki dla jego zdrowia. Przecież przez to cierpiał na bezsenność. Przez ciągłe zamartwianie się. Teraz mieli nowe życie, więc zostawili wszystko za sobą. Starał się zapomnieć, że jego rodzina kiedyś tu mieszkała. Póki nikt nie miauczał Nornica i Czermień, nie miał powodów do obaw, aby żyć tak, jakby nie znał tych kotów. Nie był już Kłakiem. Był Krzemieniem. 
- Znów się zamyśliłeś - zauważyła. 
- A... no... tak jakoś... - zająkał się. 
- Też czasami się zamyślam, więc nic nie szkodzi. Chodź. Może uda nam się coś dzisiaj upolować - miauknęła kierując kroki w stronę krzaków, gdzie rozlegały się ciche piski myszy. 

***

No i nadszedł ten moment. Mianowanie. Siedział przed Szyszką, która miauczała do niego słowa przysięgi. Rytuał brzmiał naprawdę poważnie. Wypowiedział "przysięgam" i tym o to sposobem został pełnoprawnym wojownikiem Owocowego Lasu. Był z siebie dumny. Udało mu się! Tyle księżyców i był godny tego miana. Już nie był obcym. Był jednym z nich. 
Po jego mianowaniu przyszedł czas na Ziębę. Nie spodziewał się, że kotka również, wraz z nim, wkroczy w tą nową rolę. Ale stało się. Zostali wojownikami!

27 lipca 2021

Od Sigmy

Czarno-niebieski kocur otworzył ospale oczy, przepędzając z powiek resztki snu, które jeszcze nie zdążyły rozpłynąć się w jego pamięci. Jego następnym krokiem było rozciągnięcie zesztywniałych po całej nocy kończyny by na dobre rozpocząć własną, poranną rutynę. Kot wyciągnął cztery łapy po kolei, wyczuwając każde spięcie w mięśniu i trzask w stawie. Pomimo młodego wieku coraz bardziej mu one doskwierały, z niewiadomych dla niego przyczyn. Jeszcze na koniec wydłużył grzbiet, ziewając szeroko, po czym zeskoczył z legowiska na ziemię, wzniecając z podłogi zbierający się tam kurz. Do jego uszu doszły nikłe dźwięki papierków i obijania się o siebie powierzchni zrobionych z twardego, błyszczącego materiału. Zachęcony tą dziwną melodią, szybkim, giętkim krokiem skierował się do miejsca, gdzie przebywali jego bezfutrzy. Przechodząc do kolejnego pomieszczenia, jego czuły nos przyjemnie podrażnił zapach świeżej karmy wsypywanej do jego miski. Uwielbiał ten moment. Miły dreszczyk przebiegł jego kark i chętnym krokiem zaczął dreptać do kuchni. Momentalnie stanął jednak, a jego uśmiech zrzedł, gdy w drzwiach dojrzał starszą współlokatorkę - Tetę. Stara wiedźma posłała mu ostrzegawcze spojrzenie. Sigma mimowolnie nastroszył się, kładąc po sobie uszy. Teta była doprawdy wstrętną kocicą. Odkąd nowi właściciele go przygarnęli była niedobra i opryskliwa w stosunku do jego wspaniałej osoby. A przecież nie było powodu! Był piękny, przystojny i czarujący, a ta wywłoka traktowała go jak niepotrzebnego śmiecia który zawadza jej na drodze! Poczekał aż starsza dotrze do swojej miski i skończy pożerać swoją porcję w ślimaczym tempie. Ugh, dlaczego to akurat na nią musiał trafić! Czy właściciele nie mogli jej jakoś zostawić gdy się tu przeprowadzili? Byłoby dużo łatwiej. Co z tego, że była tu pierwsza? Trzeba robić miejsce młodemu, lepszemu pokoleniu! Gdy nareszcie zabrała swój tyłek na komodę, na której spędzała większość swojego czasu, Sigma nareszcie dorwał się do miski. Cóż, wolał mokrą karmę, jednak nie będzie przecież kręcił nosem na tak smacznie pachnące jedzenie. Szybko zabrał się do pochłaniania pożywienia, by prędko skończyć, oblizując się ze smakiem. To było życie! Jego pani zabrała mu miskę do mycia, by przy okazji podrapać go za uszkiem. Kocur zamruczał głośno, ocierając się o ciepłą dłoń właścicielki. Kobieta zachichotała cicho, po czym wyprostowała się i zaczęła myć naczynia. Hybryda otarł się jeszcze z wdzięcznością o jej nogi, po czym wyszedł do miejsca, gdzie siedział jego pan, oglądając kolorowe magiczne pudełko. Sigma rzucił na nie szybko okiem, jednak dzisiaj nadawał tylko jakiś obcy dwunóg na niebieskim tle, co nie było dla niego zbyt interesujące. Właściwie… jeszcze nie poznał swoich sąsiadów? Może nareszcie jakiś będzie miał i nie będzie skazany tylko na starą wiedźmę? Kot skoczył na komodę, prawie strącając wazon na niej stojący, po czym wyszedł przez otwarte na oścież okno. Wziął głęboki wdech świeżego powietrza i rozejrzał się na prawo. Potem na lewo. Trudny wybór. Minęła chwila namysłu i Sigma ostatecznie udał się w lewą stronę. Nigdy nie można wybrać źle jak się idzie na lewo, prawda? I jego teoria się sprawdziła. W bliskim ogródku znalazł kupę futra o ogromnych uszach, akurat czymś zajętą. Za to obróżkę miał jaką ładną!
- Witaj sąsiedzie! - zagaił wesoło, prostując się i prezentując pod najlepszym kątem. - Me imię Sigma, miło mi cię poznać!

< Loki? >

Od Fałszywego Serca CD Zbożowego Pola

 *wielki skip po wojnie do teraz*

Fałszywe Serce wstał z paskudnym humorem. Nie miał nawet konkretnego powodu, by odczuwać niechęć do wszystkich dookoła. Chyba po prostu tak już bywa, że zdarza się gorszy dzień.
Z samego rańca pogonił od siebie Kalinkę. Nie było mu przykro, zły humor przysłonił większość emocji. Syczał na pozostałych i tyle.
Na treningu z Piegowatą Łapą, miał ochotę urwać jej łeb.
- NIE BĘDĘ SIĘ CIEBIE SŁUCHAĆ - zaprotestowała głośno i wyraźnie, kiedy kazał jej wspiąć się na drzewo.
- Zrób to, co ci każę. Przecież potrafisz. - Odpowiedział czując, jak kończy się jego cierpliwość.
- No właśnie. Potrafię. To po co mam Ci jeszcze udowadniać? - Uniosła arogancko brew.
- Zrób to.
- Nie.
- Wejdź na to cholerne drzewo.
- Sam se wejdź.
Żarty się skończyły wraz z jego cierpliwością. Nastroszył sierść, kładąc po sobie uszy. Podszedł do niej, prostując plecy. Był wyższy, całkiem sporo. Spojrzał na kotkę lodowatym spojrzeniem błękitnych oczu.
- Do. Jasnej. Cholery. Piegowata Łapo jak zaraz nie ruszysz swojej nędznej dupy to nie ręczę za siebie - wyszczerzył kły.
Kotka położyła po sobie uszy, przez chwilę nawet myśląc nad odpyskowaniem. Po dłuższym przemyśleniu zrezygmowala z tego. Posiadała swój rozum, wiedziała, że dalsze podskakiwanie źle się dla niej skończy. Fałszywy był starszy i większy, poza tym miał tu władze jak nie patrzeć. Westchnęła tylko ciężko, wykonując jego polecenie. 

~*~

Fałszywy po treningu szedł jeszcze bardziej wkurwiony. Kroczył przez tereny klanu klifu, czując, jak dosłownie każdy kawałek jego ciała wrzy. Krew mu w uszach szumila, tak bardzo zły humor miał. Nawet nie wiedział czemu. Może przez zachowanie jego uczennicy, a może jakiś inny powód, kompletnie odmienny. 
Polazł nad rzekę, by zaspokoić pragnienie. Był to jeden z niewielu dni, kiedy nie padało.  
Stanął na brzegu, nachylając się, by łyknąć chłodnego, życiodajnego płynu. Gdy tak pił, usłyszał jakieś poruszenie. Następnie chlapnięcie. Podniósł głowę, marszcząc brwi, a woda ściekała z jego podbródka. 
Dostrzegł innego kota. Śmierdzącego nocniaka, którego pyska nie widział już dawno temu. Ostatni raz podczas któregoś z wielu zgromadzeń, jak nie dawniej. 
Wyszczerzyl kły. 
- Czego się gapisz - warknął. 
- Od tego mam oczy - odparł bury, jakby nie widząc złego humoru kocura. 
- Mało ci dookoła rzeczy do oglądania? - Fałszywy stał przednimi łapami w wodzie. Niby dzieliła ich cała szerokość rzeki, ale jednak tak mało. 
- Nic ciekawego - rzucił zielonooki. 
Fałszywy zrobił krok w przód. 
- E, ale dokąd to? Myślisz, że pozwolę Ci przejść? - Zboże momentalnie zmienił postawę. Nastroszył sierść, marszcząc brwi. 
- Nie będziesz mieć wyboru - odparł pewny siebie point, po prostu wkraczając do rzeki w jej płytkim odcinku. 
Owszem, szukał sposobu, by wyładować złość. Trafiła mu się okazja. Mógł obić pysk kota z Klanu nocy. I to bez konsekwencji. 
Sprawnym ruchem znalazł się niemalże po drugiej stronie, kiedy to bury zagrodził mu drogę, po prostu go atakując. Kocury syczały na siebie, pazurami drapiąc nawzajem i szamocząc. Żaden nie chciał odpuścić. Fałszywy wykorzystywał każdą okazję, żeby dopiec głupiemu nocniakowi. 
Podczas tej krótkiej bójki byli sobą tak zajęci, że nie zauważyli, jak ziemia pod nimi kawałek po kawałku wpada do wody. Nie minęła dłuższa chwila, a pod Fałszywym osunął się brzeg. Gdy niebieskooki poczuł, że się przewraca, wbił instynktownie pazury w ciało przeciwnika, pociągając go za sobą. 
Wpadli obydwaj do lodowatej wody. Fałszywy jak poparzony wynurzył się, łapiąc łapczywie powietrze. Zboże nie był gorszy, szukając drogi, byleby tylko wyjść na brzeg. Zaczął powoli sunąć w stronę swojej granicy. Fałszywy może i nienawidził wody, ani nie potrafił pływać, ale zdołał wybić się na ślizgim dnie, by złapać się grzbietu starszego. Pazury wbił w jego długie futro, zmuszając, by się zatrzymał. Nadal siedzieli w wodzie, jednak nurt na ich szczęście nie był dziś w humorze do porywania kotów. 
- Uciekasz od walki, zapchlony tchórzu? - Zapytał niebieskooki, nie zamierzając go puszczać. 

<Zboże? Dawaj, daj mu w pysk, pokaż pazurki>

Zgromadzenie

 Dnia 27 lipca (wtorek) o godzinie 19:00 odbędzie się zgromadzenie! Liderów i opiekunów klanów prosimy o uzupełnienie listy.

KLAN BURZY
Piaskowa Gwiazda
Orlikowy Szept
Jeżowa Ścieżka
Sierpówkowa Łapa

Niebiański Kwiat
Dziki Gon
Jelenie Kopytko
Ziemniaczana Bulwa
   Zwęglone Futro
Splątane Futro
Jałowa Łapa
Rozżarzona Łapa
Zmierzchowa Łapa

KLAN KLIFU
Miętowa Gwiazda
Mroźny Oddech
Firletkowy Płatek
Bursztynowy Pył
Bluszczowa Łapa

Niedźwiedzi Pazur
Słowiczy Trel
Olchowe Serce
Mysi Krok
Szczawiowy Liść
Zimorodkowy Blask
Kwaśny Język
Wroni Wrzask
Jaśminowy Sen
Wrzosowa Łapa
Gorzka Łapa
Rubinowa Łapa



KLAN NOCY
Borsucza Gwiazda
Borówkowy Liść
Kacze Pióro
Muchomorza Łapa
Czarna Łapa

Wieczornikowe Wzgórze
Królicze Serce
Malinowy Pląs
Śnieżna Chmura
Zbożowe Pole
Jabłkowa Bryza
Orzechowy Zmierzch
Niezapominajkowy Sen
Żabi Plusk
Zanikająca Łapa
Rudzikowa Łapa
Rzeczna Łapa


KLAN WILKA
Wróblowa Gwiazda
Borsuczy Krok
Potrójny Krok
Deszczowa Chmura

Pokrzywowa Skóra
Leszczynowa Bryza
Pierzasta Mordka
Płonąca Waśń
Północny Mróz
Jastrzębi Cień
Skalny Szczyt
Wampirza Łapa
Mleczowa Łapa
Wróblowa Łapa
Wietrzna Łapa



OWOCOWY LAS
oficjalnie nikt, ale można spróbować uciec

CHAT: Na discordzie

Od Jastrzębiego Cienia cd Jastrzębiego Podmuchu

Słuchał z niezadowoleniem jak Jastrzębi Podmuch jedzie po jego matce, nie zostawiając na niej suchej nitki. Jak nic poczuł się urażony. Nie miał przecież imienia po tej kotce. Był to tylko zbieg okoliczności. A skoro matka dała go pod jej skrzydła, to powinna być zadowolona, że jej ufała w tej kwestii. Naprawdę jego dawna mentorka miała poważny problem. 
Dalsze jej wyznanie go zaskoczyło. Zabiła kota dla jego matki? To było... szalone i niepokojące. Wiedział, że Borsuczy Krok jest twarda i mało co zdradza, więc nie zrobiło na nim wrażenia to, że ta zajęta była trupem, a nie kotką. Kto normalny, pewnie będąc w szoku, skupia się na mordercy? No... On by pewnie spojrzał to na trupa, to na kotkę, ale jego matka musiała mieć dobry powód, aby tak postąpić. Nie robiła przecież nic bez przyczyny. 
Kiedy ta skończyła swój łańcuszek nieprzyjemnych zwrotów, nadal stał tam, nie dając po sobie poznać, że to go ruszyło. No... na początku był wściekły, to jasne, lecz teraz, gdy znał sekret kotki i zobaczył ją tak rozchwianą, nie czuł już nic. Tylko chłodną kalkulację. 
- Skoro ci tak się nie podoba w klanie, to mogłaś go opuścić - zauważył. - A co do przygłupów i krzaków, to moja matka już to przerobiła. - W końcu tak właśnie powstał. Jego ojciec był naprawdę mysim móżdżkiem i nie zasługiwał na jego szacunek. Sam fakt, że po tym wszystkim zostawił jego matkę i udał się w krzaki z jego wujkiem, nie pomagał. 
- Ale dzięki za szczerość. - Uśmiechnął się zagadkowo. - Miłego dnia ci życzę - pożegnał się i wyszedł na zewnątrz. Coś czuł, że kotka musi ochłonąć. 

***

Był już zdrowy i naprawdę cieszył się, że odzyskał wolność. Siedzenie całe dnie w jednym miejscu, pełnym chorych, zapachu śmierci i krwi, było naprawdę męczące. Na dodatek sam fakt, że siostra nie dawała mu spokoju nie pomagał. 
Świeże powietrze było czymś przyjemnym. Uwielbiał je, jak i tą ciszę. Czerwony kaszel niedawno zabrał Puszczykowy Krzyk i Bystrą Wodę. Znał kocury z widzenia, leżeli tuż obok niego. Aż zadrżał na to wspomnienie. To on mógł być na ich miejscu. Jak dobrze, że miał dobrą odporność. Wizja siebie w piachu była tym, czego najbardziej się obawiał. 
Kątem oka dostrzegł jak Jastrzębi Podmuch wychodzi na poranne polowanie. Podszedł do niej bezszelestnie, dopiero odzywając się, gdy ta go dostrzegła tuż obok. 
- Witaj, mentorko. Pomyślałem, że możemy trochę zapolować razem. Jak za dawnych czasów.

<Jastrząb?>