Kotka patrzyła w gwiazdy. Były takie ładne i błyszczące.
- Jeszcze tu siedzisz? - spytał ktoś za nią.
Pointka odwróciła się i zobaczyła swoją przyjaciółkę.
- Tak... Chyba dzisiaj będę stróżować w nocy. - odpowiedziała kotka.
- Jak chcesz. - szylkretka udała się do legowiska wojowników
***
Minęło kilka księżyców. Liście zaczynały spadać z drzew i przybierać różne kolory. Tulipanowy Pąk urodziła się właśnie o takiej porze roku, tylko 13 księżyców wcześniej. Wtedy jeszcze mała kotka nie zdawała sobie sprawy, że Porą Opadających Liście może być tak pięknie. Gdy opuściła dom dwunożnych, wszędzie było biało i chłodno, co nie podobało się kotce. Teraz z pewnością też nie będzie jej miło, gdy biały puch będzie przylepiał się do jej futra na brzuchu i łapach, ale do tej pory minie jeszcze duuuużo czasu. Aktualnie kotka była przykucnięta przy ziemi i wpatrywała się w swoją ofiarę, która skubała jakiegoś orzecha. Po chwili kotka wyskoczyła na wiewiórkę, ale ta zdążyła zacząć biec. Tulipanowa nie chciała się poddać, więc zaczęła za nią biec, aż w końcu znalazły się na drzewie. Pointka skoczyła na ofiarę i udało jej się złapać w pysk rudą kitkę zwierzęcia. Skok był jednak złym ruchem, bo cynamonka i wiewiórka spadły na ziemię wraz z załamaną pod nimi gałęzią. Na szczęście drzewo nie było wysokie i kotce nic się nie stało. Jej ofiara nie miała jednak tyle szczęścia i podczas upadku połamała sobie kark.
- Myślałem, że koty zawsze spadają na cztery łapy. - zakpił czyjś głos.
Pointka obróciła się w jego stronę, powoli wstając.
- Ha. Ha. Bardzo śmieszne. - odpowiedziała sarkastycznie kotka do kocura.
Owym kotem był Sztormowe Niebo - były mentor wojowniczki. Ich relacje od czasu mianowania kotki trochę się ociepliły, ale kocur dalej z niej czasem szydził i nie potrafił zaufać jej do końca. Tulipanowy Pąk wstała i podeszła ze swoją zwierzyną do kocura, a raczej przeszła obok niego przejeżdżając mu ogonem pod brodą, na co on cicho fuknął. Od jakiegoś czasu była uczennica Sztormowego Nieba zaczęła zauważać w nim kogoś więcej niż tylko zrzędliwego starucha. Być może to tylko szczeniackie zauroczenie, a być może nie. Chciała się do niego trochę zbliżyć, ale coś jej nie wychodziło.
- Chodź już do obozu. - powiedział srogo kocur, jakby to miała być wyrocznia, że coś złego się tam dzieje.
Burzowiczka bez sprzeciwu poszła za starszym kocurem. Gdy byli już w obozie kotka odłożyła swoją zdobycz na stos i zauważyła Migotkę, jej przyjaciółkę. Szylkretowa kotka wychodziła z legowiska wojowników. Młodsza o 1 księżyc kotka podbiegła do starszej i otarła się o nią na przywitanie.
- Cześć. Co będziemy dzisiaj robić? - spytała Tulipanowy Pąk.
Migacz? (pisane na siłę, sorry)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz