Popołudnie w to ponoć idealna pora ma drzemkę, no właśnie, ponoć. Owszem, niektóre koty smacznie spały, inne dzielił się językami, a jeszcze inne wracały z treningów czy też polowań. Zaś w kociarni, między trójką kociąt Ciernistej Łodygi znalazła się taka mała pokraka, która korzystając, że jej matka oraz rodzeństwo śpi - cichaczem wymknęła się na zewnątrz, ignorując konsekwencje swojego czynu. Chociażby to, że bura królowa ostro przetrzepie jej dupę, jeśli wróci, zanim ta się obudzi. Jednak Fiołek była zdecydowanie dziwnym przypadkiem, który miał to głęboko pod ogonem. Zdecydowanie głębiej niż można przypuszczać.
Zachwycona otaczającym ją światem, który zobaczyła, gdy tylko wyściubiła swój nosek poza bezpieczną kociarnię, jeszcze bardziej zachęcił ją do zwiedzania.
Bo przecież co może się takiego stać?
No właśnie, tak się składa, że akurat dużo. Nie wiadomo jakim cudem nikt jej nie rozdeptał, a tym bardziej nie zniósł ponownie do karceru dla kociąt. Jak to mawiają - głupi ma zawsze szczęście. Może jest w tym ziarno prawy. Młoda szylkretka popatrzyła przed siebie, dostrzegając legowisko lidera i wyłaniającą się z niego sylwetkę Nocnej Gwiazdy. Odruchowo skrzywiła nosek w niesmaku, nie podobał jej się ten cały lider, fakt, mama tylko o nim wspominała, jeszcze nie miała okazji go zobaczyć a żywo. Oj, gdyby tylko wiedziała, że to jej dziadek... Jednak była tylko małym kociakiem, skąd miała wiedzieć takie rzeczy? A tym bardziej rozumieć. Ruszyła więc przed siebie, rozglądając się uważana. Co rusz jej uszka wyłapywały jakiś szmer, najpewniej wywołany przez któregoś z wojowników. Ziewnęła przeciągle, łypiąc na wszystko dookoła.
- A żeby ci mentorka skopała to grube dupsko! - do jej uszu dotarł głos Czaplej Łapy. Odwróciła się w stronę czekoladowego kocura, który w złości machnął kitą, odwracając się na pięcie od terminatorki, z którą rozmawiał. Ta tylko nastroszyła lekko szylkretowe futro i również oddaliła się w swoją stronę.
W głowie Fiołka zawitał pomysł. Pójdzie przywitać się z wujkiem, bo dlaczego by nie? Skoro jakimś cudem udało jej się zbiec matce, to zrobi z tego jakiś użytek.
Tak więc ruszyła przed siebie na chwiejnych łapkach. Czasem miała problem z chodzeniem prosto, przez co w pewnym momencie wpadła na coś. A raczej kogoś.
- Patrz, jak łazisz kupo kłaków! Gdzie twoja matka? - głośne warknięcie z lekka wystraszyło kotkę. Odskoczyła więc w bok i popatrzyła w górę, a kiedy zobaczyła wściekły wyraz pyska Żmijowej Łuski przechyliła lekko główkę w bok - Pytam jeszcze raz! Gdzie twoja matka!? Głucha jesteś? - kolejne głośne syknięcie. Zamiast jednak odpowiedzieć normalnie, Fiołek usiadła ciężko na piasku, ponownie przechyliła malutką główkę, po czym najprościej w świecie dumna z siebie wypaliła:
- Ale ty jestes bzydka!
< Czapla Łapo? >
Moja krew!
OdpowiedzUsuń